Angelsen Trine - Córka morza 03 Czas ciemności.pdf

(713 KB) Pobierz
Rozdział 1
TRINE ANGELSEN
CZAS CIEMNOŚCI
411363200.002.png
Rozdział 1
Elizabeth stała przez kilka sekund, patrząc za oddalającym się Krystianem. Musi go
zatrzymać za wszelką cenę, pomyślała, i bez namysłu, z Ane na ręku, rzuciła się za nim
biegiem.
Niemal go doganiała kiedy zawołała ją gospodyni ze Storvika.
- No nie, czy To ty, Elizabeth?! Tak rzadko się widujemy, że ledwie cię poznałam.
Elizabeth przystanęła, rzucając ukradkowe spojrzenia za Krystianem. Żeby tylko nie
straciła go z oczu, zanim nie porozmawiają!
- A to chyba Ane- Elsie? Czy nie tak się mała nazywa? – spytała kobieta.
- Tak – odparła Elizabeth, siląc się na uśmiech. – Proszę mi wybaczyć, ale trochę się
śpieszę – usprawiedliwiała się, próbując odejść, ale tamta nie słuchała. Co gorsza wzięła od
niej Ane.
Elizabeth dreptała w miejscu niecierpliwie. Jeszcze widziała plecy Kristiana. Stał i
rozmawiał z… O nie! Lensman, przeraziła się i poczułam jak zimny pot spływa jej po
plecach. Mężczyźni, patrzyli w jej stronę i kiwali głowami. Zaszumiało jej w uszach, a kolana
zaczęły drżeć. Ogarnięta nagłą paniką, chciała do nich podejść, ale opanowała się w ostatniej
chwili. Czy lensman mógł ją aresztować tutaj, na kościelnym wzgórzu? Funkcjonariusz
tymczasem uchylił czapki i ruszył w jej kierunku. Jednak w tym samym momencie podszedł
do niego pastor i obaj mężczyźni się zatrzymali.
- Jaka ona do ciebie podobna – usłyszała głos kobiety. – Ale w jej twarzy widzę także
obce rysy.
- Daslruda – wyrwało się Elizabeth. Nagle uświadomiła sobie, co powiedziała, i jej
twarz oblał rumieniec.
- Dalsruda? – powtórzyła kobieta, badawczo przyglądając się Ane.
- To znaczy… chciałam powiedzieć, że muszę dogonić Dalsruda – jąkała się
Elizabeth. – O, tam niedaleko stoi Kristian Dalsrud. Koniecznie muszę z nim porozmawiać,
zanim sobie pójdzie.
- No to rzeczywiście powinnaś się pospieszyć – rzekła kobieta, lecz wcale nie miała
zamiaru oddać jej Ane. – Ciesz się, że twoja córka jest mała i nie musi jeszcze chodzić do
szkoły – dodała.
- A to czemu? – spytała zdziwiona Elizabeth i odebrała córkę z rąk gospodyni ze
Storvika.
- W samej nauce nie ma nic złego, ale radziłabym uważać na człowieka, który został
411363200.003.png
tu nauczycielem. To potworne, co on wyprawia, bezbożnik jeden. Dobrze, że moje dzieci już
dorosły.
Elizabeth słuchała tego tylko jednym uchem. Lensman nadal rozmawiał z pastorem, a
Kristian stał nieco dalej.
- Twoja siostra chyba już w tym roku idzie do szkoły?
- Nie, tej wiosny skończyła dopiero sześć lat – wyjaśniła Elizabeth. – Dziękuję za
rozmowę, ale muszę już iść. – Uśmiechnęła się i szybko ruszyła przed siebie, zanim tamta
zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
Lensman odwrócił głowę i patrzył na nią uważnie, kiedy go mijała. Jego wzrok był tak
przenikliwy, że pod Elizabeth nogi ugięły się ze strachu.
- Dzień dobry – pozdrowił ją. Potem skinął ma pożegnanie pastorowi i poszedł dalej.
Elizabeth przystanęła, czując, że zakręciło się jej w głowie z przerażenia i zarazem z
nagłej ulgi. A więc Kristian jednak nie doniósł o mnie lensmanowi, pomyślała.
Musiała na kilka sekund zamknąć oczy, żeby ochłonąć. Głęboko wciągnęła powietrze i
podeszła do Dalsruda.
- Jak mam rozumieć to, co napisałeś, Kristianie? – spytała cicho, żeby nie zwracać
niczyjej uwagi. – Nic mnie nie dręczy ani nie spędza mi snu z powiek. Cofnęła się o krok, gdy
napotkała jego spojrzenie. Czyżby w jego oczach dostrzegała smutek? Szybko odegnała tę
myśl. Nie, to coś innego. Namiętność?? Jednak i to wrażenie natychmiast zniknęło.
Kristian popatrzył jej w oczy.
- Dobrze wiem, że bardzo wiele rzeczy nie daje ci spokoju, Elizabeth, ale czy
odważysz się wyznać to jemu?
Elizabeth podążyła wzrokiem za spojrzeniem Kristiana i ku swemu przerażeniu ujrzała
zbliżającego się w ich stronę Jensa. Kristian przez kilka pełnych napiętych sekund wpatrywał
się w nią uporczywie, a potem odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie. Mogę powiedzieć, że
jestem chora, pomyślała.
- Co się dzieje?- spytał Jens, gdy znalazł się tuż obok.
- Źle się czuje – odparła. Nie musiała niczego udawać. Naprawdę było jej słabo. Jens
zerknął w stronę, gdzie zniknął Kristian, a potem utkwił wzrok w Elizabeth.
- Kim jest ten człowiek? – rzucił szorstko.
Elizabeth patrzyła pustym wzrokiem gdzieś ponad ramieniem męża, nabrała głęboko
powietrza i poprawiła Ane na ręku.
- To syn Leonarda Dalsruda – rzekła w końcu, ale jej głos zabrzmiał cienko i ochryple.
– Pobiegłam za nim, żeby się dowiedzieć, czy Helene też była w kościele, i wtedy źle się
411363200.004.png
poczułam.
- I co? – Była? – dopytywał się Jens.
Elizabeth poczuła, że ogarnia ją panika. Co będzie, jeśli odpowie „nie”, a okaże się, że
Jens spotkał Helene? Wyprostowała się i spojrzała mężowi w oczy.
- Tak, ale już poszła – odparła. Mówiąc to, pomyślała, że Helene mogła się tu nadal
kręcić. A jeśli przyjaciółka pojawi się, zanim wrócą do domu?
- W takim razie to ją widziałem – zauważył Jens niepewnie. – Poszła przed chwilą.
Jaka szkoda, że się nie spotkały! Tak bardzo chciała pogadać z
przyjaciółką! Nie
widziały się już pół roku.
- Muszę usiąść – odezwała się Elizabeth. Było jej słabo.
Jens objął żonę ramieniem i poprowadził do wozu. Powiedz mu!, krzyczał w niej jakiś
głos. Wyznaj, co zrobiłaś! Ale milczała.
Elizabeth siedziała, cerując skarpetę, i rozmyślała. Tygodnie po Bożym Narodzeniu
nie były łatwe. Wydawało jej się, że Jens przez cały czas ją obserwuje, i przez to traciła
pewność siebie: poruszała się sztywno i nienaturalnie i długo ważyła słowa, zanim się
odezwała.
Jeśli tam pod kościołem dobrze zrozumiała słowa Kristiana, to przyznał się do
wysłania anonimu. Ale dlaczego napisał ten list? Czyżby wiedział, co uczyniła jego ojcu?
Nie, to niedorzeczność! Kristian nie mógł wiedzieć. Nikt o niczym nie wiedział!
Bezwiednie opuściła skarpetkę na kolana, a wzrokiem błądziła po pokoju. Postanowiła
spalić list, zabrała go ze sobą na dół, ale tam siedział Jens. Schowała więc anonim do kieszeni
spódnicy, ale kiedy chciała go wyjąć następnego dnia, listu nie było. Czy gdzieś go
przełożyła? Ostatnio była dziwnie roztargniona. Przeszukała całą izbę, zajrzała pod wszystkie
meble i chodniki. Wyjęła ubrania z kufrów, przetrząsnęła je i schowała na miejsce. Trwało to
tak długo, że Jens zaczął się już dziwić, czemu niepotrzebnie traci tyle czasu. Później szukała
tylko wtedy, gdy zostawała sama w domu. Przejrzała wszystkie szuflady i szafy i z każdym
dniem ogarniała ją coraz większa panika. A jeśli Jens znalazł list? Co by mu powiedziała?
Usłyszała w sieni kroki męża i wróciła do cerowania.
Wniósł ze sobą do kuchni mroźne, świeże, zimowe powietrze, a topniejący śnieg z
jego butów zostawił na podłodze niewielkie kałuże.
- Przyniosłem torf – oznajmił i wrzucił go do skrzyni. – Nazbieram do pełna, żeby
starczyło na dłużej – dodał i ruszył do wyjścia.
- Dziękuję. Przygotuję ci kufer z ubraniem i jedzenie na drogę – zaproponowała i
411363200.005.png
podniosła się.
- Dobrze – odparł Jens z beztroskim uśmiechem. Zdjął rękawicę i pogładził Elizabeth
po policzku. – Ale na razie zostaw rzeczy w kuchni. Wezmę je, kiedy znowu wrócę z torfem.
Zawahał się przez moment. – Wyglądasz na zmęczoną, Elizabeth. Wydaje mi się, że za dużo
pracujesz.
Spróbowała się uśmiechnąć, czując nagle gorącą radość wywołaną jego troską.
- Tak, być może – przyznała. – Ostatnio nie jestem w zbyt dobrej formie.
- Zauważyłem. Coś ci dolega od pierwszego świąt, kiedy byliśmy w kościele.
Elizabeth poczuła, że twarz ją pali i odwróciła się od męża.
- Tak, zimą dopada nas czasem osłabienie, ale myślę, że nie ma powodu do
zmartwienia – stwierdziła i szybko skierowała się na schody prowadzące na górę. Zaraz
potem usłyszała odgłos zamykanych drzwi i Jensa, który wygwizdywał jakąś melodię.
Odetchnęła z ulgą i szybko wślizgnęła się na poddasze, żeby przynieść ubranie do
spakowania.
Zanim Jens wrócił, zdążyła przygotować prowiant i ubranie. Gdy przyszedł,
uśmiechnął się i rozejrzał po kuchni.
- Zawsze mnie zdumiewa, kiedy widzę, ile rzeczy mam ze sobą zabrać – rzekł,
zdejmując kurtkę.
- Tyle samo zapakowałam dla taty – wyjaśniła Elizabeth. – Jutro przyjdzie Maria.
Cieszę się, że dotrzyma mi towarzystwa i pomoże w pracy, kiedy was tak długo nie będzie –
mówiła nienaturalnie ożywiona. Spróbowała się uśmiechnąć. – Jeśli nie chcesz nieść ubrania
pod pachą, to idź na górę i przynieś kufer.
- Już idę – odparł.
Słyszała, jak ciągnie za sobą kufer po podłodze, i zawołała:
- Pomóc ci?
- Tak, kiedy będę schodził w dół, chwyć z drugiej strony i przytrzymuj –
odpowiedział. Kufer był duży, z wygiętą pokrywą i wytartymi malowanymi ozdobami.
Powinien pomieścić ubranie i żywność na kilka miesięcy.
- Znalazłem list – rzucił Jens niespokojnie. Elizabeth z wrażenia omal nie upuściła
kufra.
- Jaki lis? – udało jej się w końcu wykrztusić.
- Czy nie jest ci za ciężko? – spytał Jens, zamiast odpowiedzieć.
- Nie, poradzę sobie – odparła. Myśli kłębiły jej się w głowie. Na pewno chodzi o list
od Kristiana, przeraziła się. Dobry Boże, pomóż mi, poprosiła w duchu. Spraw, by się
411363200.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin