Gwiezdne Wojny 107 - Trylogia Koreliańska III - Zwycięstwo na Centerpoint.pdf

(1895 KB) Pobierz
25712974 UNPDF
1
Roger MacBride Allen
Zwyci ę stwo na Centerpoint
2
ZWYCI Ę STWO NA CENTERPOINT
Tom III trylogii KORELIA Ń SKIEJ
ROGER MacBRIDE ALLEN
Przekład
ANDRZEJ SYRZYCKI
25712974.002.png 25712974.003.png 25712974.004.png
3
Roger MacBride Allen
Zwyci ę stwo na Centerpoint
4
Tytuł oryginału
SHOWDOWN AT CENTERPOINT
Redakcja stylistyczna
KATARZYNA STACHOWICZ-GACEK
Redakcja techniczna
ANNA BONISŁAWSKA
Korekta
JOANNA CIERKO Ń SKA
Ilustracja na okładce
DREW STRUZAN
Opracowanie graficzne okładki
STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Informacje o nowo ś ciach i pozostałych ksi ąŜ kach Wydawnictwa AMBER oraz
mo Ŝ liwo ść zamówienia mo Ŝ ecie Pa ń stwo znale źć na stronie Internetu
http://www.amber.supermedia.pl
Copyright © 1995 by Lucasfilm, Ltd & TM
All rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Showdown at Centerpoint by Bantam Books
For the Polish edition
© Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1999
ISBN 83-7245-233-4
Dla Mandy Slater,
która była przy mnie, kiedy to si ę zacz ę ło
25712974.005.png
5
Roger MacBride Allen
Zwyci ę stwo na Centerpoint 6
ucz ę szczałem do jedenastej klasy, Beth uczyła mnie angielskiego, a obecnie bardzo
kiepsko gra w pokera. Kiedy si ę dowiedziała o tej dedykacji, tak si ę przej ę ła, Ŝ e
natychmiast przyst ą piła do działania - i zacz ę ła przegl ą da ć maszynopis w nadziei, Ŝ e
wyłapie bł ę dy gramatyczne. Niech si ę to stanie dla was ostrze Ŝ eniem, Ŝ eby zawsze
dawa ć z siebie jak najwi ę cej. Nikt z nas przecie Ŝ nie wie, kiedy nasza nauczycielka
angielskiego zechce si ę zaj ąć sprawdzaniem, co pozostało z jej nauki.
O D A U T O R A
Pragn ą łbym podzi ę kowa ć Tomowi Dupree, Jennifer Hershey i wszystkim innym
zacnym ludziom z wydawnictwa Bantam Spectra, którzy przez cały czas, kiedy pisałem
te powie ś ci, okazywali mi ogromne zaufanie. Chciałbym tak Ŝ e przekaza ć wyrazy
wdzi ę czno ś ci Eleanor Wood i Lucienne Diver za poparcie i skuteczne dbanie o
finansowe aspekty całego przedsi ę wzi ę cia.
Pragn ę te Ŝ podzi ę kowa ć swojej Ŝ onie, Eleanore Fox, która - aczkolwiek miała na
głowie tyle spraw - musiała si ę uczy ć nowego j ę zyka i pakowa ć wszystko, czego
wymagała przeprowadzka do Brazylii. Z pewno ś ci ą miałaby l Ŝ ejsze Ŝ ycie, gdyby pod
jej nogami nie pl ą tał si ę pewien powie ś ciopisarz. Mimo to doskonale sobie poradziła w
trudnej i nietypowej sytuacji. Nic dziwnego; Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Stanów Zjednoczonych zatrudnia tylko najlepszych. A przynajmniej tak si ę stało w jej
przypadku.
Dzi ę kuj ę tak Ŝ e Mandy Slater, kole Ŝ ance i powierniczce, której zadedykowałem
niniejsz ą ksi ąŜ k ę . Była tam - w kuchni pewnego mieszkania w Waszyngtonie - kiedy
zadzwonił telefon, powołuj ą cy mnie do czynnej słu Ŝ by jako autora powie ś ci z cyklu
„Gwiezdne Wojny". To wła ś nie Mandy pomogła mi doj ść do przekonania, Ŝ e dam
sobie rad ę z tym wyzwaniem. I je Ŝ eli si ę oka Ŝ e, Ŝ e rzeczywi ś cie sobie poradziłem,
prosz ę wszystkich, którzy j ą spotkaj ą , aby powiedzieli jej, i Ŝ miała racj ę .
Rzecz jasna, pewien problem mo Ŝ e stanowi ć spotkanie Mandy. Ostatnio, kiedy j ą
widziałem, przebywała w Nowym Orleanie, a przyleciała tam z Rumunii przez Londyn,
po czym miała niedługo lecie ć do Chicago. Przedtem spotkałem si ę z ni ą we Fresno w
Kalifornii, gdzie była jednym z go ś ci na moim weselu; jeszcze przedtem w Londynie, a
przed Londynem - je ś li mnie pami ęć nie myli - w Toronto. Po pewnym czasie trudno
sobie przypomnie ć , dok ą d i kiedy podró Ŝ owała. Niemniej jednak, Mandy, bardzo
dzi ę kuj ę .
Je Ŝ eli mowa o podró Ŝ owaniu, jedn ą z długoletnich i dobrych tradycji powie ś ci z
cyklu „Gwiezdne Wojny" jest to, Ŝ e wszystko dzieje si ę wsz ę dzie naraz. Obawiam si ę ,
Ŝ e drug ą ksi ąŜ k ę tej trylogii napisałem niemal w cało ś ci w Waszyngtonie i jego
okolicach - no, mo Ŝ e jeszcze troch ę w trakcie podró Ŝ y do Filadelfii i Nowego Jorku.
Trzecia powie ść powstała nie tylko w takich miejscach jak Aarlington w Wirginii,
Bethesda w Maryland i kilku innych miejscowo ś ciach o podobnych nazwach, ale tak Ŝ e
w Nowym Jorku, Miami, na Karaibach i nad Amazonk ą , w Sao Paulo i w Brasilii.
Została zredagowana w Bethesda, w Norfolk w Wirginii, w Atlancie i Montgomery w
Alabamie oraz w Biloxi w stanie Missisipi. Je Ŝ eli to nie oznacza dla was wystarczaj ą co
du Ŝ ej ruchliwo ś ci, b ę dziemy musieli porozmawia ć .
Roger MacBride Allen kwiecie ń 1995
Brasilia, Brazylia
I jeszcze jedna uwaga, dotycz ą ca niebezpiecze ń stw zwi ą zanych z dedykowaniem
czegokolwiek nauczycielkom angielskiego. Jak pami ę tacie, drugi tom tej trylogii
zadedykowałem Beth Zipser i jej m ęŜ owi Mike'owi. Wiele ksi ęŜ yców temu, kiedy
 
7
Roger MacBride Allen
Zwyci ę stwo na Centerpoint 8
selonia ń skie gwiezdne jednostki tak Ŝ e nie grzeszyły niezawodno ś ci ą . Han przestawił
d ź wigni ę przeł ą cznika zasilania i zaczekał, a Ŝ system inwertera obudzi si ę do Ŝ ycia.
Zaczynał w ą tpi ć , czy był przy zdrowych zmysłach, kiedy zgłosił si ę na ochotnika,
aby sprowadzi ć wła ś nie ten sto Ŝ kostatek z mroków przestworzy na powierzchni ę
Selonii. Mógł Ŝ yczy ć obu Seloniankom wiele szcz ęś cia, a potem po Ŝ egna ć si ę i
odlecie ć na pokładzie „Ognistej Jade". Przypuszczał jednak, Ŝ e kiedy co ś powinno by ć
zrobione, a tylko on potrafił to zrobi ć , zgłaszanie si ę na ochotnika miało w sobie co ś z
przymusu. Prawd ę mówi ą c, Han nie miał wielkiego wyboru. Nie mógł zostawi ć
Drackmus na łasce losu. Zaci ą gn ą ł wobec niej pewien dług... wobec niej i jej ziomków.
Co wi ę cej, Drackmus wyra ź nie o ś wiadczyła, Ŝ e musi wyl ą dowa ć wła ś nie tym
sto Ŝ kostatkiem. Jej ziomkowie nie mogli sobie pozwoli ć na pozostawienie w
przestworzach jakiejkolwiek jednostki - bez wzgl ę du na to, jak mało sprawnej albo
zawodnej. Nie nazwany sto Ŝ kostatek mógł przypomina ć stert ę lataj ą cego złomu, ale
Drackmus u ś wiadomiła Hanowi, Ŝ e i tak jednostka jest w lepszym stanie ni Ŝ cokolwiek,
czym Selonianki dysponowały w tej chwili. A ś ci ś lej, w lepszym stanie ni Ŝ jakakolwiek
inna jednostka, jak ą miała do dyspozycji Nora Hunchuzuc i nale Ŝą cy do niej
Republikani ś ci.
R O Z D Z I A Ł
1
CORAZ BLI ś EJ
- Czcigodny Solo, stracili ś my ogromnie du Ŝ o czasu! - zapiszczał głos Drackmus w
odbiorniku interkomu. - Je Ŝ eli nie odzyskamy panowania nad sterami, wlecimy w
górne warstwy atmosfery szybciej ni Ŝ si ę spodziewamy!
Urz ą dzenie wydało zduszony skowyt i umilkło. Widocznie albo system ł ą czno ś ci z
kabin ą sto Ŝ kostatku odmawiał posłusze ń stwa, albo Han miał wielkie szcz ęś cie i
Drackmus zaczynała traci ć głos. To byłoby naprawd ę co ś wspaniałego.
Przeł ą czył urz ą dzenie na nadawanie i postarał si ę skupi ć na wykonywanej pracy.
- Nie gor ą czkuj si ę tak, Drackmus - odparł, a wła ś ciwie prawie krzykn ą ł. - Twój
nadajnik interkomu powinien zosta ć poddany szczegółowym ogl ę dzinom. Powiedz
czcigodnej pani pilot Salculd, Ŝ e wła ś nie sko ń czyłem.
Dlaczego, na miło ść wszech ś wiata, wszystkie awaryjne naprawy na pokładzie
statku musiały by ć dokonywane w takim po ś piechu? - pomy ś lał z gorycz ą . - Czego nie
dałbym za to, Ŝ eby mie ć teraz u boku Chewbacc ę !
- Dlaczego mam si ę nie gor ą czkowa ć ? - usłyszał z odbiornika komunikatora. - Czy
temperatura mojego ciała mo Ŝ e mie ć co ś wspólnego z przestrzeganiem procedur
bezpiecze ń stwa?
Han westchn ą ł i ponownie wcisn ą ł guzik nadajnika.
- To tylko takie wyra Ŝ enie - powiedział. - Chodziło mi o to, Ŝ eby ś zachowała
cierpliwo ść - dodał szybko, staraj ą c si ę nie traci ć własnej.
Drackmus była Seloniank ą , a wi ę kszo ść Selonianek nie lubiła lata ć . Mo Ŝ na było to
zrozumie ć , jako Ŝ e Ŝ yły przewa Ŝ nie pod powierzchni ą gruntu, ale zmuszony do
wykonywania rozkazów cierpi ą cej na agorafobi ę istoty Han miał wra Ŝ enie, Ŝ e niedługo
oszaleje.
Dokonał ostatniego przeł ą czenia, zatrzasn ą ł klap ę ostatniego panelu i zacisn ą ł
kciuki, Ŝ eby si ę udało. To powinno wystarczy ć - powiedział sobie. Najwy Ŝ szy czas,
Ŝ eby wreszcie co ś funkcjonowało, jak powinno. Je Ŝ eli sto Ŝ kostatek, na którego
pokładzie si ę znajdował, był typowym przykładem w swoim rodzaju, pozostałe
- Pospiesz si ę , czcigodny Solo! - zawołała ponownie starsza Seloniank ą .
Dlaczego ten interkom nie mógł pój ść w ś lady wszystkich innych urz ą dze ń , jakie
raz po raz odmawiały posłusze ń stwa? Han uderzył otwart ą dłoni ą we wł ą cznik
nadajnika.
- Przygotuj si ę , Drackmus - ostrzegł. - Pani pilot Salculd, prosz ę zwraca ć uwag ę
na wskazania mierników poboru mocy!
Ś wiadomo ść tego, Ŝ e opowiada si ę po stronie Nory Hunchuzuc, uspokajałaby go
troch ę bardziej, gdyby wiedział, kim albo czym jest owa tajemnicza Nora... Był pewien
jedynie tego, Ŝ e Hunchuzuc jest cz ęś ci ą amorficznej frakcji mieszkaj ą cych na Korelii
Selonian, którzy nadal - o ile Drackmus wiedziała - tworzyli sojusz selonia ń skich Nor,
uwa Ŝ aj ą cych si ę za Republikanistów i popieraj ą cych Now ą Republik ę . Wiedział
równie Ŝ , Ŝ e stara si ę im pomóc.
Drackmus nale Ŝ ała do Nory Hunchuzuc i albo porwała Hana, albo uwolniła go z
wi ę zienia Thrackana Sal-Solo... a mo Ŝ e i jedno, i drugie. Han nadal nie był tego
pewien. Wszystko wskazywało na to, Ŝ e Hunchuzuc toczy walk ę ze sprawuj ą c ą władz ę
na samej Selonii Supernor ą . Walka ta nie miała jednak nic wspólnego ze zmaganiami
Nowej Republiki z ró Ŝ nymi ugrupowaniami rebeliantów. Ci ostatni pragn ę li przej ąć
władz ę na planetach systemu Korelii. Zapewne tylko w wyniku zbiegu okoliczno ś ci
działo si ę to w tym samym czasie. Supernor ą trzymała stron ę Absolutystów, d ąŜą cych
do całkowitego uniezale Ŝ nienia si ę Selonii od jakiejkolwiek innej władzy. Mo Ŝ liwe, Ŝ e
członkowie Nory Hunchuzuc sprzyjali Republikanistom, a Supernor ą popierała
Absolutystów; Han jednak zaczynał dochodzi ć do wniosku, Ŝ e chyba Ŝ adna z
walcz ą cych stron nie d ąŜ y zbyt energicznie do osi ą gni ę cia celu. Wygl ą dało na to, Ŝ e
ka Ŝ dej Norze najbardziej zale Ŝ y na pokonaniu swoich politycznych przeciwników.
Han u ś wiadamiał sobie jeszcze kilka innych prawd. Pami ę tał o tym, Ŝ e uwalniaj ą c
go z celi okrutnego krewniaka, Drackmus ocaliła mu Ŝ ycie. Co wi ę cej, podj ę ła ryzyko i
traktowała Hana jak równego sobie. Nie mógł przecie Ŝ zapomnie ć o tym, Ŝ e to członek
25712974.001.png
9
jego rodziny - Thrackan Sal-Solo - traktował krewnych Selonianki z wyj ą tkowym
okrucie ń stwem. Zgodnie z przyj ę tymi na Selonii standardami post ę powania to
wystarczyło, Ŝ eby uwa Ŝ a ć Hana za złoczy ń c ę , morderc ę i potwora. A mimo to
Drackrnus postanowiła rozstrzygn ąć w ą tpliwo ś ci na jego korzy ść . Zachowała si ę
przyzwoicie; okazała mu szacunek. I chocia Ŝ Han nie wiedział o niej nic wi ę cej, to mu
wystarczyło.
- Kiedy to zacznie działa ć ? - zawołała Drackmus jeszcze bardziej piskliwie. - Od
planety dzieli nas coraz mniejsza odległo ść !
- Tak dzieje si ę zawsze, kiedy statek usiłuje wyl ą dowa ć - mrukn ą ł Han do siebie.
Szacunek szacunkiem, ale uwagi Selonianki zaczynały działa ć mu na nerwy.
Jeszcze raz przycisn ą ł guzik nadajnika interkomu i powiedział:
- To ju Ŝ działa. Powiedz Salculd, Ŝ e inwerter funkcjonuje prawidłowo. Niech
ą czy zasilanie wszystkich obwodów, to przekonamy si ę , które działaj ą , a które si ę
zepsuły.
- Uczy ń my tak, czcigodny Solo - odezwał si ę cichy, zaniepokojony głos z
odbiornika interkomu. - Salculd mówi, Ŝ e wł ą cza zasilanie obwodów kontrolnych i
pomiarowych.
Han, kl ę cz ą cy przed płyt ą kontrolnego szybu, usłyszał basowy pomruk i pomy ś lał,
Ŝ e mo Ŝ e powinien zachowa ć wi ę ksz ą odległo ść od obwodów inwertera. Wstał i cofn ą ł
si ę pod przeciwległ ą ś cian ę . Po sekundzie czy dwóch pomruk ustał, a na płycie
kontrolnego panelu zapaliły si ę ś wiatełka na znak, Ŝ e urz ą dzenie działa prawidłowo.
Han przycisn ą ł znowu guzik nadajnika interkomu.
- Nie miejcie mi tego za złe, ale s ą dz ę , Ŝ e wszystko jest w porz ą dku! - krzykn ą ł do
mikrofonu. - Przydały si ę te cz ęś ci, które dostali ś my od Mary Jade. Kiedy zechcecie,
mo Ŝ ecie przejmowa ć stery.
- Miło nam to słysze ć , najczcigodniejszy Solo. - W głosie Drackmus zabrzmiała
niemal namacalna ulga. - Naprawd ę bardzo si ę cieszymy. Za chwil ę przyst ę pujemy do
działania.
Lampki zamigotały na dowód, Ŝ e inwertery zacz ę ły pobiera ć wi ę cej energii.
- Nie spieszcie si ę tak bardzo - ostrzegł Han. - Przyspieszajcie spokojnie i powoli,
dobrze?
- Wła ś nie tak post ę pujemy, szlachetny Solo. I przestaniemy, kiedy jednostka
zacznie pracowa ć jedn ą trzeci ą mocy. Nie zamierzamy poddawa ć silników kolejnym
przeci ąŜ eniom.
- To brzmi rozs ą dnie - przyznał Han. - Mimo to my ś l ę , Ŝ e powinienem wróci ć do
was i mie ć oko na wszystko, Ŝ eby znów nie stało si ę co ś złego.
Podszedł do drabinki, wspi ą ł si ę po szczeblach na wy Ŝ szy poziom i skierował ku
wierzchołkowi sto Ŝ ka, do kabiny.
Sto Ŝ kostatek rzeczywi ś cie przypominał p ę katy sto Ŝ ek, w którym silniki
usytuowano w podstawie, a kabin ę pilota tu Ŝ przy wierzchołku. Cz ęść s ą siaduj ą c ą z
dziobem wykonano z prawie całkowicie przezroczystego transpleksu, dzi ę ki czemu
widok przestworzy dosłownie zapierał dech w piersi. Pilotuj ą ca kapsuł ę Selonianka
Salculd le Ŝ ała na plecach i mogła widzie ć wszystko, co działo si ę przed ni ą i nad ni ą .
Roger MacBride Allen
Zwyci ę stwo na Centerpoint 10
Gdyby pilotem sto Ŝ kostatku był człowiek, nie czułby si ę w takiej pozycji zbyt
wygodnie. Rzecz jasna, Selonianki nawet nie usiłowały udawa ć , Ŝ e s ą lud ź mi.
Salculd usłyszała, Ŝ e Han wspina si ę po drabince, i szybko obejrzała si ę przez
rami ę . Obdarzaj ą c go szerokim u ś miechem, ukazała chyba wszystkie podobne do kłów
ostre z ę by, po czym znów zaj ę ła si ę swoj ą prac ą . Sprawiała wra Ŝ enie zadowolonej i
odpr ęŜ onej.
W przeciwie ń stwie do niej Drackmus, nerwowo przechadzaj ą ca si ę w tylnej cz ęś ci
kabiny, wygl ą dała na smutn ą i zaniepokojon ą .
Mimo i Ŝ Selonianie zaliczali si ę do grona istot chodz ą cych na dwóch nogach, ich
ciała ró Ŝ niły si ę budow ą od ludzkich. Byli wy Ŝ si, szczuplejsi; mieli krótsze r ę ce i nogi,
ale nieco dłu Ŝ szy tułów. Potrafili porusza ć si ę równie szybko i sprawnie - i to bez
wzgl ę du na to, czy chodzili na dwóch nogach, czy na czworakach. Palce r ą k i nóg
ko ń czyły si ę chowanymi pazurami, dzi ę ki czemu Selonianie doskonale wspinali si ę i
kopali. Mieli grube półtorametrowe ogony, którymi potrafili - niczym maczugami -
zadawa ć bardzo silne ciosy. Han miał okazj ę poczu ć ich sił ę na własnej skórze.
Twarze tych istot były poci ą głe i spiczasto zako ń czone, a całe ciała poro ś ni ę te
l ś ni ą c ą krótk ą sier ś ci ą . Sier ść Drackmus miała barw ę ciemnobrunatn ą . Ciało Salculd
porastała czarna szczecina - z wyj ą tkiem brzucha, gdzie rosły delikatniejsze, krótsze i
jasnobr ą zowe włosy. Obie istoty miały szczeciniaste bokobrody - równie pełne wyrazu
co ludzkie brwi, je Ŝ eli miało si ę cho ć troch ę wprawy w interpretacji znaczenia ich
ruchów. W ustach istot kryło si ę mnóstwo ostrych z ę bów. Ilekro ć zdarzało mu sieje
ogl ą da ć , Han nie miał Ŝ adnych kłopotów z interpretowaniem ich widoku. Krótko
mówi ą c, Selonianie byli sympatyczni i wywierali korzystne wra Ŝ enie.
- I jak wszystko si ę sprawuje? - zapytał Han, zwracaj ą c si ę do Selonianki siedz ą cej
za sterami. Mówił niewprawnie po selonia ń sku, poniewa Ŝ Salculd nie znała basica.
- Wszystko w porz ą dku, czcigodny Solo - odparła młodsza istota. - A
przynajmniej na razie, dopóki co ś nie odmówi posłusze ń stwa.
- Wspaniale - powiedział Han, chyba bardziej do siebie ni Ŝ którejkolwiek
Selonianki. - Jak my ś lisz, czcigodna Drackmus, wszystko teraz by ć dobrze?
- Ś wietnie, ś wietnie, wszystko idzie ś wietnie, dopóki nie roztrzaskamy si ę i nie
zginiemy - odrzekła piskliwie starsza Selonianka.
- Jak to dobrze, Ŝ e wreszcie w czym ś si ę zgadzamy - mrukn ą ł Han.
- To miłe, tak wszystko zaplanowa ć - odezwała si ę Salculd. - Oto zamierzałam
wyl ą dowa ć w normalny sposób. Teraz wiem, Ŝ e mi si ę to nie uda, w wyniku czego
roztrzaskamy si ę o powierzchni ę . Co za ulga.
- Do ść tego, pani pilot Salculd! - ofukn ę ła j ą starsza kole Ŝ anka. - Skup uwag ę na
swojej pracy.
- Tak jest, czcigodna Drackmus - odrzekła natychmiast Salculd przepraszaj ą cym
tonem.
Salculd miała spore do ś wiadczenie w pilotowaniu gwiezdnych statków. Znała
swoj ą kapsuł ę całkiem nie ź le... aczkolwiek mo Ŝ e nie tak dobrze, jak Han mógłby sobie
Ŝ yczy ć . Natomiast Drackmus, któr ą szkolono, aby umiała porozumiewa ć si ę z lud ź mi,
nie zdołała uko ń czy ć nauki i dlatego nie zawsze dawała sobie dobrze rad ę . Je Ŝ eli
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin