S Z A � A S Autor : Arkadiusz Szynaka HTML : ARGAIL Najpierw sz�o si� ulic� bli�niaczych domk�w z czerwon� dach�wk�, pod wysokimi drzewami w�skiego parku, prosto w kierunku morza. Potem, ju� na betonowej opasce nabrze�a opanowanej przez wodorosty, skr�ca�o si� w bok i droga prowadzi�a wzd�u� secesyjnie wygi�tych, kulistych latar� na zadbanych trawnikach, a� do zej�cia na bia��, kamienist� pla��. Stamt�d trzeba by�o si� wspi�� na zakrzewion� polan� kamiennymi schodami, wiecznie podmywanymi przez jesienne i wiosenne sztormy. W zasadzie w tym miejscu ko�czy�a si� trasa rodzinnych spacer�w mieszka�c�w metropolii. Tylko nieliczne osoby decydowa�y si� na jeszcze dalsz� w�dr�wk� piaszczyst�, wojskow� drog� przez las, a� do dzielnicy wybudowanej na szczycie morenowego wzg�rza. Do starego lasu na d�ugiej nadmorskiej skarpie, nie licz�c zakochanych i �lepych na �wiat par, wchodzi�y wy��cznie dzieci. Nawet w�a�ciciele ps�w kr�cili si� tylko po polanie tak, jak ten ma�y ch�opczyk obchodz�cy wko�o zaro�la w poszukiwaniu rudej wiewi�rki, kt�r� karmi� codziennie resztk� pra�onej kukurydzy, po zabawie z dzie�mi z ulicy. Wiewi�rk� zauwa�y� na starej drodze drugiego dnia po przyje�dzie na wakacje do babci, kiedy z reszt� ch�opc�w wraca� z lasu do domu. Nazajutrz, kiedy znowu w�drowa� po zabawie na obiad do babci rzuci� jej pokruszon� garstk� pra�onej kukurydzy wydobyt� z kieszonki spodni, a zwierz�tko ufnie zacz�o j� je��. Teraz by�o to sta�ym punktem jego biegania po polanie i w lesie. Niestety kiedy dzieci pr�bowa�y karmi� j� wsp�lnie, zwierz�tko p�oszy�o si� i ucieka�o. Tak wi�c szybko si� do tego zniech�cono i tylko ten ch�opiec nadal w drodze do domu wysypywa� jej garstk� jedzenia na piaszczyst� drog�, a wiewi�rka odwa�a�a si� podchodzi� do niego bli�ej na czas jedzenia. Zaraz potem ucieka�a w zaro�la i w las. Dawid, kt�ry od tygodnia przychodzi� na polan� ze sztalugami, zawsze u�miechni�ty przypatrywa� si� z odleg�o�ci karmieniu wiewi�rki przez ch�opca i p�niejszemu szukaniu jej w krzakach. Przypomina�o mu to jego dzieci�stwo, kiedy do ogrodu rodzic�w przychodzi� rankami z pobliskiego zagajnika gruby je�. Dawid pr�bowa� karmi� go sa�at� i zawsze uparcie, lecz bezskutecznie stara� si� wy�ledzi� jego nor�. Ch�opcu te� najwyra�niej nie udawa�o si� ci�gle odkry�, w kt�rych krzakach ukrywa si� wiewi�rka po jedzeniu i kt�r�dy ucieka do lasu. Dawid pracowa� w sklepie z antykami swojej przyjaci�ki z czas�w szko�y podstawowej. Po latach braku kontaktu spotkali si� przypadkiem na serii odczyt�w uniwersyteckich o malarstwie impresjonist�w. Wsp�lne zainteresowanie sztuk� pomog�o im w o�ywieniu dawnej znajomo�ci. Kiedy Maria za pieni�dze ze spadku po dziadku kupi�a stary sklep z antykami, sama zaproponowa�a Dawidowi prac� u siebie. Po czterech dniach namys�u Dawid odszed� z lokalnej gazety, dla kt�rej pisa� publicystyczne teksty o �rodowiskach m�odzie�owych i zosta� pomocnikiem Marii w jej sklepie. By� jej zast�pc�, magazynierem i obs�ug� techniczn� na czas remont�w i awarii. Maria mia�a za sob� studia konserwatora sztuki. Dawid studiowa� na kilku r�nych kierunkach, lecz do sztuki podchodzi� wy��cznie z zapa�em hobbysty. W sumie �wietnie si� razem dogadywali, wi�c interesy i przyja�� dobrze si� rozwija�y. Poniewa� prac� w sklepie prowadzili na dwie zmiany Dawid mia� w tym miesi�cu wolne przedpo�udnia, kt�re od pewnego czasu trawi� na pr�bach namalowania pejza�u polany ze �cian� lasu z ty�u i morzem w tle. Po raz pierwszy malowa� farbami olejnymi, zawsze dot�d wola� rysunek r�nobarwnymi kredkami. To Maria nam�wi�a go do wypr�bowania tej nowej dla niego techniki, lecz szczerze m�wi�c, jak na razie efekty by�y bardzo miernawe. Dawid zdawa� sobie z tego spraw� i dlatego swoje malarskie wysi�ki ogranicza� do p�godzinnego nak�adania olejnych plam na obraz. Wola� nie zniech�ca� si� tym co wychodzi�o mu z pod p�dzla, pr�bowa� te� powoli przyzwyczai� w�asne poczucie estetyki do swojego nowego dzie�a. Reszt� czasu sp�dza� tu na lekturze gazety i drugim �niadaniu w ma�ej, ocienionej drzewami restauracyjce z tarasem, dopiero co wybudowanej przy wej�ciu na polan�. To by�o jego ulubione miejsce na przetrwanie po�udniowego �aru s�onecznego. Bia�o malowane kamienne �ciany i marmurowa posadzka d�ugo trzyma�y ch��d powietrza w lokalu. No i kuchnia te� by�a dobra. W pewn� parn� �rod�, ju� po rytualnym pacykowaniu p��tna, siedzia� na tarasie przy stoliku pod zadziwiaj�co bia�ym parasolem nad porcj� omletu z zimn� brzoskwiniow� konfitur� i mro�on� kaw�. Zupe�nie oboj�tnie przegl�daj�c wczorajsz� brukow� popo�udni�wk� trafi� na artyku� o nieokre�lonej rasy kundlu, kt�ry przedwczoraj, na pobliskiej ulicy rzuci� si� raptem na spaceruj�ce ma��e�stwo. Oboje zostali gro�nie poranieni. Dzi�ki reakcji przechodni�w psa odgoniono, a potem og�usznego kamieniami schwytano i zamkni�to w schronisku dla zwierz�t, gdzie sprawdza si� czy nie jest w�ciek�y. Obok tekstu zamieszczono zdj�cie psa w klatce. Nie by� on du�y, g�ow� si�ga�by mniej wi�cej do kolan niewysokiej osoby. Mia� przy tym jamnikowato d�ugi, p�aski grzbiet i jakby lisi� mord�. Kr�tka sier�� koloru szarego, albo brudnego. S�owem nic wielkiego, co powinno budzi� strach swym wygl�dem. "Na pewno w�ciek�y" - pomy�la� Dawid i na s�siedniej stronie wczyta� si� w horoskop Marii. Pi�� dni potem, kiedy wieczorem ju� po zamkni�ciu antykwariatu siedzia� w ma�ym jazzowym barze pobliskiego hotelu i ze szklaneczk� "Bia�ego Rosjanina" w d�oni rozmy�la� weso�o nad numerem telefonu agencji towarzyskiej, reklamuj�cej si� na pude�kach zapa�ek, kto� nastawi� lokalne wiadomo�ci w barowym telewizorze. Spiker jako ciekawostk� podawa� informacj� o zauwa�eniu na jednej z pla� miasta stadka pelikan�w. Miejskie zoo nie zg�asza�o �adnej straty, zreszt� ptaki uciek�y najpewniej z jakiego� nielegalnego transportu dla prywatnych hodowc�w. W ko�cu przez portowe miasto pr�buje si� przemyci� r�ne rzeczy. Zwierz�ta musia�y by� przy tym �le karmione, albo chore, co najwyra�niej potwierdza ich nienaturalne ubarwienie. Zaciekawiony Dawid podni�s� wzrok na telewizor i zobaczy� wychudzone ptaki z morsko-b��kitnym upierzeniem. W domu mia� nawet tubk� farby o takim kolorze. Kiedy w telewizorze przewidywano kolejn� upaln� pogod� na jutrzejszy dzie�, Dawid wykr�ci� ju� numer agencji w automacie telefonicznym na �cianie baru. Mimo czasowo oszcz�dnego podej�cia do malowanego obrazu, praca nad pejza�em zbli�a�a si� do ko�ca. Tak samo zbli�a� si� koniec miesi�ca, w kt�rym Dawid pracowa� popo�udniami. Kt�rego� dnia po z�o�eniu sztalug postanowi�, �e raz zjawi si� na polanie wczesnym �witem. Chcia� zobaczy� to miejsce w porannym ch�odzie i mgie�ce. Liczy�, �e oddanie tego widoku farbami mo�e doda� ciekawego klimatu obrazowi. Nazajutrz samemu kln�c w�asne pomys�y wsta� z ��ka tu� po pi�tej rano, wypi� kaw� z miodem i po truchcie pustawymi ulicami, par� minut po p� do sz�stej zjawi� si� na polanie. S�o�ce dawno by�o na niebie, ale blisko�� lasu ci�gle ch�odzi�a powietrze. Na trawie b�yszcza�a jeszcze rosa, a przy brzegu nadmorskiej skarpy rozwiewa�y si� ostatnie mgielne pasemka. Nie by�o tu nikogo pr�cz niego. Wok� panowa�a absolutna cisza. Lekki wiatr nie by� wstanie wykrzesa� z morza poni�ej polany szumu fal. Te ptaki, kt�re ju� si� obudzi�y milcz�co, jakby w zaspaniu, przelatywa�y obok. Dawid sta� tam bez ruchu ch�on�c niesamowity widok. Wtedy na skraju lasu pojawi� si� jelonek. Powoli wyszed� z pomi�dzy drzew, przystan�� i wr�cz majestatycznie zacz�� oskubywa� z li�ci najbli�szy krzew. Dawid najpierw wytrzeszczy� oczu w zdumieniu, potem poczu� zniech�cenie. Widok polany z tym zwierzakiem sta� si� po prostu kiczowaty. Jelonek nie�wiadom obserwatora spokajnie zjada� li�cie. Przez sw�j niewielki wzrost sprawia� wra�enie jeszcze m�odego. By� drobny, lekkiej budowy z jednolicie jasnobr�zow� sier�ci� na grzbiecie, czarnymi obw�dkami nad kopytami i z bia�ym brzuszkiem. Wysmuk�� g�ow� zdobi�o mu poro�e z dw�ch rozga��zionych na ko�cu rog�w. Raptem wiatr wiej�cy od morza zmieni� kierunek, jelonek podni�s� g�ow�, spojrza� na Dawida, a potem prawie bezg�o�nie skoczy� mi�dzy drzewa. Przez chwil� wida� go by�o w cieniu ga��zi, potem znikn�� w lesie. "Zdumiewaj�ce, �e te zwierz�ta �yj� ci�gle tak blisko miasta" - pomy�la� Dawid. "Zreszt� mo�e to normalne, mo�e dzi�ki temu �atwiej mog� przetrwa� zim� zjadaj�c jakie� odpadki ze �mietnik�w? Poza tym blisko miast zimy s� chyba �agodniejsze." Par� godzin p�niej, jeszcze przed prac� w sklepie, tak z ciekawo�ci pr�bowa� w bibliotece naukowej odnale�� w atlasie zwierz�t jakie� informacje o jelonku. Niestety nie m�g� trafi� na jego zdj�cie z opisem. W desperacji przejrza� nawet podobne gatunki z innych kontynent�w, tam tym bardziej nie by�o o nim �adnych informacji. W weekend Dawid nie pojawi� si� na polanie. Sobotnie przedpo�udnie sp�dzi� na wyprzeda�y ma�ego zaniedbanego dworku stoj�cego w�r�d jezior kilkadziesi�t kilometr�w od miasta. Nie narzeka�, w ko�cu ten wyjazd by� odmian� ostatnich dni. Na miejscu wynaj�� ma�y domek na prywatnym campingu i wyposa�ony w s�u�bow� got�wk� naby� dla sklepu kilka porcelanowych i drewnianych bibelot�w z prze�omu wieku, obraz wymagaj�cy kontaktu z konserwatorem i jeszcze par� starych ksi��ek oprawionych w sk�r�. Reszt� dnia sp�dzi� na wypo�yczonym kajaku, a wieczorem zafundowa� sobie kolacj� w miejscowej knajpie, gdzie zatrzymywali si� szoferacy zje�d�aj�cy z pobliskiej autostrady i gdzie do �witu grano muzyk� country. W niedziel� rano uregulowa� rachunki, przygotowa� dla Marii rozliczenie pieni�ne, zapakowa� kupione rzeczy do wozu, zaliczy� spacer wzd�u� jeziora i po obiedzie wyruszy� z powrotem. W sklepie razem z Mari� sporz�dzi� opis i now� wycen� rzeczy, cz�� od�o�yli do czyszczenia, obraz zabiera�a Maria do renowacji. Dawid dopiero przed snem, kiedy s�ucha� radiowego serwisu, us�ysza� o zagini�ciu dzi...
kobazyl