Leigh Michaels - Lekcja uczuć.pdf

(441 KB) Pobierz
282480689 UNPDF
Leigh Michaels
Lekcja uczuć
Tytuł oryginału: The Husband Sweepstake
Pierwsze wydanie: Harlequin Romance, 2004
Rozdział pierwszy
Erika wykonała w ciągu ostatnich dziesięciu dni pracę, która normalnie
zajęłaby jej co najmniej trzy tygodnie. Nawet spokojny sen we własnym
łóżku nie zdołał w pełni przywrócić jej sił i złagodzić skutków zmiany czasu.
Jednakże nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nie dzisiaj. Dzień
miała wypełniony spotkaniami i sprawami czekającymi na natychmiastowe
załatwienie. Czuła się tak, jakby wróciła do domu po ponad miesięcznej
nieobecności. Nawet hol jej budynku wyglądał nieco inaczej niż w dniu
wyjazdu. Promienie słońca wpadały przez szybę przy głównym wejściu i
kładły się tęczowymi smugami na świeżo wyczyszczonym dywanie.
Jednak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, pomyślała Erika, idąc do
małego biura, znajdującego się tuż obok windy.
Wewnątrz zastała Stephena. Był odwrócony tyłem do drzwi i pochylał
się nad notatnikiem. Pomyślała, że poznanie go było największą zaletą
mieszkania w tym nowo otwartym apartamentowcu. Tabliczka na drzwiach
głosiła, że Stephen jest administratorem budynku, odpowiedzialnym za
wynajem, depozyty, naprawy oraz reklamacje składane przez lokatorów. Ale
w rzeczywistości pracę, jaką wykonywał przez ostatnie osiem miesięcy,
odkąd budynek został oddany do użytku, można by raczej porównać do
obowiązków portiera w pięciogwiazdkowym hotelu.
Potrzebujesz biletów do filharmonii? Porozmawiaj ze Stephenem, on
wszędzie ma kontakty. Nie masz czasu regularnie wyprowadzać psa?
Porozmawiaj ze Stephenem, on na pewno zna kogoś, kto chętnie się tym
zajmie. Czekasz na ludzi z firmy przeprowadzkowej? Zdaj się na Stephena,
bo on nie tylko wpuści tragarzy do budynku, ale także dopilnuje, by
ustawiono meble zgodnie z twoimi wskazówkami.
Tak, to była zdecydowanie największa korzyść z mieszkania tutaj,
pomyślała Erika po raz kolejny.
- Stephen, kochanie…
Wyprostował się i spojrzał na nią. Dopiero gdy mężczyzna się poruszył,
Erika zrozumiała swój błąd. Ruchy Stephena były zdecydowane, natomiast
nieznajomy poruszał się wolno i miękko, jak pantera na łowach. Był także
nieco wyższy, a włosy miał o ton ciemniejsze.
Stał teraz naprzeciwko niej, mogła lepiej mu się przyjrzeć.
Zorientowała się, że w ogóle nie przypominał Stephena. Jego włosy nie tylko
były nieco ciemniejsze, ale niemal czarne, bardziej gęste, kręcone i
rozwichrzone. Jego oczy nie były brązowe, ale błękitne, jak woda w zatoce w
ciepły letni dzień. Spojrzenie miał głębokie i intrygujące.
Może nie był zbyt przystojny, ale z pewnością mógł się podobać. Był
lekko opalony, choć nie tak mocno jak Stephen.
Ubrany był w taki sam ciemny uniform jak Stephena, ale było widać, że
nie czuje się w tym stroju zbyt dobrze.
- Nie jestem Stephenem… - powiedział.
Jakbym sama nie zauważyła, pomyślała sarkastycznie.
- …kochanie - dodał.
Erika miała ochotę zrugać go za bezczelność, ale uznała, że na dłuższą
metę lepiej nie zadzierać z człowiekiem, który mógł załatwić wiele
pożytecznych spraw.
- Zauważyłam - odparła. - A gdzie jest Stephen?
- Mogę go wezwać, jeśli pani sobie życzy, panno Forrester.
Nie zapytała, skąd zna jej nazwisko. Nie musiała.
- Nie chcę mu przeszkadzać. A pan kim właściwie jest? - zapytała.
- Jestem nowym asystentem Stephena.
- Zorientowałam się po uniformie. - Wskazała na krawat. -
Zdecydowanie potrzebny mu pomocnik. Powinnam raczej powiedzieć, że
mieszkańcy potrzebują dwóch Stephenów.
Mężczyzna spojrzał na swój strój i skrzywił się lekko.
- Jak pan się nazywa? - Ponieważ nie odpowiedział, Erika
kontynuowała: - Lubię wiedzieć, z kim rozmawiam. Zwłaszcza że będziesz
zastępować Stephena.
- Mam na imię Amos… - zawiesił głos.
Erika odniosła wrażenie, że wcale nie zamierzał podać nazwiska.
Prawdopodobnie chciał dodać „kochanie”, ale szczęśliwie zdołał się
pohamować.
- Powiem mu, że pani go szukała - powiedział i odwrócił się w kierunku
leżącego na stole notes
Co on sobie, u licha, wyobraża? - pomyślała.
- Cóż, pozwól, że wprowadzę cię w obowiązujące tutaj zasady. Dzisiaj
jest dzień sprzątania, więc…
- Chodzi o ekipę sprzątającą budynek czy o pralnię? - przerwał jej. - Już
zostałem szczegółowo poinstruowany. Ponieważ dzisiaj jest wtorek, ekipa
porządkowa zaraz zamelduje się w pani mieszkaniu. Jak wiem, wczoraj
wróciła pani z podróży, także dzisiaj ktoś zabierze pani rzeczy do pralni.
Stephen zostawił mi szczegółowe informacje. On zawsze o wszystkim
pamięta.
Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Czuła rosnącą irytację i chęć
ciśnięcia czymś w tego bezczelnego typka.
- Jeśli pragniesz dobrze wypełniać swoje obowiązki - zmusiła się do
wygłoszenia tej uwagi grzecznie - powinieneś wziąć u Stephena kilka lekcji.
Uniósł brwi.
- Ależ panno Forrester, chciałem po prostu oszczędzić pani czas. Po co
miałaby pani powtarzać instrukcje, które przekazał mi już Stephen? -
Wyglądał jak niewiniątko, a w jego głosie pobrzmiewała troska.
Erika nie dała się jednak zwieść.
- Domyślam się, że wolałaby pani, aby to Stephen zajmował się pani
sprawami, bo bardzo pani ceni jego doświadczenie i uważa za osobę godną
zaufania. Gdybym jednak mógł być w czymś pomocny, wystarczy mnie
poprosić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin