Autor: KONRAD T. LEWANDOWSKI Tytu�: KOLACJA U KR�LOWEJ (fragment powie�ci) Z "NF" 3 - Nie lepiej by�o i�� przeciw Burgundczykom pod Compiegne? - spyta� Gilles de Rais. - Ca�y rok �e�my tu zmitr�yli, z dala od s�odkiej Francji, zamiast przeciw Anglikom stawa�. - B�g tak chcia� - odpowiedzia�a spokojnie Dziewica Orlea�ska. Poszcz�kuj�c zbrojami, szli przez ob�z krzy�owc�w na rad� wojenn�. Wok� p�on�y ogniska, sta�y wozy, krz�ta�a si� czelad�. W dali, w zapadaj�cym mroku, coraz wyra�niej wida� by�o pochodnie na murach obl�onych Doma�lic. - B�g nie nazywa si� La Tremoille! - odpar� z gniewem de Rais. - A to on ciebie tu zes�a�. Byle dalej od dworu i kr�la! Pos�a�by ci� on na krucjat� i przeciw Chinom, gdyby si� takowa szykowa�a. - Sama pragn�am w Czechach ko�cio�a i krzy�a broni� - przypomnia�a Joanna d'Arc. - Ksi��� La Tremoille nie zrobi� nic wbrew mej woli. - Pami�tam. Jednak zamierza�a� uczyni� to dopiero po wyp�dzeniu Anglik�w - zauwa�y� de Rais. - C� poczn�, �e Ojciec �wi�ty z og�oszeniem krucjaty na to nie poczeka� - u�miechn�a si� Dziewica Orlea�ska. - Ale kr�l powinien mie� do�� rozumu, by ci� przy sobie zatrzyma�! Gdyby nie ty, wci�� by�by delfinem Karolem. Zapomnia� ju�, komu koron� zawdzi�cza! - De Rais, zamilcz! Ani s�owa przeciw kr�lowi! Nie z mojej woli, lecz z boskiej odby�a si� koronacja w Reims. Ja by�am tylko narz�dziem w r�ku Boga. - Wybacz, zapomnia�em, �e tobie tylko anielskie g�osy w g�owie. Brudnej prawdy widzie� nie chcesz. Dobrze zatem, mog� milcze� - nachmurzy� si� rycerz. - Gilles, przyjacielu - Joanna z�agodnia�a. - Ile� razy mam ci m�wi�, �e s�u�� mocy przerastaj�cej wszelkie ludzkie �cie�ki i ziemskie sprawy? Inn� miar� do mych czyn�w przyk�adaj. - Nie lekcewa� polityki! - Nie k���my si�, jutro bitwa. Odpu�� mi wszystko, w czym ci zawini�am i st�j przy mnie jak pod Orleanem. - Odpuszczam i sam o wybaczenie prosz�. - Wybaczam ci. To ten namiot... - Dziewica Joanna i szlachetny rycerz Gilles de Rais! - zapowiedzia� ich przybycie stra�nik przy wej�ciu. - Witaj, pani! - Rycerze powstali. Na miejscu pozosta� tylko legat papieski kardyna� Cesarini, kt�remu tusza i powaga urz�du wsta� nie pozwala�y. - Gdzie s� wojska heretyk�w? - zapyta�a Joanna d'Arc, poprzestaj�c jedynie na kr�tkim uk�onie. - Usz�y w g��b Czech - odpowiedzia� w�dz pi�tej krucjaty przeciw czeskim husytom, margrabia brandenburski Fryderyk Hohenzollern, g�adz�c czarn� brod�. - Za dzie�, dwa we�miemy Doma�lice i sami ich poszukamy - zapewni� legat papieski. - Nie mo�e tak by�! - zawo�a�a z gniewem Joanna. - Wy�lijcie natychmiast podjazdy, niech husyt�w tropi�. Musimy wiedzie�, gdzie s� ich g��wne si�y. - C�rko, bacz, �e do godniejszych od siebie przemawiasz - u�miechn�� si� wynio�le Cesarini. - B�g m�wi przez moje usta! - Hukn�a w st� �elazn� r�kawic�, a� legat podskoczy� w fotelu. - Nie do�� wam by�o dot�d sromotnych kl�sk i pora�ek?! Mam przypomnie� jak cztery lata temu na sam widok heretyk�w uciekli�cie? Wiedzcie, �e i samemu Bogu widok ten by� niemi�y. Dlatego pos�a� mnie do was, by si� rzecz nie powt�rzy�a. Zniszcz� husyt�w jak zniszczy�am Anglik�w, ale pierwej wy si� pychy wyrzeknijcie! Ukorzcie si�, albowiem tylko pokornym B�g chce da� zwyci�stwo. - Dobrze ju�, wy�l� podjazdy - powiedzia� pojednawczo margabia Fryderyk i skin�� na jednego z towarzysz�cych mu rycerzy, kt�ry natychmiast wyszed� z namiotu. Kardyna� Cesarini sp�sowia�, lecz milcza�. - C� jeszcze? - spyta� margrabia. - Piechota - rzek�a Joanna. - Mamy zbyt ma�o piechoty, dlatego rycerstwo musi zsi��� z koni i pieszo na tabory heretyk�w uderza�. - Nie uchodzi, by rycerz walczy� pieszo. - Ale godzi si� i�� pieszo w �wi�tej pielgrzymce - odpar�a Joanna. - W pielgrzymce zatem, kt�r� ja poprowadz�, poniesiemy miecz i krzy� do obozu wroga. - Trudno b�dzie Bawarczyk�w przymusi� - pokr�ci� g�ow� Fryderyk Hohenzollern. - Wszyscy nie musz�, jazdy si� nie wyrzekniemy, ale ze dwa tysi�ce rycerstwa wraz z giermkami musi z koni zej��. Posz�oby to �atwiej, gdyby jego eminencja raczy� da� b�ogos�awie�stwo... - Joanna sk�oni�a si� ku Cesariniemu. Legat popatrzy� na ni� z niech�ci�, ale skin�� twierdz�co. - Pobo�nemu dzie�u b�ogos�awie�stwa nie odm�wi�. - Dzi�kuj� wam, ojcze. - Teraz bombardy... - kontynuowa�a Joanna. - Zawsze najpierw one przem�wi� musz�, zanim piechota do szturmu ruszy. Trzeba przydzieli� wi�cej koni i ludzi do ich przenoszenia, �eby mie� je zawsze tam, gdzie najbardziej potrzeba. - Chcecie bombard w polu u�ywa�, nie przeciw murom? - zdumia� si� margrabia. - Heretycy zwykli mury ze swoich woz�w budowa�, wi�c trzeba je czym� kruszy�. - Nikt w obozie lepiej od Dziewicy Joanny nie zna si� na zdobywaniu sza�c�w - wtr�ci� de Rais. - Wiemy to i dlatego s�uchamy z uwag� - odrzek� margarbia Fryderyk. - I nam nie w smak kl�ski do tej pory zaznane. - Obecno�� Dziewicy Orlea�skiej w obozie sprawi�a, �e w rycerstwo wielki duch wst�pi� - po�pieszy� z komplementem Cesarini, by przypodoba� si� margarbiemu. - Bardzo jeste�my radzi - odpar� margarbia - �e legat papieski to docenia. Lecz co z porannym szturmem? - Nie b�dzie szturmu, p�ki nie dowiemy si�, gdzie s� g��wne si�y heretyk�w - powiedzia�a Joanna. - Lepiej by nie zaszli nas od ty�u, gdy b�dziemy Doma�lice zdobywa�. - Zgoda - rzek� Fryderyk Hohenzollern. - Na tym, my�l�, rad� sko�czy� mo�emy. - Amen! - Cesarini uni�s� d�o� do b�ogos�awie�stwa. Nast�pnego dnia podjazdy wr�ci�y o wiele szybciej ni� si� ich spodziewano, zaraz po porannym nabo�e�stwie. - Id� na nas traktem od Berounem! - wykrzykn�� zwiadowca z podrapan� twarz�, ostro osadzaj�c konia przed obozow� kaplic�. - Idzie ca�a kacerska moc; jazda, piechota, tabory! Kardyna� Cesarini poblad� i prze�egna� si� szybko. - Kiedy tu b�d�? - spyta�a Joanna d'Arc. - Oko�o po�udnia! - Mo�esz odej��. - Prawdziwie Duch �wi�ty przem�wi� wczoraj przez wasze usta - powiedzia� margrabia Fryderyk do Joanny i rzuci� kose spojrzenie legatowi. - Mamy zatem trzy, mo�e cztery godziny. Jak wykorzystamy ten czas dany od Boga? Dziewica Orlea�ska obejrza�a si� na Doma�lice. - Ma�y oddzia� jazdy trzeba zostawi� do pilnowania bram, �eby �adnej wycieczki w czasie bitwy nie uczynili. - Roztropna my�l. - Wy, panie margrabio, we�miecie wi�ksz� cz�� jazdy i uderzycie na heretyk�w, gdy si� tylko pojawi�. Kiedy wrogowie za wozami si� skryj�, odst�picie i dacie poczyna� piechocie pod moim dow�dztwem - Joanna rozejrza�a si� szybko. - Odst�picie pod Czeski Las, tam b�dzie nasze prawe skrzyd�o. Naka�cie wszystkim rycerzom spo�em i ka�demu z osobna, by odst�powali pod las, pod sztandar papieskiego legata. Staniecie tam ze swym orszakiem, eminencjo. Kardyna� Cesarini spojrza� tylko na margrabiego i skin�� twierdz�co. - De Rais! - Tak, pani! - We�miesz wszystkie bombardy i szwajcarskich pikinier�w i staniecie na lewym skrzydle. Ja z knechtami i spieszonym rycerstwem po�rodku stan�. - Szwajcarscy ochotnicy to ch�opy dzielne i pobo�ne, ale ledwie tysi�c ich z nami przysz�o - zauwa�y� de Rais. - W razie czego os�oni was jazda pilnuj�ca bram. - Albo ja pchn� kilka chor�gwi za waszymi plecami - doda� margrabia. - Baczcie zatem, by �adne wozy ani inne przeszkody wam tego ruchu nie utrudni�y. Teraz trzeba dopilnowa�, by cz�� rycerstwa z koni zesz�a. Niech te� zdejm� z siebie troch� zbroi, tyle by mogli o w�asnych si�ach wsta�, gdy si� w boju przewr�c�. Eminencjo i wy margrabio Fryderyku, st�jcie przy mnie i t�umaczcie moje s�owa gdy do rycerstwa przemawia� b�d�. - Konie! - zawo�a� margrabia do giermk�w. - Roczny odpust ka�demu, kto na heretyk�w pieszo za Dziewic� Joann� p�jdzie! - oznajmi� p� godziny p�niej kardyna� Cesarini, gdy Joanna d'Arc sko�czy�a mow� do rycerzy przyby�ych na krucjat� z Bawarii, Flandrii, Alzacji, Zelandii i Holandii. Alzatczycy pos�uchali wezwania Dziewicy jak jeden m�� i natychmiast zeszli z siode�. Podobnie post�pi�a wi�kszo�� rycerstwa flandryjskiego i zelandzkiego. Najliczniejsi jednak Bawarczycy w wi�kszo�ci nie kwapili si� rezygnowa� z konia na rzecz odpustu. - Tak im brzuchy od piwa obrzmia�y, �e ju� tylko je wozi� potrafi�, nie nosi� - mrukn�a Joanna do de Raisa. Kaza�a poda� sobie sw�j bia�y sztandar z archanio�em, po czym wjecha�a w t�um rycerzy. Podje�d�a�a kolejno do ka�dego i zaklinaj�c imieniem Jezusa wzywa�a, by za ni� poszed�. To poskutkowa�o lepiej. Nieliczni tylko odwracali wzrok udaj�c, �e nie do nich mowa lub �e nie rozumiej� �amanej niemczyzny Joanny. Po godzinie Dziewica Orlea�ska zebra�a do�� piechoty i zacz�o si� ustawianie szyk�w. Margrabia Fryderyk i de Rais uporali si� z tym najwcze�niej. Gdy prawe i lewe skrzyd�o stan�o w gotowo�ci, w �rodku wci�� falowa� rozci�gni�ty, po�yskuj�cy �elazem t�um. Rycerze zgodnie z rozkazem Joanny sprawdzali, czy zdo�aj� w zbroi wsta� z ziemi. Padali wi�c sami i co rusz znienacka obalali przyjaci�. �miechom i drwinom nie by�o ko�ca. Zw�aszcza gdy okazywa�o si�, �e kt�ry� rycerz zdj�� z siebie zbyt ma�o blach i obalony na ziemi� bezradnie przebiera� r�kami i nogami. Zamieszanie powi�kszali pacho�kowie biegaj�cy we wszystkie strony z fragmentami zbroi. - S�odki Jezu! Co za mena�eria! - zawo�a� de Rais, gdy po rozstawieniu swoich pikinier�w przyby� Joannie z pomoc�. - I ty chcesz z nimi do boju i��, zamiast na jarmark, posp�lstwo bawi�?! - Na szcz�cie nie my pierwsi nast�pimy - odrzek�a Dziewica Orlea�ska. - Zacznie si� bitwa to si� opami�taj�. - Te b�azny zostawi� ci� sam� w paszy lwa! Pozw�l mi i�� ze sob�! - Nie, Gilles. Musisz dzia� dopilnowa�. Los bitwy jest w twoich r�kach. - We� chocia� mego giermka i starych towarzyszy spod Orleanu! - Wezm� giermka i dziesi�ciu naszych, reszta przy tobie zostanie. - To szale�stwo! Z tak s�ab� ochron�... - Wszystko w r�ku Boga - przerwa�a mu oschle. - Pilnuj dzia�! - S�! - wykrzykn�� de Rais, ocieniaj�c d�oni� oczy. - Szybko nadeszli... Ze wsi p� mili przed armi� krzy�owc�w wyroi�a si� husycka jazda. Za stra�� przedni� wytoczy�y si� wozy i piechota, os�aniana po bokach przez jazd�. - Jak ta w...
dragonball11