Angelsen Trine - Córka morza 26 Tęsknota.pdf

(687 KB) Pobierz
419085103 UNPDF
TRINE ANGELSEN
TĘSKNOTA
419085103.002.png
Rozdział 1
Nie powinnam była kłócić się z Jensem, pomyślała Lina. Nie powinnam iść sama do
Dalsrud i szukać towarzystwa Steffena. Nie tak to wszystko zrozumiał. Gdybym inaczej się
zachowała, nic by się nie stało.
Zamknęła oczy, żeby się nie rozpłakać. Steffen był brutalny; wziął ją siłą, potraktował
tak jakby była zwierzęciem, myślał tylko o własnej przyjemności. Poczuła ostry ból.
Mężczyzna przycisnął ją do ziemi, a przy tym przeklinał i jęczał. Poruszał się w niej coraz
szybciej, a ona miała wrażenie, że zaraz coś w niej pęknie. Była przerażona. Jeszcze nigdy w
życiu tak się nie bała. Chciała krzyczeć, ale krzyk uwiązł jej w gardle, wydawało jej się, że się
dusi. Czy to nigdy się nie skończy? Czarne punkciki tańczyły jej przed oczami, przez moment
marzyła jedynie o śmierci, byle tylko uciec od bólu i poniżenia. Od wstydu.
Nagle potężnym ciałem mężczyzny szarpnął skurcz. Steffen opadł na nią z głębokim
westchnieniem, a ona nawet się nie poruszyła. Leżała i niewidzącym wzrokiem wpatrywała
się w belki na suficie, na których szare pajęczyny osnuły koronkową firanę. Oddychała z
trudem, ale może to i dobrze, pomyślała. Im szybciej umrze tym lepiej.
Mężczyzna poruszył się, wymamrotał coś, czego nie zrozumiała, odsunął się na bok i
wstał. Kątem oka zauważyła, jak, stojąc odwrócony do niej plecami, wciąga spodnie.
Odwróciła wzrok. Nadal wpatrywała się w zawiły wzór pajęczyny. Dziwne, że taki mały
owad potrafi stworzyć coś tak misternego. Jak nieprzeniknione były zamiary Pana. Może
właśnie o to chodzi: że nie wszystko mamy rozumieć.
- Zamierzasz tak leżeć? Usłyszała pytanie, ale nie odpowiedziała. Nie poruszyła się.
- Ogłuchłaś? Kopnął ją lekko butem.
Powoli odwróciła głowę. Patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem. Wiedziała, że
nadal ma podciągniętą spódnicę, ale było jej wszystko jedno. Wiedziała też, że musi zebrać
siły, musi zacząć myśleć. Stał nad nią niczym olbrzym, ale już się go nie bała. Po prostu
wpatrywała się w niego.
- Sama tego chciałaś - odezwał się władczo. - Nawet tym swoim małym rozumkiem
powinnaś to pojąć.
Słyszała, co mówi, i pokiwała głową. Skoro tak twierdzi, to pewnie tak jest.
Mężczyzna ukucnął i przyglądał jej się wąskimi jak szparki oczami. Jego usta
wykrzywił grymas. Chwycił ręką jej brodę.
- Wiesz, co się stanie, jeśli piśniesz choć słowo? Gdyby mogła, skinęłaby, ale nie była
w stanie. Trzymał jej głowę w żelaznym uścisku.
419085103.003.png
- Nikt ci nie uwierzy. Wystawisz się na pośmiewisko, powiem, że to ty za mną latałaś.
Napadłaś na mnie i porwałaś mi ubranie. Powiem, że już od dawna miałaś na mnie oko.
Nawet twój mąż mnie uwierzy, nie tobie. Rozumiesz, co mówię?
Mężczyzna poluzował nieco chwyt. Skinęła głową. Powoli docierały do niej jego
słowa. Wiedziała, że ma rację. To wszystko jej wina. Często szukała jego towarzystwa; mógł
więc sobie Bóg wie co pomyśleć. Zarówno Elizabeth, jak i Jens ostrzegali ją, ale nie chciała
ich słuchać. Steffen zdawał się sympatyczny, zawsze miał czas jej wysłuchać, porozmawiać,
powiedzieć jej coś miłego. A ona dzisiaj włożyła swoją zieloną bluzkę, bo przecież kiedyś
powiedział, że jest jej w niej do twarzy. Wiedziała, co robi.
- No, ubieraj się, wciągnij na siebie te szmaty - rzucił pogardliwie. - Nie leż obnażona
jak jakaś latawica.
Ostre słowa ją zapiekły. Powoli usiadła i patrzyła, jak mężczyzna odchodzi, po czym
znika w drzwiach. Zamknęły się za nim z trzaskiem.
Jak we śnie chwyciła garść siana i zaczęła się wycierać. Miała wrażenie, że jej
podbrzusze jest jedną wielką, bolesną raną. Spróbowała wstać i jęknęła. Strzepała siano z fałd
spódnicy. Sprawdziła, czy jakieś źdźbła nie zostały jej we włosach. Nie chciała, by
ktokolwiek coś zauważył. Bluzka, ta zielona, jej najładniejsza, była pognieciona, ale na to nie
mogła teraz nic poradzić.
Zrobiła krok i znów przeszył ją ból. Usiadła na stołku i jęknęła. Nie wiedziała, czy
zdoła ukryć swoje fatalne samopoczucie.
- Przepraszam, Jens - wyszeptała.
Oparła głowę o ciepły brzuch krowy, czując jak płacz podchodzi jej do gardła. Zaczęła
doić zwierzę, a po policzkach popłynęły łzy, mieszając się z mlekiem, które spływało do
drewnianego wiadra. Kiedy do obory weszły Elizabeth i Ane, Lina zdążyła już umyć twarz i
trochę się ogarnąć.
- Już jesteś? - spytała Elizabeth, przyglądając się jej zdziwiona. Lina zdobyła się na
uśmiech.
- Wcześnie się dzisiaj obudziłam, więc tu przyszłam.
Nie miała odwagi spojrzeć na nie, bojąc się, że mogą zauważyć ślady łez na jej
twarzy. Chociaż w oborze było ciemno, więc pewnie i tak nikt by niczego nie zauważył.
- Wydoiłaś już wszystkie krowy? - spytała Ane.
- Tak. Zaraz zaprowadzę je na pastwisko.
- Nie musisz - wpadła jej w słowo Elizabeth. - Idź do domu. Mężczyźni już wstali,
zresztą zaraz będzie śniadanie. Jens pewnie też za chwilę się tu zjawi...
419085103.004.png
- Nie! - zaprotestowała Lina, odwracając się gwałtownie. - Popędzę krowy na łąkę -
dodała. Starała się opanować, żeby nie zwracać na siebie uwagi. - Nie czuję się najlepiej.
Świeże powietrze dobrze mi zrobi - zaczęła się tłumaczyć. Ane spojrzała na nią podejrzliwie.
- Nie masz chyba porannych mdłości? - spytała, uśmiechając się.
- Nie, to nie to - powiedziała Lina i wzruszyła ramionami. - Od czasu do czasu tak się
po prostu czuję. Nie wiem, dlaczego.
Chwyciła krowy za postronki. Niektóre od razu ruszyły do przodu; Elizabeth szybko
otworzyła drzwi obory, zwierzęta wyszły i, zadowolone, zaczęły muczeć. Pewnie cieszą się
na myśl o soczystej, zielonej trawie na łące, pomyślała Lina.
- Mogę iść z tobą - zaproponowała Ane.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale chciałabym trochę pobyć sama - rzekła Lina,
nieśmiało. - Wtedy lepiej mi się myśli.
- Jak chcesz - powiedziała Ane, usuwając się na bok i przepuściła krowy. - Chodź,
mamo - rzuciła głośniej.
Lina ruszyła szybko przed siebie. Krowy szły spokojnym tempem, podskubując od
czasu do czasu trawę, która rosła obok wąskiej ścieżki. Gdyby tak mogła iść i iść i nigdy już
nie wracać, pomyślała. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, że w końcu będzie przecież
musiała spojrzeć w oczy i Jensowi, i Steffenowi. A jeśli Steffen opowiedział komuś o tym, co
się wydarzyło?
Nie, nie zrobił tego. Jens nie może się o niczym dowiedzieć. Nigdy! Wtedy już na
pewno nie mogłaby spojrzeć mu w oczy. Co za wstyd!
Droga powrotna wydała jej się za krótka. Lina celowo szła powoli, by zyskać na
czasie. W końcu jednak stanęła przed domem. W drodze z pastwiska zaszła jeszcze do siebie
umyć się i zmienić bieliznę. Nadal jednak czuła się brudna; wiedziała, że musi wytrwać do
końca dnia, nie zwracając na siebie uwagi. Może uda jej się skończyć pracę nieco wcześniej?
Powie, że chce położyć Signe spać. Miała nadzieję, że Jens jak zwykle zostanie dłużej, tak że
będzie miała trochę czasu dla siebie. Zaczerpnęła powietrza i weszła do środka.
- Jesteś - powitała ją Elizabeth, uśmiechając się. Lina skinęła głową. Nie miała odwagi
spojrzeć na Steffena. Schyliła się, żeby wziąć na ręce Signe, która właśnie do niej podbiegła.
- Dlaczego wyszłaś tak wcześnie, mamo? Ja jeszcze spałam.
- Tak, zauważyłam, nawet chrapałaś - odpowiedziała, uśmiechając się i czochrając
włosy córeczki.
- Nieprawda - oburzyła się dziewczynka.
Lina puściła ją, a dziecko podbiegło do stołu i usiadło na krześle. Zajęła miejsce obok
419085103.005.png
córeczki. Zerknęła na Jensa, który odpowiedział jej uśmiechem. Najwyraźniej nic nie
wiedział o tym, co stało się w oborze. Mimo wcześniejszej kłótni, był w dobrym nastroju.
Odwzajemniła jego uśmiech. Kątem oka zauważyła, że do kuchni wszedł Steffen. Usiadł
naprzeciwko niej. Skuliła się. Dlaczego to zrobił? To nie było jego zwykłe miejsce.
Właściwie wszyscy mieli tu swoje stałe miejsca, ale nie zawsze tego przestrzegano.
Nie podniosła głowy. Rozmawiała z sąsiadami przy stole, śmiała się, jakby nigdy nic.
Czuła się jednak rozbita. Poza tym nadal dokuczał jej ból. Chociaż ból zapewne wkrótce
minie, gorzej z tym, który czuła w swoim sercu. Ten na pewno nie zniknie tak szybko, jeśli w
ogóle kiedykolwiek to się stanie.
Podczas śniadania cały czas czuła na sobie wzrok Steffena, mimo że on też starał się
zachowywać jak zwykle, rozmawiał, śmiał się. Co sobie teraz myśli? Gardzi nią, skoro
zachowała się jak dziwka? A ona była dla niego po prostu miła. Nigdy nie przypuszczała, że
to może się tak skończyć. A może się myli? Przecież specjalnie dla niego włożyła odświętną
zieloną bluzkę, zamiast zwykłej szarej, tej z łatami na łokciach. Zależało jej, by ładnie
wyglądać, kusiła go.
- Jaka jesteś dzisiaj śliczna! - wykrzyknęła Helene, przerywając jej rozmyślania..
- Co masz na myśli? - spytała Lina przestraszona.
- Masz ładną bluzkę. Wystroiłaś się do obory! Lina czuła, że się czerwieni i spuściła
wzrok.
- A co w tym złego? - spytała Ane. - Wszystkie mamy czasem ochotę się wystroić. Ty
też, Helene. Sama nieraz to widziałam. To normalne, że kobiety chcą ładnie wyglądać, nawet
w taki zwykły dzień. Lina podniosła głowę. Zauważyła wzrok Steffena. Patrzył na nią.
Uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Szybko spuściła głowę i chwyciła stojący przed nią
kubek z mlekiem. Zaczęła pić łapczywie, jakby mając nadzieję, że w ten sposób stłumi płacz.
Gdy mężczyźni wyszli do swoich prac, została i zaproponowała, że pozmywa. Helene
i Ane zabrały dzieci do izby obok kuchni.
- Jesteś dzisiaj jakaś nieswoja - powiedziała Elizabeth.
Przyglądała się jej uważnie, wyraźnie zatroskana. Lina zaczęła się wahać. Może
powinna jej powiedzieć? Jak Elizabeth by zareagowała? Kazałaby jej pójść precz?
Powiedziałaby, że w jej domu nie ma miejsca dla dziwek? Może uznałaby, że sama jest sobie
winna? A nie mówiłam? powiedziałaby. No i może powiedziałaby o wszystkim Jensowi? W
końcu uznała, że Elizabeth ma dość własnych kłopotów. Z pozoru zdawała się twarda, ale
Lina widziała, że nadal przeżywa śmierć Kristiana. Być może sądziła, że najgorsze już za nią,
że życie toczy się dalej, ale Lina wiedziała, że to nieprawda. Elizabeth długo jeszcze będzie
419085103.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin