Winston Groom - Forrest Gump.pdf

(752 KB) Pobierz
Microsoft Word - Winston.Groom - Forrest.Gump
Winston Groom
FORREST GUMP
PrzełoŇyła
JULITA WRONIAK
Szale ı stwo to Ņ ródło rozkoszy
znanej jedynie szale ı com...
DRYDEN
l
Jedno wam powiem: Ňycie idioty to nie bułka z masłem. Ludzie ĻmiejĢ siħ, tracĢ
cierpliwoĻę, tratujĢ podle. Niby wszyscy wiedzĢ, Ňe majĢ byę wyrozumiali dla
poĻledzonych, ale wierzcie mi — wcale tak nie jest. Ale nie narzekam, bo w sumie
całkiem nieŅle ułoŇyło mi siħ w Ňyciu.
Jestem idiota od urodzenia. Mój iloczyn rozumu wynosi niecałe 70, wiħc siħ
kwalifikujħ. Przynajmniej tak twierdzĢ ci co siħ znajĢ. MówiĢc fachowo to pewno jestem
debil albo imbecyl, ale ja osobiĻcie wolħ uchodzię za półgłówka, bo te inne nazwy
kojarzĢ siħ z mongołami co to majĢ oczy usadzone tak blisko siebie, Ňe wyglĢdajĢ jak
Chiıczyki, a w dodatku siħ ĻliniĢ i bawiĢ same sobĢ.
ņaden ze mnie orzeł, fakt, ale nie jestem tak głupi jak siħ ludziom zdaje, bo to co
oni widzĢ nijak siħ nie ma do tego co siħ telepie w mojej łepetynie. Umiem myĻleę
całkiem do rzeczy, ale kiedy próbujħ coĻ powiedzieę albo napisaę to wychodzi jakbym
pod sufitem miał galaretħ. Opowiem wam coĻ to zrozumiecie.
Idħ kiedyĻ ulicĢ, a przed jednym z domków pracuje facet. Kupił sobie krzaki do
posadzenia w ogrodzie i woła do mnie:
— Hej Forrest, chcesz trochħ zarobię?
— Aha — mówiħ.
Wiħc on na to, Ňebym powywoził taczkami ziemiħ. Słoıce grzeje jak sto diabłów, a
ja wywoŇħ i wywoŇħ. Było tego, kurde flaki, z dziesiħę czy dwanaĻcie taczek. Kiedy
skoıczyłem facet wyciĢga z kieszeni dolara. Zamiast siħ zezłoĻcię Ňe taki z niego
sknera, wziħłem tego cholernego dolca, mrukłem „dziħkujħ" czy coĻ równie durnego i
miħtoszĢc go w łapie ruszyłem przed siebie. Czułem siħ jak idiota.
Widzicie?
Znam siħ na idiotach. To chyba jedyne na czym siħ znam. DuŇo o nich czytałem;
czytałem o idiocie tego, no jak mu tam, Dostojskiego, o błaŅnie króla Lira, o Benjim, tym
idiocie u Faulknera i nawet o starym Boo Radleyu w Zabię drozda — ten to dopiero był
szajbus. Najbardziej podobał mi siħ Lennie w Myszach i ludziach. WiħkszoĻę tych
facetów od ksiĢŇek zna siħ na rzeczy, bo ich idioci teŇ sĢ mĢdrzejsi niŇ siħ innym zdaje.
I kurde Balas, słusznie! KaŇdy idiota wam to powie. Ha, ha.
Kiedy siħ urodziłem mama nazwała mnie Forrest — na czeĻę generała Nathana
Bedforda Forresta co walczył w wojnie sukcesyjnej. Mama ciĢgle powtarza, Ňe jesteĻmy
jakoĻ z nim skrewnieni. Twierdzi, Ňe generał to był wielki człowiek tyle Ňe po wojnie
załoŇył Klu Klux Klan, a nawet babcia uwaŇa, Ňe ten cały klan to zgraja łobuzów. I chyba
ma racjħ, bo na przykład u nas ich Wielki Wizjer, czy jak go zwĢ, prowadzi sklep z
broniĢ i kiedyĻ, jak miałem dwanaĻcie lat i przechodziłem obok, spojrzałem w okno a
tam wisiał taki sznur z pħtlĢ, coĻ jakby katowski smyczek. Na mój widok goĻę zarzucił
sobie ten smyczek na szyjħ, podniósł koniec do góry i wywalił jħzor jakby siħ dusił.
Wszystko po to, Ňeby napħdzię mi pietra. Pognałem ile siły w nogach na parking i
schowałem siħ za samochodami. Potem przyjechali policjanci, bo ktoĻ po nich zadzwonił
i odwieŅli mnie do mamy. Wiħc wszystko jedno czym siħ jeszcze rozsławił ten generał
Forrest, ale pomysł z klanem był kretyıski — kaŇdy kretyn to wie. No ale imiħ mam po
nim.
Moja mama to fajna osoba. Wszyscy tak mówiĢ. Tata zginĢł zaraz jak siħ
urodziłem, wiħc w ogóle go nie znałem. Był robotnikiem portowym. KtóregoĻ dnia
wyładowywano ze statku wielkĢ sieę z bananami i nagle coĻ siħ urwało i te wszystkie
banany spadły prosto na tatħ i zgniotły go na placek. Słyszałem kiedyĻ jak paru facetów
o tym gadało: mówili, Ňe pół tony rozciapcianych bananów i tatko zapaskudzili cały dok.
OsobiĻcie nie lubiħ bananów, chyba Ňe budyı bananowy. Tak, budyı bananowy to
nawet
Mama dostała rentħ po tacie i wziħła kilku lokatorów, wiħc w sumie wiĢzaliĻmy
koıce. Kiedy byłem mały nie wypuszczała mnie na dwór, Ňeby inne dzieciaki mi nie
dokuczały. Latem jak było gorĢco sadzała mnie na podłodze w salonie, zasłaniała okna,
Ňeby słoıce nie wpadało i przyrzĢdzała dzbanek limoniady. Potem siadała obok i mówiła
do mnie o wszystkim i o niczym tak jak siħ mówi do kota albo psa. Ale mnie siħ
podobało, bo jak słuchałem jej głosu czułem siħ bezpieczny i było mi dobrze.
Dopiero jak trochħ podrosłem zaczħła wypuszczaę mnie z domu. Z poczĢtku
pozwalała mi siħ bawię ze wszystkimi, ale potem zobaczyła, Ňe siħ ze mnie wyĻmiewajĢ
i w ogóle, a jeszcze potem jakiĻ chłopak walnĢł mnie kijem tak mocno, Ňe zrobiła mi siħ
na plecach czerwona szrama, no i wtedy mama powiedziała, Ňebym siħ wiħcej nie bawił
z chłopcami. Wiħc próbowałem siħ bawię z dziewczynkami, ale kiepsko mi szło, bo
ciĢgle przede mnĢ uciekały.
Mama uznała, Ňe poĻle mnie do normalnej szkoły, to moŇe stanħ siħ jak inni, ale
po pewnym czasie wezwano jĢ i powiedziano, Ňe to nie miejsce dla mnie. Pozwolili mi
zostaę do koıca roku szkolnego. Czasem siedziałem sobie grzecznie w ławce,
nauczycielka coĻ tam glħdziła, a do mnie nic nie docierało, bo patrzyłem na ptaki i
wiewiórki, które skakały po duŇym dħbie za oknem. A czasem ogarniało mnie jakieĻ
takie dziwne uczucie i strasznie krzyczałem, a wtedy nauczycielka mówiła, Ňebym
wyszedł z klasy i posiedział sobie na korytarzu. Dzieciaki w szkole nie chciały siħ ze
mnĢ bawię ani nic, tylko mnie ganiały albo próbowały wnerwię, a potem siħ ze mnie
Ļmiały. Wszystkie oprócz Jenny Curran. Ona jedna nie uciekała jak do niej
podchodziłem i czasem pozwalała mi iĻę koło siebie jak wracała po lekcjach do domu.
W nastħpnym roku przeniesiono mnie do innej szkoły i mówiħ wam, to był istny
dom wariatów! Zupełnie jakby ktoĻ specjalnie wyszukał wszystkich dziwolaków na
Ļwiecie i zebrał ich razem, od chłopców w moim wieku i młodszych po takich szesnasto i
siedemnastoletnich. Byli w tej nowej szkole róŇni zacofaıce, epileptyk! i niedorozwoje co
to nie umiały same jeĻę ani same siħ odlaę. Pewno byłem najnormalniejszy z nich
wszystkich.
Miħdzy innymi chodził tu taki jeden grubas, miał ze czternaĻcie lat czy coĻ koło
tego i nie wiem co mu było, ale cały czas strasznie siħ trzĢsł — jakby siedział w krzeĻle
eklektrycznym. Ile razy musiał iĻę do kibla, nasza nauczycielka, panna Margaret, mówiła
Ňebym z nim poszedł i pilnował, Ňeby nie robił nic dziwnego. Ale on tak i tak wyprawiał
bardzo.
dziwne rzeczy a ja nie umiałem go powstrzymaę, wiħc zamykałem siħ w drugiej kabinie i
czekałem aŇ skoıczy, a potem odprowadzałem go do klasy.
Chodziłem do tej szkoły piħę czy szeĻę lat i nawet nie było najgorzej. Pozwalali
nam malowaę paluchami i coĻ tam lepię, ale gównie pokazywali nam jak siħ wiĢŇe
szlurówki, jak siħ je Ňeby siħ nie zafajdaę i jak siħ przechodzi przez jezdniħ. I tłumaczyli,
Ňe nieładnie jest wydzieraę siħ, bię i pluę na siebie. Nauki z ksiĢŇkami właĻciwie nie
było, ale uczyliĻmy siħ czytaę róŇne znaki, Ňeby na przykład nie pomylię kibla mħskiego
z damskim. No ale skoro było tu tyle Ļwirów to nic dziwnego, Ňe tak wyglĢdała nauka.
ZresztĢ chyba po to tylko wymyĻlono tħ szkołħ, ŇebyĻmy siħ innym nie plĢtali miħdzy
nogami. Lepiej mieę nas w kupie, nie? Po co ma siħ banda czubów pałħtaę gdzie
popadnie? Nawet ja to kapujħ.
Jak skoıczyłem trzynaĻcie lat zaszło kilka waŇnych rzeczy. Po piersze zaczħłem
rosnĢę jak na droŇdŇach. Przez pół roku strzeliłem w górħ piħtnaĻcie centymetrów czy
koło tego i mama ciĢgle musiała podłuŇaę mi portki. Po drugie zaczħłem rosnĢę nie tylko
do góry, ale i na boki. W wieku szesnastu lat miałem metr dziewiħędziesiĢt osiem
wzrostu i waŇyłem sto dziesiħę kilo. Wiem dokładnie, bo mnie w szkole waŇyli i mierzyli.
Lekarz aŇ nie wierzył własnym oczom.
A potem zdarzyło siħ coĻ co całkiem zmieniło moje Ňycie. KtóregoĻ dnia wracam
ze szkoły dla bzików, kiedy nagle zatrzymuje siħ samochód i jakiĻ facet wystawia głowħ
przez
6
okno, woła mnie do siebie i pyta jak siħ nazywam. No to mu mówiħ, a on siħ pyta
gdzie chodzħ szkoły i dlaczego mnie dotĢd nie widział. Kiedy odpowiadam, Ňe do szkoły
dla bzików, on siħ pyta czy kiedykolwiek grałem w futbola. Krħcħ łepetynĢ, Ňe nie.
Czasem widziałem jak inne dzieciaki latały z piłkĢ, ale mnie zawsze przepħdzały.
Jednak nic o tym facetowi nie mówiħ, bo jak juŇ wspomniałem, nie za dobrze sobie
radzħ z dłuŇszĢ gadkĢ. Było to mniej wiħcej dwa tygodnie po wakacjach.
Trzy dni póŅniej przyjeŇdŇajĢ po mnie do szkoły, mama i ten facet z samochodu i
jeszcze dwóch drabów co to wyglĢdajĢ jak bandziory. Nie wiem kim sĢ ci dwaj, ale
pewno przyjechali na wypadek gdyby mi odbiła szajba. ZabierajĢ moje rzeczy z ławki,
pakujĢ do papierowej torby i mówiĢ, Ňebym siħ poŇegnał z pannĢ Margaret. Ona beczy i
Ļciska mnie tak mocno jakby chciała mnie zgnieĻę. Potem Ňegnani siħ z bzikami, które
ĻliniĢ siħ, trzħsĢ, walĢ piħĻęmi w ławki. Ale nic, idziemy do samochodu.
Mama jechała z przodu obok kierowcy, a ja z tyłu razem z drabami. Draby siedziały
po mojej prawej i lewej, jak gliny na filmach kiedy wiozĢ kryminała na posterunek. Tyle
Ňe myĻmy na Ňaden posterunek nie pojechali. PojechaliĻmy do takiej nowo
wybudowanej szkoły. Ja i mama i ten facet co mnie zaczepił parħ dni temu weszliĻmy do
gabinetu dyrektora, a draby zostały na korytarzu. Dyrektorem był stary siwy goĻę w
splamionym krawacie i obwisłych spodniach, który wyglĢdał jakby sam siħ urwał ze
szkoły dla bzików. Powiedział, ŇebyĻmy siedli, a potem coĻ mi tłumaczył i o coĻ siħ
pytał, a ja kiwałem głowĢ, ale gównie chodziło mu o to, Ňebym grał w futbola. Tyle to
nawet głupek by sobie wykombinował.
Facet z samochodu nazywa siħ Fellers i jest trenerem druŇyny futbolowej. Tego
pierszego dnia nie musiałem iĻę na Ňadne lekcje. Trener Fellers zaprowadził mnie do
szatni, a jeden z drabów co z nami jechali przyniósł mi strój zawodniczy — gacie, bluzħ,
skórzane ochraniacze i taki ładny plastikowy kask z prħtem z przodu, Ňeby mi siħ twarz
nie wgniotła. Najwiħkszy kłopot był z butami — szukali i szukali, ale nie mogli znaleŅę
mojego rozmiaru, wiħc powiedzieli Ňe na razie mam graę w tenisówkach.
Trener i te jego draby pomogli mi siħ przebraę, potem kazali mi zdjĢę kostium, a
potem znów go włoŇyę i tak w kółko z dziesiħę czy dwadzieĻcia razy, aŇ siħ nauczyłem
co gdzie idzie. NajdłuŇej mħczyłem siħ z takĢ małĢ szmatkĢ, na którĢ oni mówili
syspenserium czy coĻ w tym rodzaju; zupełnie nie mogłem siħ połapaę czemu słuŇy.
Próbowali mi tłumaczyę, a potem jeden z drabów powiedział do drugiego, Ňe nic
dziwnego Ňe nie kapujħ skoro jestem „matoł", ale to akurat skapowałem, bo na takie
rzeczy jestem wyczulony. Nie Ňebym siħ obraził czy co. Kurde, gorsze rzeczy słyszałem
o sobie. Nie, po prostu zapamiħtałem tego matoła i tyle.
Po jakimĻ czasie inni zaczħli siħ schodzię do szatni i wyciĢgaę z szafek takie same
futbolowe przebrania. Potem wyszliĻmy na zewnĢtrz wszyscy jednakowo ubrani. Trener
Fellers zawołał mnie do siebie i zaczĢł przedstawiaę pozostałym. Gadał i gadał, ale
niewiele do mnie docierało, bo nikt mnie dotĢd nie przedstawiał tylu obcym naraz i
trzĢsłem portkami ze strachu. Potem kilku chłopaków podeszło do mnie i uĻcisło mi
grabħ. Mówili, Ňe siħ cieszĢ, Ňe jestem w druŇynie i tak dalej. A kiedy skoıczyli trener
Fellers zagwizdał tuŇ nad moim uchem — o mało nie wyskoczyłem ze skóry! To był
sygnał do rozgrzewki.
Nie bħdħ was marudził wszystkimi szczegółami, po prostu mówiĢc krótko:
zaczħłem graę w futbola. Trener i jeden z drabów starali siħ mi wytłumaczyę zasady, bo
nie miałem zielonego pojħcia o co w ogóle chodzi. Mówili o jakimĻ blokowaniu, a potem
zaczħliĻmy to ęwiczyę, ale nie pamiħtałem co mam robię i po kilku próbach widziałem,
Ňe wszyscy sĢ coraz bardziej Ņli.
Wiħc zaczħliĻmy ęwiczyę co innego. Ustawili przede mnĢ w rzĢdku trzech
chłopaków i kazali mi siħ przez nich przebię i rzucię na czwartego, który stał za nimi z
piłkĢ. Piersza czħĻę była łatwa, bo tych trzech wystarczyło tylko mocniej pchnĢę, ale ten
z
piłkĢ
zawsze
mi
siħ
7
jakoĻ wymykał. Trener był niezadowolony i w koıcu powiedział, Ňe za słabo siħ
rzucam i Ňebym poęwiczył sobie na drzewie. Z piħtnaĻcie czy dwadzieĻcia razy
rzucałem siħ na pieı i kiedy uznali, Ňe juŇ siħ nauczyłem, znów ustawili przede mnĢ tych
trzech a za nimi czwartego z piłkĢ. I znów byli niezadowoleni, bo po miniħciu pierszych
trzech niby złapałem czwartego, ale nie przewróciłem go na ziemiħ. Strasznie siħ na
mnie wydzierali całe popołudnie, wiħc póŅniej po zejĻciu z boiska poszłem do trenera i
mówiħ, Ňe wcale nie chcħ przewracaę tego z piłkĢ, bo jeszcze mu sporzĢdzħ jakĢ
krzywdħ. A trener na to, Ňebym siħ nie bał, na pewno nic mu nie bħdzie, bo ma kask i
ochraniacze. Ale coĻ wam powiem: nie tyle siħ bałem Ňe coĻ mu zrobiħ, ile Ňe siħ
wkurzy jak go tak bħdħ przewracał i przepħdzi mnie z boiska. W kaŇdem razie trochħ to
trwało zanim pokapowałem siħ w tym futbolu.
Kiedy nie ęwiczyliĻmy chodziłem na lekcje. W szkole dla bzików niewiele było do
roboty, za to tu bardziej powaŇnie wszystko tratowali. Trener tak to załatwił, Ňe trzy
lekcje miałem w Ļwietlicy gdzie kaŇdy uczył siħ sam albo coĻ odrabiał, a trzy lekcje
miałem z nauczycielkĢ, która uczyła mnie czytaę. SiedzieliĻmy sami w klasie, tylko ona i
ja. Nazywała siħ panna Henderson. Była naprawdħ miła i ładna i kiedy na niĢ patrzyłem,
czħsto róŇne brzydkie myĻli chodziły mi po głowie.
Jedyne lekcje jakie mi siħ podobały to przerwy na drugie Ļniadanie, choę pewno
trudno je nazwaę lekcjami. Jak chodziłem do bzików mama zawsze dawała mi kanapkħ,
ciastko i jakiegoĻ owoca — tylko nie banana. Natomiast w tej szkole była stołówka, a w
stołówce z osiem czy dziesiħę rzeczy do wyboru i to było straszne, bo nie mogłem siħ na
nic jednego zdecydowaę. Chyba ktoĻ zauwaŇył jak siħ rozterkujħ, bo gdzieĻ tak po
tygodniu kiedy stałem przy ladzie podszedł do mnie trener Fellers i powiedział, Ňe Ňarcie
jest „na koszt szkoły" i Ňebym brał wszystko na co mam ochotħ. Kurde flaki, ale siħ
ucieszyłem!
Wiecie, kto chodził na lekcje do Ļwietlicy? Jenny Curran! KtóregoĻ dnia podeszła
do mnie na korytarzu i powiedziała, Ňe pamiħta mnie z pierszej klasy. Była teraz taka
wydoroĻniħta, miała ładne czarne włosy i długie nogi i ładnĢ twarz i jeszcze parħ
ładnych rzeczy, o których wstyd mi mówię.
JeĻli chodzi o futbola to chyba nie robiliĻmy postħpów, bo trener Fellers ciĢgle był
zagniewany i ciĢgle na wszystkich krzyczał. Na mnie teŇ. Razem z chłopakami próbował
wymyĻlię dla mnie najlepszĢ pozycjħ. KiedyĻ na przykład kazał mi blokowaę tych co
chcĢ przewrócię naszego zawodnika z piłkĢ, ale nie bardzo umiałem, chyba Ňe sami na
mnie wpadali. Z kolei łapanie przeciwnika jak on pħdził z piłkĢ teŇ kiepsko mi szło,
chociaŇ kupħ czasu straciłem rzucajĢc siħ na to biedne drzewo. Nie wiem, jakoĻ nie
mogłem siħ zmusię, Ňeby atakowaę tak brutalnie jak chcieli. CoĻ mnie wstrzymywało.
I nagle wszystko siħ zmieniło. Od tamtego dnia kiedy Jenny podeszła do mnie na
korytarzu zaczħłem siadywaę przy niej w stołówce. Była jedynĢ osobĢ w szkole, którĢ
jako tako znałem i czułem siħ dobrze w jej bliskoĻci. Nie rozmawialiĻmy ani nic,
wiħkszoĻę czasu ona nawet nie zwracała na mnie uwagi tylko gadała z innymi. Z
poczĢtku siadałem koło chłopaków z druŇyny, ale oni zachowywali siħ jakbym był
przezroczysty albo co, a Jenny przynajmniej mówiła mi „czeĻę". Po jakimĻ czasie zaczĢł
przysiadaę siħ do nas taki jeden chłopak, który bez przerwy siħ ze mnie nabijał.
Podchodził i mówił: „Siħ masz, zakuta pało" albo coĻ w tym stylu. Najpierw wcale nie
reagowałem. Trwało to z tydzieı czy dwa, aŇ wreszcie — do dziĻ nie wiem jakim
dziwem — zdobyłem siħ na odwagħ i powiedziałem: „Nie jestem zakutĢ pałĢ".
Wybałuszył gały i jak nie ryknie ze Ļmiechu! Jenny do niego, Ňeby siħ uspokoił, ale on
nie posłuchał tylko wziĢł karton mleka i wylał mi na spodnie. Wybiegłem przeraŇony ze
stołówki.
Dwa dni póŅniej zaczepił mnie na korytarzu i warknĢł, Ňe jeszcze siħ ze mnĢ
„porachuje". Cały dzieı miałem potwornego cykora. Po południu wychodzħ na trening, a
on czeka z koleŇkami przed szkołĢ. Chciałem siħ cofnĢę, ale podbiegł do mnie i zaczĢł
mnie
8
poszturchiwaę, wyzywaę od cymbałów i przeklinaę, a potem walnĢł mnie w brzuch.
Nawet bardzo nie bolało, ale łzy naciekły mi do oczu. Odwróciłem siħ i zaczħłem
spieprzaę. Słyszałem jak mnie goni razem z koleŇkami. Pħdzħ ile siły w nogach w stronħ
szatni na przełaj przez boisko i nagle na trybunach widzħ trenera Fellersa, który wstaje z
ławki i przyglĢda mi siħ jakoĻ tak dziwnie. Tamci co mnie gonili zostali gdzieĻ w tyle, a
trener Fellers, wciĢŇ z tym dziwnym wyrazem na twarzy, kaŇe mi siħ natychmiast
przebraę w strój futbolowy. Po chwili przychodzi do szatni z trzema kartkami papieru, na
których coĻ tam nabazgrał i mówi, Ňebym zapamiħtał pozycje.
PóŅniej na treningu dzieli nas na dwie druŇyny; tym razem rozgrywajĢcy podaje
piłkħ do mnie, a ja mam z niĢ biec do koıcowej linii boiska. Kiedy ci stojĢcy naprzeciwko
rzucajĢ siħ w mojĢ stronħ, nie czekam tylko gnam na złamanie karku — mijam z siedmiu
czy oĻmiu zanim udaje im siħ mnie powalię. Trener Fellers cieszy siħ jak Ļwinia przy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin