KRAWCZUK - Tytus i Berenika(1).pdf

(2285 KB) Pobierz
766731036.003.png
Aleksander Krawczuk

TYTUS I BERENIKA

Ksiêgozbiór DiGG
2012
766731036.004.png 766731036.005.png

766731036.006.png
Patrząc na Rzym z Palatynu
prawy rozwijały się właśnie tak, jak Berenika planowała i marzyła. I ją
samą, i jej umiłowanego brata, króla Agryppę, przyjęto w Rzymie z wszelkimi
honorami. Jemu oficjalnie przyznano mocą uroczystej uchwały senatu insygnia
godności pretorskiej, jej zaś oddano do dyspozycji pokoje w cesarskim domu
na Palatynie. Dzięki temu mogła spotykać się z Tytusem bez przeszkód i kiedy
tylko chciała; w mieście powiadano otwarcie, że tych dwoje zachowuje się już
jak małżeństwo.
Czuli się tym swobodniej, że ojciec Tytusa, cesarz Wespazjan, nie mieszkał
na Palatynie. Najczęściej i najchętniej przebywał w ogrodach zwanych
Sallustiańskimi. Ten rozległy park, wyrosły z dawnych ogrodów Cezara przy
bramie Kollińskiej, leżał tuż za murami miasta, na stokach wzgórza Pincjusz i
w dolinie pomiędzy tym wzgórzem a Kwirynałem. Wille, altany i świątynie
rozmieszczono wśród drzew i sadzawek, łąk i kwietników. Cicho tu było i prze-
stronnie, zielono i sielsko. A miasto jakże blisko! Bezpieczeństwo zapewniał
ogrodom biegnący wokół solidny mur; wielce przydatny, gdyby przyszło się
bronić. Dowiodły tego wypadki nie tak odległe, bo zaledwie sprzed lat sześciu.
W grudniu roku 69 żołnierze Witeliusza właśnie zza tego muru przez cały
dzień odpierali Wespazjanowych legionistów, ciskając kamienie i włócznie,
rażąc napastników z proc i łuków. I dłużej by zdzierżyli, gdyby jazda
Wespazjana nie wdarła się od strony bramy Kollińskiej.
Wracając jednak do Bereniki, trzeba przyznać, że królowa miała powody, by
święcie wierzyć, że formalna ceremonia zaślubin odbędzie się wkrótce;
pierwszym zaś z owych powodów było - tak utrzymywano - słowo dane jej
przez Tytusa. Toteż już występowała niby żona przyszłego cesarza. Dumnie i
godnie, jak sama mniemała, pysznie zaś i arogancko, jak twierdzili Rzymianie.
A przecież było to spotkanie po czterech latach rozłąki! Uczucie zrodzone w
niezwykłych dniach tamtej wojny okazało się zdumiewająco trwałe, żywe,
świeże. Oczywiście w ciągu owych lat oboje często pisywali do siebie. Nieraz
też słali zaufanych dworzan - z pozdrowieniami i darami, ale i z tajnymi
poleceniami zbadania, czy tamta strona jeszcze pamięta. Jednakże podróże
pomiędzy Italią a Palestyną, lądem i morzem, ciągnęły się długo i obfitowały w
niebezpieczeństwa. Oboje też dobrze wiedzieli, że czułe słowa listów potrafią
zręcznie zwodzić, wysłannicy zaś zazwyczaj schlebiają i przekazują swym
panom tylko to, co ci chcieliby od nich usłyszeć; czynią tak z tej prostej
S
766731036.001.png
przyczyny, że nikt nie nagradza nazbyt hojnie zwiastunów wieści smutnych.
Rozłąka, łatwo odgadnąć, niepokoiła głównie Berenikę. Gorący temperament
Tytusa i jego skłonności do erotycznych ekscesów znano powszechnie. Co
prawda, złośliwi przyjaciele mogliby pocieszać królową obłudnie, że Tytus
ostatnio gustuje raczej w chłopcach; pijatyki w ich towarzystwie trwały do
późnej nocy, nieodmiennie kończąc się orgiami. Względna to wszakże byłaby
pociecha! Zresztą Tytus miewał też inne miłostki, na szczęście przelotne. Ale
chyba najbardziej deprymujące myśli nasuwał Berenice sam bieg czasu;
przekroczyła już lat czterdzieści, umiłowany zaś był młodszy o lat dwanaście.
Pojmowała coraz ostrzej i boleśniej, że prowadzi wyścig niemal beznadziejny;
jeśli nie zwycięży teraz lub w najbliższej przyszłości, przegra na zawsze.
Jednakże gdy tylko się ujrzeli w Rzymie, już pierwsze spojrzenia i słowa
powiedziały obojgu - jej zaś przede wszystkim - że miłosne zaklęcia,
przekazywane w listach i przez posłańców, nie kłamały. Stało się więc tak, że
romans ich rozkwitał na Palatynie tak samo gwałtownie i pięknie, jak przed
laty w dalekich krainach Syrii, Fenicji, Palestyny. Przemierzali wtedy ziemie
urzekające zmiennością i jaskrawością kolorytu - od soczyście zielonych dolin i
oaz po spalone słońcem, płowe pustkowia skał i piasków; od wybrzeży
błękitnego morza po wysokie góry, o zboczach porosłych lasami wiekowych
cedrów. Ale też wtedy kroczyła za nimi drapieżna śmierć. Bywały dni, kiedy
wiatr przynosił ckliwy odór rozkładających się zwłok aż do komnat królowej; a
ileż to razy namiot Tytusa stał na skrwawionym pobojowisku lub w pobliżu
zgliszcz, gdzie jeszcze się dopalały stosy trupów!
Tamte kraje, a także nieszczęsne lata złej wojny zostały daleko za nimi. Pełny
pokój panował i na Wschodzie, i w Italii. Był rok, według naszej rachuby lat,
75. Władztwo cesarza Wespazjana, już sześcioletnie, dobrze się ugruntowało.
Oboje, Tytus i Berenika, żyli w blasku monarszego majestatu, a u stóp swoich
mieli miasto ogromne, bogate, rojne, prawdziwą stolicę świata. Mieszkając na
Palatynie królowa co dzień patrzyła na Rzym z wysokości wzgórza, spacerując
po alejach ogrodów lub opierając się o balustradę pałacowych balkonów. Obej-
mowała wzrokiem wielką panoramę metropolii - świątynie, bazyliki, teatry,
cyrki, pomniki, obeliski, kolumnady. Czy uważała się za triumfatorkę? Miałaby
wszelkie prawo po temu.
Można więc wiele powiedzieć o Berenice, a nawet znacznie więcej, jak wnet
się okaże. O tym wszakże, na czym polegała jej uroda i urok, jaka była jej twarz,
oczy i włosy, jaka postać i ruchy, źródła milczą. Nie zachowała się żadna
podobizna królowej. To łatwo dałoby się wytłumaczyć tym, że nie istniały jej
portrety i rzeźby, była bowiem Żydówką, Zakon zaś zakazuje czynienia obrazu
rzeczy tych, które są czy to na niebie w górze, czy też nisko na ziemi, czy
wreszcie w wodach pod ziemią. Ale wiadomo przecież, że w pałacu jej ojca
znajdowały się złote posągi zarówno Bereniki, jak i jej sióstr!
766731036.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin