Autor: SEAN WILLIAMS Tytuł: mydlanooperowa bańka (The Soap Bubble) Z "NF" 4 Ten moment odznaczał się najczystszš, najwyższej jakoci dramaturgiš, lepszš niż dowolny scenariusz, jaki zdołałbym stworzyć. W gruncie rzeczy był tak wietny, że nie miałem wyboru, musiałem w tym miesišcu włšczyć go do najnowszego odcinka. Miejsce akcji: Mostek "Rosenberga", Załogowego Statku Dalekiego Zwiadu (klasa okrętu wojennego, nieoficjalnie przezwany "Żyd Wieczny Tułacz"). W rolach głównych: GABLE "GABE" McKENZIE, kapitan SARA MRAVINSKY, zastępca dowódcy MYRION HEMMELLING, systemy podtrzymania życia JAKE FOO-WONG, astrogacja ANDRE PASSANT, służba bezpieczeństwa STEVE JEFFERSSEN, inżynieria i konserwacja FREEDOM MAXWELL, nauka ALEK MAAS, łšcznoć, morale i Honorowy Operator Mydlany (ja) Role drugoplanowe: Inżynierowie, technicy, pracownicy naukowi, zespół medyczny, trzech kucharzy, rozmaici członkowie załogi. Razem sto pięćdziesišt trzy osoby. Komentarz: Sfilmowane na żywo w pobliżu Mi Bootis, 108 lat wietlnych od Ziemi. Wydarzenie miało miejsce, kiedy "Żyd Wieczny Tułacz" zakończył wstępne rozpoznanie systemu. Kapitan Gabe, ciemny, przystojnie wyglšdajšcy w oficjalnym mundurze kosmicznym, pomylnie wprowadził nas na ciasnš orbitę polarnš wokół zielonkawej, nieciekawej z wyglšdu gwiazdy centralnej klasy F0. Freedom Maxwell, jak zawsze liczna, z blond włosami zwišzanymi w luny koński ogon, czyniła przygotowania do pierwszego przelotu koło wewnętrznej planety. Jake Foo-Wong co parę minut radonie sprawdzał współrzędne, porozumiewajšc się z komputerami monosylabami, wymawianymi niepiesznie i precyzyjnie. Steve Jefferssen dobrodusznie obserwował wskaniki, pilnujšc potężnych silników. Na swój misiowaty sposób sprawiał wrażenie zadowolonego, co było dobrym znakiem. - Okay, załoga. - Kapitan Gabe ruchem nadgarstka oddał Jake'owi i SI[1] sterowanie "Tułacza". - Łajba na kursie. Jakie pytania, komentarze, propozycje? - Dobra robota, Gabe - powiedziała Freedom, w opanowany, jak zawsze, sposób grajšc swojš rolę Podkochujšcej Się. Może robiła to nawet trochę za dobrze? Czyżby życie naladowało sztukę? - Znowu wyprzedzilimy harmonogram. - No cóż, wszystkie oszczędnoci się sumujš, prawda? - Gabe umiechnšł się w odpowiedzi, wyranie zadowolony z komplementu. - Szesnacie systemów zaliczonych, trzydzieci cztery jeszcze na licie. Jeli za każdym razem uszczkniemy dzień czy dwa, to do domu też wrócimy wczeniej. Sara Mravinsky i Andre Passant przyglšdali się z boku, wyranie znudzeni rutynowymi manewrami i mało porywajšcš rozmowš. Szpakowaty Andre wydawał się niezbyt szczęliwy, co skrupulatnie odnotowałem. Scenariusz przewidywał ponurš urazę wywołanš odrzuceniem przez Myrion, ale wyczuwałem w tym co więcej. Czy, podobnie jak Freedom, przesadził z rolš, czy też było to zapowiedziš niezależnego napadu złego samopoczucia? Siedziałem z dala od innych, wypatrujšc w stosunkach pomiędzy członkami załogi jakichkolwiek oznak narastania albo zmniejszania się napięcia. Kto wie, co może okazać się przydatne? Nawet to trzymanie się z boku Sary i Andre może dostarczyć materiału do pobocznego wštku, choć oparłem się myli, by zawišzać pomiędzy nimi romantycznš aferę. Pominšwszy moje własne uczucia, jej delikatna, niemal dziewczęca uroda wyglšdałaby wręcz kazirodczo w zestawieniu z surowym szefem ochrony. Chociaż, może by się jej to podobało. Stwierdziłem, że nie potrafię powiedzieć, co dzieje się w tej pięknej główce o krótko przyciętych, bursztynowych włosach i ciemnomiodowych oczach. - Wczeniej - skomentował Andre - to dla mnie i tak za póno. Gwałtownie powróciłem do rzeczywistoci. A więc na tym polega jego problem. Nostalgia za Ziemiš. Póniej będę musiał się tym zajšć. - Silniki w porzšdku, kapitanie - odezwał się Steve. Oblizał wargi, wiadom, że każde słowo jest nagrywane. - Przez chwilę było tu trochę goršco, ale przeskoczylimy. Daj nam cztery dni na znalezienie problemu i wrócimy do pełnej sprawnoci. - Dobrze. - Gabe skinšł głowš, nie zdradzajšc zaniepokojenia. W czasie tak długiego lotu utrzymanie wszystkiego na chodzie było cišgłym problemem, ale niewartym nadmiernego przejmowania się. Oprócz zderzenia z asteroidš albo implozji materii niewiele było rzeczy, z którymi Steve nie poradziłby sobie od ręki. Tak czy owak, silniki pracowały pełnš mocš tylko raz na pięć tygodni, w czasie przekraczania przepaci pomiędzy gwiazdami, więc było mnóstwo czasu na załatanie dziwnego przecieku. - Jake, informacje o systemie. Astrogator, pół-Azjata, wzruszył ramionami, nie podnoszšc wzroku znad swoich ekranów. Miał rolę charakterystycznš i wiedział o tym, więcej, grał zgodnie z niš. - Nic nowego, sir. Trzy planety, w tym dwie typu jowiszowego. Trzecia jest mała i ma dużš gęstoć. Orbita nieregularna. Prawdopodobnie przechwycony księżyc. Żadnych godnych wzmianki obłoków kometarnych czy pasów asteroid. - Dobrze. - Gabe wyranie się odprężył. Ostatni system podwójny (Omega Herculis, biały nadolbrzym z mniejszym towarzyszem) z poczštku wydawał się równie prosty, dopóki bliższe zbadanie nie ujawniło pasa luno rozrzuconych, pierwotnych czarnych dziur. Paskudne dla astrogacji i systemów podtrzymywania życia oraz, jak wykazało przejcie tuż koło jednej z nich, potencjalnie miertelnie niebezpieczne. Tym razem bylimy przygotowani na wszystko, łšcznie z nudš. - Nie zamieszkana? - Oczywicie. A czego się spodziewał? - Pewnego dnia możesz mnie zaskoczyć. - Gabe umiechnšł się drwišco. - Saro, wszyscy, którzy nie sš niezbędni, mogš zrobić sobie godzinnš przerwę. W gotowoci aż do odwołania. Sara włšczyła interkom i przekazała rozkaz. Atmosfera napięcia zaczęła słabnšć w miarę jak zwolnieni ze stanowisk udawali się na przerwę. Osiemnacie godzin ciężkiej pracy - przeskok, wstępne rozpoznanie, wejcie na orbitę - skończyło się. Krócej niż zwykle, jak zauważyła Freedom. Stosowana przez Gabe'a technika połšczenia wejcia na orbitę z przelotem koło planet zdawała egzamin. Jeżeli nic nie pójdzie le, przez następne parę tygodni na statku będš obowišzywały normalne wachty. Gabe przesunšł wzrok po kilku ekranach pokrytych informacjami, przeglšdajšc je pobieżnie, zabijajšc czas pozostały do przelotu koło planet. Ja również patrzyłem na potok danych, rozumiałem najwyżej dziesięć procent, ale niezbyt się tym przejmowałem. Nikt z nas nie pojmował wszystkiego, nawet dowodzeni przez Freedom jajogłowi. W cišgu osiemnastu miesięcy naszego pobytu w Otchłani zgromadzilimy równie dużš kolekcję anomalii, co spójnych faktów oraz więcej pytań niż odpowiedzi. Byłem oficerem odpowiedzialnym za morale i do moich zadań należało dopilnowanie, by niewłaciwe pytania nigdy nie zostały zadane. Wewnętrzna, skalista planeta znajdowała się coraz bliżej. Zespoły przyrzšdów rozmieszczonych na kadłubie statku poddawały jš bezustannej analizie. Była martwa, tak jak się spodziewalimy, potencjalne ródło bogactw mineralnych. W połowie drogi do niej "Tułacz" wystrzelił trzy sondy uderzeniowe. Wystartowały z na wpół słyszalnym, na wpół wyczuwalnym szczękiem i zanurkowały, spieszšc na swoje ogniste randki. Godzinę póniej dane z trzech niewielkich błysków zostały zarejestrowane i przesłane do analizy. Koniec roboty aż do kolejnego przelotu, za trzy dni. Jeli podwładni Freedom nie znajdš niczego niezwykłego w spektrogramach, "Tułacz" zmieni orbitę, by dokładniej przyjrzeć się gwiedzie centralnej, a potem zwróci się ku gazowym gigantom. Potem odlecimy. Pięć tygodni. Cztery, jeli system jest tak pusty, na jaki wyglšda. Dla mnie kolejny miesišc powstrzymywania załogi przed rzuceniem się sobie do gardeł. Stłumiłem jednoczenie ziewnięcie i natrętny pomysł, by napisać romantyczny wštek łšczšcy Sarę Mravinsky i mnie, ot, żeby ożywić sytuację. Prawdopodobnie le robiłem powstrzymujšc tę chęć. W końcu ja także potrzebowałem przewentylowania, nie? Kto mnie powstrzyma przed rzuceniem się do własnego gardła? Wtedy się to wydarzyło. Ujęcie: bliski najazd na Jake Foo-Wonga, który studiuje ekran astrogacyjny, skupiony na ledzeniu naszej trajektorii przez system. Nagle podrywa głowę. Na jego twarzy pojawia się wyraz pomieszanego lęku i kompletnego zaskoczenia. JAKE: Kapitanie! Co tu mam! GABE: Tak, Jake? (podnosi wzrok) O Boże! A co to jest, do cholery?! Przebitka na ekran: pomarańczowa, splštana sieć nakładajšcych się linii i okręgów. Jedna mała kropka pędzi bardzo, bardzo szybko. JAKE (usiłujšc odzyskać panowanie nad sobš): Raport astrogacji... niezidentyfikowany obiekt... GABE: Alarm czerwony, Saro! Alarm czerwony! JAKE: ...prędkoć trzy cztery razy dziesięć do siódmej... GABE: Przygotować główny silnik! JAKE: ...kurs... (podnosi wzrok z pobladłš twarzš) ...dokładnie na nas, kapitanie... GABE: Uszczelnić wszystkie luzy. Na miłoć boskš, Steve, rozruszaj ten silnik! Służba medyczna ma być w pełnej gotowoci! Odjazd: na mostku panuje chaos. Głosy krzyczš w interkomie, rozlega się wycie syren alarmowych. W rogu kadru jestem ja, z twarzš barwy coca-coli wyrażajšcš bezradnš grozę. JAKE (nieco spokojniej, choć wcišż bez tchu): Mamy obraz, sir. Ujęcie: wygwieżdżone niebo z Mi-1 Bootis w lewym, górnym rogu. Z poczštku nic nie widać, potem w centrum pola widzenia pojawia się jasna, zielona kropka. Z bezgłonym poszumem w jednej chwili wypełnia cały ekran. GABE: Jezu Chryste... Ależ to zasuwa! Jakie to było powiększenie, Jake? JAKE: Pełne, sir. GABE: ETA[2]? JAKE: Sto dziewięćdziesišt sekund. GABE: Nadaje co? JAKE: Nie, sir, i nie odpowiada na sygnały. GABE: Cholera. Podaj mi kurs uniku, przechodzę na ręczne sterowanie. SARA (sprawiajšca wrażenie przerażonej jak nigdy): Nie możemy po prostu wyskoczyć stšd w diabły? STEVE: Nie. Na zaprogramowanie skoku potrzebujemy czterdziestu omiu godzin. SARA (zakłopotana): Oczywicie. Przepraszam. Ujęcie: Freedom Maxwell przy swojej kon...
mistrzcater