Balzac Honore - Lekarz wiejski.pdf

(959 KB) Pobierz
1049294147.001.png
LEKARZ WIEJSKI
KOMEDYA LUDZKA Tom V
Honore de Balzac
W przekładzie Hajoty.
Sercom zranionym — cień i milczenie.
ROZDZIAŁ I.
KRAJ I CZŁOWIEK.
W piękny wiosenny poranek, roku 1829, człowiek blizko pięćdziesięcioletni jechał konno,
górzystą drogą wiodącą do sporego miasteczka niedaleko od Grande-Chartreuse położonego.
Miasteczko to jest stolicą ludnego kantonu opasanego długą doliną. Strumień o kamienistem łożysku,
najczęściej wyschniętem, a w chwili, o której mowa, napełnionem stopniałemi śniegami, przerzyna tę
dolinę, obramowaną dwoma równoległemi pasmami gór, które ze wszech stron wznoszą się po-nad
szczyty Sabaudyi i Delfinatu. Pomimo, że prawie wszystkie widoki tamtejsze mają cechę swojskości,
kanton, przez który przejeżdżał nieznajomy, obfituje w takie niespodzianki, wywołane już-to
spadkami i zagięciami gruntu, już-to fantastyczną grą światła, jakich-by się napróżno gdzie-indziej
szukało. W jednem naprzykład miejscu dolina rozszerzając się nagle, ukazuje oczom nierówny
kobierzec tej zieloności, która dzięki częstemu odwilżaniu, jakiego jej dostarczają góry, zachowuje
przez wszystkie pory roku uroczą świeżość wiosenną. Tam znów młyn jakiś chlubi się swą
skromniuchną lecz malowniczną budową, zapasem jodeł ogołoconych z kory i wodą, która
zawrócona w biegu i uwięziona w drewnianych rurach wymyka się z nich i spada kaskadą cienkich
strumieni. Tu i owdzie chaty okolone ogródkami przywodzą na myśl widzowi obrazy nędzy i pracy.
Dalej, domy o czerwonych nakształt rybiej łuski ułożonych dachach, wykazują zamożność
długoletniemi trudami zdobytą. Wreszcie nad każdemi drzwiami wisi koszyk, w którym suszą się
sery. Na wszystkich płotach i parkanach pnie się winograd, splątany tak jak we Włoszech z gałęziami
wiązu, którego liście służą za karm dla bydła. Gdzie-niegdzie kapryśna natura gromadzi tak wzgórze
przy wzgórzu, że już tam nie znaleźć ani fabryk, ani pól, ani chat żadnych. Tylko wartki strumień
przepływa, szemrząc wśród tych ścian granitowych, uwieńczonych ciemnolistemi jodłami i rzędem
na sto stóp w górę strzelających buków. Wszystkie proste, wszystkie dziwacznie kępkami mchu
upstrzone, wszystkie odmienne kształtem i kolorem liścia, drzewa te tworzą wspaniałe kolumnady,
wzdłuż których nierówną powyginaną linią biegnie niby ogrodzenie z mącznicy, kaliny, bukszpanu i
ciernia. Silny zapach tych krzewów mieszał się w tej chwili z dziką wonią górskiej natury i
odurzającym aromatem pękających pączków modrzewiu, topoli i sosen żywicznych. Drobne chmurki
uwijały się pomiędzy skałami, odsłaniając lub zakrywając naprzemiany szarawe szczyty, częstokroć
równie mgliste jak te obłoczki, które się o nie rozdzierały. Co chwila na ziemi mieniły się widoki, na
niebie światła. Co-raz inne kolory stroiły góry, co-raz inne cienie słały się na ich spadkach; wzgórza
występowały w co-raz innych kształtach, a wszystko to było pełne niespodziewanych kontrastów:
promieni słońca przedzierających się przez gęste i ciemne gałęzie, polanek wśród najbardziej
zarosłych drzewami przestrzeni, rozpadlin lub wypukłości; a wszystko to było dziwnie urocze w tej
ciszy i w tej porze, w której króluje młodość, w której słońce rozpłomienionem okiem z czystego
lazuru spogląda. Jednem słowem, był-to kraj piękny! była-to Francya!
Podróżny, człowiek wysokiego wzrostu, miał na sobie ubranie z niebieskiego sukna, równie
starannie wyczyszczone, jak jego koń o połyskliwej maści, na którym trzymał się prosto, niby
przyśrubowany. Tak tylko siedzieć umieją starzy oficerowie kawaleryi. Krawat czarny, rękawiczki ze
skóry daniela, pistolety wyglądające z olstrów i tłumoczek z tyłu do siodła przytroczony dowodziły
w istocie jego wojskowego pewołania; ale nawet, gdyby nie te oznaki, to sama już twarz, śniada i
ospowata lecz o regularnych i pewnem lekceważeniem nacechowanych rysach, śmiałe wejrzenie,
ruchy stanowcze i cała postawa byłyby w nim zdradziły te nawyknienia marsowe, od których żołnierz
nawet w prywatnem życiu odzwyczaić się nie może. Każdy inny byłby się zdumiewał nad urokiem tej
natury alpejskiej, tak uśmiechniętej, tak dziewiczej; ale oficer nasz, który zapewne w wojennym
marszu armii francuzkiej kawał świata zbiedz musiał, patrzył na otaczające go widoki bez
najmniejszego podziwu. Bo też można powiedzieć, że Napoleon wykorzenił to uczucie z piersi
swoich żołnierzy tak, iż niezachwiany spokój w wyrazie fizyognomii jest najpewniejszym znakiem,
po którym poznać się dają ludzie, którzy walczyli niegdyś pod nieśmiertelnemi, pomimo krótkości ich
panowania, orłami wielkiego cesarza. Nasz podróżny był rzeczywiście jednym z tych wojowników,
których oszczędziła kula, pomimo że nastawiali piersi na wszystkich polach bitew, gdzie dowodził
Napoleon. Życie jego nie przedstawiało żadnych nadzwyczajności. Bil się, jak przystało na dzielnego
żołnierza pełniąc swój obowiązek z równą gorliwością w dzień jak w nocy, pod okiem wodza, jak
zdala od niego, nie mając sobie do wyrzucenia aby choć jedno cięcie jego pałasza było bezskuteczne,
lub co więcej, aby było zbyteczne. Jeżeli na piersiach jego jaśniała wstęga Legii Honorowej, to
zawdzięczał ją swemu pułkowi, który po bitwie pod Moskwą jednomyślnie ogłosił go za
najgodniejszego tego zaszczytu w dniu tym pamiętnym. Należał on do szczupłej liczby tych ludzi,
zimnych napozór, cichych, zawsze w zgodzie ze sobą samym będących, których sama myśl proszenia
o coś upokarza; dlatego też musiał długo na każdy awans oczekiwać. Zostawszy podporucznikiem w
1802 roku, był w 1829, pomimo siwych już wąsów, zaledwie dowódcą szwadronu; ale życie jego
było tak czyste, że każdy, czy-to generał, czy prosty piechur zbliżał się do niego z mimowolnem
prawie uczuciem poszanowania, czego zwierzchnicy darować mu nie mogli. Nawzajem wszyscy
żołnierze kochali go tak, jak dzieci kochają dobrą matkę, bo umiał być dla nich jednocześnie
pobłażliwym i surowym. Sam niegdyś prosty żołnierz jak oni, znał do gruntu wszystkie te, jeżeli się
tak wyrazić można, nieszczęsne uciechy i radośne smutki obozowego życia, wiedział, jakie z
wybryków tych, których zawsze swemi dziećmi nazywał, wybaczyć można, a jakie ukarać należy, i
pozwalał im zaopatrywać się w żywność po wsiach i w furaż po miastach. Co się tyczy prywatnych
jego dziejów, te najgłębsze pokrywało milczenie. Jak prawie wszyscy wojskowi przyglądnął się
światu tylko przez dymy z dział, lub podczas chwil pokoju tak rzadkich w zamęcie wojny
europejskiej, którą prowadził cesarz. Czy pomyślał kiedy o małżeństwie? odpowiedź na to była
trudna. Chociaż nikt nie wątpił, że kapitan Genestas, z ciągłych wędrówek z miasta do miasta i z
kraju do kraju, z zabaw, w których wraz z pułkiem swoim brał udział, musiał wynieść wspomnienie
niejednej różowej chwilki; jednakże żadnej w tym względzie nie miano pewności. Nie będąc
skromnisiem, nie uchylając się od wesołych pohulanek i zwyczajów życia obozowego, kapitan
zbywał zawsze milczeniem lub śmiechem tych, co go o jego miłosne sprawy zagadywali. Gdy który z
kolegów odezwał się przy kieliszku: No, a ty komendancie, cóż nam powiesz? — odpowiadał
zawsze: "Pijmy, panowie".
Tak tedy pan Piotr-Józef Genestas, ten Bayard na małą skalę, nie miał w sobie nic poetycznego
ani romantycznego. Z powierzchowności wyglądał na człowieka, któremu służy dobrobyt. Pomimo że
całym jego majątkiem był żołd, a całą przyszłością — nadzieja emerytury, kapitan nasz na
podobieństwo tych starych wygów handlowych, których nieszczęścia nauczyły doświadczenia
graniczącego z uporem, miał zawsze w zapasie żołd dwuletni i nigdy wszystkich dochodów nie
wydawał. Na grę był całkiem obojętny i zwykle przypatrywał się spokojnie końcom swoich butów,
gdy rozkładano zielone stoliki i zabierano się do écarté lub tym podobnych. Jeżeli jednak kapitan
Genestas nie pozwalał sobie żadnych wybryków, nie zaniedbywał tez niczego, co jest koniecznem.
Mundury służyły mu zawsze dłużej niż innym, dzięki staranności w ich noszeniu, którą wyrabia,
mierność, a która u niego stała się machinalną. Możnaby go było posądzić o skąpstwo, gdyby nie
godna uwielbienia bezinteresowność jego i ta braterska skwapliwość, z jaką przychodził z pieniężną
pomocą każdemu lekkomyślnemu młodzikowi, co się zgrał w karty lub się jakiem innem szaleństwem
młodości zrujnował. Prawdopodobnie kapitan sani musiał kiedyś przechodzić podobne katastrofy, i
to go nauczyło w delikatny sposób wyplątywać z nich innych; a raz zobowiązawszy kogoś, nie rościł
sobie prawa do kontrolowania go i nie mówił mu nigdy o tem, co dla niego zrobił. Sam jeden na
świecie, stworzył sobie ojczyznę z armii a rodzinę ze swego pułku. To też rzadko kto dobadywał
powodów jego oszczędności; wogóle przypisywano ją dość naturalnej chęci powiększania zapasu na
stare lata, które, po wysłużeniu emerytury i kapitańskich szlif, spędziłby spokojnie w jakiem
wiejskiem zaciszu. Młodzi oficerowie, gdy była mowa o Genestasie, liczyli go zawsze do rzędu tych
ludzi, co-to skończywszy przykładnie szkoły, zostają już do końca życia równie przykładni, akuratni,
uczciwi, pożyteczni i... ckliwi; ale ludzie poważni inne o kapitanie mieli pojęcia. Często jakieś
spojrzenie, jakieś energiczne zdanie zdradzały, że w tej duszy burzyło się kiedyś i gotowało. Z czoła
jego wyczytać można było, że człowiek ten posiada władzę powściągania i tłumienia namiętności,
władzę drogo nabytą przez nawyknienie do niebezpieczeństw i nieprzewidzianych gromów wojny.
Gdy pewnego razu syn para Francyi, świeżo do pułku zaciągnięty, wyraził się o Genestasie, że
mógłby być najsumienniejszym z księży i najuczciwszym z kupców, ten, słysząc to, odezwał się:..
Dodaj pan, że i najmniej ugrzecznionym z markizów". Młodzik zmieszał się, a obecni wybuchnęli
śmiechem, ojciec bowiem nowozaciężnego znany był ze swego nadskakiwania wszystkim władzom i
z elastyczności w przerzucaniu się z jednego stronnictwa w drugie, które-to cenne przymioty syn
także po nim odziedziczył. Armie francuzkie wypiastowały na łonie swojem wiele z tych
charakterów, prawdziwie szczytnych w potrzebie, a pełnych prostoty w zwyczajnych okolicznościach
życia, niedbających o sławę, zapominających o niebezpieczeństwie, wypiastowała ich więcej może,
niżby się tego po ułomności natury ludzkiej spodziewać można. Jednakowoż myliłby się bardzo,
ktoby mniemał że Genestas był bez zarzutu. Przeciwnie: podejrzliwy, skłonny do gwałtownych
wybuchów gniewu, lubiący się sprzeczać i chcący mieć zawsze słuszność, zwłaszcza wtedy, gdy jej
miał najmniej za sobą, Genestas prócz tego pełen był przesądów narodowych. Z czasów żołnierskich
pozostało mu upodobanie w dobrem winie. Gdy po jakiej biesiadzie wychodził z należnem swojemu
stanowisku decorum, wydawał się wtedy bardzo poważny, bardzo zadumany i nie chciał nikogo
przypuścić do tajemnicy swoich myśli. Wreszcie, jeżeli znał dosyć świat, obyczaje i przepisy
grzeczności, do których się z czysto wojskową sztywnością stosował; jeżeli umiał wszystko, co w
zakres jego powołania wchodziło, począwszy od fechtunku, a skończywszy na weterynarstwie: to z
drugiej strony naukowo bardzo był zaniedbanym. Wiedział, ale dość niepewne, że Cezar był
konsulem czy też cesarzem rzymskim a Aleksander — Grekiem lub Macedończykiem, bez długich
certacyj przyznałby mu jednę lub drugą z tych narodowości. To też w rozmowach naukowych i
historycznych przybierał zwykle poważną minę, ograniczając się na milczącem przytakiwaniu, jak
człowiek, co w głębokiej nauce doszedł do sceptycyzmu. Gdy Napoleon w buletynie datowanym z
Schönbrunn dnia 13 maja 1809) r., a wystosowanym do wielkiej armii, która podówczas Wiedeń
opanowała, że książęta austryccy na podobieństwo Medei własnemi rękami wymordowali swoje
dzieci, Genestas, świeżo nominowany kapitanem, nie chciał skompromitować swego stopnia
zapytaniem, kto była ta Medea, ale polegając w tem na gieniuszu Napoleona i pewien, że cesarz tylko
urzędowemi rzeczami może się dzielić z wielką armią i domem austryackim, pomyślał, że Medea ta
była jakąś arcyksiężniczką austryacką dwuznacznej konduity. Bądźco-bądż, ponieważ mogło to mieć
związek ze sztuką wojskową, kapitan rad był dowiedzieć się czegoś więcej o owej Medei z buletynu
i ciekawość dręczyła go aż do dnia, w którym panna Raucourt wskrzesiła Medeę w repertuarze
teatralnym. Przeczytawszy afisz, kapitan nie omieszkał udać się wieczorem do Théâtre-Francais by
widzieć słynną aktorkę w tej mitologicznej roli, o której bliższych szczegółów od sąsiadów
Zgłoś jeśli naruszono regulamin