Coffman Elaine - Pomyłka (Mackinnon 02).pdf

(1645 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Coffman Elaine - Pomy\263ka)
Elaine Coffman
POMYŁKA
1
Brownsville, Teksas, 1848
Wojna wreszcie si ħ sko ı czyła.
Młody m ħŇ czyzna, jad Ģ cy bez po Ļ piechu na kr ħ pym teksaskim koniu nieokre Ļ lonej, raczej
płowej, ma Ļ ci, w zamy Ļ leniu pocierał toni Ģ kilkudniow Ģ ju Ň szczecin ħ na podbródku i policzkach
zastanawiał si ħ , czy ma si ħ z czego cieszy ę . Ludzie w ko ı cu przestali si ħ zabija ę i to z cał Ģ
pewno Ļ ci Ģ było dobre. Ale koniec wojny oznaczał te Ň , Ň e oddziały, tak dzielnie dot Ģ d walcz Ģ ce od
dowództwem generała Zacha Taylora, nie s Ģ ju Ň nikomu potrzebne, podobnie jak i słu ŇĢ cy w nich
ludzie, którzy oddali armii ponad dwa lata swego Ň ycia. Nawet je Ļ li niektórym z nich ta
meksyka ı ska wojna w jaki Ļ sposób wypełniała pustk ħ dotychczasowej egzystencji – a chyba tak
wła Ļ nie było w przypadku Alexa Mackinnona – to po podpisaniu traktatu pokojowego tak Ň e i to si ħ
sko ı czyło. Ten rozdział był zamkni ħ ty, a przed Alexem – tak jak i przed jego bratem Adrianem,
razem z nim zwolnionym z wojska z tego samego powodu – stan ħ ło teraz zasadnicze pytanie: co
dalej?
Alex i Adrian byli bli Ņ niakami, najmłodszymi z szóstki braci Mackinnonów. Teraz było ich ju Ň
tylko pi ħ ciu, jako Ň e najstarszy Andrew zgin Ģ ł tragicznie jeszcze w 1836 roku, zabity przez
Komanczów. Szmat czasu, to ju Ň dwana Ļ cie lat. Pierwszy si ħ urodził i pierwszy te Ň spotkał Ļ mier ę .
Wojna z Meksykiem była ci ħŇ ka i krwawa i przez ostatnie dwa lata Alex Mackinnon cz ħ sto
my Ļ lał, Ň e to wła Ļ nie on b ħ dzie nast ħ pny. Teraz, gdy bezpo Ļ rednie zagro Ň enie w ko ı cu min ħ ło,
znów zastanawiał si ħ nad tym wszystkim, ale tak naprawd ħ mógł jedynie westchn Ģę nad swoim
losem i z pewn Ģ rezygnacj Ģ pokiwa ę głow Ģ . Niełatwo było przyzna ę cho ę by tylko przed sob Ģ , Ň e w
gruncie rzeczy jego Ļ mier ę te Ň nie miałaby wi ħ kszego znaczenia. Co najwy Ň ej liczba Ň yj Ģ cych braci
Mackinnonów zmniejszyłaby si ħ do czterech.
Ta wojna ka Ň dego dnia groziła Ļ mierci Ģ , a jej trudy były chwilami wr ħ cz nieludzkie, ale te Ň
wła Ļ nie dlatego bez reszty absorbowała zarówno Alexa, jak i Adriana przez całe dwa lata. Przez te
dwadzie Ļ cia cztery miesi Ģ ce – dzie ı w dzie ı – mieli przynajmniej co Ļ do zrobienia poza
dotychczasowym ci Ģ głym przymieraniem głodem. Ale kampania wreszcie si ħ zako ı czyła i Ň aden z
nich nie miał pewno Ļ ci, co wła Ļ ciwie powinni ze sob Ģ zrobi ę .
Nagły powiew gor Ģ cego wiatru wzbił tuman białawego kurzu, kolejny raz dobitnie
przypominaj Ģ c o tym, jak dawno nie spadła tu nawet jedna kropla deszczu. To nie była przyjemna
okolica o tej porze roku. Alex Ļ ci Ģ gn Ģ ł z szyi bawełnian Ģ bandan ħ , otarł spocone czoło i wn ħ trze
kowbojskiego kapelusza. Zastanawiał si ħ przez chwil ħ , czy nie lepiej byłoby jecha ę z odkryt Ģ
głow Ģ , lecz upał był jednak zbyt dotkliwy.
Obrócił si ħ w siodle i przygl Ģ dał bratu, jad Ģ cemu kilkana Ļ cie metrów za nim. Ko ı Adriana
szedł wolno, jego kopyta te Ň zapadały si ħ w sypkim piachu a Ň po p ħ ciny. Daleko w tyle zostało
Brownsville – małe miasteczko, w którym rozformowano ich oddział. Tam zostali zwolnieni z
wojska i mieli ju Ň prawo jecha ę dok Ģ dkolwiek. Gdzie tylko zechc Ģ i kiedy tylko zechc Ģ .
Adrianowi specjalnie si ħ nie Ļ pieszyło, natomiast Alex ponaglał i poganiał brata, jak tylko
mógł, od pierwszego dnia. Taka ró Ň nica postaw mogłaby dziwi ę tylko tych, którzy ich bli Ň ej nie
znali, jednak w ich rodzinnych stronach wszyscy wiedzieli, Ň e ci bracia bli Ņ niacy zgadzaj Ģ si ħ ze
sob Ģ niezwykle rzadko, spieraj Ģ c si ħ o wszystko niemal Ň e dla zasady. Wiedziano te Ň , Ň e to Alex jest
zazwyczaj bardziej aktywny i Ň e niezwykle trudno mu usiedzie ę na miejscu, nawet je Ļ li sam
dokładnie nie wie, dok Ģ d wła Ļ ciwie chciałby wyruszy ę .
Jedna rzecz wydawała si ħ niew Ģ tpliwa –je Ň eli w ogóle czego Ļ szukał, z cał Ģ pewno Ļ ci Ģ nie
było tego w Brownsville.
Jeszcze raz obrócił si ħ w siodle i ostatnim spojrzeniem obrzucił nikn Ģ ce ju Ň na horyzoncie
miasteczko. Potem uniósł głow ħ i spojrzał do góry prosto w sło ı ce, które uparcie tkwiło w zenicie
ju Ň od paru godzin i – zdaniem Alexa – nie przesun ħ ło si ħ w tym czasie nawet o milimetr.
Tymczasem ko ı Adriana zbli Ň ył si ħ na odległo Ļę kilku metrów. Alex czekał na brata,
zm ħ czonym wzrokiem obrzucaj Ģ c bezkresn Ģ , pełn Ģ wykwitów białych alkalicznych soli,
półpustynn Ģ równin ħ – prawie zamarł Ģ otwart Ģ przestrze ı , na której, jak si ħ wydawało, nie
poruszało si ħ nic, je Ň eli nie liczy ę obłoczków kredowego pyłu wzbijanego spod ko ı skich kopyt i
ledwie zauwa Ň alnie chwiej Ģ cych si ħ na wietrze gał Ģ zek nielicznych k ħ p karłowatego d ħ bu. Daleko
za tymi mizernymi zaro Ļ lami i za płyn Ģ c Ģ jeszcze dalej Rio Grand ħ rozpo Ļ cierał si ħ Meksyk –
niczym ogromna karta, na której jeden wa Ň ny rozdział z ksi ħ gi Ň ycia tych młodych ludzi został ju Ň
zapisany. A przed nimi była jeszcze do przebycia ogromna trawiasta równina, za któr Ģ le Ň ało
prawdziwe wielkie miasto – San Antonio. A potem co? Alex nie był tego pewien, miał jednak silne
przeczucie, Ň e dalszych rozdziałów ich nienapisanej jeszcze historii nale Ň y szuka ę wła Ļ nie w tym
kierunku.
Czuł si ħ znu Ň ony i w jaki Ļ sposób znacznie starszy ni Ň dot Ģ d –nawet je Ļ li z metryki wynikało,
Ň e wci ĢŇ jeszcze nie przekroczył nawet dwudziestki. Tak, był teraz zdecydowanie starszy i patrz Ģ c
na brata, zastanawiał si ħ , czy Adrian te Ň ma podobne poczucie niezwykle gwałtownego doro Ļ lenia.
Nie potrafił odpowiedzie ę na to pytanie, cho ę znał go lepiej ni Ň ktokolwiek i wiedział, jak bardzo
potrafi by ę skryty, mimo swej w gruncie rzeczy porywczej i wybuchowej natury. Alex pod tym
wzgl ħ dem na szcz ħĻ cie si ħ od niego ró Ň nił, natura obdarzyła go temperamentem znacznie
pogodniejszym, poł Ģ czonym z błogosławion Ģ zdolno Ļ ci Ģ spokojnego przyjmowania wszystkiego, co
Ň ycie przynosiło, nawet je Ļ li na ogół nie były to dary szcz ħĻ liwego losu.
Tak, z cał Ģ pewno Ļ ci Ģ nie były.
ņ ycie go raczej nie rozpieszczało i w znacznym stopniu przyczyniło si ħ do tego, Ň e musiał tak
pospiesznie wydoro Ļ le ę – nie z własnej winy. Je Ļ li komu Ļ mo Ň na byłoby t ħ win ħ przypisa ę , to co
najwy Ň ej Koma ı czom, którzy przed laty zabili mu ojca, matk ħ i najstarszego brata, porywaj Ģ c
jednocze Ļ nie ich malutk Ģ siostr ħ , ledwie sze Ļ cioletni Ģ Margery. Ale nawet to tragiczne wydarzenie
nie było tak jednoznaczne, jak mogłoby si ħ wydawa ę . To prawda, Ň e Koma ı cze dokonali krwawego
najazdu na ich dom, skazuj Ģ c tym samym pi ħ ciu cudem ocalałych z masakry bezradnych chłopców
na sieroctwo – tym trudniejsze, Ň e najstarszy z nich nie miał wówczas nawet czternastu lat, a dwaj
najmłodsi nie sko ı czyli o Ļ miu. Tak, ci czerwonoskórzy z pewno Ļ ci Ģ byli temu winni, ale nie mo Ň na
było zapomina ę , Ň e oni tak Ň e prowadzili wówczas wojn ħ , nieporównanie dłu Ň sz Ģ od tej prowadzonej
przez Meksykanów – wojn ħ , która te Ň była z góry przegrana. Obwinianie zdesperowanych Indian
byłoby wi ħ c w jakim Ļ sensie podobne do kopania le ŇĢ cego, dobijania przeciwnika ju Ň pokonanego.
To te Ň nie byłoby w porz Ģ dku.
Adrian ostatecznie zrównał si ħ z Alexem i wstrzymuj Ģ c nieco gniadego wierzchowca, zapytał:
– Dlaczego wła Ļ ciwie spieszymy si ħ tak, jakby co Ļ si ħ paliło? Zm ħ czony gniadosz ci ħŇ ko
oddychał, a jego sier Ļę była mokra od potu. Wida ę było, Ň e przy takim tempie wytrzyma co
najwy Ň ej trzy kilometry, a mo Ň e nawet mniej. Patrz Ģ c na to zgonione zwierz ħ , Alex nagle poczuł,
jak bardzo znów chce mu si ħ pi ę . Nie odpowiedział na pytanie brata, ale to najwyra Ņ niej Adrianowi
nie przeszkadzało.
– Wci ĢŇ jeszcze jeste Ļ na mnie w Ļ ciekły za to, co było wczoraj? – zapytał po chwili.
– Nie. I wczoraj te Ň nie byłem w Ļ ciekły – odpowiedział spokojnie Alex.
– Wi ħ c dlaczego nie chciałe Ļ mi po Ň yczy ę dwóch dolarów na t ħ ostatni Ģ dziwk ħ z
Brownsville?
– Bo nie była warta dwóch dolarów.
– A byłe Ļ z ni Ģ kiedykolwiek?
– Nie.
– Wi ħ c sk Ģ d, u diabła, mogłe Ļ wiedzie ę , czy jest warta, czy nie?!
– Och, na miło Ļę bosk Ģ , Adrianie! Była tak brzydka, Ň e na sam jej widok wykoleiłby si ħ nawet
poci Ģ g!
– A kto powiedział, Ň e trzeba w ogóle patrze ę na jej twarz?
– Nie mo Ň esz a Ň tak bardzo potrzebowa ę kobiety – powiedział mityguj Ģ ce Alex. – Nie a Ň tak.
– To moja sprawa. Nie uwa Ň asz, Ň e mam prawo wybra ę sobie tak Ģ dziwk ħ , jak Ģ chc ħ ?
– Nie za moje dwa dolary.
– Przecie Ň bym ci je oddał. Dobrze o tym wiesz.
– A tak ju Ň w ogóle nie musisz mi nic oddawa ę .
Adrian ju Ň wcze Ļ niej zdał sobie spraw ħ , Ň e ta dyskusja do niczego nie doprowadzi, postanowił
wi ħ c da ę za wygran Ģ i zmienił temat.
– Nadal uwa Ň am – zacz Ģ ł cierpko – Ň e powinni Ļ my byli wyruszy ę z samego rana, a nie dopiero
w południe. Ten skwar nie pozwala oddycha ę . – Obrzucił wzrokiem otaczaj Ģ c Ģ ich zamarł Ģ równin ħ ,
niemal biał Ģ od sło ı ca, i trzymanym w r ħ ku kapeluszem raz i drugi strzepn Ģ ł kredowy pył,
pokrywaj Ģ cy mu spodnie a Ň po uda. – Wygl Ģ da na to, Ň e jeste Ļ my jedynymi idiotami, którzy próbuj Ģ
jecha ę przez takie piekło o tej porze dnia. Nawet miejscowe skorpiony i rogate ropuchy wydaj Ģ si ħ
mie ę wi ħ cej zdrowego rozs Ģ dku ni Ň my. – Ponownie wło Ň ył kapelusz na głow ħ i spojrzał na Alexa,
który z niewzruszon Ģ min Ģ jechał tu Ň obok jak gdyby nigdy nic i długo nie odezwał si ħ ani słowem.
To były te jego nagłe zamy Ļ lenia i nie nale Ň ało mu raczej w tym przeszkadza ę . Najpewniej my Ļ lał o
niedawnej przeszło Ļ ci. O dopiero co zako ı czonej wojnie.
Tu akurat Adrian miał zupełn Ģ racj ħ . Alex rzeczywi Ļ cie pogr ĢŇ ył si ħ we wspomnieniach,
przypominaj Ģ c sobie niemal cał Ģ wspólnie przebyt Ģ kampani ħ , od pierwszych utarczek pod
dowództwem generała Taylora, jeszcze przed oficjalnym wypowiedzeniem wojny Meksykanom,
poprzez najwi ħ ksze starcia pod Palo Alto i Resaca de la Palma, a Ň po najdłu Ň szy, pi ħ ciuset–
kilometrowy marsz w gł Ģ b Meksyku, zako ı czony decyduj Ģ c Ģ i – mimo jawnie przewa Ň aj Ģ cych sił
nieprzyjaciela – zwyci ħ sk Ģ bitw Ģ pod Buena Vista.
Ostateczny traktat pokojowy, podpisany prawie rok pó Ņ niej w Guadelupe Hidalgo, oddawał
Stanom Zjednoczonym cały Teksas, cał Ģ Kaliforni ħ i znakomit Ģ wi ħ kszo Ļę terytoriów Nowego
Meksyku. Wojna si ħ wreszcie sko ı czyła i Ň ołnierze, którzy j Ģ prze Ň yli, mogli wraca ę do domu – a
w Ļ ród nich tak Ň e i oni, Alex i Adrian Mackinnonowie. Ich problem polegał jednak na tym, Ň e teraz
nie za bardzo wiedzieli, gdzie wła Ļ ciwie miałby by ę ten ich dom.
Tak naprawd ħ nie mieli domu – chyba Ň eby za dom uwa Ň a ę to, co przed laty udało si ħ z trudem
odbudowa ę z dawnej siedziby Mackinnonów, zniszczonej po naje Ņ dzie Komanczów. Ten cz ħĻ ciowo
tylko odbudowany, a potem ponownie porzucony stary budynek pewnie znów był w całkowitej
ruinie, a poza tym tak strasznie daleko. Naprawd ħ na ko ı cu Ļ wiata, w mało komu znanym – nawet
cho ę by tylko z nazwy – okr ħ gu Uniesione. Nawet przy najwi ħ kszych staraniach obu braciom tylko z
najwy Ň szym trudem udałoby si ħ przypomnie ę co Ļ , co mogłoby ich do tego Limestone ponownie
przyci Ģ gn Ģę .
Wła Ļ ciwie nie było tam nic naprawd ħ poci Ģ gaj Ģ cego.
Rzeczywi Ļ cie nic – je Ļ li pomin Ģę fakt, Ň e mieszkały tam siostry Simon.
2
Przypadek sprawił, Ň e wła Ļ nie tego samego dnia – i chyba nawet mniej wi ħ cej w tym samym
czasie – jedna z tych dwóch sióstr Simon, imieniem Katherine, podczas rozmowy o najbardziej
codziennych domowych sprawach niespodziewanie wspomniała Alexa Mackinnona. Zrobiła to
zreszt Ģ całkiem mimochodem i była troch ħ zaskoczona do Ļę nieoczekiwan Ģ – w ka Ň dym razie w
pierwszej chwili – reakcj Ģ swej siostry.
Tak, Karin Simon nie była oboj ħ tna na d Ņ wi ħ k tego nazwiska. Na sam Ģ my Ļ l o nim jej serce
zaczynało bi ę mocniej, nawet je Ļ li niekoniecznie chciała si ħ do tego przyzna ę .
– Wielkie nieba, Alexander Mackinnon! – wykrzykn ħ ła, podnosz Ģ c wzrok sponad robótki, z
któr Ģ siedziała przy kuchennym stole. – Dlaczego akurat on, ni z tego ni z owego, przyszedł ci do
głowy?
Katherine wzruszyła ramionami. Karin patrzyła z uwag Ģ na twarz siostry, ale ta do Ļę
niespodziewanie zupełnie zamilkła.
Karin zmarszczyła czoło. Czasami zupełnie nie potrafiła zrozumie ę zachowania Katherine,
której nastrój mógł zmienia ę si ħ tak nagle. Nieraz przecie Ň bywała prawdziwym uosobieniem
spontanicznej wesoło Ļ ci i pogody ducha, umiała niezwykle zara Ņ liwie Ļ mia ę si ħ dosłownie ze
wszystkiego, równie Ň i z siebie. Tak, Katherine naprawd ħ potrafiła by ę promykiem sło ı ca w tej ich
trudnej i beznadziejnie szarej egzystencji – ale zdarzało si ħ i tak, Ň e ni z tego, ni z owego nagle
zamykała si ħ w sobie, zamy Ļ lona, milcz Ģ ca i ponura. Karin u Ļ wiadomiła sobie, Ň e siostra ostatnio
coraz cz ħĻ ciej okazuje t ħ bardziej pos ħ pn Ģ stron ħ swej natury. Wygl Ģ dało to tak, jakby chwilami
nawet wbrew własnej woli pl Ģ tała si ħ w paj ħ czyny niedobrych wspomnie ı , wydobywała na
powierzchni ħ jakie Ļ dawno pogrzebane upiory, zapomniane bolesne sprawy i takie rzeczy, Ň e na
sam Ģ my Ļ l o nich człowiek musiał czu ę si ħ tak, jak gdyby chodził po własnym grobie.
Dzi Ļ oczywi Ļ cie nie było z ni Ģ a Ň tak Ņ le, ale i tak zachowywała si ħ dziwnie. Dlaczego na
przykład wyci Ģ gn ħ ła nagle nazwisko Alexa Mackinnona? Wyjechał przecie Ň wraz z bratem tak
dawno, Ň e ka Ň dy rozs Ģ dny człowiek przestałby ju Ň liczy ę na jego powrót. To fakt, Ň e Alex był
rzeczywi Ļ cie przystojny, ale w ko ı cu ona, Karin Simon, nie była osob Ģ , która czekałaby na kogo Ļ w
niesko ı czono Ļę – niezale Ň nie od tego, jak bardzo poci Ģ gaj Ģ co ten kto Ļ wygl Ģ dał. A poza tym nie
mogłaby powa Ň nie my Ļ le ę o kim Ļ tak biednym. Oczywi Ļ cie, jej serce przy Ļ pieszało zauwa Ň alnie na
sam Ģ my Ļ l o nim, ale ju Ň dawno postanowiła, Ň e nauczy to serce bi ę mocniej tak Ň e i dla kogo Ļ
znacznie bogatszego, nawet je Ļ li nie a Ň tak przystojnego.
– Dlaczego tak nagle o nim pomy Ļ lała Ļ ? – spytała ponownie. Jej siostra odwróciła si ħ , ale
wci ĢŇ wydawała si ħ nieobecna, patrzyła gdzie Ļ w przestrze ı .
– To przez pani Ģ Carpenter – wyja Ļ niła po chwili. – Zajrzała tu do nas, wracaj Ģ c z miasta, i
powiedziała, Ň e troje z jej dzieci ma wietrzn Ģ osp ħ .
To jeszcze bardziej zdumiało Karin.
– I to niby przypomniało ci Alexa Mackinnona?
– A pewnie – odpowiedziała Katherine, patrz Ģ c teraz ju Ň prosto w jej oczy. – Nie pami ħ tasz,
jak przed laty wszyscy zapadli Ļ my na to w tym samym czasie... ty, Alex, Adrian i ja?
– Na wietrzn Ģ osp ħ ? – powtórzyła z zastanowieniem Karin. – Zdaje si ħ , Ň e co Ļ tam sobie
przypominam, ale, Ļ wi ħ ci pa ı scy, przecie Ň to było siedem albo osiem lat temu! – Podniosła si ħ zza
stołu, wciskaj Ģ c niedoko ı czon Ģ robótk ħ do koszyka. – Zreszt Ģ co to ma dzi Ļ za znaczenie, kogo
obchodzi jaka Ļ dziecinna wietrzna ospa? I w ogóle po co przypomina ę takie głupie rzeczy,
za Ļ mieca ę sobie tym pami ħę ? – W głosie Karin brzmiała lekka irytacja. – Tak, jakby Ļ my nie miały
wystarczaj Ģ co du Ň o zmartwie ı i bez tego! Naprawd ħ nie masz ju Ň o czym pami ħ ta ę ?!
– Czy ja wiem? – Katherine znów posmutniała. – Czasami po prostu nie potrafi ħ przesta ę
my Ļ le ę o tym, jak to było wtedy, gdy mama jeszcze Ň yła.
Powiedziała to bez Ň adnych ukrytych intencji, ale jej słowa i tak ukłuły Karin, która nie lubiła,
kiedy si ħ jej przypominało, jak bardzo siostra kochała matk ħ i jak bardzo matka kochała Katherine.
Karin oczywi Ļ cie te Ň kochała matk ħ , ale nie a Ň tak jak jej młodsza siostra. No ale ona taka wła Ļ nie
była: kiedy kochała, to ju Ň bezgranicznie, jak jaki Ļ najwi ħ kszy skarb, i w ukochanej osobie z reguły
widziała wył Ģ cznie dobre strony. Tych gorszych nie zauwa Ň ała w ogóle, była lojalna a Ň do
Ļ mieszno Ļ ci i Ň adna siła nie potrafiłaby jej przekona ę , Ň e ten kto Ļ mo Ň e mie ę jak ĢĻ tam wad ħ . Tak Ň e
i dlatego Karin nieraz powtarzała, Ň e siostra potrafi by ę bardziej uparta ni Ň całe stado mułów, co
zreszt Ģ w Ň aden sposób nie zmieniało postawy Katherine.
Takie pełne niedorzecznego oddania kochanie kogokolwiek to było naprawd ħ wi ħ cej, ni Ň Karin
potrafiłaby znie Ļę . Patrz Ģ c na to z nale Ň nym rozs Ģ dkiem, wiedziała oczywi Ļ cie, Ň e do tych spraw
ka Ň dy musi podchodzi ę inaczej – jednak Ň e gdyby chciała by ę naprawd ħ i do ko ı ca szczera wobec
siebie, musiałaby przyzna ę , Ň e tam, gdzie szło o okazywanie serca, Katherine wyra Ņ nie j Ģ
wyprzedzała. A to nie mogło si ħ podoba ę osobie tak przekonanej o własnej wy Ň szo Ļ ci i tak
zadowolonej z siebie, jak pi ħ kna Karin Simon. Nikt – i w niczym! – nie miał prawa jej wyprzedza ę ,
a ju Ň na pewno nie jej dziecinna siostra o tak ciel ħ ce rozmarzonych oczach. Dla Karin było to
oczywiste.
– Mamy zbyt du Ň o pilnych spraw bie ŇĢ cych, Ň eby traci ę czas na nikomu niepotrzebne wracanie
do przeszło Ļ ci – powiedziała stanowczo, ucinaj Ģ c dalsz Ģ dyskusj ħ .
Katherine zawi Ģ zała nitk ħ po zako ı czeniu ostatniego Ļ ciegu i z niewesoł Ģ min Ģ popatrzyła na
mocno ju Ň wytart Ģ br Ģ zow Ģ spódnic ħ , któr Ģ przedłu Ň ała kolejny raz. Mimo jej stara ı te doszycia
były coraz wyra Ņ niej widoczne i wr ħ cz rzucały si ħ w oczy, podobnie jak to, Ň e materiał był ju Ň stary
i bardzo zniszczony.
– Ta spódnica chyba si ħ przeciera nawet od samego jej przedłu Ň ania – rzekła, kiwaj Ģ c głow Ģ . –
Czasami marz ħ o tym, Ň eby si ħ podarła ju Ň naprawd ħ , tak nie do naprawienia.
– Powinna Ļ marzy ę o tym, Ň eby mie ę now Ģ albo przynajmniej tak szybko nie rosn Ģę
powiedziała Karin. –Ju Ň teraz jeste Ļ o pół głowy wy Ň sza od wi ħ kszo Ļ ci m ħŇ czyzn w okolicy, a
przecie Ň mamy ich tu, zwłaszcza od czasu, jak si ħ zacz ħ ła wojna, doprawdy jak na lekarstwo. Je Ň eli
dalej b ħ dziesz tak pi Ģę si ħ w gór ħ jak tyczka od fasoli, to nigdy nie znajdziesz takiego, który si ħ z
tob Ģ o Ň eni.
– Wcale nie jestem a Ň taka wysoka, a poza tym ju Ň ci mówiłam, Ň e nie zamierzam wychodzi ę
za m ĢŇ .
– A co zamierzasz robi ę ? Tkwi ę tutaj i wiecznie harowa ę , tylko po to, Ň eby sta ę si ħ równie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin