Baldacci David - Sean King & Michelle Maxwell - Krytyczny moment.pdf

(1098 KB) Pobierz
1016746025.002.png
David Baldacci
Krytyczny moment
(Split’s Second)
Przełożył Piotr Jankowski
1016746025.003.png
Nikt tak nie inspiruje syna jak ojciec.
Ta książka jest dla Niego.
1016746025.004.png
1016746025.005.png
Prolog
Wrzesień 1996
Trwało to tylko ułamek sekundy. Najdłuższy ułamek sekundy, jaki agent Secret Service Sean King
kiedykolwiek przeżył.
Kolejne spotkanie kandydata z wyborcami odbywało się w nijakim hotelu na tak głębokiej
prowincji, że z pobliskimi zapadłymi dziurami można się było połączyć tylko przez międzymiastową.
King stał za swym podopiecznym i lustrował wzrokiem tłum, a słuchawka w jego uchu
rozbrzmiewała od czasu do czasu nieistotnymi informacjami. W sali panował zaduch. Wypełniali ją
podekscytowani ludzie, wymachujący proporczykami z napisem: „Clyde Ritter na prezydenta”.
Rodzice podsuwali uśmiechniętemu kandydatowi małe dzieci do pocałowania. Było to okropne, bo
taki maluch mógł zasłonić pistolet i potem mogło już być za późno. Ale dzieciaków ciągle
przybywało i Clyde pilnie wszystkie całował, a King mógł tylko obserwować ten potencjalnie
niebezpieczny spektakl, czując, jak w żołądku formują mu się wrzody.
Tłum napierał, gromadząc się przy rozpiętym na stojakach sznurze z aksamitu, granicy, której nie
wolno było przekraczać. King zareagował na to, przysuwając się bliżej do Rittera. Dłoń
wyprostowanej ręki położył lekko na spoconych plecach występującego bez marynarki kandydata,
żeby móc go natychmiast pchnąć na ziemię, gdyby coś się działo. Nie mógł oczywiście stanąć przed
Ritterem, bo kandydat na prezydenta stanowił własność narodu. Jego katechizm był jak wyryty w
kamieniu: uścisnąć dłonie, pomachać, uśmiechnąć się, powiedzieć coś na użytek wiadomości o
szóstej, a potem zrobić dzióbek i pocałować tłustego niemowlaka. King przez cały ten czas w
milczeniu obserwował tłum, trzymając rękę na wilgotnej koszuli Rittera i wypatrując zagrożeń we
wszystkich odpowiednich, miał nadzieję, miejscach.
Ktoś coś zawołał z tyłu sali. Ritter odpowiedział z właściwym sobie humorem i tłum zaśmiał się
szczerze, w każdym razie większość tłumu. Byli tu również ludzie, którzy nienawidzili Rittera i
wszystkiego, co reprezentował. Twarze nie kłamały, jeżeli ktoś szkolił się w ich odczytywaniu, a
King potrafił to robić równie dobrze jak strzelać. Przez całe swoje zawodowe życie czytał z serc i
dusz kobiet i mężczyzn, obserwując ich oczy i miny.
Upatrzył sobie szczególnie dwóch mężczyzn, stojących jakieś trzy metry od nich po prawej.
Wyglądali na takich, którzy mogą narobić problemów, choć obaj mieli koszule z krótkimi rękawami i
obcisłe spodnie, nie mogli więc ukrywać broni i dzięki temu na liczniku zagrożenia spadli o kilka
kresek w dół. Zamachowcy woleli raczej obszerne ubrania i małe pistolety. King powiedział jednak
kilka słów do mikrofonu, by powiadomić pozostałych ochroniarzy o swoich obawach. Potem spojrzał
na ścienny zegar. Była 10.32 rano. Jeszcze pięć minut i znów znajdą się w drodze do następnego
miasteczka, gdzie nastąpi dalszy ciąg uścisków dłoni, krótkich przemówień, całowania dzieci i
odczytywania twarzy.
Jego spojrzenie przeskoczyło ku nowemu dźwiękowi, a potem nowemu widokowi, który
kompletnie go zaskoczył. Tylko on mógł to zobaczyć, stał bowiem przodem do tłumu, za plecami
przemawiającego Rittera. Skupił się na tym przez jedno uderzenie serca, może przez dwa lub trzy. O
wiele za długo. Któż jednak mógłby go winić za to, żenię mógł oderwać wzroku od czegoś takiego?
1016746025.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin