Robotniknr72.doc

(131 KB) Pobierz
Nr 72

Nr 72.              Robotnik              22.12.1980r.

 

Demokracja w Związku, czyli o

nazywaniu różnić.

 

              Dyskusja nad przyszłym kształtem Związku dopiero się zaczyna. Jest oczywiste, że w prawie 10-milionowym ruchu muszą istnieć różnorodne grupy o sprzecznych często interesach. Zapewnienie im wszystkim właściwej reprezentacji, pogodzenie ich odmiennych dążeń możliwe jest tylko poprzez stosowanie demokratycznych form działania: uczciwych wyborów, otwartej dyskusji, demokratycznego podejmowania decyzji.

 

Jawność działania

 

              Demokracja nie jest idyllą, nie zmienia ludzi w kochających się nawzajem, pozbawionych wad aniołów. Ci, którzy idealizują Związek, łatwo zniechęcają się przy zetknięciu z rzeczywistością. Już dziś można zauważyć, że wielu uczciwych ludzi odchodzi od pracy w "Solidarności": rażą ich kłótnie, odpychają walczący o stołki ambicjonerzy. Dość często powtarza się zdanie:znów jest tak, jak było".

To nieprawda. Błąd rozczarowanych polega na niezrozumieniu zasad funkcjonowania organizacji demokratycznych. W "Solidarnci" ludzie dyskutują i spierają się, zaciekle bronią swoich poglądów i programów. I tak być musi. Wspólnego stanowiska nie zapewni przecież powtarzanie frazesów o solidarności. Można je osiągnąć tylko drogą wyjaśniania rozbieżności, drogą dyskusji i wzajemnych ustępstw.

              To nie różnice zdań stanowią groźbę dla Związku. Naprawdę groźne jest ich ukrywanie; widoczna już dziś tendencja do przedstawiania "Solidarności" w prasie związkowej jako w pełni jednomyślnego monolitu; do organizowania zamkniętych zebrań, z których nie powstają nawet sprawozdania dla członków Związku; do karcenia tych, którzy "wynoszą" sekrety prezydium czy komisji na zewnątrz. A przecież tego, co dzieje się "przy drzwiach zamkniętych", co ma pozostać tajemnicą dla członków Związku nie da się - dzięki rozwiniętemu systemowi podsłuchów - ukryć przed osobami naprawdę niepożądanymi.

W imię pozornej jedności, z braku demokratycznych nawyków, w obawie przed wystawieniem Związkowi złego świadectwa może się zgubić to, co w "Solidarności" najcenniejsze: demokratyczne zasady działania. Członkowie Związku, nieinformowani o tym, o co spierają się ich władze, nie są w stanie stać się stroną w tym sporze, dokonywać wyborów, wpływać na decyzje. Czują się wówczas manipulowani i mają poczucie, że "góra" dąży do jakichś własnych celów i prowadzi własną politykę. Powstaje bariera nieufności, szerzy się zniechęcenie i bierność.

Brak jawności działań jest na rękę ludziom, którzy rzeczywiście mają coś do ukrycia: tym, dla których własne ambicje są ważniejsze niż interes ogółu, tym, którzy dali się przekupić oraz po prostu wtyczkom. Trudno ich rozpoznać i zorientować się, o co im naprawdę chodzi, ponieważ nieujawnianie zasadniczych różnic i rzeczywistych sporów o program i sposób działania stwarza wrażenie, że wszyscy walczą tylko o stołki i wpływy.

Powtarzanie, że "nie ma konfliktu między Gdańskiem a Jastrzębiem" nie zlikwiduje rozbieżności. Może tylko doprowadzić do tego, że zamiast rzeczowych, publicznie formułowanych argumentów zacznie królować plotka i obmowa. Zamiast grup otwarcie prezentujących odmienne programy będą kliki posługujące się intrygami i walką podjazdową.

Utajniane są nie tylko sprawy wewnątrz związkowe. Widoczna jest tendencja, równie niebezpieczna, do niepublikowania pełnej informacji o rozmowach z władzami, do podawania tylko skąpych, niewiele mówiących komunikatów.

Regułą muszą więc być działania demokratyczne i jawne. Jedyny wyjątek to sytuacje, kiedy o sukcesie decyduje szybkość czy odkrycie kart w ostatnim momencie. Jednak nawet i wówczas należy dążyć do najszerszej konsultacji, a wybrane rozwiązanie musi być później poddane krytycznemu oglądowi ogółu.

Przecież w warunkach znacznie trudniejszych, podczas strajku w Stoczni Gdańskiej wszystkie obrady były bezpośrednio transmitowane przez radiowęzeł, a z zamkniętych posiedzeń komisji podawano natychmiast pełne treści komunikaty. Sukces strajku to w znacznej mierze wynik takiego stylu pracy

 

Walka o język

 

              Negocjacje w Stoczni były nie tylko szkołą jawnego działania, lecz również walką o język rozmów z władzami. Wszelkie próby Komisji Rządowej przemawiania nic nieznaczącą nowomową, były sprowadzane na ziemię przez przedstawicieli MKS-u, których wspierali przysłuchujący się obradom strajkujący.

Ta walka o nazywanie rzeczy i zjawisk właściwymi imionami trwa nadal. Jej przejawem był blisko dwumiesięczny spór o wpisanie do statutu "kierowniczej roli PZPR". Jest oczywiste, że "Solidarność" ani nie aspiruje do udziału we Froncie Jedności Narodu, ani nie ma ambicji obsadzania czołowych stanowisk w Rządzie i administracji państwowej -że nie ma zamiaru konkurować tu z PZPR. I takie jest w Porozumieniu Gdańskim znaczenie terminu "kierownicza rola w państwie". Lecz uznanie tych faktów nie ma nic wspólnego z wewnętrznymi regułami działania Związku. A te właśnie określa Statut. Próba wprowadzenia zmian do statutu "Solidarności" była więc niczym innym jak chęcią narzucenia obcego języka. Pojęcie "kierownicza rola PZPR" umieszczone w statucie straciłoby precyzyjny i jasny sens, jaki ma w Porozumieniu Gdańskim. Stałoby się zlepkiem słów bez znaczenia, hasłem podobnym do tych, jakie wciąż jeszcze zdobią ulice naszych miast, mury i bramy fabryk.

 

Polityczny, czy apolityczny

 

Innym przykładem narzucania "Solidarności" języka władzy jest mówienie o apolityczności Związku. Tu znów trzeba wrócić do Porozumienia z Gdańska: "Nowe związki zawodowe będą bronić społecznych i moralnych interesów pracowników i nie zamierzają pełnić roli partii politycznych." Deklaracja ta jest oczywista dla każdego i nie wymaga komentarzy. Na to jasne sformułowanie próbuje się nałożyć mętne pojęcie apolityczności.

Co właściwie ma ono oznaczać? Czy to, że Związek ma być niezależny od partii politycznych? To jest oczywiste i wynika z samej formuły "niezależny i samorządny". Czy może to, że "Solidarność" ma się zgadzać ze wszystkimi decyzjami podjętymi przez instancje partyjne? To z kolei absurd.

"Solidarność" przez samo swoje istnienie musi wpływać na sposób sprawowania władzy, na podejmowane decyzje. Aby się o tym przekonać wystarczy otworzyć' dowolną gazetę i zobaczyć, jak zmienił się sposób pisania o wszystkich dziedzinach życia naszego kraju; wystarczy posłuchać sprawozdania z posiedzenia Sejmu, który nagle odzyskał mowę. Zmiana polegająca na zdobyciu przez społeczeństwo kontroli nad władzą, jest zmianą zasadniczą - a więc polityczną.

              "Solidarność" nie może być związkiem apolitycznym, nie jest bowiem przysłowiowym stowarzyszeniem hodowców kanarków. Związek zawodowy nie ma i nie może mieć programu przejęcia władzy, natomiast musi mieć swoją politykę społeczną, politykę płac, politykę zatrudnienia. We wszystkich dziedzinach, w których decyzje wpływają na warunki życia pracujących, "Solidarność" musi umieć jasno wypowiedzieć swoje zdanie i konsekwentnie realizować swoje cele. W tej sytuacji mówienie o apolityczności to po prostu mydlenie oczu.

Niektórzy działacze "Solidarności" zdają, się rozumieć apolityczność jako słowo-wytrych, ułatwiające znalezienie wspólnego języka z władzami i zdobycie ich uznania. Przykładem może tu być wywiad Kazimierza Świtonia dla organu KW PZPR w Katowicach "Trybuny Robotniczej", gdzie - po serii wątpliwych, niekiedy wręcz zafałszowanych informacji o charakterze wspominkowo-historycznym - Świtoń stwierdza: "Nie chcemy w naszych związkach żadnych polityków. Staramy się, aby do zarządów nie przeniknął nikt, kto ma jakiś program polityczny." By w chwilę później dodać: "Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu, aby członkowie partii byli wybierani do władz."

Sprzeczność tę można wytłumaczyć chyba tylko tym, iż autor wypowiedzi przyjmuje karkołomne i bez wątpienia fałszywe założenie, że PZPR nie posiada programu politycznego. Nie posądzam Świtonia o takie poglądy, jego wypowiedź mogę więc wytłumaczyć tylko tym, że chcąc znaleźć uznanie w oczach władz przejmuje obcy "Solidarności" język. A posługując się tym językiem traci tym samym tożsamość, podobnie zresztą, jak ci, którzy doszukują, się znaczenia w pojęciu "siły antysocjalistyczne".

 

Jeszcze raz o "siłach antysocjalistycznych"

 

              Termin ten pełni w nowomowie szczególną, rolę. Użycie go przez działaczy centralnych oznaczać może rozpoczęcie, kampanii propagandowej mającej na celu rozbicie "Solidarności", może też być wstępem do kolejnych aresztowań niekiedy służy do wykazania się czystością ideologiczną przed innymi działaczami, kiedy indziej znów jest obowiązkowym zwrotem retorycznym, bez którego przemówienie jest po prostu nieważne. Wszelkie próby dopasowywania jakichś osób czy grup do nazwy "siły antysocjalistyczne" skazane są na niepowodzenie. "Siły antysocjalistyczne" istnieją bowiem jedynie przez mianowanie, podobnie jak przez mianowanie istnieli "wrogowie ludu" w latach 50-tych, "rewizjoniści" po Październiku i "syjoniści" w roku 1968.

Musi więc niepokoić manifest ideologiczny przedstawiony przez Prezydium MKR Jastrzębie w Dzienniku Zachodnim”. Twórcy programu, zamiast podjąć dyskusję z ludźmi o odmiennych poglądach, próbują skorzystać z terminologii podsuniętej przez władze.(Pomijam tu narzucające się skojarzenia z językiem używanym przez PAX.) Siłami antysocjalistycznymiokazują się być wszelkiej maści wrogowie każdego socjalizmu ci, którzy tak myślą, bądź tak myślą i tak robią, a których zna opinia publiczna. Nie sposób dotrzeć do sensu tych słów. Służą one jedynie zbliżeniu się do władzy, wykazaniu, że jest się lepszym od innych działaczy Solidarności. Czyli zamiast podjąć niewątpliwie potrzebną polemikę wewnątrz Związku, niektórzy działacze MKR-Jastrzębie chowają, się za murem nowo-mowv.

Jedyną szansą powodzenia tego wielkiego i trudnego zadania, jakim jest tworzenie pierwszego od ponad 30 lat demokratycznego ruchu społecznego jest dbałość o przestrzeganie wszystkich reguł demokracji i jednoznaczny, pełen treści język. I chociaż na codzień wydaje się, że inne sprawy są ważniejsze i bardziej pilne, o tej właśnie nie wolno zapominać,

Jan Lityński

 

Region Mazowsze – akcja strajkowa

24 – 27 XII

 

Po rewizji w lokalu "Mazowsza" 20.XI. i zatrzymaniu następnego dnia J. Narożniaka, Prezydium NSZZ "Solidarność" regionu "Mazowsze" ogłosiło stan gotowości strajkowej w wybranych zakładach oraz podjęło decyzję opublikowania pisma z nadrukiem "Tajne", rozesłanego przez Prokuratora Generalnego L. Czubińskiego do podległych mu urzędów. Pismo to świadczy o podporządkowaniu prokuratury Służbie Bezpieczeństwa i łamaniu prawa przez obie te instytucje. Co więcej, wynika z niego możliwość potraktowania niektórych działaczy "Solidarności" jako "sił antysocjalistycznych" i zastosowania wobec nich represji. Jak wiadomo, to właśnie ten dokument był przyczyny rewizji w "Mazowszu" oraz aresztowania J. Narożniaka oraz P. Sapeły.

W ciągu następnego tygodnia doszło do wielkiej akcji strajkowej w obronie aresztowanych i do pierwszego na taką skalę wystąpienia "Solidarności" w walce o praworządność'.

Na podstawie relacji uczestników postaramy się odtworzyć wydarzenia tego tygodnia.

 

24.XI. poniedziałek.

O godzinie 10-ej delegacja Prezydium "Mazowsza" udaje się do Prokuratury Generalnej, gdzie otrzymuje odpowiedź, że uwolnienie Narożniaka jest niemożliwe. O 12-ej rozpoczyna się strajk na wydziale montażu w Ursusie,

O 18-ej w Ursusie na posiedzeniu Prezydium "Mazowsza" odbywa się zasadnicza dyskusja nad tym-, jakie decyzje należy podjąć. Część uczestników wypowiada się przeciwko strajkowi twierdząc, że ludzie zmęczeni są kolejnymi napięciami strajkowymi, że nie zostały wykorzystane wszystkie dostępne środki nacisku. Inni członkowie Prezydium wysuwają argumenty za strajkiem. Zbigniew Bujak, prezes "Mazowsza", mówi, że pozbawienie człowieka wolności jest najpotężniejszym uderzeniem, dlatego należy zareagować równie mocno. Mówi się też, że jeżeli Związek teraz się stanowczo, nie przeciwstawi, może dojść do dalszych aresztowań; brak zdecydowanego działania władze uważają za dowód słabości. Prezydium rozważa formy i zasięg strajku. Czy na przykład skutecznym środkiem nacisku może być przerwanie pracy, które nie odbija się istotnie na wynikach produkcji, tj. na wydziałach, gdzie i tak jest wiele przestojów. Takim wydziałem jest właśnie Montaż Ursusa, który stanął pierwszy. Członkowie Komitetu Założycielskiego w tym zakładzie argumentują, że jeżeli akcja nie będzie miała szerszego zasięgu, to może nic nie dać, ponieważ już słyszy się, że Mazowsze stoi tylko na Ursusie”.

Podczas obrad przychodzą ludzie ze strajkującego Montażu, mówią, że nie wznowią pracy, dopóki Narożniak nie pojawi się u nich i nie zobaczą jego pleców. Pamiętając Czerwiec 76 nie wierzą, że można wyjść z aresztu bez śladów pobicia. Nadchodzi wiadomość, że drugim aresztowanym jest Piotr Sapeło, pracownik powielarni Prokuratury Generalnej.

Po raz pierwszy pojawiają się głosy, że rzecz należy potraktować szerzej, że trzeba podjąć walkę o praworządność Spotyka się to z powszechną aprobatą. Wszyscy mają, poczucie, że to jest właśnie sprawa, o którą załogi będą chciały walczyć.

Do żądania uwolnienia Narożniaka dochodzi pięć dalszych postulatów:

2. Domagamy się ujawnienia i ukarania osób odpowiedzialnych za treść dokumentu zarekwirowanego w lokalu Zarządu NSZZ "Solidarność" regionu Mazowsze. Dokument ten usiłuje ukryć, pod pretekstem tajemnicy, bezprawne praktyki organów ścigania.

3. Domagamy się uchylenia aresztu wobec osób, które za głoszenie swoich przekonań oskarża się o tzw. "działalność antysocjalistyczną".

‘4. Domagamy się powołania w trybie pilnym Komisji Sejmowej, która współpracując z przedstawicielami NSZZ "Solidarność" zbadałaby praworządność działania Prokuratury, Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa oraz przedstawiłaby sposób ostatecznego zabezpieczenia obywateli przed nadużyciami tych organów.

‘5. Domagamy się przeprowadzenia śledztwa i ujawnienia osób odpowiedzialnych za przestępstwa popełnione wobec protestujących robotników w Ursusie, Radomiu i wszędzie, gdzie to miało miejsce w roku 1976 oraz na Wybrzeżu w roku 1970. Domagamy się ujawnienia materiałów Komisji KC PZPR powołanej w 1971 r. do zbadania odpowiedzialności za wypadki na Wybrzeżu.

‘6. Domagamy się ograniczenia budżetu i kontroli wydatków w resortach MSW i Prokuratury w związku z kryzysową, sytuacją w kraju. /z Oświadczenia Prezydium "Mazowsza" z 24.XI./

Postulatom tym towarzyszy zapowiedź rozszerzenia strajku na inne zakłady oraz żądanie przybycia Komisji Rządowej do Ursusa do 27.XI. godz. 12.00. W przeciwnym razie ogłoszona będzie gotowość strajkowa całego regionu. Ustala się, że warunkiem zakończenia strajku jest podpisanie przez przedstawicieli Związku i Komisję Rządowa wspólnego komunikatu, zawierającego wszystkie żądania.

Rozpoczyna się organizowanie akcji, strajkowej: zgłaszanie zakładów, ustalanie trybu konsultacji z załogami, planowanie akcji- informacyjnej.

Wszyscy członkowie Prezydium "Mazowsza" otrzymują wezwania na przesłuchanie. Prawie nikt się nie zgłasza.

 

              25.XI. wtorek.

              Odbywają się strajki, przeważnie ostrzegawcze, w kilku dużych zakładach. Stają zakłady im. Róży Luksemburg. Przed południem tekst Oświadczenia zostaje złożony w Sejmie oraz przekazany Prymasowi Polski. Delegacja Prezydium udaje się do Urzędu Rady Ministrów. Przyjmuje ją wicepremier Jagielski, który stwierdza, że komisja prawników zbada sprawę Narożniaka, natomiast pozostałe postulaty mają charakter polityczny i jako takie nie mogą być rozpatrywane.

              Prezydent Warszawy Majewski jako pełnomocnik premiera zaprasza do siebie delegację "Mazowsza" na godz. 20.00. Prezydium zastanawia się, na jakie może pójść ustępstwa. Przeważają tym razem głosy umiarkowane; koniecznie walczyć o wypuszczenie Narożniaka, a także Piotra Sapeły; zadowolić się ustaleniem terminu rozmów na temat pozostałych postulatów; ewentualnie zrezygnować ze wspólnego komunikatu NSZZ "Solidarność" i Komisji Rządowej, ale ostateczną decyzję w tej sprawie uzależnić od stanowiska jutrzejszego zebrania delegatów "Mazowsza" i Krajowej Komisji Porozumiewawczej.

Podczas wizyty u Majewskiego okazuje się, że strona rządowa odrzuca wszystkie postulaty. Po powrocie delegacji do Ursusa, Seweryn Jaworski, zastępca prezesa "Mazowsza", przewodniczący "Solidarności" w Hucie Warszawa, mówi: "Została nam tylko droga strajkowa, władza pcha nas do konfrontacji politycznej. Nie możemy się teraz cofnąć, bo w końcu wszystkich nas wyaresztują.

              Obrady Prezydium toczą się w hali montażu, w obecności strajkującej załogi. Uczestnicy dyskusji stwierdzają, że dotychczasowe działania okazały się nieskuteczne, ponieważ strajk był zbyt słaby, objął tylko kilka zakładów i to na krótko. Wyrażane są jednak obawy, że ostrzejsze działanie może być niebezpieczne ze względu na sytuację, w jakiej znajduje się kraj.

Większość uznaje, że wobec nieustępliwej postawy władz konieczne będzie ogłoszenie strajku generalnego całego regionu na czwartek 27.XI. Huta Warszawa musi więc rozpocząć przygotowania już w środę, w związku z tym S. Jaworski zapowiada swoją nieobecność na zebraniu delegatów regionu. Zaczyna się długa dyskusja o sprawach organizacyjnych: siedzibą Komitetu Strajkowego ma być Huta Warszawa - są też propozycje by ze względu na bezpieczeństwo przenieść tam biuro i poligrafię „Mazowsza”.

 

              26.XI. środa

              Strajkuje około 20-tu zakładów regionu „Mazowsza”, zaczyna stawać Huta Warszawa. Większość kiosków nie sprzedaje gazet -strajkują. Całe miasto obwieszone jest ulotkami i plakatami /najpopularniejsze hasło: "Dziś Narożniak, jutro Wałęsa, pojutrze ty"/. W siedzibie regionu przy ulicy Szpitalnej od rana tłumy ludzi, pytają, czy strajkować.

Do "Mazowsza" przychodzą informacje o akcjach solidarnościowych: m.in. z Krosna, Kielc, Radomia, od zgromadzonych w Łodzi włókniarzy z Solidarności".

Na zaproszenie wiceprezydenta, miasta Bieleckiego udaje się do niego delegacja Prezydium. Wiceprezydent prosi, by wyłączyć komunikację miejską, z akcji strajkowej. Delegacja obiecuje porozumieć się w tej sprawie z MZK.

Po południu w sali kinowej ursuskiego Domu Kultury odbywa się zebranie delegatów regionu "Mazowsza", w którym uczestniczy ok.1000 osób.

Pomimo bardzo szerokiej i sprawnej akcji informacyjnej część delegatów nie zna tekstu Prokuratury Generalnej, zostaje więc odczytany.

Celem zebrania jest szczegółowe poinformowanie o sytuacji oraz podjęcie decyzji, co do dalszego działania. Wyrażane są, różne poglądy, zdecydowanie jednak przeważa stanowisko, że należy strajkować. Opinia jednego z Komitetów Założycielskich, że w całej tej sprawie chodzi o siły antysocjalistyczne, których nie należy popierać, jest zupełnie odosobniona. Wysuwane są również propozycje nieodpowiedzialne: -ktoś żąda, by w ciągu 5 minut helikopterem przybył St. Kania, powołując się na to, że na wezwanie związków branżowych premier Pińkowski pojawił się w Hali Gwardii po 20 minutach. Wniosek ten nie jest głosowany.

Zebrani podejmują uchwałę, że "akcja strajkowa będzie trwać do momentu zwolnienia J. Narożniaka i P. Sapeły oraz do czasu uzgodnienia terminu podjęcia rozmów władz z przedstawicielami NSZZ "Solidarność" o stanie przestrzegania praworządności w naszym k...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin