Koontz - Drzwi do grudnia.pdf

(1800 KB) Pobierz
Koontz - Drzwi do grudnia
DEAN KOONTZ
Drzwi do grudnia
99833888.002.png
CZ ĘŚĆ PIERWSZA
SZARY POKÓJ
Ś RODA 2.50 - 8.00
99833888.003.png
1
Laura skończyła się ubierać, podeszła do drzwi frontowych i zobaczyła, Ŝe samochód
patrolowy Departamentu Policji Los Angeles właśnie hamuje przy krawęŜniku. Wyszła z
domu, zatrzasnęła drzwi i pospiesznie ruszyła chodnikiem.
Ostre kolce zimnego deszczu przybijały noc do miasta.
Nie zabrała parasola. Nie pamiętała, do której szafy go wetknęła, i nie chciała tracić
czasu na szukanie.
Grzmot przetoczył się po ciemnym niebie, ale Laura ledwie zauwaŜyła ten
złowieszczy odgłos. Jej serce waliło tak mocno, Ŝe zagłuszało wszelkie nocne hałasy.
Czarno-białe drzwi po stronie kierowcy otwarły się i wysiadł umundurowany
policjant. Zobaczył ją, wsiadł z powrotem, sięgnął ponad fotelem i otworzył przednie drzwi
po stronie pasaŜera.
Zajęła miejsce obok niego i zatrzasnęła drzwi. Zimną, drŜącą dłonią odgarnęła
wilgotny kosmyk włosów z twarzy i wsunęła za ucho.
Wóz patrolowy pachniał silnie sosnowym środkiem dezynfekującym i słabo
wymiocinami.
- Pani McCaffrey? - zapytał młody policjant. - Tak.
- Nazywani się Carl Quade. Zawiozę panią do porucznika Haldane’a.
- I do mojego męŜa - przypomniała zaniepokojona.
- Nic o tym nie wiem.
- Powiedziano mi, Ŝe znaleźli Dylana, mojego męŜa.
- Na pewno porucznik Haldane wszystko pani wyjaśni. Zakrztusiła się, zakaszlała,
potrząsnęła głową z obrzydzeniem.
- Przepraszam za ten smród - powiedział Quade. - Dzisiaj wieczorem zatrzymałem
faceta za jazdę po pijanemu i zachowywał się jak świnia.
To nie od fetoru jej Ŝołądek kurczył się i skręcał. Mdliło ją, poniewaŜ kilka minut
temu otrzymała wiadomość przez telefon, Ŝe znaleźli jej męŜa, ale nie wspomnieli o Melanie.
A jeśli Melanie nie było z Dylanem, to gdzie była? Zaginęła? Nie Ŝyje? Nie. Nie do
pomyślenia. Laura zakryła usta dłonią, zacisnęła zęby, wstrzymała oddech i czekała, aŜ
mdłości ustąpią.
- Dokąd... dokąd jedziemy? - zapytała.
- Do domu w Studio City. Niedaleko.
99833888.004.png
- Czy tam znaleźli Dylana?
- Jeśli pani powiedzieli, Ŝe go znaleźli, to pewnie tam.
- Jak na niego trafili? Nawet nie wiedziałam, Ŝe go szukacie. Na policji powiedzieli
mi, Ŝe nie zajmują się takimi sprawami... to nie naleŜy do ich jurysdykcji. Myślałam, Ŝe juŜ
nigdy więcej go nie zobaczę... ani Melanie.
- Musi pani porozmawiać z porucznikiem Haldane’em.
- Widocznie Dylan obrabował bank czy coś w tym rodzaju. - Nie potrafiła ukryć
rozgoryczenia. - KradzieŜ dziecka matce nie wystarczy, Ŝeby zainteresować policję.
- Proszę zapiąć pas.
Nerwowo gmerała przy pasie, kiedy odjeŜdŜali od krawęŜnika. Quade zawrócił na
środku opustoszałej, smaganej deszczem jezdni.
- Co z Melanie? - zapytała Laura.
- Jak to?
- Z moją córką. Nic jej nie jest?
- Przepraszam. O tym teŜ nic nie wiem.
- Czy była z moim męŜem?
- Wątpię.
- Nie widziałam jej od... prawie od sześciu lat.
- Spór o opiekę?
- Nie. On ją porwał.
- Naprawdę?
- No, prawnicy nazwali to odebraniem opieki, ale dla mnie to było po prostu porwanie.
Gniew i Ŝal znowu nią zawładnęły, kiedy pomyślała o Dylanie. Próbowała pokonać te
emocje, stłumić w sobie nienawiść, poniewaŜ nagle doznała niezwykłego wraŜenia, Ŝe Bóg na
nią patrzy, Ŝe ją osądza i jeśli dostrzeŜe w niej nienawiść lub negatywne myśli, wówczas
postanowi, Ŝe nie zasługuje na odzyskanie córeczki. Szaleństwo. Nic nie mogła poradzić.
Strach doprowadzał ją do szaleństwa.
I tak osłabła ze strachu, Ŝe przez chwilę nawet nie miała siły oddychać.
Dylan. Laura zastanawiała się, jak to będzie znowu stanąć z nim twarzą w twarz. Co
mógłby jej powiedzieć, Ŝeby wytłumaczyć swoją zdradę - i co ona mogłaby mu powiedzieć,
Ŝeby naleŜycie wyrazić wściekłość i ból?
DrŜała przez cały czas, ale teraz zaczęła gwałtownie dygotać.
- Dobrze się pani czuje? - zapytał Quade.
- Tak - skłamała.
99833888.005.png
Quade nie odezwał się. Z włączonym kogutem na dachu, ale bez syreny pędzili przez
sieczoną deszczem wschodnią część miasta. Kiedy przejeŜdŜali przez głębokie kałuŜe, woda
pryskała na obie strony, upiornie fosforyzująca, niczym spienione białe kurtyny rozstępujące
się przed nimi.
- Ona ma teraz dziewięć lat - powiedziała Laura. - To znaczy moja córka. Nie mogę
panu podać dokładnego rysopisu. Bo kiedy ją ostatnio widziałam, miała tylko trzy latka.
- Niestety nie widziałem Ŝadnej dziewczynki.
- Jasne włosy. Zielone oczy. Gliniarz nie odpowiedział.
- Melanie musiała być z Dylanem - rzuciła desperacko Laura, rozdarta pomiędzy
radością a przeraŜeniem. Tak bardzo się cieszyła, Ŝe znowu zobaczy Melanie, i tak bardzo się
bała, Ŝe dziewczynka nie Ŝyje. Laura często śniła, Ŝe znajduje okropnie zmasakrowane zwłoki
córki. Teraz podejrzewała, Ŝe powracający koszmar okaŜe się proroczy.
- Ona musiała być z Dylanem. PrzecieŜ była z nim przez te wszystkie lata, sześć
długich lat, więc dlaczego nie teraz?
- Dojedziemy za kilka minut - poinformował ją Quade. - Porucznik Haldane odpowie
pani na wszystkie pytania.
- Nie budziliby mnie o wpół do trzeciej nad ranem, nie wyciągaliby z domu w środku
burzy, gdyby nie znaleźli teŜ Melanie. Na pewno ją znaleźli.
Quade skupił się na prowadzeniu samochodu, a jego milczenie było gorsze od
wszelkich słów.
Wycieraczki szorujące po przedniej szybie nie mogły całkowicie oczyścić szkła.
Lepka warstewka wilgoci zniekształcała świat za oknem, więc Laura miała uczucie, jakby
jechała przez sen.
Dłonie jej się pociły. Wytarła je o dŜinsy. Czuła krople potu ściekające spod pach,
spływające po bokach. Mdlący supeł w Ŝołądku zacisnął się mocniej.
- Czy ona jest ranna? - zapytała. - O to chodzi? Dlatego nie chce pan nic o niej
powiedzieć?
Quade zerknął na nią.
- Naprawdę, pani McCaffrey, nie widziałem w tamtym domu Ŝadnej dziewczynki.
Niczego przed panią nie ukrywam.
Laura osunęła się w fotelu.
Zbierało jej się na płacz, ale powstrzymywała się z całej siły. Łzy to przyznanie, Ŝe
straciła wszelką nadzieję na odnalezienie Ŝywej Melanie, a gdyby straciła nadzieję (kolejna
szaleńcza myśl), dosłownie byłaby odpowiedzialna za śmierć dziecka, poniewaŜ (jeszcze
99833888.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin