McGoldrick May - Marzenia 03 - Spełnione marzenia.pdf

(991 KB) Pobierz
Captured dreams
McGoldrick May
Spełnione marzenia
135488777.002.png
1
Czerwiec 1772
Trzymając przy twarzy maskę ozdobioną piórami, Portia obserwowała
kilkoro drzwi sali balowej, odtwarzając w myślach plan rezydencji w North
End. Dużo za niego zapłaciła, więc miała nadzieję, że jest dokładny.
Dotknęła medalionika, który nosiła na szyi.
Bal maskowy w eleganckiej posiadłości na Copp Hill, wydany z okazji
urodzin króla, był jej jedyną szansą. Admirał Middleton prawie nigdy nie
urządzał przyjęć, dlatego Portia właśnie dzisiaj musiała uwolnić matkę
zamkniętą w tym domu od dwudziestu czterech długich lat.
Na liście gości znaleźli się najważniejsi przedstawiciele bostońskiej
śmietanki towarzyskiej, łącznie z gubernatorem. Oczywiście na adres
pastora Higginsa i jego żony, gdzie mieszkała Portia, nie przyszło żadne
zaproszenie, lecz wybaczyła admirałowi, że ją pominął. Aby się dostać na
bal, po prostu okłamała najbliższą przyjaciółkę i oszukała łudzi, którzy
uważali ją za członka rodziny. Nie miała wyjścia. Wszystko musiało
rozstrzygnąć się właśnie tej nocy.
- Jest pani dzisiaj bardzo milcząca, kochanie.
Kochanie! Portia z trudem nad sobą zapanowała, słysząc ten poufały zwrot.
Odwróciła się i spojrzała na swojego partnera. Kapitan Turner nachylał się
ku niej, jak zwykle, kiedy coś mówił. Suknia pożyczona od Belli była za
obcisła, fiszbiny gorsetu boleśnie wrzynały się w ciało, bez wątpienia
zostawiając trwałe ślady. Portia już nie raz przyłapała kapitana na tym, że
gapi się na jej piersi. Opuściła maskę, żeby zakryć dekolt. Oficer przeniósł
wzrok na jej twarz, a ona zdobyła się na uśmiech.
Właśnie kapitanem Turnerem, kuzynem Belli, posłużyła się Portia, żeby
135488777.003.png
dostać się do rezydencji admirała. Niestety teraz miała trudności z
pozbyciem się natręta.
-Po prostu oniemiałam z zachwytu. - Portia uniosła maskę do twarzy i
rozejrzała się po sali balowej w poszukiwaniu ratunku. Goście tańczyli
menueta. Kobiet było dużo mniej niż mężczyzn, choć wyglądało na to, że
nie tylko sama elita przysłała na bal swoje córki. - Nie musi pan koniecznie
dotrzymywać mi towarzystwa, kapitanie. Nie chciałabym narobić sobie
wrogów wśród tych uroczych dam, zatrzymując pana dla siebie.
-Nonsens, kochanie. Za nic w świecie nie ośmieliłbym się pani
zaniedbywać. Wie pani, że czekałem na taką chwilę od miesięcy. Muszę
dodać, że nie na darmo.
-Mieszkam w koloniach od niecałego roku - wtrąciła Portia.
-A ja jestem pani oddanym sługą od chwili, gdy panią zobaczyłem na
inauguracyjnej mszy wielebnej Higginsa - oświadczył kapitan. - Nie
wyobraża sobie pani, jaki byłem szczęśliwy, kiedy następnej niedzieli
poznała pani Bellę.
-To ja miałam szczęście, ale...
-Szczerze mówiąc - przerwał jej Turner - gdy nas sobie przedstawiono
miesiąc później, a potem nie odpowie-działa pani na żaden z moich listów,
już byłem gotowy porzucić nadzieję. Nie muszę więc mówić, jak się
ucieszyłem, kiedy moja urocza kuzynka przysłała mi wiadomość, że
nareszcie zgodziła się pani, żebym złożył jej wizytę. I kiedy przyjęła pani
zaproszenie na bal. Czy teraz pani myśli, że odstąpię ją choć na krok?
Portia opuściła maskę i stwierdziła, że oficer znowu wlepia oczy w jej
dekolt. Miał czterdzieści kilka lat, jak oceniała, i choć był potężnie
zbudowany, wyraźnie tracił dawną sprężystość i siłę. Co gorsza, nazbyt
135488777.004.png
żywo interesował się jej osobą.
- Gorąco tu, prawda? - zauważyła. - Byłby pan taki miły i przyniósł mi coś
do picia?
Kapitan zatrzymał służącego, wziął z tacy pełną czarkę i z ukłonem podał ją
swojej towarzyszce. Portia zaklęła w duchu i przyjęła poncz ze słabym
uśmiechem. Gdy Turner znów się do niej pochylił, szybko rozejrzała się po
sali.
-Nigdy nie miałam okazji widzieć tylu dystyngowanych osób naraz -
powiedziała. - Wojskowi wyglądają imponująco w galowych mundurach.
-Z radością przedstawię pani każdego z nich, łącznie z żonami -
zaproponował kapitan. - Tu, w Bostonie, służy jego wysokości wielu
wspaniałych ludzi. Kogo chciałaby pani poznać?
Portia zaczęła szukać wzrokiem człowieka stojącego jak najdalej od nich.
Znalazła takiego bez trudu. Opierał się o kolumnę tuż przy drzwiach i miał
pochmurną minę pasującą do jego czarnego stroju.
-Tamten dżentelmen... - Wskazała maską. - Chyba nigdy go nie spotkałam.
-Byłbym zaskoczony, gdyby pani go znała, kochanie. -Turner skrzywił się
z niesmakiem. - To Pierce Pennington, brat hrabiego Aytoun. Pochodzi ze
starej szkockiej rodziny, ale to prawdziwy łotr. Przyjechał do Bostonu rok
temu i szybko zyskał sobie nazwisko w finansach i żegludze.
-Nie jest trudno w tych czasach dorobić się majątku, skoro ludzie
odmawiają płacenia podatków za angielskie towary? - spytała Portia.
-Nie, jeśli komuś brakuje szacunku dla ustalonych zasad handlu - odparł
cierpko kapitan.
-Ma pan na myśli kontakty z przemytnikami?
-Oficjalnie nic takiego nie powiedziałem. Ale wkrótce zdemaskujemy
135488777.005.png
głównych przestępców, którzy bogacą się kosztem Korony, i położymy kres
ich procederowi. - Turner nie odrywał wzroku od Penningtona. - Są w tym
człowieku rzeczy, których nie rozumiem. Moi przełożeni uważają go
jednak za całkowicie lojalnego wobec króla. Jego młodszy brat jest
oficerem brytyjskiej armii i cieszy się dobrą reputacją.
- Pan Pennington wygląda mi na interesującego człowieka - stwierdziła
Portia.
-Chyba nie mówi pani poważnie, panno Edwards - obruszył się Turner.
- Owszem. - Turkot powozów zajeżdżających na dziedziniec oznaczał
przybycie gubernatora, który nigdzie nie ruszał się bez wojskowej eskorty.
Portia przywołała na twarz słodki uśmiech. - Wiem, że z panem jestem
bezpieczna, kapitanie. Mógłby pan łaskawie przedstawić mi tego
dżentelmena?
-Nie rozumiem, dlaczego ze wszystkich obecnych tu osób postanowiła pani
poznać akurat tego... Szkota.
- Zona pastora Higginsa ma szkockich przodków - wyjaśniła Portia. -
Chciałabym jej opowiedzieć, że przedstawił mi pan jednego z jej wybitnych
ziomków.
- Wybitnych! - warknął kapitan, ale szybko się zreflektował. - Cóż, skoro
pani tak na tym zależy, może pani pójdzie ze mną i...
- Nie, nie! - rzuciła Portia, ukrywając twarz pod maską. - Nie mogę
dopuścić do tego, by pomyślano, że jestem niezadowolona z pańskiego
towarzystwa. Pan o wiele lepiej niż ja zna reguły obowiązujące w
towarzystwie, ale sądzę, że gdyby to pan podszedł do mnie z panem
Penningtonem, nie byłoby powodu do plotek.
Popchnęła go lekko i odczekała stosowną chwilę. Gdy tylko Turner
135488777.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin