Ks. Jan Twardowski - Niebieskie okulary.rtf

(157 KB) Pobierz
Niebieskie okulary

Jan Twardowski

 

 

 

Niebieskie okulary

 

1996


Mojej Matce


Przepiórka

 

Przepiórko co się najgłośniej odzywasz

zawsze o wschodzie i zachodzie słońca

prawda że tylko dwie są czyste chwile

ta wczesna jasna i tamta o zmierzchu

gdy Bóg dzień daje i gdy go zabiera

gdy ktoś mnie szukał i jestem mu zbędny

gdy ktoś mnie kochał i gdy sam zostaję

kiedy się rodzę kiedy umieram

te dwie sekundy co zawsze przyjdą

ta jedna biała ta druga ciemna

tak bardzo szczere że obie nagie

tak poza nami że nas już nie ma


Rachunek dla dorosłego

 

Jak daleko odszedłeś

od prostego kubka z jednym uchem

od starego stołu ze zwykłą ceratą

od wzruszenia nie na niby

od sensu

od podziwu nad światem

od tego co nagie a nie rozebrane

od tego co wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska

od tajemnicy nie wykładanej na talerz

od matki która patrzała w oczy żebyś nie kłamał

od pacierza

od Polski z raną

ty stary koniu


Ścieżka

 

Modlę się żeby go nie ogłoszono świętym

nie malowano

nie wytykano palcami

nie ośmiecano życiorysem koniecznym i niepotrzebnym

bez fotografii tak dokładnej że nieprawdziwej

bez reklamy śmierci

bez wiary wygładzonego szkiełka

żeby był ścieżką jak życie drobną

schyloną jak kłosy

przez którą przebiegł Jezus

nieśmiały i bosy


Dzieciństwo wiary

 

Moja święta wiaro z klasy 3b

z coraz dalej i bliżej

kiedy w kościele było tak cicho że ciemno

a w domu wciąż to samo więc inaczej

kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką

odnajdywał zagubione klucze

a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna

kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka

a miłość była tak czysta że karmiła Boga

wielka i dlatego możliwa

kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował boby się komunia nie udała

kiedy rysowałem diabła bez rogów — bo samiczka

proszę ciebie moja wiaro malutka

powiedz swojej starszej siostrze — wierze dorosłej

żeby nie tłumaczyła

— dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć

kiedy się to wszystko zawali


Szukałem

 

Szukałem Boga w książkach

przez cud niemówienia o samym sobie

przez cnoty gorące i zimne

w ciemnym oknie gdzie księżyc udaje niewinnego

a tylu pożenił głuptasów

w znajomy sposób

w ogrodzie gdzie chodził gawron czyli gapa

przez protekcję ascety który nie jadł

więc się modlił tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu

w kościele kiedy nie było nikogo

 

i nagle przyszedł nieoczekiwany

jak żurawiny po pierwszym mrozie

z sercem pomiędzy jedną ręką a drugą

 

i powiedział:

dlaczego mnie szukasz

na mnie trzeba czasem poczekać


Przeciw sobie

 

Pomódl się o to czego nie chcesz wcale

czego się boisz jak wiewiórka deszczu

Przed czym uciekasz jak gęś coraz dalej

przed czym drżysz jak w jesionce bez podpinki zimą

przed czym się bronisz obiema szczękami

 

zacznij się wreszcie modlić przeciw sobie

o to największe co przychodzi samo


W okularach

 

Narysowałem Cię Matko Najświętsza w okularach

w grubych i ciężkich

taka jesteś w nich ludzka

jak urzędniczka na poczcie zmęczona naszymi listami

jak babcia nad pasjansem który nie wychodzi

jak przyszywana ciocia tak bliska że samotna

jak nauczycielka nad klasówką z zielonym kleksem

jak pewna niewierząca która dużo czyta i mniej widzi

czasem bezdomna jak popielata kukułka bez rodziców

 

teraz wymazuję okulary gumą i kawałkiem białego chleba

żeby nie było śladu

 

tylko tych łez to ja nie rysowałem

jak to się stało


Bez nas

 

Odejdźmy już nie wróćmy

nareszcie samotność będzie sama

% miłość bez chęci posiadania

Bóg bez pytań

rozpacz bez reklamacji

piękno bez estetyki

niebo białe po burzy po deszczu niebieskie

 

jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran

jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciepło spotka zimno

poskacze zielony pasikonik który porzucił wielkość żeby wybrać szczęście

jeszcze zaboli długopis co mi został po matce

ale wszystko będzie już naprawdę

bo bez nas


Mrówko ważko biedronko

 

Mrówko co nie urosłaś w czasie wieków

ćmo od lampy do lampy

na przełaj i najprościej

świetliku mrugający nieznany i nieobcy

koniku polny

ważko nieważka

wesoło obojętna

biedronko nad którą zamyśliłby się

nawet papież z policzkiem na ręku

 

człapię po świecie jak ciężki słoń

tak duży, że nic nie rozumiem

myślę jak uklęknąć

i nie zadrzeć nosa do góry

a życie nasze jednakowo

niespokojne i malutkie


Do pani doktor

 

Pani Doktor

w białym fartuchu

przynoszę Pani serce do naprawy

Bogu poświęcone

a takie serdecznie niezgrabne

jak niewyczesany do końca wróbel

niezupełne bo pojedyncze

nie do pary

biedakom do wynajęcia

od zaraz i na zawsze

niemożliwe i konieczne

niewierzących irytujące

zdaniem kobiet zmarnowane

dla Anioła Stróża za ludzkie

dla świętych podejrzane

dla rządu niepewne

dla teologów nieprzepisowe

dla medyków nieznośnie normalne

dla pozostałych żadne

 

połóż je do szpitala

i nawymyślaj

żeby się choć trochę poprawiło


Tak ludzka

 

Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci

że znała Matkę Bożą w sukience do kolan

z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką

w sandałach z rzemykami co były niepewne

czy może się poplątać to co nieśmiertelne

biegającą jak wróbel polski po podwórku

zerkającą do studni orzechowym okiem

jak spada całe niebo bez bliższych wyjaśnień

umiejącą odróżnić jak pszczołę najprościej

zwykłe dobro na co dzień od doskonałości

bo zawsze są prawdziwe rzeczy mniej ogólne

poznającą zapachy i uparte smaki

jak słodki kwaśny słony i najczęściej gorzki

zwłaszcza gdy pies wprost z budy nie archanioł dziwny

demonstrował ogonem liryzm prymitywny

 

O Córko świętej Anny z najżywszych obrazów

tak ludzka że nie byłaś dorosłą od razu


Drzewa niewierzące

 

Drzewa po kolei wszystkie niewierzące

ptaki się zupełnie nie uczą religii

pies bardzo rzadko chodzi do kościoła

naprawdę nic nie wiedzą

a takie posłuszne

 

nie znają ewangelii owady pod korą

nawet biały kminek najcichszy przy miedzy

zwykłe polne kamienie

krzywe łzy na twarzy

nie znają franciszkanów

a takie ubogie

 

nie chcą słuchać mych kazań gwiazdy sprawiedliwe

konwalie pierwsze z brzegu bliskie więc samotne

wszystkie góry spokojne jak wiara cierpliwe

miłości z wadą serca

a takie wciąż czyste


Stare fotografie

 

Tylko fotografie nie liczą się z czasem

pokazują babcię jak chudą dziewczynkę

z wiosną na czerwonych gałęziach wikliny

jej piłkę sprzed pół wieku i wróble jak liście

jej warkoczyk tak wierny jak anioł prywatny

jej skakankę jak prawdę bez łez i pożegnań

biskupa w krótkich majtkach na wysokim płocie

fotografie najchętniej ocalają dziecko

wolą uśmiech niż ostre dogmatyczne niebo

również serce co się dyskretnie spóźniło

pokazują wakacje bezlitosne lato

z psem spotkanie pomiędzy pszenicą i owsem

zwłaszcza gdy życie ucieka jak balon

i ślimak chodzi z domem swym bezdomny

kamień z twarzą królewską który nie skamieniał

przed dworem co się spalił, siostry cienkie w pasie

dowcipne choć zegarek im płakał na rękach

wspomnienie 6 klasy stygnące jak perła

z dyrektorem jak z ssakiem niewinnym pośrodku

umarł nie zmartwychwstał by odejść jak człowiek

staw pożółkły jak topaz i żabę z talentem

kiedy szczygieł z ogrodu przenosi się w pole

nawet trawę co zawsze wykręci się sianem

krajobraz co już dawno przeszedł w geografię

i oczy już za wielkie by stać je na rozpacz


Pytania

 

Gdzie się prawda zaczyna a gdzie rozum kończy

gdzie miłość między nami a gdzie już cierpienie

czy łza czy na nosie ciepło zimnej wody

dokąd razem idziemy by umrzeć osobno

czy słowo jeszcze słowem czy nagle milczeniem

czy ciało wciąż oddala czy tylko zasłania

w którym miejscu odchodzi Pan Bóg oficjalny

i nie patrzy w przepisy bo już jest prawdziwy

 

O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz

gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy


Żeby się obudzić

 

Żeby się obudzić rano

doprowadzić włosy do opamiętania

umyć się i ubrać

postawić czajnik z gwizdkiem

odgarnąć z okna samotny deszcz

trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk

na sekundzie której już nie ma

na myśli której nie sposób dotknąć

na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha

kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania

bo tę co za blisko i tę za daleko

i chyba nawet dlatego umieramy

żeby nas było widać i nie widać


Bezdzietny anioł

 

Właśnie wtedy kiedy pomyślałeś

że papugi żyją dłużej

że jesteś okrutnie mały

niepotrzebny jak kominek na niby

w stołowym pokoju

jak bezdzietny anioł

lekki jak 20 groszy reszty

drugorzędnie genialny

kiedy obłożyłeś się książkami

jak człowiek chory

nie wierząc w to że z niewiary

powstaje nowa wiara

że ci co odeszli jeszcze raz cię

porzucą

święty i pełen pomyłek

właśnie wtedy wybrał ciebie ktoś

większy niż ty sam

który stworzył świat tak dobry

że niedoskonały

i ciebie tak niedoskonałego

że dobrego


Matka boska staroświecka

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin