Hobb Robin - Kupcy i ich żywostatki 03 - Statek Przeznaczenia 02.pdf

(1138 KB) Pobierz
Robin Hobb
Robin Hobb
STATEK PRZEZNACZENIA
CZĘŚĆ 2
134696567.001.png
Rozdział 19
STRATEGIE
Mgła i opary nie ustępowały. Nawet w dni, kiedy nie padało, wszystko ociekało wodą.
Ubrania, rozwieszone w kambuzie do wyschnięcia, pozostawały wilgotne. Rzeczy w jej
worku marynarskim były tak samo wilgotne, jak wełniany koc, który zdjęła z koi. Wszystko
kwaśno pachniało zielenią. Niemal się spodziewała, że rano wyczesze z włosów mech.
Przynajmniej będą teraz mieli trochę więcej miejsca. Wyniosła rzeczy Lawona z kajuty
pierwszego oficera i dzisiaj sama się tam wprowadzała. Taki awans był tradycyjny i miała
do niego prawo. Na stanowisko drugiego oficera Arogant mianował Hafa, który sprawiał
wrażenie bardzo zadowolonego ze swojej nowej pozycji, a jeszcze lepszą oznaką było to, że
załoga ogólnie popierała jego awans.
- Czy na tych nieszczęsnych wyspach zawsze pada i są mgły? - zapytała Amber,
wchodząc do maleńkiej kajuty.
Na włosach i rzęsach cieśli skropliła się wilgoć, a z mankietów koszuli skapywała woda.
- W lecie nie - odparła Althea. - Teraz taka jest tu pogoda. Chyba że spadnie na tyle
rzęsisty deszcz, że oczyści powietrze.
- Chybabym go wolała od tego ciągłego kapania. Wspięłam się na maszt, żeby się
rozejrzeć. Zobaczyłabym tyle samo, gdybym wsadziła głowę do mojego worka
marynarskiego. Jak w takie dni poruszają się piraci? Nie ma ani słońca, ani gwiazd, według
których można by sterować.
- Miejmy nadzieję, że się nie poruszają w ogóle. Nie chciałabym, żeby któryś z nich
wytropił nas we mgle. Staraj się o niej myśleć jako o zasłonie kryjącej nas przed wzrokiem
wroga.
- Ale ona kryje ich przed nami równie skutecznie. Skąd będziemy wiedzieli, kiedy Bystry
wróci do Łupigrodu, jeśli nawet nie widzimy wyspy?
Przez ostatni dzień i noc kotwiczyli w niewielkiej, osłoniętej zatoczce. Althea wiedziała o
czymś, o czym nie wiedzieli inni. Zakotwiczyli tu nie w oczekiwaniu na Bystrego, ale by
spróbować uratować coś w rodzaju planu. Zeszłego wieczoru zamknęli się w kajucie
Aroganta i zastanawiali się nad różnymi możliwościami. Arogant nie tryskał optymizmem.
- Wszystko poszło na dno - powiedział wtedy ponuro. Patrzył w sufit nad koją. -
Powinienem był przewidzieć, że Lawon zrobi coś takiego. Zniszczył całą naszą nadzieję na
zaskoczenie. Ktoś zawiadomi Bystrego, który zaatakuje, gdy tylko nas dostrzeże. Niech
licho Lawona. Powinienem przeciągnąć go pod kilem, kiedy tylko zacząłem go podejrzewać
o podżeganie do buntu.
- To byłoby dobre dla morale - mruknęła Althea z zacisza jego ramienia.
Leżała obok Aroganta na jego koi. Czuła ciepło jego nagiego ciała obok swojego.
Łagodne światło latarni tworzyło ruchome cienie na ścianie, kusząc Altheę, by po prostu
przytuliła się mocno do Aroganta i zasnęła. Powiodła leniwie palcami po długiej bliźnie
wzdłuż jego żeber, jaką mu zostawiła piracka szabla.
- Przestań - mruknął z irytacją, odsuwając się od niej. - Przestań mnie rozpraszać i
pomóż mi myśleć.
Odetchnęła głęboko.
- Powinieneś to powiedzieć, zanim się ze mną przespałeś. Wiem, że powinnam
wszystkie myśli skupić na odzyskaniu „Vivacii" od Bystrego, ale jakoś, tu z tobą...
Przeciągnęła dłonią po jego torsie do brzucha i pozwoliła, by jego myśli podążyły za jej
dłonią.
Odwrócił się do Althei.
- A więc chcesz ze wszystkiego zrezygnować? Wrócić do Miasta Wolnego Handlu i
niczego nie zmieniać?
- Myślałam o tym - przyznała. -Ale nie mogę. Zawsze sądziłam, że „Vivacia" będzie
naszym głównym sprzymierzeńcem w odebraniu jej Bystremu. Liczyłam, że statek mu się
przeciwstawi i zmieni wynik bitwy na naszą korzyść. Teraz, skoro wiemy, że Prawy żyje i ma
się dobrze na jej pokładzie i że oboje wydają się zadowoleni z Bystrego, nie wiem, co
myśleć. Ale nie mogę tak jej po prostu zostawić, Aro. To moja rodzina. „Vivacia" jest moim
statkiem w sposób, w jaki nigdy nie będzie należeć do nikogo innego. Oddanie jej Bystremu
byłoby jak oddanie mu dziecka. Być może jest teraz z niego zadowolona, ale w końcu będzie
chciała wrócić do Miasta Wolnego Handlu. Podobnie jak Prawy. I kim wtedy będą?
Wyrzutkami i piratami. Będą mieli zniszczone życie.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytał Arogant. - Czy Keffria powiedziałaby, że to jest
twoje miejsce? - dodał z uśmiechem, unosząc brwi. - Nie mówiłaby tego samego, że w
końcu zechcesz wrócić do domu i że ja cię niszczę? Czy chciałabyś, żeby cię przede mną
ratowała?
Pocałowała go w kącik ust.
- Może to ja niszczę ciebie. Nie zamierzam cię wypuścić z rąk, nawet kiedy wrócimy do
domu. Ale oboje jesteśmy dorośli i świadomi, ile może nas kosztować taka decyzja. - Dodała
już nieco ciszej: - Oboje jesteśmy gotowi zapłacić tę cenę i nadal uważać to za dobry interes.
Ale Prawy ledwie przestał być chłopcem, a kiedy statek wypłynął z Miasta Wolnego Handlu,
ledwie przebudził się do życia. Nie mogę ich opuścić. Muszę się przynajmniej z nimi
zobaczyć, porozmawiać, dowiedzieć, jak się mają.
- Tak, jestem pewien, że kapitan Bystry znajdzie czas, by umożliwić nam odwiedziny -
odparł oschle Arogant. - Może powinniśmy wrócić do Łupigrodu, zostawić wizytówki i
zapytać, kiedy będzie w domu?
- Wiem, że to brzmi idiotycznie.
-A gdybyśmy rzeczywiście wrócili do Miasta Wolnego Handlu? - zapytał Arogant,
poważniejąc. - Mamy „Niezrównanego", a to dobry statek. Vestritowie nadal mieliby
żywostatek, i to spłacony. Ty i ja stanęlibyśmy ramię w ramię i nie dalibyśmy się rozdzielić.
Wzięlibyśmy porządny ślub w Kupieckiej Sali Zgromadzeń. A jeśli Kupcy nie chcieliby się
na to zgodzić, to na dno z nimi, a my popłynęlibyśmy do Królestwa Sześciu Księstw i złożyli
nasze obietnice któremuś z ich czarnych kamieni.
Musiała się uśmiechnąć. Pocałował ją i mówił dalej:
- Razem żeglowalibyśmy na „Niezrównanym", i po Rzece Deszczowej, i daleko na
południe za Jamaillię do wysp, które tak dobrze znał twój ojciec, i handlowalibyśmy tam,
gdzie on. Szłoby nam dobrze, zarobilibyśmy mnóstwo pieniędzy i spłacilibyśmy dług twojej
rodziny wobec Kupców z Deszczowych Ostępów. Słodka nie musiałaby wychodzić za mąż za
kogoś, kto byłby jej niemiły. Wiemy, że Kaj nie żyje, więc nie możemy go uratować. Prawy i
„Vivacia" chyba nie chcą dać się uratować. Nie rozumiesz, Altheo? Moglibyśmy po prostu
prowadzić własne życie. Nie potrzebujemy wiele, a już to mamy. Dobry statek i dobrą
załogę. Ty obok mnie. Więcej od życia nie chcę. Los mi to wszystko dał i niech mnie, chcę to
zatrzymać. - Objął ją nagle. - Tylko powiedz „tak" - poprosił słodko, chuchając ciepłem na
jej ucho i szyję. - Tylko powiedz „tak", a ja cię nigdy nie puszczę.
Strzaskane szkło w jej sercu.
- Nie - powiedziała cicho. - Muszę spróbować, Arogancie. Muszę.
- Wiedziałem, że tak powiesz - jęknął. Rozluźnił uścisk, odsunął się od Althei i
uśmiechnął do niej ze znużeniem. - A więc, moja ukochana, co proponujesz? Mamy
podpłynąć do Bystrego i zaproponować mu rozejm? Podkraść się do niego w nocy? Rzucić
mu wyzwanie na otwartym morzu? A może po prostu wrócić do Łupigrodu i tam czekać na
niego?
- Nie wiem - przyznała. - Wszystkie te propozycje są samobójcze. Wszystkie oprócz
próby rozejmu. Nie, nie patrz tak na mnie. Nie oszalałam. Posłuchaj. Pomyśl o wszystkim,
co usłyszeliśmy w Łupigrodzie. Ludzie nie mówią o nim jak o tyranie, którego się boją. Jest
ukochanym władcą, który przede wszystkim ma na względzie dobro swojego ludu. Uwalnia
niewolników, których równie dobrze mógłby sprzedać. Hojnie dzieli się łupami. Sprawia
wrażenie inteligentnego, rozsądnego człowieka. Gdybyśmy się udali do niego z propozycją
rozejmu, wiedziałby, że najrozsądniejszym wyjściem jest nas wysłuchać. Co mógłby
osiągnąć, atakując nas przed podjęciem rozmów? Moglibyśmy zaproponować mu okup, a,
co więcej, moglibyśmy zaproponować mu przychylność przynajmniej jednej kupieckiej
rodziny z Miasta Wolnego Handlu. Jeśli naprawdę chce uczynić z Wysp Pirackich
królestwo, to w końcu będzie musiał prowadzić uczciwy handel. Dlaczego nie z Miastem
Wolnego Handlu? Dlaczego nie z Vestritami?
Arogant ułożył się wygodniej.
- Żeby to było przekonujące, będziesz musiała to wszystko spisać. To nie ma być żadna
słowna umowa, lecz wiążący kontrakt. Ten niewielki okup, który mu teraz proponujemy,
byłby tylko początkiem. Prawdziwą przynętę stanowiłyby umowy handlowe. - Przekręcił
głowę na poduszce, by spojrzeć Althei w oczy. - Wiesz, że niektórzy ludzie w Mieście
Wolnego Handlu nazwą cię zdrajczynią. Czy możesz wiązać swoją rodzinę umową z takimi
banitami?
Milczała przez chwilę.
- Staram się myśleć tak, jak ojciec - powiedziała w końcu cicho. - Mówił, że cechą
dobrego kupca jest zdolność wybiegania wzrokiem w przyszłość. Kładzenia podwalin pod
handel jutra przez podpisywanie umów dziś. Mówił, że wyciskanie z handlu zysku do
ostatka jest krótkowzroczne. Mądry kupiec nigdy nie pozwala temu drugiemu odejść z
kwaśną miną. Myślę, że ten Bystry odniesie sukces. A kiedy tak się stanie, Wyspy Pirackie
będą albo barierą między Miastem Wolnego Handlu i całym handlem na południu, albo
kolejnym przystankiem handlowym. Myślę, że drogi Miasta Wolnego Handlu i Jamaillii
wkrótce się rozejdą. Bystry mógłby się stać potężnym sprzymierzeńcem Miasta Wolnego
Handlu oraz cennym partnerem handlowym.
Westchnęła. Nie ze smutkiem, lecz z poczuciem nieodwracalności.
- Chyba chciałabym zaryzykować. Złożę mu propozycję, ale wyraźnie powiem, że nie
występuję w imieniu całego Miasta Wolnego Handlu. Dam mu jednak do zrozumienia, że
gdzie się pojawia jeden Kupiec, tam wkrótce podążają jego śladem inni. Powiem mu, że
występuję w imieniu rodziny Vestritów. Muszę dokładnie przemyśleć, co mu mogę uczciwie
zaproponować. To mi się może udać, Arogancie. Wiem o tym. - Zaśmiała się smutno. -
Matka i Keffria będą wściekłe, kiedy im powiem. Z początku. Ale muszę zrobić to, co
uważam za najlepsze.
Arogant leniwie zatoczył palcami krąg wokół piersi Althei; jego ogorzała dłoń
kontrastowała z bladą. Pochylił głowę, by ją pocałować, i zapytał z powagą:
- Mogę nadal działać, póki będziesz myślała?
- Arogancie, ja mówię poważnie - zaprotestowała.
- Ja też - zapewnił ją wtedy i przesunął rękami w dół jej ciała. - Bardzo poważnie.
- Dlaczego się uśmiechasz? - Amber przerwała jej zadumę z figlarnym uśmiechem.
Althea wzdrygnęła się.
- Bez powodu.
- Bez powodu - zgodziła się cierpko Yek ze swojej koi. Rękę miała przerzuconą przez
twarz i Althea założyła, że ich towarzyszka śpi. Teraz się wyprostowała. - Bez powodu poza
tym, że dostaje nieco więcej niż my.
Amber spoważniała. Althea przygryzła język, by nic nie powiedzieć. Najlepiej żeby
rozmowa skończyła się w tym miejscu. Popatrzyła Yek prosto w oczy.
Yek miała inne zdanie.
- No, przynajmniej nie zaprzeczasz - zauważyła z goryczą i usiadła. - Oczywiście byłoby
to dość trudne, skoro przychodzisz późno, mrucząc jak kocię, które dorwało się do
śmietanki, albo siedzisz i uśmiechasz się do siebie z policzkami różowymi jak u panny
młodej. - Spojrzała na Altheę i przekrzywiła głowę. - Powinnaś kazać mu się golić, żeby nie
drapał cię tak szczeciną po szyi.
Althea mimowolnie uniosła rękę z poczuciem winy, ale zaraz ją opuściła i spojrzała w
beznamiętnie patrzące oczy Yek. Nie da się tego uniknąć.
- Co cię to obchodzi? - zapytała cicho.
- Poza tym, że jest to całkowicie niesprawiedliwe? - odpowiedziała pytaniem Yek. - Poza
tym, że awansujesz na stanowisko pierwszego oficera w tym samym czasie, kiedy wpadasz
kapitanowi do łóżka? - Yek wstała z koi, stanęła przed Althea i spojrzała na nią z góry. -
Niektórzy ludzie mogliby sobie pomyśleć, że nie zasługujesz ani na jedno, ani na drugie.
Jej usta tworzyły płaską linię. Althea zaczerpnęła tchu i przygotowała się. Yek pochodzi
z Królestwa Sześciu Księstw. Na tamtejszym statku spór o awans rozstrzyga się na
pokładzie za pomocą pięści. Czy Yek spodziewa się czegoś takiego tutaj? Że jeśli zdoła pobić
Altheę na pokładzie, to będzie mogła zostać pierwszym oficerem?
Wtedy Yek odsłoniła zęby w znajomym uśmiechu i dała Althei przyjaznego kuksańca w
ramię.
- Ale ja uważam, że zasługujesz i na jedno, i na drugie, i życzę ci wszystkiego
najlepszego. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i, unosząc brew, zapytała: - No to jak, nadaje
się do czegokolwiek?
Altheę zalała fala otępiającej ulgi. Mina Amber pocieszyła ją, że nie tylko ona dała się
nabrać.
- Jest dość dobry - mruknęła, zmieszana.
- No to się cieszę. Ale nie daj mu tego poznać. Najlepiej, żeby mężczyzna myślał, że
jeszcze się od niego czegoś chce. To pobudza ich wyobraźnię. Teraz ja zajmuję górną koję.
Yek spojrzała na Amber, jakby się spodziewała sprzeciwu.
- Proszę cię bardzo - odparła cieśla. - Wezmę narzędzia i rozmontuję tamtą koję. Jak
myślisz, co wolimy, Yek? Składany stolik czy trochę wolnego miejsca?
- Czy do pustej koi nie wprowadza się Haf? - zapytała niewinnie Yek. - Zajmuje
stanowisko Althei jako drugi oficer. Powinien razem ze stanowiskiem otrzymać tę koję.
- Przykro mi cię rozczarować. - Althea uśmiechnęła się, pokazując zęby. - Zostaje w
dziobówce z resztą załogi. Uważa, że trzeba tam zaprowadzić porządek. Lawon i jego
dezerterzy trochę go naruszyli. Haf twierdzi, że ci, którzy odeszli razem z nim, zrobili to ze
strachu; Lawon przekonał go, że powinni stanąć po jego stronie przeciwko Arogantowi,
ponieważ walka z Bystrym to samobójstwo.
Yek parsknęła śmiechem.
- Jakbyśmy wszyscy tego nie wiedzieli. - Na widok miny Althei spoważniała. -
Przepraszam. Ale jeśli od początku nie wiedzieli, że mamy małe szanse, to byli idiotami, i
dobrze, żeśmy się ich pozbyli. - Z łatwością podciągnęła się na koję zwolnioną przez Altheę i
ułożyła się wygodnie. - Przytulnie. I o wiele wyżej. Lubię spać wysoko. -Westchnęła z
zadowoleniem. - Dobrze. Więc jaki sekret ukrywa Arogant?
- W związku z czym? - zapytała Althea.
- W związku z Bystrym. Jaki ma wobec niego plan. Założę się, że jest dobry.
- Och. O to chodzi. Tak. Jest dobry.
Althea zarzuciła worek na ramię. Próbowała się nie zastanawiać, jaki wyrok przewiduje
Sa dla tych, którzy prowadzą innych na śmierć.
***
Chciwus zacisnął usta i ostrożnie odstawił wyszczerbioną filiżankę na spodek nie od
kompletu. W filiżance była cienka herbata z zimowej mięty z kuchennego ogrodu. Dobra
Zgłoś jeśli naruszono regulamin