Niechciane uczucie.docx

(549 KB) Pobierz

bella-edward-new-moon(24).jpg

 

Niechciane Uczucie

 

 

 

 

 

 

 

- Nie chcę jej.

Głos Edwarda Cullena zabrzmiał w słuchawce ostro i

kategorycznie. Zaskoczona, wstrzymała oddech i zastygła bez

ruchu. Nacisnęła guzik aparatu łączącego ją z jej nowym szefem,

chcąc o coś zapytać, widocznie jednak rozmawiał z kimś w

gabinecie. Bella zdrętwiała ze strachu, choć przecież nie miała

powodów, by się go obawiać - była tu dopiero od kilku godzin.

- Ależ panie Cullen... - Rozpoznała głos Jane Volturi,

kierowniczki działu personalnego. - Licencjat z biznesu jako

dodatkowego przedmiotu, studia geologiczne, druga praca

licencjacka na temat dochodów płynących z wykorzystania

nowych technologii w zakresie przemysłu wydobywczego i do

tego świetne referencje.

Mówili o Belli.

Jej palec zadrżał na przycisku, choć zdrowy rozsądek

podpowiadał, żeby się czym prędzej rozłączyć. Wstrzymała

oddech, ale nie nacisnęła guzika.

- Czy nie informowałem pani, że moja asystentka ma być

dojrzałą kobietą? - Z trudem hamował irytację.

- Tak, ale...

- Ile lat ma pani Swan?

- Dwadzieścia pięć - przyznała pani Volturi. - Jednak sprawia

wrażenie osoby wyjątkowo dojrzałej. Według mnie jest...

- Dwadzieścia pięć! - Bella usłyszała lekceważące prychnięcie.

- To pani nazywa dojrzałością?! Czy nie powiedziałem

jasno, że chcę, aby moja asystentka miała za sobą dziesiątki lat

doświadczenia, a najlepiej, żeby jej włosy były już przyprószone

siwizną?

Dłoń Belli znów drgnęła, ale nie nacisnęła guzika.

Zmarszczyła brwi. Chciał siwowłosej asystentki?

- Panie Cullen, obawiam się, że nie dostaliśmy zbyt wielu

podań o pracę od seniorek...

- Czy pani Swan jest mężatką?

- Nie, proszę pana. Zdaje mi się, że nie. Jednakże, jak pan

wie, tego rodzaju informacje nie należą...

Jane zamilkła i Bella przycisnęła słuchawkę do ucha, ale

zdołała wyłowić tylko głośne skrzypnięcie i jakieś szelesty. Edward

Cullen musiał uciszyć Jane gestem.

- Pani Volturi - odezwał się głosem, który sprawił, że Belli

ścisnął się ze strachu żołądek - Jestem zapracowanym człowiekiem.

Nie mam czasu na kaprysy i zachcianki frywolnych

panienek Oboje wiemy, z jakiego rodzaju problemami borykało się

ostatnio nasze biuro. Pani Swan musi odejść.

- Ależ panie Cullen...

- To moje ostatnie słowo w tej kwestii. Pani Swan? Bella

podskoczyła na krześle, gdy jej nazwisko zostało wywołane w

słuchawce. Widocznie Cullen także nacisnął guzik telefonu.

- Tak? - wyjąkała.

- Bardzo proszę przyjść do mojego biura.

- Tak, proszę pana. - Ostrożnie odłożyła słuchawkę. Wyleją

ją.

Słyszała ciche odgłosy ich rozmowy za ciężkimi, mahoniowymi

drzwi - bez wątpienia omawiali rozwiązanie jej umowy o

pracę. Po jednym poranku? Przeniosła się o tysiąc mil od domu w

Wisconsin, żeby zacząć pracę w Placer, pośród szczytów górskich

i dzikich dolin pustyni Nevada. Cała gotówka poszła na

ubezpieczenie, mieszkanie i naprawę samochodu. Groza sytuacji

dosłownie ścięła ją z nóg.

Ta praca była spełnieniem jej marzeń. Wysoka pensja

umożliwiłaby spłacenie przytłaczających długów, które zaciągnęła,

żeby ukończyć studia. Mogłaby też podjąć walkę z chorobą matki.

Gdyby pracowała w pełnym wymiarze godzin, wkrótce

ukończyłaby pracę magisterską. Etat menedżera i głównej

asystentki w jednej z najlepiej się rozwijających firm w przemyśle

wydobywczym ropy naftowej otwierał przed nią możliwość

dalszej kariery i podnoszenia kwalifikacji.

A teraz ta szansa jej się wymykała, ponieważ nie była

siwowłosą starszą panią.

To nie w porządku. Powinna przynajmniej dostać czas, by

móc pokazać, ile jest warta. Nie zamierzała łatwo rezygnować.

Kiedy wstała z krzesła, wypełniały ją jednocześnie strach i

gniew. Zapięła guziki skromnego, eleganckiego kostiumu, który

kupiła specjalnie do pracy, i skierowała się ku gabinetowi. Drżącą

ręką chwyciła klamkę i pchnęła drzwi.

- To zwykła dziewczyna, jestem pewna, że to nie typ... - Bella

usłyszała słowa pani Volturi i rumieniec pokrył jej policzki.

Poczuła na sobie wnikliwy wzrok szefa i nagle straciła całą

odwagę. Cullen oparł się wygodniej w skórzanym fotelu,

położył ręce na oparciach i pogładził rzeźbione wykończenia.

Wszystko w tym mężczyźnie zdawało się budzić grozę.

Począwszy od kruczoczarnych włosów, ciemnej karnacji, ostrych

rysów twarzy, aż po szerokie ramiona, których mięśnie były

widoczne nawet pod świetnie skrojonym garniturem. Edward

Cullen emanował siłą, wydawał się niebezpieczny.

Protest zamarł na ustach Belli, kiedy zmarszczył brwi i

zacisnął wargi.

- Pani Swan.

- Słucham? - spytała pozornie spokojnym głosem.

W jego oczach można było zobaczyć nutkę lekceważenia.

Uniósł brwi i lekko wydął wargi. Nie odrywał od niej wzroku,

jakby ją badając.

W Belli zakipiała złość i jeszcze jakieś inne, nieznane jej

dotąd uczucie.

- Została pani przeniesiona do księgowości. Pani pensja i

umowa o pracę pozostają takie same. Zaczyna pani od zaraz.

Do księgowości? Przeprowadziła się tutaj, żeby zdobyć

wysoką pozycję jako prawa ręka szefa firmy, z przekonaniem, że

jej obowiązki będą znacznie przekraczały zadania administracyjne.

Transfer do księgowości był krokiem w tył. Odebrała to jak

policzek.

- Ale dlaczego? - Słowa wymknęły jej się, zanim zdołała je

przekształcić w jakieś bardziej inteligentne pytanie.

Zakłopotana Jane Volturi zesztywniała na krześle.

- Hm, uważamy, że pani dokładność i umiejętności będą tam

dobrze wykorzystane.

Bella odwróciła oczy od pani Volturi i spojrzała na mężczyznę,

który chciał, żeby odeszła. Nawet jej jeszcze nie poznał, a już nią

pogardzał. Czuła, że za moment nie będzie w stanie się

powstrzymać przed ostrą wymianą zdań z nim. Miała jednak

wszystko do stracenia i nic do zyskania, jeśli go do siebie zrazi.

Lepiej działać ostrożnie.

Jego aroganckie rysy twarzy wydały jej się niepokojąco

ciekawe. Z pewnością kobiety uważają, że jest atrakcyjny. Tak się

jednak składa, że dla niej jest po prostu szefem. Zwykłym

człowiekiem w ciemnym garniturze, który przewiercał ją

wzrokiem na wskroś.

Patrzyła na niego przez kilkanaście sekund, nie spuszczając

oczu. Jego nieruchome spojrzenie przybrało jakiś dziwny wyraz.

Rozchylił lekko usta, ale nic nie powiedział. W końcu przechylił

się do przodu i sięgnął po leżący na biurku długopis.

- Otrzyma pani rekompensatę za tę niedogodność, pani Swan.

- Nie chcę rekompensaty - oznajmiła, sama się dziwiąc

swojemu zdecydowaniu. - Chcę tej pracy. Mam odpowiednie

kwalifikacje i jestem bardzo pracowita. Będę najlepszą asystentką,

jaką pan kiedykolwiek miał, panie Al Cullen. Nie rozczaruje się

pan.

Nie mogła uwierzyć, że prosi o pracę faceta, który najwidoczniej

nie chciał jej mieć w pobliżu, ale niech ten gbur nie

sądzi, że Bella tak łatwo pozwoli, żeby taka szansa przeszła jej koło

nosa.

- To nie jest możliwe, pani Swan.

Ten jego kamienny wyraz twarzy zaczynał ją już złościć.

- Przez przypadek usłyszałam państwa rozmowę - wymknęło

jej się, zanim zdążyła pomyśleć o konsekwencjach i ugryźć się w

język. Dobrze. Najwyższy czas, żeby wyłożyć karty na stół.

Cullen uniósł brwi i przez twarz przeleciał mu cień

zniecierpliwienia. Wbił w nią wzrok jeszcze intensywniej niż

wcześniej.

- Słyszałam, jak pan mówił, że jestem za młoda na tę posadę

- ciągnęła Bella.

- Hm, pani Swan... - Jane Volturi uniosła się z krzesła, ale widząc

uciszający ją gest szefa, zamilkła.

- Pani Swan, będę z panią szczery - przemówił niskim głosem,

niezdradzającym żadnych emocji. Oparł się wygodniej w fotelu,

który zareagował cichym skrzypnięciem, i skrzyżował ręce na

piersi. - Zastęp lekkomyślnych panien tylko czeka w kolejce, żeby

upolować tu sobie męża. I niech pani nie sądzi, że sprawia mi

przyjemność, że to ja jestem obiektem ich starań. Szczerze

mówiąc, uważam, że te kobiety są żałosne. - Na jego twarzy

odmalowało się obrzydzenie. - Prowadzę poważne interesy i nie

zamierzam dłużej tolerować takich zachowań i osób, które myślą o

wszystkim, tylko nie o pracy. Z tego też powodu nie zatrudniam

już na to stanowisko młodych, samotnych kobiet.

Ponownie pochylił się nad biurkiem i sięgnął po długopis.

Czuła się, jakby miał podpisać na nią wyrok.

- To chyba wszystko, pani Swan.

Ogarniała ją coraz większa złość. Wstała, położyła ręce na

mahoniowym biurku i pochyliła się w jego stronę, tak że jej twarz

znalazła się dokładnie naprzeciw jego twarzy. Była tak blisko, że

poczuła zapach jego wody kolońskiej. Bardzo pociągający

zapach...

Powoli opadł z powrotem na oparcie fotela. Czuła, że jest w

ofensywie i że musi to wykorzystać.

- Panie Cullen, może jestem młodą, samotną kobietą, ale

proszę mi uwierzyć, nie mam żadnych innych zamiarów jak tylko

ten, by wykonywać pracę zgodną z moimi kwalifikacjami. Mam

doświadczenie na stanowisku głównej asystentki.

I jestem - jak to nazwała pani Volturi? - zwyczajną

dziewczyną? Zwyczajną, tak? Tym lepiej.

- Pana firma jest właśnie takim szybko się rozwijającym,

przyszłościowym przedsiębiorstwem, w którym zawsze chciałam

pracować. W ciągu pięciu lat zwiększyli państwo znacznie

dochody z ropy naftowej. Firma testuje nowe technologie

wydobywania i ograniczania szkód w środowisku. - Uspokoiła się

trochę, nie chcąc opaść z sił pod jego przeszywającym

spojrzeniem. - Pańska firma otrzymała główną nagrodę za

stworzenie przyjaznego środowiska pracy. Być może wcale na nią

nie zasłużyła, biorąc pod uwagę, jak ja zostałam potraktowana.

Jeśli pan mi tę posadę odbierze, pozwę pana do sądu za dyskryminację

z powodu wieku.

Gdy te słowa rozbrzmiały w ciszy gabinetu, opadła na

krzesło. Splotła nerwowo ręce. Własna asertywność z jednej strony

sprawiła jej przyjemność, z drugiej jednak przeraziła ją. Sprawa w

sądzie? Nie było jej stać nawet na kostium. Blefowała, ale nie

miała za wiele do stracenia.

Poza posadą w księgowości. Za którą dostałaby tę samą,

doskonałą pensję. Do jej skołatanej głowy zaczęły się wkradać

poważne wątpliwości, czy dobrze robi. Zachowała jednak

pokerową twarz.

Spojrzała na niego. Gdyby wzrok mógł zabijać... Twarz

Cullena wyraźnie stężała.

- Pani - wymówił to słowo tak dobitnie, że aż uwięzło mu w

gardle. Zamilkł, po czym podniósł się z krzesła.

- Pani... mnie pozwie?

- To nie jest w porządku, że nie dał mi pan nawet szansy.

Zwalnia mnie pan za coś, co zrobił ktoś inny - powiedziała

spokojnie. - Proszę mi pozwolić udowodnić, że potrafię

wykonywać tę pracę. Jeśli nie będzie pan zadowolony z efektów,

może mnie pan przenieść lub wyrzucić z firmy, i wtedy odejdę bez

słowa skargi.

Przez chwilę się zastanawiał, zmarszczywszy brwi. Rzucił

okiem na Jane Volturi.

- Dobrze, pani Swan. Umowa stoi. Ma pani miesiąc. Poczuła

ulgę.

- Nie rozczaruje się pan. - Miała ochotę zasalutować. Wstała

z krzesła, zamierzając wyjść. Zobaczyła, że Cullen wyciąga do niej rękę i choć miała ochotę jak najszybciej

zniknąć z zasięgu jego wzroku, zbliżyła się do biurka i

uścisnęła wyciągniętą prawicę. Zelektryzowało ją. Dopiero w tym

momencie do niej dotarło, jak wielkie podjęła wyzwanie.

Gdy ich dłonie się spotkały, przeszył ją niewidzialny dreszcz.

Co, u licha?

Chemia? Bella potrząsnęła szybko jego dłonią, starając się

zrobić to jak najbardziej oficjalnie, i cofnęła się w obawie, że jej

niecodzienne uczucia zostaną dostrzeżone. O Boże! Jak

mężczyzna, którego w ogóle nie znała i w dodatku nie polubiła,

mógł na nią działać w ten sposób?

Chrząknęła, starając się odzyskać pewność siebie i okazać

profesjonalizm, do którego się zobowiązała.

- Czy na razie to wszystko, proszę pana? - spytała. Musi się

stąd wydostać.

Szef obrócił się i zaczął porządkować stosy dokumentów na

swoim ogromnym biurku.

- Tak - burknął, nie unosząc wzroku. Skinął głową obydwu

kobietom na znak, że mogą odejść. - Dziękuję.

Jane Volturi wstała i pospieszyła w kierunku drzwi. Bella

podążyła za nią, czując się jak wystraszony królik.

Gdy opuściły gabinet, Jane zwróciła się do Belli.

- Bello, to co mówiłam, kiedy weszłaś, o tym, że jesteś

zwyczajną dziewczyną... - Jane zaczerwieniła się. - Wiesz, że

próbowałam tylko przekonać pana Cullena, żeby zmienił

zdanie.

- Oczywiście. - Bella skinęła energicznie głową, zastanawiając

się, dlaczego szefowa działu kadr jest taka czerwona,

jeśli nie ma nic na sumieniu. - Jestem ci wdzięczna, że się za mną

wstawiłaś. Nie zawiodę twojego zaufania.

- Wiem, że nie. To ja cię zatrudniłam, pamiętasz? Bella

roześmiała się. Napięcie opadło.

Jane zniżyła głos do szeptu.

- On jest naprawdę w porządku. I... szczerze mówiąc, ma

rację. Zatrudniłam jego dwie ostatnie asystentki. Wydawało mi się,

że mają umiejętności i są godne zaufania. Miały dobre referencje,

nienaganny wygląd, ale... Nie wiem, jak to wyjaśnić. Obie dostały

na jego punkcie bzika. - Oczy Jane komicznie się rozszerzyły.

Bella zamrugała powiekami i przełknęła ślinę. Posmakowała

już trochę tego afrodyzjaku. Do tej pory lepiły jej się od niego

dłonie.

- To znaczy, nie zrozum mnie źle, to przystojny facet i w

ogóle - ciągnęła Jane, zerkając na zamknięte drzwi gabinetu. - Ale

wywiera dziwny wpływ na kobiety, które wpadają w jego ramiona

w sposób naprawdę żałosny. A zapewniam cię, że te, które

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin