Diana Palmer - Zbuntowana.pdf

(726 KB) Pobierz
Zbuntowana (Lekcja dojrzałej miłości)
DIANA PALMER
ZBUNTOWANA
(Lekcja dojrzałej miłości)
455712369.003.png 455712369.004.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Abby zerkała nerwowo przez ramię. Kolejka do kasy teatru była bardzo długa, a ona
wymknęła się z domu podstępem, mówiąc Justinowi, że wybiera się do muzeum. Bogu dzięki,
Calhoun jest daleko. Jak zwykle pojechał gdzieś w interesach i miał wrócić dopiero późnym
wieczorem. Gdyby wiedział, co porabia jego podopieczna, na pewno byłby okropnie zły.
Abby uśmiechnęła się do siebie, zadowolona z własnej przebiegłości.
Prawdę powiedziawszy, każdy, kto chce mieć do czynienia z Calhounem Ballengerem, musi
być przebiegły. On i jego starszy brat Justin przyjęli Abby pod swój dach, gdy była piętnastoletnim
podlotkiem. Niewiele brakowało, a zostaliby przybranym rodzeństwem. Widać jednak los chciał
inaczej, bowiem matka Abby oraz ojciec młodych Ballengerów zginęli w wypadku samochodowym
zaledwie dwa dni przed planowanym ślubem. Ponieważ po zrozpaczoną dziewczynę nie zgłosił się
nikt z rodziny, Calhoun zaproponował bratu, by wzięli na siebie prawną opiekę nad nieletnią Abigail
Clark, co też się stało, oczywiście całkiem legalnie i zgodnie z literą prawa.
Tak więc wedle prawniczej nomenklatury Calhoun był kuratorem Abby. Na jej nieszczęście
tak bardzo przejął się tą rolą, że nawet nie zauważył, jak z nastolatki zmieniła się w młodą kobietę.
Abby westchnęła ciężko. Tu jest pies pogrzebany. Calhoun ubzdurał sobie, że trzeba trzymać
ją pod kloszem. Przez ostatnie miesiące musiała wykłócać się z nim o każdą randkę. Jak on na nią
patrzył, kiedy mówiła, że chce wyjść wieczorem z domu! Istna komedia. Nawet z natury poważny
Justin podśmiewał się ze staroświeckich poglądów brata.
Za to Abby w ogóle nie było do śmiechu. Zakochana po same uszy w Calhounie, bardzo
przeżywała, że traktuje ją jak małe dziecko. Dwoiła się więc i troiła, by pod jego blond czupryną
wreszcie zaświtało, że ona jest już kobietą. Wszystko na nic. Calhoun był niewzruszony w swojej
ignorancji.
Abby niecierpliwie przestąpiła z nogi na nogę. Prawdę powiedziawszy, nie miała pojęcia, jak
poderwać takiego faceta jak on. Wprawdzie nie był już takim kobieciarzem jak w czasach pierwszej
młodości, ale nadal pokazywał się w nocnych klubach San Antonio w towarzystwie szykownych
ślicznotek. A Abby usychała z miłości. Na dodatek sama nie była ani szykowna, ani śliczna. Niestety!
Ot, przeciętnej urody dziewczyna z prowincji, która mimo nieprzeciętnej figury nie od razu rzuca się
w oczy.
Po długich deliberacjach wymyśliła wreszcie, jak przyciągnąć uwagę Calhouna. Sprawa jest
prosta; musi stać się taka jak jego dziewczyny, czyli obyta i doświadczona. Możliwe, że realizację
planu rozpoczęła nie najlepiej; występ męskiej rewii tanecznej z pewnością nie jest idealnym
rozwiązaniem, ale w prowincjonalnym Jacobsville nie ma wielkiego wyboru. Kiedy Calhoun dowie
się, że widziano ją na takim przedstawieniu, może nareszcie pojmie, że ona wcale nie jest takim
niewiniątkiem, za jakie ją uważa.
455712369.005.png
Starannie wygładziła szarą kraciastą spódnicę i poprawiła schludny kok. Wiedziała, że długie i
gęste kasztanowe włosy są jej największą ozdobą, zwłaszcza gdy nosi je rozpuszczone. Właściwie
duże szarobłękitne oczy też nie są złe. Podobnie jak przepiękna, brzoskwiniowa cera i ładnie
wykrojone usta. Mimo tych niewątpliwych atutów i tak była święcie przekonana, że bez pełnego
makijażu wygląda blado i nieciekawie. Na dodatek biust ma ciut większy, niżby sobie życzyła, a nogi
trochę za długie. Jej przyjaciółki są raczej niskie i filigranowe, więc czasem czuła się przy nich jak
tyczka. Zdegustowana, z niechęcią pomyślała o swojej powierzchowności. Szkoda, że nie jestem
niewysoką, zgrabną ślicznotką, westchnęła.
Zresztą, co tam. Ze swoją urodą wygląda na starszą, niż jest, co tego wieczoru będzie na
pewno dużym plusem.
Na samą myśl tym, co ją czeka, zalśniły jej oczy. Bo wreszcie cóż złego w tym, że dziewczyna
chce sobie popatrzeć na występ seksownych tancerzy? Przecież musi jakoś zdobywać doświadczenie.
A skoro Calhoun nie pozwala jej spotykać się z chłopakami, którzy wiedzą, w czym rzecz, musi
poszukać innych sposobów. Jej troskliwy przybrany brat bardzo pilnował, by umawiała się wyłącznie
z rówieśnikami, a kiedy już któryś po nią przyszedł, Calhoun najpierw długo mu się przyglądał, a
potem robił niepotrzebne uwagi o tym, jak często czyści broń, lub dosadnie wyłuszczał, co myśli o
seksie przed ślubem. Nic więc dziwnego, że rzadko który chłopak miał ochotę umówić się z nią
powtórnie.
W lutym wieczory bywają chłodne nawet w południowym Teksasie. Abby zaczynała marznąć,
więc szczelniej otuliła się welwetową kurtką i uśmiechnęła porozumiewawczo do stojącej obok
młodej dziewczyny, która podobnie jak ona dygotała z zimna. Kolejka przed Teatrem Wielkim była
tego wieczoru wyjątkowo długa. Na nic zdały się liczne protesty oburzonych mieszkańców
Jacobsville, którym nie podobał się pomysł wykorzystywania jedynej sceny w mieście do tak
frywolnych rozrywek. Ostatecznie obrońcy moralności przycichli, a młode kobiety stawiły się
tłumnie, by na własne oczy przekonać się, czy olbrzymia popularność tancerzy jest w pełni zasłużona.
Abby setny raz pomyślała sobie, że gdyby Calhoun zobaczył ją w tym miejscu, chyba padłby
trupem. Blond czupryna stanęłaby mu dęba, a oczy ciskałyby gromy. Za to Justin, jak to Justin,
przyjąłby całą sprawę ze stoickim spokojem.
Fizycznie obaj bracia byli do siebie bardzo podobni: ciemnoocy, postawni, dobrze zbudowani.
Mimo to Calhoun był znacznie przystojniejszy i weselszy. Małomówny Justin lubił samotność i
rzadko szukał towarzystwa. Był wyjątkowo uprzejmy i szarmancki wobec kobiet, ale nigdy z żadną
się nie umawiał. Całe miasteczko doskonale wiedziało, dlaczego Justin Ballenger stał się takim
odludkiem - wszystko zaczęło się od tego, że kilka lat wcześniej Shelby Jacobs odrzuciła jego
oświadczyny, czyli po prostu dała mu kosza.
Działo się to w czasach, gdy Ballengerowie byli biedni jak myszy kościelne. Wprawdzie
dzięki zmysłowi do interesów Justina i marketingowym zdolnościom Calhouna zbili wkrótce
olbrzymią fortunę na tuczu bydła, ale kiedy Justin uderzał w konkury, był jeszcze bardzo ubogim
455712369.006.png
chłopakiem. Lokalna plotka głosiła, że pochodząca z zamożnej rodziny panna nie widziała w nim
odpowiedniego kandydata na męża. Justin przełknął odmowę, ale od tamtego czasu bardzo się
zmienił. Zamknął się w sobie i zgorzkniał. Abby natomiast zupełnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego
osoba tak sympatyczna jak Shelby Jacobs obeszła się ze starszym Ballengerem w taki sposób. Mimo
to lubiła ją, podobnie jak jej brata Tylera.
Kiedy stojąca przed nią dziewczyna wreszcie kupiła bilet, Abby z ulgą sięgnęła do kieszeni po
pieniądze. Już miała je podać kasjerce, gdy jakaś nieznana siła odciągnęła ją brutalnie na bok.
- Nic dziwnego, że ta kurtka wydała mi się znajoma! - Calhoun cedził słowa przez zęby,
mierząc ją groźnym wzrokiem. - Jak to dobrze, że zdecydowałem się wracać przez miasto. Gdzie
Justin? - warknął. - Wie, że tu jesteś?
- Powiedziałam mu, że idę na wystawę do muzeum - przyznała z rozbrajającą szczerością,
patrząc Calhounowi odważnie w oczy. Czuła, że płoną jej policzki, ale tak było zawsze, gdy młodszy
z braci był blisko.
Mimo wszystko lubiła to uczucie rozkosznego zamętu i cieszyła się, że jest tak blisko niego.
Jej radości nie mącił nawet fakt, że jak zwykle jest na nią strasznie zły.
- No co? Przecież to jest pewien rodzaj wystawy, prawda? - broniła się, widząc jego minę. -
Tyle że zamiast posągów ogląda się żywych facetów...
- Boże... - Calhoun zerknął na tłumek podekscytowanych kobiet, po czym energicznie ruszył
do swojego białego jaguara, ciągnąc Abby za sobą.
- Nie wrócę z tobą do domu - zaprotestowała, wiedząc, że opór jeszcze bardziej go rozjuszy. -
Chcę zobaczyć to przedstawienie. Calhoun! - wrzasnęła, kiedy bez słowa podniósł ją do góry i wziął
na ręce.
- Człowiek nie może ruszyć się z domu na krok, bo zaraz przychodzą ci do głowy
szczeniackie pomysły - zrzędził. - Poprzednim razem pod moją nieobecność szykowałaś się na
wycieczkę nad jezioro Tahoe z tą całą Misty Davies.
- Gratuluję! Udało ci się powstrzymać mnie od jeżdżenia na nartach - rzuciła drwiąco.
Za skarby świata nie przyznałaby się, jak jej dobrze w jego ramionach. Ciepło mocnego ciała
rozgrzewało ją, a zapach i oddech na policzku wprawiały ją w wewnętrzne drżenie i budziły nieznane
dotąd emocje.
- O ile sobie dobrze przypominam, miałyście jechać z jakimiś chłopakami - wypomniał jej.
- Co będzie z moim samochodem? Mam go tu zostawić? - zapytała, ignorując jego uwagę.
- Dlaczego nie. Tylko głupiec połaszczyłby się na coś takiego - burknął.
Instynktownie wydłużył krok, gdyż czując ją tak blisko, z każdą chwilą robił się coraz bardziej
niespokojny.
- No wiesz! - obruszyła się. - Przecież to śliczne małe autko!
- Którego nigdy w życiu byś nie kupiła, gdybym to ja zamiast Justina pojechał z tobą do
salonu - odparł zirytowany. - Ja nie wiem, dlaczego on cię tak rozpieszcza. Naprawdę byłoby lepiej,
455712369.001.png
gdyby ożenił się z tą swoją Shelby i spłodził z nią gromadkę dzieci. Tyle razy mu mówiłem, że
sportowe samochody są diabelnie niebezpieczne.
- I co z tego, skoro mnie się podobają tylko takie! Sama płacę raty, więc samochód jest mój -
ucięła dyskusję.
Z bliska zajrzał jej w oczy.
- Ale jestem dzielna! - zadrwił, ale jego głos zabrzmiał miękko, a wzrok na dłużej zatrzymał
się na jej ustach.
Z tego wszystkiego aż zabrakło jej tchu, ale postanowiła trzymać fason. Nie chciała, by
wiedział, co się z nią dzieje.
- Niedługo skończę dwadzieścia jeden lat - przypomniała mu z wyrzutem.
Znowu zajrzał jej głęboko w oczy, a ona poczuła się tak, jakby dostała czymś w głowę.
Ogarnął ją dziwny bezwład, ręce i nogi zrobiły się ciężkie jak ołów. W dodatku mogłaby przysiąc, że
Calhoun też jest nienaturalnie spięty. Przez nieskończenie długie sekundy patrzył jej w oczy, a potem
jakby się otrząsnął i poszedł dalej, przyspieszając kroku.
- Wiem, ile masz lat, bo ciągle mi o tym przypominasz - zauważył. - Co z tego, że jesteś
prawie dorosła, skoro zachowujesz się jak smarkula i robisz takie głupstwa, jak ta dzisiejsza eskapada.
- Co w tym złego, że chcę zdobyć trochę doświadczenia? - mruknęła nadąsana. - Skąd mam
je mieć, skoro na nic mi nie pozwalasz? Chcesz, żebym umarła jako dziewica, czy co?
- Włócz się po takich miejscach, a nie nacieszysz się długo swoją cnotą - odpalił.
Nie lubił, kiedy zaczynała opowiadać takie rzeczy, tymczasem ona uparcie wałkowała ten
temat od miesięcy. On zaś nie był ani o krok bliżej od rozwiązania swojego największego dylematu.
Rozdrażniony, parł do przodu, wybijając butami nerwowy rytm.
Abby przyglądała mu się ukradkiem. Miał na sobie ciemny wizytowy garnitur i kowbojski
kapelusz, tak zwany stetson, w kolorze kremowym. Kiedy przysuwała twarz do gładko wygolonych
policzków, czuła ulotny zapach wody kolońskiej, w której dominowała zmysłowa orientalna nuta.
Uwielbiała ten zapach. I ten wizerunek przystojnego twardziela. Seksowny i bardzo męski. Zresztą, co
tu kryć - Calhoun był dla niej skończonym ideałem. Kochała każdy skrawek jego ciała, każdą
naburmuszoną minę, każdy twardy muskuł. Wolała jednak nie myśleć teraz o tym, bo przecież może
się łatwo zapomnieć i zdradzić ze swoimi uczuciami. W takich niebezpiecznych chwilach
najskuteczniejszą bronią jest ironia.
- Kiepski mamy dzisiaj humor, nieprawdaż? - zapytała drwiąco.
Lubiła grać mu na nerwach i przez ostatnie tygodnie robiła to bezustannie. Ciągle szukała
okazji, by go prowokować, a potem patrzeć, jak się na nią złości. Ta zabawa powoli stawała się jej
obsesją.
- Jestem już dorosła. W zeszłym roku skończyłam szkołę. Mam dyplom, mam pracę. Jestem
asystentką w administracji tuczarni...
- Nie musisz mi o tym przypominać. W końcu z własnej kieszeni zapłaciłem za szkołę i sam
455712369.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin