Wood Sara - Czarodziej ze Złotego Miasta.pdf

(497 KB) Pobierz
212221195 UNPDF
Sara Wood
Czarodziej ze złotego miasta
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W galerii było dwóch mężczyzn, ale tylko jeden z nich mógł jej pomóc w realizacji planu.
Ten drugi był do niczego. Wyglądał na nieudacznika: spłowiała koszulka okrywała potężnie
umięśnione ramiona, jasne włosy wyglądały, jakby piorun w miotłę uderzył, do tego sprane
dżinsy i znoszone tenisówki. Arystokratyczny nosek Olivii sam się skrzywił z obrzydzenia.
Jego towarzysz był zupełnie inny: doskonale ostrzyżone włosy, elegancki ciemny garnitur
– dżentelmen w każdym calu. To jego wybrała sobie za cel.
Cieniutkie obcasy stukały irytująco w ogromnej pustej przestrzeni galerii. Czuła, jak
szybko bije jej serce. A przecież od początku wiedziała, że to nie będzie łatwe.
Obaj mężczyźni odwrócili się jak na komendę. Olivia zauważyła, że ten swobodniej
ubrany miał opaloną twarz i starannie utrzymaną brodę.
Opalenizna w październiku? zdziwiła się.
Więcej już na niego nie spojrzała. Skupiła się na tym drugim, eleganckim.
Zatrzymała się przy nim, położyła wypielęgnowaną dłoń na rękawie jego garnituru.
– Proszę pana – powiedziała. – Chciałabym, żeby mnie pan pocałował.
Mężczyzna przeraził się. Patrzył zmieszany na czarnowłosą piękność w świetnie uszytym
kostiumie z szarej wełny, na jej śliczne dłonie spoczywające na klapach jego marynarki.
Nie miała wiele czasu. W myślach błagała tego człowieka, żeby jej nie odmawiał, żeby
zrobił to, o co go prosiła, i żeby zrobił to dobrze.
– Teraz – rozkazała zniecierpliwiona. – Proszę mnie pocałować.
Najpierw uniósł jej ręce. Jej radość nie trwała długo, bo zamiast miękkiej wełny poczuła
pod palcami tanią bawełnę. Tkanina była bardzo cienka. Olivia miała wrażenie, że pomiędzy
jej dłońmi a ciałem tego mężczyzny nie ma żadnej bariery.
– On jest zajęty – powiedział człowiek, którego odrzuciła. Jego roześmiane oczy patrzyły
na nią z góry. – Za to ja jestem wolny. Jeśli odczuwa pani gwałtowną potrzebę dotknięcia
męskich ust, to służę moimi.
– Nie, ja... – Odsunęła się od niego ze wstrętem.
I właśnie wtedy dostrzegła kątem oka wchodzącego do galerii Kena.
Zrezygnowana podniosła głowę. Nie tak to sobie wymyśliła. Wcale nie była pewna, czy
to zadziała.
– Luke McLaren jeszcze nigdy nie zawiódł kobiety – mruknął oberwaniec, pochylając się
nad nią.
Jego usta wciąż się śmiały. Olivia czuła to na wargach. Obawiała się, że twarda broda
podrapie jej delikatną skórę, ale broda była mięciutka. Jak jedwab.
Nieznajomy całował coraz mocniej. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć, ale zaraz
przypomniała sobie, że nie robi tego dla przyjemności, że ma do załatwienia pewną sprawę.
Przytuliła się do tego człowieka. Sama przed sobą udawała, że nie słyszy zbliżających się
kroków.
Ken może nie uwierzyć, że mam romans z tym obdartusem, pomyślała strwożona. Tyle
212221195.001.png
poświęcenia na nic!
Ken nie mógł zrozumieć, dlaczego Olivia tak bardzo nie lubi seksu. Zwłaszcza że poza
nią żadna inna kobieta nigdy mu nie odmówiła. Dlatego nie chciał Olivii od siebie uwolnić.
Stanowiła dla niego wyzwanie. Nie przyjmował do wiadomości, by istniała na świecie
kobieta, na której on nie robi żadnego wrażenia. Musiał ją sobie podporządkować.
Czuła, że ramiona obcego mężczyzny nie oplatają jej już tak ciasno. Widocznie miał
dosyć.
Nie mogła na to pozwolić! Objęła tego człowieka, przytrzymała jego głowę i zmusiła go,
żeby nie przestawał jej całować.
– Ty dziwko! – usłyszała za plecami wściekły wrzask Kena.
Udało się! Odczuła jednocześnie strach i wielką ulgę.
Mężczyzna gwałtownie odsunął ją od siebie.
Ken stał tuż obok Olivii w tej pozie, którą tak dobrze zapamiętała: z rękami na biodrach, z
uniesioną wysoko głową. Był nieziemsko przystojny.
Nic dziwnego, że straciła dla niego głowę. Miał pewność siebie człowieka, który wie, że
potrafi oczarować każdego.
– Co ty wyprawiasz z moją żoną, człowieku? – warknął Ken.
Dwa lata nieszczęścia prawie skończone! pomyślała Olivia, rzucając obcemu mężczyźnie
ostrzegawcze spojrzenie.
Była pewna, że zrozumiał, choć jego radosny uśmiech zniknął, a twarz stężała w
oczekiwaniu.
– Ciekawe, że pamiętasz o tym, że jesteś żonaty, tylko wtedy, kiedy ci to odpowiada. –
Olivia dumnie uniosła głowę i obrzuciła Kena lodowatym spojrzeniem, którego tak
nienawidził.
– Wygląda na to, że nie ja jeden szukam pocieszenia, gdzie popadnie. – Chwycił ją za
ramię. Mało brakowało, a byłby ją przewrócił. – Tyle że ja nie romansuję z kilkoma
kobietami naraz. A ja, idiota, wierzyłem, że ciężko pracujesz! Jak długo jesteś z tym tutaj?
Odpowiadaj!
– Nie podnoś głosu – powiedziała spokojnie Olivia.
Opanowania uczyła się od kołyski. Bardzo jej się przydawało, zwłaszcza odkąd wyszła za
mąż. Zawsze panowała nad wszystkimi swoimi emocjami tak dobrze, że nigdy, nawet w
samotności, nie pozwoliła sobie na wybuch rozpaczy.
– Mam milczeć? W takiej sytuacji? Muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo opanowana. –
Popatrzył na obu mężczyzn. – Spójrz tylko na swojego kochanka. Jest wściekły. Na pewno
nie chciał, żebyś go w to wplątała. Nie powiedziałaś mu, że jesteś mężatką?
Olivia się przestraszyła. Na twarzy obcego mężczyzny malowało się obrzydzenie.
– Przepraszam cię, kochanie – powiedziała cicho. Cóż innego miała powiedzieć? Czuła
się okropnie.
– Nie wiem, o co ci chodzi – odparł z nienawiścią – ale nie zamierzam się w to mieszać.
Jeśli masz problemy małżeńskie, to sama je sobie rozwiązuj.
– Chodźmy stąd, Luke. – Ten elegancki pociągnął swego towarzysza za ramię.
212221195.002.png
Nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest zrozpaczona. Wiele ją kosztowało odegranie tej
scenki i to wszystko miało iść na marne?
– Nigdzie nie pójdziesz. – Ken zagrodził Luke’owi drogę. – Tak łatwo się z tego nie
wykręcisz. I niech ci się nie zdaje, że jesteś jej jedynym kochankiem. Przez cały tydzień
chodzę za moją żoną. Widziałem ją w ramionach co najmniej czterech mężczyzn, ale ty...
Patrzył z niedowierzaniem na niechlujnego człowieka.
– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, kobieto! – wrzasnął na Olivię. – Sądziłem, że
jesteś wybredna, że nie podoba ci się moja ziemska powłoka. Strasznie się pomyliłem!
Trudno sobie wyobrazić coś bardziej powszedniego niż ten tutaj. Jak śmiesz woleć jego ode
mnie! Uważaj, frajerze! – ryknął na Luke’a. – Twoje nazwisko znajdzie się w moim pozwie
rozwodowym.
– Nie ośmieszaj się – cedził słowa Luke. – Ona mnie tylko pocałowała. To żaden dowód.
– Tylko? Wszystko widziałem! Zachowywałeś się, jakbyście byli sami w sypialni, a nie w
miejscu publicznym! Znam dobrze moją żonę. Musi być z tobą w bardzo zażyłych
stosunkach, skoro pozwoliła ci się w ten sposób dotykać!
– Jason, powiedz temu facetowi, co tutaj zaszło. – Luke najwyraźniej stracił cierpliwość.
Olivia spojrzała błagalnie na eleganckiego Jasona. Cała jej przyszłość zależała od tego, co
on powie.
Jason zrozumiał to spojrzenie. Skrzywił się, włożył ręce w kieszenie.
– Nie musimy się w nic mieszać – powiedział. – On blefuje. Przecież nie wie, jak się
nazywasz. Nic z tego, drogi panie – zwrócił się do Kena. – Nie zaciągnie pan mego brata do
sądu. Chodźmy, Luke, zostawmy ich samych.
Mężczyźni nie przestraszyli się, nie dali się zatrzymać.
Olivia była zaskoczona. Nigdy dotąd nie widziała, żeby Ken z czegoś rezygnował.
Wcale się nie zdziwiła, gdy jego gniew zwrócił się przeciwko niej. Była przyzwyczajona
do tego, że Ken używa przemocy fizycznej, ale kiedy zaczął ją szarpać, miotać przekleństwa.
Nagle poczuła, że Ken przestał nią potrząsać. Podniosła głowę. Jason i Luke siłą
odciągnęli od niej rozjuszonego małżonka.
– Zostaw ją – syknął Luke. – Nie zatrzymasz żony siłą.
– Myślę, że tej pani potrzebna jest ochrona – powiedział cicho Jason.
– Ładna mi pani! – wrzasnął Ken. – Nie pozwolę, żebyś mi przyprawiała rogi!
Wyprowadzam się! Możesz sobie robić, co chcesz! Zobaczymy się w sądzie!
– Przepraszam państwa.
Olivia zmartwiała. Wokół nich stali czterej pracownicy galerii. Ich miny nie wróżyły nic
dobrego.
– Państwo będą uprzejmi opuścić galerię – powiedział jeden z nich. – Tam są drzwi.
– Nie ma potrzeby – odparł Jason. Puścił Kena, obciągnął marynarkę. – My nie
uczestniczymy w tej awanturze. Jesteśmy tylko przypadkowymi świadkami. Daję panu słowo,
że będziemy spokojnie kontynuować zwiedzanie.
– Jak aniołki – mruknął Luke. – Zwiedziliśmy dopiero część galerii.
– Proszę natychmiast opuścić galerię – powtórzył strażnik.
212221195.003.png
– Jak moglibyśmy odmówić tak uprzejmej prośbie – zakpił Luke.
– Ja bym mógł – warknął Ken.
– Czy ma pan coś przeciwko temu? – spytał uprzejmie urzędnik. – Policja ma dość pracy
i obawiam się, że nie byliby zadowoleni, gdyby musieli przychodzić tutaj tylko po to, żeby
pana aresztować za zakłócanie porządku.
Ken popatrzył na wszystkich mężczyzn po kolei, w końcu jego oszalały wzrok spoczął na
Olivii.
– Pożałujesz tego – syknął.
Jej twarz pozostała nieprzenikniona. Tylko palce ściskające nerwowo brzeg żakietu
zdradzały, że miotają nią emocje.
Z miną udzielnej księżnej wyszła z galerii. Oczywiście w bezpiecznej odległości od
swego męża.
Myślała tylko o tym, że wreszcie dostanie rozwód.
Udało się, choć tylko ona jedna wiedziała, ile ją to kosztowało. Musiała użyć całej swej
inteligencji i odwagi, by przekonać Kena, że nie ma sensu dłużej trwać w tym małżeństwie.
Dla niego żona była nieodzownym dodatkiem do wysokich zarobków. Wszyscy jego
ważni klienci znali Olivię. Rozwód oznaczałby dla Kena nie tylko utratę twarzy, ale i taniej
służącej. Olivia prowadziła mu dom, prała jego rzeczy, gotowała. No i stanowiła doskonałą
wymówkę, gdy chciał się pozbyć kochanki, która zaczęła się od niego uzależniać uczuciowo.
Dlaczego miałby z tego wszystkiego rezygnować? Poza tym miał nadzieję, że któregoś
dnia uda mu się wreszcie nagiąć ją do swej woli.
Schodzili po szerokich schodach. Ken przodem, za nim Olivia, a Luke z Jasonem kilka
kroków za nią.
Czuła na plecach ich gniew, czuła się poniżona i brudna z powodu swego czynu. Gdyby
nie desperacja, nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką śmiałość.
Przyszło jej do głowy, że należałoby przeprosić tego człowieka.
Odwróciła się, ale gdy napotkała lodowate spojrzenie Luke^, przeszła jej ochota na
przeprosiny. Gdyby zobaczyła w jego oczach choć odrobinę współczucia, na pewno
zdobyłaby się na chłodne „przepraszam”, ale w tej sytuacji...
Zrobiła minę, jakby nic ją to wszystko nie obchodziło, dumnie uniosła głowę.
Znów była bezpieczna. Ken zawsze powtarzał, że jej pełne nagany spojrzenia są tak
lodowate, że mogłyby zmrozić piekło.
Gdy znaleźli się na dziedzińcu, pracownicy galerii skłonili się grzecznie, życzyli
wszystkim miłego dnia i na wszelki wypadek pozostali przy wejściu.
Pogoda zmieniła się dramatycznie. W czasie gdy Olivia była w galerii, ciepły dzień
zmienił się w obrzydliwą pluchę.
Jedyną taksówkę czekającą na postoju przed galerią zabrał Ken. Olivia musiała teraz
wypatrywać wolnej taksówki w ulicznym ruchu. Chciała jak najszybciej znaleźć się w
bezpiecznym raju swojej agencji.
Kątem oka zauważyła dwie postacie. Luke i Jason. Podbiegli na skraj chodnika,
zatrzymali taksówkę! Luke odwrócił się, posłał Olivii tryumfalny uśmiech.
212221195.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin