Bolesław Krzywousty - Zdzisław s. Pietras.doc

(1110 KB) Pobierz

 

Zdzisław S. Pietras

 

Bolesław Krzywousty

 

Wydawnictwo "Śląsk"

  Katowice

 

Okładkę i obwolutę projektowal: Henryk Bzdok

 

Redaktor książki : Czeslaw Slezak

Redaktor techniczny: Karol Ryrko

Korektor: Jadwiga Radwańska

 

 

 

 

Wstgp

 

 

 

  Copyright by Zdzistaw S. Pietras 1978

 

 

 

 

 

 

 

 

 

~

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wydanie 1. Naklad ZO 281 egz. Ark. wyd. 12,9. Ark. druk. 16,5.

Format 123X195 mm. Papier ofts. kl. V, 71 g, 82X104 cro.

Oddano do shladania w styczniu 1978 r.

Do druku podpisano 19. 10. 1978 r.

Druk ukończono w grudniu 1978 r.

Sy mbol 31993/L. Cena zl 43;

Cieszyńska Drukarnia Wydawnicza - Cieszyn, ul. Pokoju 1

Zam. nr 578-K-78. W-5

 

Gdzieś w połowie 1112 roku książę panujący w Polsce wydał

i kazał wykonać wyrok, który wstrząsnął sumieniami. Skaza-

niec, brat przyrodni panującego, miał stronników, przeto sy-

tuacja władcy stała się wielce niepewna. Na czele opozycji sta-

nął Kośeiół polski dysponujący klątwą i posiadający możliwość

zwolnienia poddanych od przysięgi na wierność potępionemu.

Wskutek takiego obrotu sprawy saxn władca z kolei ujrzał się

postawionym przed sądem, tym razem kościelnym, i został zmu-

szony do obrony zarówno przed nim, jak wobec opinu'ůtvolnych

 

 

mieszkańców kraju.

  Mniej więcej w tym samym czasie mnich jakiś obcy, uczony

wielce, prawdopodobnie benedyktyn, rozpoczął dyktowanie sze-

roko zakrojonego dzieła, znanego nam obecnie pod.nieścisłym

tytułem "Kroniki polskiej". Litterator w przedstawianiu wyda-

rzeń przestrzegał zasad chronologii, lecz zupełnie nie troszczył

się o daty roczne, a ponadto żaden fakt nie interesował go sam

przez się, tylko ze względu na jego wymowę. W "kronice" nie

znajdziemy więc beznamiętnej, rzeczowej relacji, mimo że au-

tor często zapewnia o swojej bezstronności. Są tam natomiast

hymny pochwalne na cześć panującego i opisy jego zwycięstw

militarnych poprzedzielane frazesami, denerwującymi nieraz

skrótami lub wręcz przemilczeniami, są wreszcie ślady wielkich

zmagań piszącego z prawdą dziejową, dobrze znaną adresatom

dzieła, lecz zdaniem jego twórcy wymagają odpowiedniej inter-

pretacji, zatuszowania bądź uwypuklenia. Slowem, nazwa kłóci

 

 

5

 

 

 

się z charakterem i treścią utworu określanego w historiografii

mianem bądź panegiryku, bądź pierwszej w naszych dziejach

powieści ryeerskiej.

  Jakiż był cel napisania czegoś takiego? Sam autor moty-

wuje swój zamiar niechęcią do jedzenia polskiego chleba za

darmo, tłumaczy się tym, że nie chce wyjść z wprawy w trud-

nej sztuce dyskutowania, ma przy tym nadziejg na sowitą za trud

zapłatę. Mediewiści, nie tylko polscy, starają się. dokładnie zro-

zumieć treść, dyskutują nad tym, co tu jest prawdą, co misty-

fikacją, jak odczytać pewne zwroty mgliste lub pełne ukrytych

aluzji, liczne niedopowiedzenia. W wyniku długich i żmudnych

badań wiele niejasnych wersetów wyjaśniono już trafnie, lecz

badania trwają nadal. Po wojnie Jan Adamusl apojrzał na

tekst pod ciekawym kątem widzenia i odkrył w nim styl i cha-

rakter niezwykłej ze względu na rozmiary mowy obrończej,

skonstruowanej według prawideł retoryki sądowej. Nasz uczo-

ny poszedł tu śladem badań Karola Polheima praeniesionych

na grunt polski przez Feliksa Pohoreckiego. Odtąd walory ano-

nimowej "kroniki" jako iródła historycznego wzrosły, a ono sa-

mo stało się bardziej zrozumiałe, albowiem lepiej wiadomo, ja-

kiego użyć klucza do rozszyfrowania niektórych kontrowersyj-

nych partii.

  Niełatwe miał zadanie dziejopis, skoro stanął do pracy z ta-

kim ronnachem. Dedykował swój utwór czołowym przedstawi-

cielom polskiego Kościoła, swoim cennym współpracownikom

i informatorom, nadto wyraźnie w tekście zaznaczył, że wi-

nien on być odczytywany i śpiewany po grodach i zaznkach,

widocznie po to, aby mogli zapoznać się z nim wszy- cv możni

 

 

i mniej możni poddani stojącego pod pręgieżem opinii publicz-

nej władcy. Jaki był rzeczywisty zasięg rozpows chnienia "kro-

 

 

niki" w owym czasie, trudno stwierdzić, lecz prawdopodobnie

rozprowadzono ją sprawnie i szybko, także poza granicami kra-

ju, skoro znał ją czeski Kosmas. Cel został więc osiągnięty, lecz

 

 

1 Jan Adamus: "O monarchii gallowej", Warszawa 1952, s. 153.

 

o tym "w swoim czasie", jak powiedziałby nasz Anonim, który

potrafił trzymać w karbach wyobraźnig i mimo wysokiej tem-

peratury współczesnych mu wydarzeń rozpoczął "ab nvo", czyli

od pradziejów dynastii i państwa. Nie będziemy wraz z nim co-

fać się aż pod strzechg chałupy Piasta Chwosta, lecz musimy

aig cofnąć do czasów, kiedy to mocodawca naszego "mecenasa"

przys dł na świat. Korzystając z dorobku mediewistyki, która

oczywiście zna wiele dalszych źródeł, postaramy się jakoś "po-

prawić" czy też "uzupełnić" dzieło Anonima, aby ciekawa po-

stać jego głównego bohatera ukazała nam aig w świetle moż-

liwie pełnym, nie tylko w takim, w jakim pragnął ukazać ją

obrońca.

  Naczelna linia obrony w ujęciu Anonima szła w hierunhu

udowodnienia, że jego "klient" nie może być zły i godny osta-

tecznego potępienia czy też odrzucenia z tej prostej przyczyny,

że po pierwsze, wywodzi się z przezacnej dynastii i ma wspa-

niałych przodków, zaś po wtóre, że przyszedł na świat za wyraź-

nym zrządzeniem boskim i Bóg ciągle aię nim opiekuje, wiodąc

go od zwycięstwa do zwycięstwa. Stąd owe znane szecro p, a na-

 

 

wet epiewane w naszych czasach przez panią Ewę Demarczyk

wersety "o przesławnym narodzeniu.. ' Epoka była barwaa,

 

 

pobożność głęboka i ża liwa często graniczyła ze zbrodnią, stąd

mogły być poselstwa do słynących z cudów miejsc świętych.

Druga żona księcia Władysława K zimierwwica wzorem zde-

cydowanej wigkszości kobiet na świecie z naturalnych przyczyn

pragngła zapewne zostać matką min,o podstarzałego wieku mał-

żonka, więc nie chodziło po prostu o to, że "para książęca

chciała mieć dziedzica", jak to na użytek episkopatu formułuje

dziejopis. Rola hsiężny wydaje się tu większa niż księcia, albo-

wiem to jej kapelan właśnie, dominus Piotr, stanął na czele po-

selstwa, które z cennym darem w postaci posążku ze złota trafiło

 

 

 

  : Teksty "kroniki" podaję za t umaczeniem Romana Grodechicgo

w "Anonim tzw. Gall - Kroniha Polsha w opracowaniu Mariana

Plezi, wyd. III Wroc aw-Warszawa-Krahów, 1968, s. 196 + XCV.

 

G 7

 

 

 

do Saint Gilles w Prowansji, gdzie znajdował się słynący cuda-

mi grób św. Idziego, i on to uprosił u tamtejszych benedykty-

nów modły o szczęśliwe poczęcie. Książe miał już dziedzica,

co prawda z poprzedniej małżonki, ale chyba kochanego, skoro

pasował go na rycerza w tym samym momencie; kiedy jego dru-

ga małżonka poczuła się brzemienna. Anonim więc, jak przy-

stało na wytrawnego obrońcę,   nie kłamie w żywe oczy ani nie

zmyśla, tylko zgodnie z celem swojej pracy przesuwa nieco

akcenty.

  Poselstwo do Saint Gilles wyruśzyło w drogę prawdopodob-

nie pod konżec 1084 roku. Myśl tę poddał parze książęcej "bis-

kup polski", Franko, rezydujący.najprawdopodobniej w Pozna-

niu, skąd narzuca się wniosek o bliskich kontaktach tej kurii

z dworem. W owych czasach gród nad Wartą, odbudowany po

zawierusze lat trzydziestych jedenastego wieku, na nowo stał się,

obok Płocka, jedną z głównych stolic Polski. Bunty przeciw

Bolesławowi Śmiałemu zniszczyły Kraków, co osłabiło rolę Ma-

łopolski. Wraz ze znaczeniem Poznania wzrosła rola Gniezna,

będącego znów siedzibą arcybiskupa. To w Gnieźnie, a w każ-

dym razie pod wpływem Polan, pisać będzie później nasz "kro-

nikarz", w którego dziele realia tutejsze przewyższają liczbą kra-

kowskie i którego inforxnatorzy znają wyłącznie sagi o począt-

kach Piastów, w odróżnieniu od piszącego później Kadłubka,

dla  którego tradycje i legendy polskie to także, jeśli nie głównie,

te spod Wawelu i znad Wisły.

  Nasz bohater urodził się 2 września 1085 roku, najprawdo-

podobniej w Płocku. Jego ojciec w tym grodzie przebywał naj-

chętniej, i to jeszcze od lat, kiedy nie panował w Polsce. Gród

to był stary, pamiętający Mieszka I, który ufundował tutaj pier-

wszy kościółek i wzniósł pierwsze wały grodu i podgrodzia na

wzgórzu pamiętającym zamierzchłe czasy krwawych ofiar z lu-

dzi i zwierząt. Stały w Płocku dwa palatia kamienne; mniejsze,

Bolesława Chrobrego, przekazane później Kościołowi, i więk-

sze, kilkupiętrowe, wybudowane przez Władysława Hermana,

rozmiłowanego w tej okolicy może ze względu na klimat, nie-

mal kontynentalny, ze stosunkowo wielką liczbą dni słonecz-

nych i mroźnymi zimami, może ze względu na malowniczość

wysokich brzegów Wisły, pofałdowanych, zarosłych lasami, mo-

że wreszcie ze względu na bogactwo tej części Mazowsza..

  Płock leżał na szlaku lądowym i wodnym łączącym Ruś

z Gdańskiem, Prusami i centrum państwa piastowskiego. Han-

dlowano tu zbożem, drewnem, węglem drzewnym, skórami, ło-

jem, woskiem, miodem. Na podgrodziach od dawna krzewiło

się różnorakie rzemiosło, także z dziedziny metalurgii. Okolice

zamicszkałe były od tysiącleci, zaś Płock od tychże tysiącleci

stanowił centrum tej ziemi - najpierw pogańskie, a teraz

chrześcijańskie i polityczno-gospodarcze. Czasy zawieruchy lat

trzydziestych jedenastego wieku wzbogaciły ten kraj jeszcze,

więc wciąż mógł uchodzić na najbogatszy region Polski.

  Pacholę otrzymało imię Bolesław. Przezwisko "Krzywous-

ty" nadali mu zapewne ludzie z otoczenia, trochę może złośliwi,

lubiący jednym celnym sło vem określać człowieka. Autor

"Kroniki o Piotrze Właście" tłumaczy je tym, że książę miał

" krzywe i nieproste usta lub też wargi niezbyt właści ". Skąd

 

 

wzięło się kalectwo, długo nie wiedzieliśmy. Jan Długosz domy-

śla się tutaj wrzodu, który rzekomo miał w młodości zniekształ-

cić usta księcia. Anonim wymownie milczy na ten temat; nie

wypadało mu dotykać defektu, który zapewne mocno doskwie-

rał tak skądinąd dobrze zbudowanemu i zdolnemu mężczyźnie.

Jasny snop światła rzucają dopiero badania czaszki znalezionej

w podziemiach płockiej katedry wśród szczątków kostnych

gi-zebanych tutaj na przestrzeni wieków  śiążąt. Jeśli czaszka

jest autentyczna, jak wiele na to wskazuje, to deformacja mog-

ła powstać w czasie porodu, trudnego zapewne, o czym świad-

czy rychły zgon matki. .

  Rekonstrukcja głowy naszego księcia, dokonana na podsta-

wie relikwi, nie zdradza większych zniekształceń, albowiem ar-

tysta przysłonił usta szerokim, długim wąsem, za jakim w życiu

mógł ukrywać je sam Bolesław. Wszakże twarz. musiała być

w sposób widoczny skręcona w lewo, gdyż lewe ramię żuchwy

 

8 9

 

 

 

jest przesunięte do tyłu i wyższe od prawego . Dostrzegali to

 

 

ludzie z dworu władcy, zwłaszcza, kiedy rozmawiano z księciem;

stworzono przydomek i przekazano go potomnym, aż wreszcie

autor tzw. "Rocznika $wigtokrzyskiego Młodszego" zanotował

go w formie "crziwousti".

  Pewna szpetota - dodajmy od razu - prawdopodobnie

wpływała na psychikę nią dotkniętego, skłaniała go do szukania

rekompensaty gdzie indziej. Może to stąd ów nadmiar energii

i stąd ta żądza czynu widoczna potem u dorosłego człowieica?

  Ale zostawmy te przedwczesne domysły na boku, wszak nie

piszemy powieści, tylko w miarę możliwości obiektywny essej

należący do literatury faktu.

  Matką Bolesława była Judyta, księżniczka czeska, pośłu-

biona przez Władysława po jego wyniesieniu na tron opuszczo-

ny przez brata starsz go, króla Bolesława. Chcielibyśmy znać

wszystkie okoliczności zawarcia tego małżeństwa, ale, niestety,

dla celów obrony były znać niepotrzebne i oto charakterystycz-

ne dla naszego źródła przemilczenie. Wiemy tylko, że młoda

matka niedługo cieszyła się synem, ńo umarła w kilka miesięcy

po porodzie, w noc Bożego Narodzenia. Datę roczną podaje

Kosmas, kronikarz czeski, ktbrego księdze nauka zawdzięcza nie-

jedną wiadomość.

  Kosmas żył i pisał niemal współcześnie z naszym Anonimem,

lecz cele miał inne. Ten już pragnął napisać kronikę prawdzi-

wą. Pełno u niego dat rocznych i dziennych, zaczerpniętych na

ogół z wiarygodnych źródeł, niekiedy tylko mylnych. Ale i tu-

taj nie znajdziemy całej prawdy. W sytuacjach konfliktowych

trudno o bezstronność, zaś w sprawach wewnętrznoczeskich, tak

nam bliskich ze względu na liczne powiązania, doznawał kro-

nikarz różnych presji, że aż któregoś dnia wyrwała mu się do-

wcipnie sformułowana skarga, że bezpieczniej  byłoby dlań spisy-

 

 

wać sny, których nikt nie sprawdzi, niż dzieje ludzi jemu współ-

 

 

    Patn Feliks Zygmunt Weremiej "$ladcm za bi y   w",

 

 

W-wa, 1977, s. 177 i n., gdzie wiele cennych azczegółów.

 

czesnych, albowiem ci, jak pisze, "ogołoceni z cnót pragnęli być

karmieni samymi pochlebstwami oraz doznawać zaszczytów bez

czynienia tego, co zaszczytu godne"3. Miał więc i ten dziejopis

swoje ograniczenia, tyle że raczej zewnętrzne, nie narzucone

sobie samemu  przez cel i charakter wytkniętej pracy. Owe ogra-

niczenia zresztą nieraz sobie powetuje prawdziwym dowcipem,

sarhazmem, ironią i drwiną - oczywiście pod warunkiem, że

najbardziej zainteresowani nie będą mogli dowiedzieć się o tym.

  Podobnym do Kosmasowych ograniczeniom podlegali licz-

ni dziejopisowie, jeśli nie mieli zamiaru pisać panegiryków.

Stąd wymóg wielkiej wnikliwości stawiany dzisiejszym bada-

czom, którzy, ściśle mówiąc, obiektywną prawdę znajdują tylko

w lakonicznych notatkach rocznikarskich w rodzaju "Natus

est..." albo "Obiit", czyli "Urodził się", "Umarł". Niemniej ol-

brzymia ilość, rozproszonych co prawda, lecz opracowanych do

tej pory i opublikowanych źródeł, pozwala na wyrobienie sobie

poglądu i wydobycie na jaw tego, co z różnych względów sta-

rano się pozostawić w ukryciu.

  W badaniach nad dziejami Bolesława Krzywoustego funda-

mentalne zasługi położył Karol Maleczyński, którego dzieło4 zo-

stało ostatnio wydane praez dawnych uczni i współpraco nůników

 

 

uczonego, uzupełniających edycję najnowszą bibliografią i ko-

mentarzami. Pisarz nie ma zamiaru powielać osiągnięć nauki,

jego ambicją jest - opierając się na jej dorobku - ukazać dro-

gę życia wybranej przez siebie postaci historycznej.

 

  a Wazyatkie cytaty z hroniki Koamasa podajg według tłumaczenia

Marii Wojciechowshiej w "Kosmasa Kroniha Czechów, Warszawa

1968, a. 460.

    Karol Maleczyńaki: "Bolesław III Kizywousty", Wrocław 1975,

s. 375.

 

 

 

 

 

 

 

 

10

 

 

 

ne należeli do nich Awdańcy, stanowiący podporę tronu hróla

Bolesława $miałego, a teraz odsunięci od wpływów i szykano-

wani. Istnienie wszakże tych sił, choć do określenia liczebne-

go trudnych, jest niewątpliwe i warto ten fakt zapamiętać. Nie

było jedności ogólnonarodowej w tamtych czasach. Bunt prze-

ciw Bolesławowi Śmiałemu udał się, lecz nie był tylko wymie-

rzony przeciw jednostce. Pokonany król odszedł, lecz jego zwo-

lennicy zostali. Ci nie mogli przyehylnym okiem patrzeć na po-

czynania wczorajszej opozycji. Zbigniew, jad?c "ad discen-

clum", mógł być świadom, że litują się nad nim wszyscy, wbrew

woli których powstał nowy porządek w Polsce. Ludzie ci na

razie byli bezsilni lub nawet rozproszeni, lecz w każdej chwili

mogli się zjednoczyć.

  Z drugiej strony byli tacy, których decyzja zesłania książę-

cia "na naukę" cieszyła szczerze. Najmamienitsi spośród nich

to cierpiąca po połogu Judyta czeska oraz jej ojciec, panujący

w Pradze Wratysław, owdowiały przed laty i po raz drugi żo-

naty z księżniczką polską, Swatawą Kazimierzówną, zaś po nich

mąż pewien, którego niebawem wypadnie nam pomać bliżej.

  Dziecko, które swoim przyjściem na świat spowodowało tyle

zamętu i tyle wywołało sprzecznych uczuć, leżało sobie w kołys-

ce. Tymczasem losy Polski bez jego wiedzy toczyły się po wio-

dącej w przepaść pochylni. W Niemczech i w Czechach żywa

była pamięć "uzurpacji", jakiej dopuścił się polski Boleaław

$miały, koronowany w Krakowie przez 15 pono biskupów

mniej więcej w czasie, kiedy jego "pan prawowity", Henryk IV,

zmierzał do Canossy. Polskę uważano tam za stare lenno nie-

mieckie, za kraj podporządkowany Niemcom bądź to jeszcze

w starożytności, bądi to przez cesarza Ottona I5. Ba, niebawem

pojawi się opinia, że to Henryk II, sławny sprzymierzeniec po-

gańskich Wieletów w zakończonych niepowodzeniem walkach.

przeciw Bolesławowi Chrobremu, nawrócił Polskę na chrześci-:

 

 

    Patn A. F. Grabski: "Polska w opiniach obcych" X-XIII w..

Wzrezawa, 1964, s. 415.

 

  jaństwo, jak rzekomo nawrócił także Czechy i Węgry. Ta osta-

  tnia myśl zjawi się w związku z kanonizacją tego ćzłowieka

  i będzie fałszem oczywistym, ale za to bardzo odpowiadającym

  pragnieniom Sasów. Gdyby uważnie poczytano niektóre źrbdła

  niemieekie, jak choćby kronikę Thietmara z początku XI wie-

  ku, fałsz taki nie mógłby powstać, lecz cóż, skoro z Thietmara

  miast czerpać fakty, zapożyczano jego osobiste poglądy i prze-

  konania o rzekomo słusznym i w pełni prawomocnym pano-

  waniu Niemiec nad Polską.

  Na przełomie XI i XII wieku opinie o lennym charakterze

  Polski były już w Niemczech ustalone definitywnie, choć jesz-

; cze pół wieku wcześniej poglądy na to zagadnienie były tam

  różne. Koronacja $miałego przypominała dawne koronacje pol-

  skie, drażniła, lecz równocześnie stwarzała niemały dylemat

  prawny. Polska, raz zostawszy królestwem, nigdy być nim prze-

  stać nie mogła, bez względu na to, czy się to komuś podobało.

  Zegnanie i późniejsza śmierć króla na emigracji nie przesądza-

  ła aprawy. A królestwo to zaszczyt i godność niemała, to jed-

  ność kraju i niepodzielność, a zarazem względna niezależność od

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin