West_Nikola_Nocna_tecza.pdf

(583 KB) Pobierz
235552794 UNPDF
Nicola West
Nocna tęcza
Rozdział 1
Zegar klasztorny wybijał właśnie dwunastą, a jego głęboki dźwięk rozchodził
się echem po małym górskim miasteczku, gdy Jet Tayler wszedł do sklepu z
kamieniami szlachetnymi Cassy Newton.
Cassa zajęta klientką nie od razu podniosła wzrok. Zauważyła, że przybyłemu
towarzyszy stary przyjaciel jej ojca, James Meakin. Uśmiechnął się i uniósł dłoń
dając jej znak, by nie odrywała się od pracy. Nie miała bynajmniej zamiaru tego
robić. Pomoc w wyborze kamienia, szczególnie komuś, kto robił to po raz
pierwszy, była dla niej zbyt ważna.
– Proszę się zdać na wyczucie. Ono podpowie pani, który wybrać – zachęciła
kobietę, wpatrującą się z zachwytem w tacę pełną kamieni. – Proszę na chwilę
zamknąć oczy, a gdy je pani otworzy, zobaczyć, czy któryś z nich nie świeci jaśniej
od innych. Proszę potrzymać je w dłoni; jeden może się wydać cieplejszy, a nawet
wywołać uczucie mrowienia. Albo proszę znowu zamknąć oczy i przesunąć powoli
dłoń nad kamieniami nie dotykając ich. – Uśmiechnęła się na widok oszołomienia
klientki i dodała łagodnie: – Proszę się nie śpieszyć. Jeden z tych kamieni należy
do pani i nie pozwoli, aby pani wyszła bez niego.
Kobieta skinęła głową, wciąż wpatrując się w kamienie, które Cassa przed nią
rozłożyła. Leżały połyskując delikatnie: rubiny i kryształ górski, agaty, jaspisy,
heliotropy, ametysty – oszałamiający wybór, że aż trudno się zdecydować. Ale
wybór zostanie dokonany. Cassa była o to spokojna.
Zostawiła klientkę i zbliżyła się do gablotki, przy której stali James i jego
towarzysz, przyglądając się srebrnej biżuterii.
– Bardzo przyjemna – powiedział obcy. Odwrócił się do Cassy i spojrzał na nią.
– Naprawdę bardzo przyjemna... – Jego głos był głęboki, a ciemnoszare oczy
jeszcze bardziej pociemniały, lecz zaraz rozświetliły się ciepłym blaskiem.
Sprawiał wrażenie, że umie czytać w jej myślach. Cassa poczuła nagle przenikające
ją ciepło.
– Dzień dobry, James – powiedziała szybko, zwracając się do starszego
mężczyzny. – Miło cię widzieć. Czy miałeś ostatnio jakieś wiadomości od mamy i
taty? W poniedziałek dostałam list. Pytali o ciebie.
– Tak, ja też miałem wiadomość. – Uśmiechnął się spoza swej brody i zamrugał
brązowymi oczami. – Aż z Australii. Zdaje się, że świetnie się bawią.
– O tak. Bardzo się cieszą, że mogą tam być z Brianem i Jean, i z dziećmi.
Zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle wrócą!
– Na pewno wrócą – powiedział profesor Meakin. – Nie mogliby opuścić na
dłużej Malvern, nie wspominając już o pięknej córce. Wrócą na czas, żeby się
przekonać, jakiego figla chcesz im spłatać.
Cassa roześmiała się i spojrzała na jego towarzysza. Wciąż się jej przyglądał.
Kto to może być? Nie przypominał innych znajomych Jamesa Meakina, choć nie
potrafiłaby powiedzieć, dlaczego. Był wysoki. Oceniła, że ma co najmniej metr
osiemdziesiąt pięć. Miał włosy o złocistokasztanowej barwie i te błyszczące szare
oczy. Było w nim coś dzikiego, nieposkromionego. Odsunęła się trochę, lecz mimo
to czuła się skrępowana.
James Meakin zdawał się niczego nie dostrzegać.
– Pozwól, że przedstawię ci Jęta Taylera – powiedział swobodnie. – Nie był
moim studentem, ale mieliśmy ze sobą sporo do czynienia w Cambridge. Prowadził
swobodny tryb życia, ale teraz chyba się ustatkował. W każdym razie tak mówi.
Mężczyźni wymienili uśmiechy. Jet Tayler odwrócił się do Cassy i wyciągnął
dłoń. Spojrzała na nią i zawahała się. Czuła się tak, jakby odpowiadając na ten gest
miała podjąć decyzję, jakby w jakiś sposób padała ofiarą podstępu. Ale to absurd.
To tylko prezentacja, nic więcej.
Podała dłoń Jetowi Taylerowi i natychmiast ją zabrała. To uczucie mrowienia!
Właśnie na nie radziła zwracać uwagę klientkom wybierającym kamienie
szlachetne. Miewała je często sama, gdy wybierała kamień dla siebie. Ale, na
miłość boską, Jet Tayler to nie kamień! No i ona z pewnością go nie wybierała.
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła, jak znowu pociemniały, co parę chwil temu
tak ją wyprowadziło z równowagi. Przeszedł ją dreszcz.
– Rodzice Cassy są teraz w Australii – wyjaśnił profesor Meakin. Dziewczyna
zdała sobie sprawę, że musiał mu już coś o niej powiedzieć. – Mieszkają u jej brata
i jego rodziny. Brian jest oczywiście starszy od Cassy.
– A to jest ich sklep? – zainteresował się Jet. – Widzę nazwisko Newton na
drzwiach.
– Nie, to mój sklep – odparła Cassa. – Długo pan zostanie w Malvern, panie
Tayler?
– Och, proszę mi mówić Jet. – Uśmiechnął się. Miał rzeczywiście bardzo
sympatyczny uśmiech.
Nie jest zbyt urodziwy, uznała, ale z pewnością większość kobiet obejrzałaby
się za nim. Gdyby tylko tak dziwnie na nią nie działał.
– Naprawdę nie wiem, jak długo tu będę – odpowiedział. – Przynajmniej kilka
tygodni. Zbieram materiały do książki, którą piszę, a James trochę mnie
oprowadza. Mówił, że mogłabyś mi trochę pomóc.
– Ja? Jak mogłabym pomóc przy książce? – Na samą myśl o tym poczuła
jednak przyjemne podniecenie. Cassa kochała książki i zawsze żałowała, że sama
nie potrafi ich pisać. – Ja się na tym nie znam – powiedziała prędko.
Jet się roześmiał.
– Nie chcę, żebyś mi pomagała pisać! Ale orientujesz się trochę w tutejszych
sprawach. James powiedział mi, że ty... – Odwrócił się, gdyż klientka Cassy
wykrzyknęła nagle:
– Przepraszam, przeszkadzam pani w pracy! Cassa uśmiechnęła się i
pośpieszyła do niej. Kobieta trzymała w dłoni mały, lśniący ametyst i aż drżała z
emocji.
– To ten – powiedziała. – Właśnie ten. Poczułam, że mnie w jakiś sposób
wzywa. To tak, jakby... Jakby czekał na mnie. Nie umiem tego wyjaśnić.
Cassa uśmiechnęła się, widząc podniecenie na jej twarzy.
– Wiem, co pani ma na myśli. To właściwy kamień, nie ma co do tego żadnych
wątpliwości. Mówiłam przecież, że jeden z nich należy do pani. Proszę mi go dać,
zapakuję.
Biorąc kamień zauważyła z rozbawieniem, że kobieta oddaje go niemal
niechętnie. W takich chwilach czuła zawsze satysfakcję. Odwróciła wzrok i
zobaczyła, że Jet Tayler przygląda się jej uważnie. Ostudziła ją myśl, że jest
sceptykiem. Miła chwila pierzchła.
– Proszę bardzo – zwróciła się do klientki, usilnie starając się podtrzymać
łączącą je więź. – Proszę go teraz w domu oczyścić pod bieżącą wodą, a potem
przekazać mu swą życiową energię. Wtedy będzie go pani mogła używać.
– Jak mam to zrobić? – spytała kobieta z powątpiewaniem, biorąc od niej
pakiecik.
– Przekazać energię? Proszę usiąść w fotelu i trzymając w dłoniach kamień,
pomyśleć o czymś pięknym. Proszę sobie wyobrazić smugę białego światła,
owijającą się wokół pani niby spirala... – Cały czas czuła na sobie kpiące
spojrzenie Jęta i nagle ogarnęła ją irytacja, brnęła jednak dalej: – Wówczas kamień
będzie gotowy do działania na pani rzecz. Mam nadzieję, że będzie pani z niego
zadowolona.
– O tak – powiedziała kobieta z przejęciem. – Na pewno. Bardzo pani dziękuję.
– Wyszła pośpiesznie, ostrożnie niosąc pakuneczek w obu dłoniach. Cassa
popatrzyła za nią i wróciło miłe uczucie. Wtem przypomniała sobie o Jecie
Taylerze i odwróciła się z westchnieniem.
– Dobra robota – skomentował mężczyzna oschle. – Masz talent do handlu.
Cassa poczuła, że oblewa ją rumieniec.
– Wcale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że sprzedaję – powiedziała zimno.
– Klientka przyszła wybrać sobie kamień, a ja jej w tym pomogłam. To wszystko.
Była zdecydowana na zakup, zanim weszła do sklepu.
Przyglądał się jej przez chwilę i uśmiechnął się lekko.
– Możliwe. W każdym razie nie chciałbym być nieuprzejmy. Większość
właścicieli sklepów lubi, gdy im się mówi, że mają talent do handlu.
Cassa spojrzała na niego. Stał z przechyloną głową, a kąciki warg drgały mu
lekko, tak jakby miał za chwilę wybuchnąć śmiechem. Z jego oczu zniknął wyraz
dzikości. Przypominał teraz małego chłopca, który prosi o wybaczenie. Nie
potrafiła powstrzymać uśmiechu i odwróciła się prędko.
– Przepraszam – powiedziała. – Pewnie myślisz, że jestem przewrażliwiona.
Opowiedz mi o swojej książce.
Sądzisz, że mogłabym ci pomóc? Czy piszesz o Malvern?
– W pewnym sensie tak – zaczął, lecz przerwał, bo do sklepu weszły trzy
kobiety, rozmawiając z ożywieniem o kamieniach i biżuterii, które Cassa
wystawiła w niewielkiej witrynie.
– Słuchaj, nie mogę ci teraz dłużej zabierać czasu. Czy moglibyśmy spotkać się
później i porozmawiać? Może poszłabyś dziś po południu ze mną i Jamesem na
obiad?
– To byłoby cudownie – odpowiedziała Cassa, zastanawiając się, czy
rzeczywiście to miała na myśli. Czy towarzystwo tego mężczyzny o orlej twarzy
można określić słowem „cudownie”? – Ale, jeśli chcesz porozmawiać spokojnie,
dlaczego nie mielibyście przyjść obaj do mnie na kolację? Jedna z moich klientek
dała mi dziś rano spory kawał świeżego łososia. Miałam nadzieję, że ktoś mi
pomoże go zjeść. Oczywiście, jeżeli lubisz łososia.
– A kto nie lubi?
Z uśmiechem wyciągnął dłoń. Cassa nie zastanawiając się ujęła ją i natychmiast
poczuła znowu mrowienie. Wstrzymała oddech.
– W takim razie zgoda – odezwał się Jet. – Przyjdziemy. O wpół do ósmej?
Przyniosę wino. – Podszedł do drzwi, Cassa zaś stała, trąc dłoń drżącymi palcami.
– Do zobaczenia.
– Tak – odpowiedziała cicho, patrząc w ślad za nim. – Do zobaczenia.
Łosoś właśnie się studził. Cassa nakrywała do stołu, gdy zadzwonił telefon.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin