129 - Pan dyrektor jest zajęty.pdf

(2762 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... nr 129 Pan dyrektor jest zajęty – Albert Wojt
1
959595284.001.png
Ewa wzywa 07... nr 129 Pan dyrektor jest zajęty – Albert Wojt
2
959595284.002.png
Ewa wzywa 07... nr 129 Pan dyrektor jest zajęty – Albert Wojt
I
Zofia Zdrojecka z uczuciem wyraźnego zawodu zamknęła przejrzaną kolejny już
dzisiaj raz „Burdę" i schowała ją do szuflady niewielkiego biureczka. Kilka
sukienek wyglądało nawet dość zachęcająco na kolorowych ilustracjach, ale
dziewczyna nie znalazła w magazynie żadnej kreacji, która szczególnie
przypadłaby jej do gustu. Odruchowo zerknęła na zegarek. Dochodziła właśnie
piętnasta, do końca urzędowania pozostało więc jeszcze nieco ponad pół
godziny, Oczywiście pod warunkiem, te szef zechce w miarę punktualnie wybrać
się do domu, na co, niestety, nic nie wskazywało.
Znudzonym spojrzeniem obrzuciła obszerny sekretariat. Prawdę powiedziawszy
zarówno dyrektor naczelny, jak i jego pierwszy zastępca potrafili zadbać, by
pomieszczenie, przez które wchodziło się do ich gabinetów, miało
reprezentacyjny charakter. Pokryte bukową boazerią ściany, wielki wzorzysty
dywan i trzy wykonane na specjalne zamówienie regały Z masą fachowych
wydawnictw na osłoniętych szkłem półkach mogły każdego przekonać, że
Zakłady Elektrotechniczne to firma licząca się nic tylko w Warszawie.
Sekretarka sięgnęła do torebki po puderniczkę. Uważnie przejrzała się w
lusterku. Stwierdziła nic bez zadowolenia, że makijaż nie wymaga korekty, a i
długie, miedzianorude włosy układają się zupełnie jak wczoraj, kiedy opuszczała
zaprzyjaźniony salon fryzjerski. Inna rzecz, że ładnej, dwudziestokilkuletniej
dziewczynie nietrudno było zadbać O atrakcyjny wygląd.
Chowała właśnie puderniczkę, kiedy jeden ze stojących na biurku telefonów
rozdzwonił się hałaśliwie. Bez pośpiechu podniosła słuchawkę.
— Zakłady Elektrotechniczne, sekretariat dyrektora naczelnego — rzuciła
uprzejmie, choć z lekka urzędowo. — Ach, to pan, panie Edku! — dodała już
mniej oficjalnie, prawic natychmiast rozpoznając rozmówcę. — Niestety, teraz
nic mogę pana połączyć. Pan dyrektor jest bardzo zajęty... Nie wiem, ile to
potrwa... Dobrze, niech pan zadzwoni później...
Tłumiąc ziewanie odłożyła słuchawkę. Przez chwilę wahała się czy nie sięgnąć
ponownie po „Burdę", ale nagie skrzypnęły drzwi z korytarza i w progu stanął
kierownik działu kontroli wewnętrznej Stefan Borodzicz. Był to przystojny, choć
niezbyt wysoki blondyn koło czterdziestki, o krótko przystrzyżonych, włosach i
niewielkiej, starannie utrzymanej bródce. Jak zwykłe miał na sobie dobrze
skrojony, jasny garnitur, a pod pachą trzymał nieodłączną aktówkę.
—Co słychać, Zosieńko? — uśmiechnął się do sekretarki. — Dyrektor Czubacki u
siebie?
—Siedzi u naczelnego — odparła odwzajemniając uśmiech.
— Dawno?
—Już chyba ze trzy godziny.
—Ciekawe, nad czym tak deliberują?
To ty, Stefan, nic nie wiesz? — konfidencjonalnie ściszyła głos, dając znak
3
Ewa wzywa 07... nr 129 Pan dyrektor jest zajęty – Albert Wojt
Borodziczowi, by podszedł bliżej. — Koło południa przyjechali do dyrektora
Krzepika jacyś dwaj ze zjednoczenia. Naczelny kazał poprosić Czubackiego i od
tej pory żaden z nich nie wyściubił nosa z gabinetu.
— Co się mogło stać?
—Nie mam pojęcia — bezradnie rozłożyła ręce, wypadło to jednak jakoś mało
przekonywająco. — Dwa razy nosiłam im kawę, ale niestety nic nie udało mi się
podsłuchać,..
—Nie cygań! — Borodzicz z niedowierzaniem pokręcił głowa. — Kto jak kto, ale
ty, Zosiu, zawsze potrafisz wyczuć każdą nowinę na kilometr!
— Nie tym razem.
— Ależ kochanie... — nachylił się, z teatralną żarliwością całując Zdrojecką w
rękę, — Chyba mnie możesz zaufać?
— Kiedy ty zaraz wszystko wypaplesz.
— Bóg mi świadkiem, że pary z gęby nie puszczę! Mur!
— Więc słuchaj! — wstała zza biurka i chwyciwszy Borodzieja za guzik od
marynarki przyciągnęła go ku sobie. — Na widok tamtych dwóch ze
zjednoczenia naczelny zrobił się blady jak ściana, a później kawę zamawiał nie
on, tylko Czubacki.
—Naprawdę?
—Uhm...
— Czyżby starego... — Borodzicz uśmiechnął się drwiąco, wykonując gest,
jak gdyby dawał komuś klapsa.
— Niewykluczone...
Dziewczyna najwyraźniej miała zamiar jeszcze coś dorzucić, ale spostrzegłszy
otwierające się niespodziewanie drzwi do gabinetu dyrektora naczelnego niemal
odruchowo
odskoczyła od Borodzicza. Do sekretariatu wkroczył wysoki, szczupły mężczyzna
koło pięćdziesiątki, w dużych, przyciemnianych okularach. Sprawiał wrażenie
bardzo z siebie zadowolonego i raz po raz gładził się po pokaźnej .łysinie.
— Pani pozwoli jeszcze, kawusi, panno Zosieńko — poprosił z uśmiechem
Zdrojecką.
— Trzy szatany, a dla mnie odrobinę słabszą...
— Już parze, panie dyrektorze!
— I jeszcze jedno — głos dyrektora zabrzmiał bardziej urzędowo, — Proszę
odwołać jutrzejsze spotkania dyrektora Krzepika i zawiadomić naszą kadrę
kierowniczą, że o dziesiątej będzie odprawa.
— W gabinecie pana dyrektora?
— U mnie jest trochę ciasno. Lepiej niech się zbiorą w sali konferencyjnej.
— Rozumiem.
— To by było na razie wszystko.
—Panie dyrektorze! — sekretarka nieśmiało, jak gdyby z wahaniem zrobiła krok
w kierunku Czubackiogo. — Czy można panu pogratulować?
4
Ewa wzywa 07... nr 129 Pan dyrektor jest zajęty – Albert Wojt
—Na gratulacje przyjdzie czas, kiedy wyciągnę przedsiębiorstwo z bagna, w które
pomimo moich protestów zostało wpakowane! zagrzmiał dyrektor z emfazą,
wskazując znacząco drzwi gabinetu Krzepika.
—Załoga pana nie zawiedzie! — pośpiesznie zapewnił Borodzicz. — W każdym
razie ja dołożę wszelkich starań...
— Oczywiście, panie kolego, oczywiście! — niecierpliwie przytaknął
Czubach. — Wszyscy dołożymy starań — dodał sloganowo.
— Korzystając z okazji chciałbym coś pokazać panu dyrektorowi —
kierownik kontroli wewnętrznej skwapliwie wyciągnął z aktówki kilka spiętych
spinaczem dokumentów. — Rozumiem,
że pan dyrektor jest teraz bardzo zajęty, a ja tak nie w porę, sprawa jednak
wydaje mi się ważną
—Co to ma być?— Czubacki skrzywił się niechętnie, — Jakaś faktura? Odmowa
akceptu? .
—Na fakturze figuruje podpis dyrektora Krzepika, ale zważywszy, że
wystawiający dokument magazynier Marecki podlegał bezpośrednio panu
dyrektorowi, pomyślałem...
—Wiecznie to samo! — Czubacki przerwał Borodziszowi, gniewnie podnosząc
głos.
— Kolega Krzepik bez porozumienia ze mną podejmuje jakieś bzdurne
decyzje, a ja muszę
je później odkręcać. Ale dosyć tego dobrego! — buńczucznie potrząsnął pięścią.
— Jutro z samego rana proszę wszystko wyjaśnić z dyrektorem Krzepikie m.
Jeśli faktycznie coś nie gra, niech sam się martwi, jak mi sprawę przekazać
przed swoim oficjalnym odejściem!
Nie czekając na odpowiedź Czubacki odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami
gabinetu dyrektora naczelnego. Zaskoczony takim obrotem rzeczy kierownik
kontroli wewnętrznej jeszcze przez dłuższą chwilę z niezbyt mądrą miną
spoglądał na trzymane w ręku dokumenty. Dopiero cichy śmiech sekretarki
skłonił Borodzicza do schowania ich z powrotem do aktówki.
—Nowy szef dał ci kosza — nie bez ironii zauważyła dziewczyna. — Ale nie
martw się, Stefan! — dodała pocieszająco,— Takie jest życie...
—Pies z nim tańcował! — odburknął ze złością, — Przed pożegnaniem z
Krzepikiem mógł mieć na niego jeszcze jednego haka, skoro jednak jaśnie pan
nawet nie raczy zajrzeć do dokumentów...
— Trzeba było przyjść z nimi przed miesiącem. A zresztą sam słyszałeś, jak
się wydzierał Trzymam zakład, że ci faceci ze zjednoczenia nie uronili ani
jednego słowa z tyrady naszego nowego naczelnego.
— Zostawmy to! — zbagatelizował sprawę — Borodzicz, — Wiesz, mam
pomysł — zmienił temat. — Może wypuścilibyśmy się gdzieś dziś wieczorem?
—Nie żartuj!
—Mówię całkiem serio.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin