0667. Barnes Belinda - Podwójne szczęście.pdf

(660 KB) Pobierz
Belinda Barnes
Podwójne szczęście
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Gratuluję panu, panie Morgan. Będzie pan ojcem.
Hunter Morgan zacisnął palce na słuchawce. Ręka, którą
podnosił właśnie filiżankę z parującą kawą, zatrzymała się w
pół ruchu.
- Przepraszam, z kim mam przyjemność?
- Dzwonię z kliniki leczenia niepłodności. Miło mi
poinformować, że zapłodnienie in vitro zakończyło się
sukcesem.
- Ale do kogo pani właściwie dzwoni? Ja nazywam się
Hunter Morgan.
- Zgadza się, Hunter Morgan. Dawca nasienia do
zapłodnienia in vitro.
- Ależ skąd. To miało być sztuczne zapłodnienie, a
pacjentką jest moja bratowa - sprostował. - Połączyła się pani
z jej numerem.
- Sztuczne zapłodnienie? Chwileczkę, jeszcze raz
sprawdzę. Mam przed sobą test ciążowy Laury Ashley
Morgen. M - o - r - g - e - n.
Kamień spadł mu z serca, odetchnął głęboko.
- Bratowa nazywa się Lauren Ann Morgan. M - o - r - g -
a - n. Dziś rano była u lekarza i nie jest w ciąży.
- Och, już rozumiem. Wyniki testu zostały pomyłkowo
dołączone do karty pana bratowej, prawdopodobnie z powodu
zbieżności nazwisk. Przepraszam, ze niechcący wprowadziłam
pana w błąd.
Rozłączyła się. Odłożył słuchawkę, jednak dziwny
niepokój, jaki ogarnął go na początku rozmowy, pozostał.
- Kto dzwonił? - rozległ się głos Jareda.
- Pomyłka - odparł Hunter, wchodząc do kuchni, gdzie
siedzieli jego brat i bratowa. Ale czy to naprawdę była
pomyłka? A jeśli...
Szczęście, że to on odebrał telefon. Jared i Lauren tyle już
przeszli, a upragnione dziecko nadal pozostawało tylko
niespełnionym marzeniem. Kolejny zabieg także zakończył się
fiaskiem. Ten telefon byłby gwoździem do trumny.
Zasępił się. Dziwne przeczucia coraz bardziej go
niepokoiły. Czuł się podobnie jak wtedy, przed laty, gdy
pierwszy raz miał stanąć przed obliczem sędziego. Usiłował
przekonać sam siebie, że niepotrzebnie roztrząsa słowa
nieznajomej, że to tylko pomyłka spowodowana ludzką
nieuwagą. A przecież ciągle słyszał te słowa: „Zapłodnienie in
vitro zakończyło się sukcesem. Pan Hunter Morgan, dawca
nasienia, prawda?".
To nie mogła być Lauren, chodziło o inną pacjentkę,
kobietę o podobnym nazwisku. Nie przez „a" tylko „e". Ale on
był dawcą nasienia. Nicią łączącą te dwie kobiety.
Niemożliwe, by doszło do jakiejkolwiek pomyłki. Przecież
nim się zdecydował, starannie sprawdził klinikę. Cieszyła się
doskonałą reputacją... Tylko że los lubi płatać figle, zwłaszcza
tym, którzy mają pecha. A on z całą pewnością do takich się
zalicza... Dziecko potrafi przewrócić życie do góry nogami.
Wiedział o tym aż za dobrze. Nie może pozwolić sobie na
żadne komplikacje. Nie teraz, gdy decyduje się jego
przyszłość. Przez lata pracował na uznanie i szacunek i jest na
dobrej drodze, by już wkrótce zostać prokuratorem
okręgowym. Jeśli obejmie to stanowisko, udowodni
wszystkim, że definitywnie się zmienił, że burzliwa młodość
na zawsze już pozostanie tylko przeszłością. W tej sytuacji nie
pozostaje mu nic innego, jak wyjaśnić sprawę.
- Nie zdążę dziś pójść na lunch - rzekł, dopijając kawę.
- To może zrobię ci kanapkę? - zaproponowała Lauren.
- Nie, dziękuję. - Widząc jej zgarbione ramiona,
pomyślał, że kolejne niepowodzenie jednak ją załamało.
Starała się trzymać, ale widać nie było to łatwe. - Przykro mi,
że tak wyszło. Jeśli zechcecie jeszcze raz spróbować...
- Dzięki za to, co zrobiłeś. To dla nas wszystkich nie było
łatwe. - Odwróciła się, lecz zdążył jeszcze dostrzec łzę
ściekającą po policzku. - Chyba na razie damy sobie spokój.
Muszę dojść do siebie, otrząsnąć się.
Jared przytulił żonę.
- Naprawdę dzięki - zwrócił się do brata. - Zachowałeś się
wspaniale. Nie twoja wina, że nie wyszło.
Tylko czemu czuję się winny, przemknęło przez myśl
Hunterowi.
- Na mnie już czas - mruknął, ruszając do wyjścia. Czuł,
że jeszcze chwila, a udusi się w tym domu przepełnionym
smutkiem i żalem. Musiał wyjść na świeże powietrze, przestać
patrzeć na ich zbolałe twarze. Musiał zbadać, czy jakaś
nieznana kobieta nie jest z nim właśnie w ciąży.
Dziesięć minut później był w klinice. Recepcjonistka
powitała go uśmiechem.
- Nazywam się Hunter Morgan. Dziś rano telefonował
ktoś od państwa w sprawie - Laury Ashley Morgen. Czy pani
coś o tym wie?
- Nie, ale zaraz się dowiem. - Sięgnęła po słuchawkę.
Chwilę później na korytarzu pojawiła się pielęgniarka.
Pośpiesznie szła w jego stronę.
- Panie Morgan, właściwie nie powinnam rozmawiać z
panem bez zgody...
- Dziś rano zatelefonowano do mnie z kliniki z
informacją, że moje nasienie zostało użyte do zabiegu in vitro,
a pacjentką była Laura Ashley Morgen. Czy to prawda?
- Ale przecież pan zastrzegł, że nasienie może zostać
użyte jedynie dla pana bratowej?
- Właśnie. Więc co oznacza ten poranny telefon? Chcę
obejrzeć dokumentację medyczną. Muszę mieć pewność, że
moje nasienie nie zostało inaczej wykorzystane.
- Proszę pana, proszę się uspokoić. Mamy system
podwójnej kontroli. Nie ma mowy, by doszło do pomyłki -
dodała z przekonaniem, otwierając teczkę i uważnie
przeglądając zawartość. Naraz jej oczy zrobiły się ogromne ze
zdumienia.
Hunter przysunął się bliżej. Nie miał wątpliwości, że oto
jego obawy się potwierdzają. Przepełniła go taka wściekłość,
że zaklął i wyszarpnął z rąk pielęgniarki kartę. Pielęgniarka
skoczyła w jego stronę.
- Proszę mi to oddać!
- Nie ma mowy.
- Rozumiem, że może pan być zdenerwowany. Stale
doskonalimy system zabezpieczeń i taki przypadek jak ten, nie
miał prawa się wydarzyć. Natychmiast wdrożymy śledztwo.
Osoba winna zaniedbania z miejsca zostanie zwolniona. Jest
mi szalenie przykro, lecz proszę, by oddał mi pan tę kartkę. To
dokumentacja medyczna, obowiązuje nas tajemnica lekarska.
Z pewnością pan rozumie, że...
- Proszę pani - Hunter starał się zachować spokój - ta
karta to wasze najmniejsze zmartwienie. Chcę wiedzieć, jak to
się stało i jakie kroki zamierzacie przedsięwziąć, by taka
sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości. I albo dostanę
odpowiedź, albo postaram się, by klinika została zamknięta.
- Zrobiliśmy tyle dobrego dla wielu kobiet. Czy to się,
pana zdaniem, nie liczy?
Wytrzymał jej wzrok.
- Decyzja będzie należała do sędziego. On oceni, czy to
zaniedbanie jest odosobnionym przypadkiem, czy stałą
praktyką. I jaki jest ostateczny rachunek dobra i zła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin