08 Saga o Ludziach Lodu - Córka hycla.pdf
(
716 KB
)
Pobierz
6211554 UNPDF
_____________________________________________________________________
Margit Sandemo
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom VIII
Córka hycla
_____________________________________________________________________
SAGA O LUDZIACH LODU
ROZDZIAŁ I
Wiele imion miał pomocnik kata. Mówiono o nim hycel, rakarz, oprawca, rze
ź
nik i
człowiek nocy.
Niezale
Ŝ
nie od tego, jak go zwano, zawsze budził odraz
ę
i pogard
ę
. Kata przynajmniej
si
ę
bano i z tego tytułu cieszył si
ę
szacunkiem. Jego czeladnik nie miał
Ŝ
adnego powa
Ŝ
ania.
Był najlichszym stworzeniem w społecze
ń
stwie.
Pomocnicy kata zazwyczaj rekrutowali si
ę
spo
ś
ród wielkiej rzeszy ukaranych b
ą
d
ź
dopiero skazanych przest
ę
pców, dlatego cz
ę
sto pozbawieni byli j
ę
zyka lub uszu.
Zachowywali natomiast sprawne r
ę
ce i nogi, potrzebowali ich bowiem do wykonywania
swojej profesji. W dzie
ń
obrzucano ich kamieniami lub opluwano. Zmuszeni byli do
Ŝ
ycia w
mroku, o
ś
mielali si
ę
wychodzi
ć
tylko noc
ą
. St
ą
d prawdopodobnie wzi
ą
ł si
ę
przydomek
Nattmann. [Nattmann (norw.) człowiek nocy (przyp. tłum.).]
Hycel w Grastensholm nie stanowił wyj
ą
tku. Co prawda udało mu si
ę
zachowa
ć
j
ę
zyk
i uszy, gdy
Ŝ
jak wielu mu podobnych, chc
ą
c unikn
ąć
kary,
Ŝ
ebrał o to, by zosta
ć
kacim sług
ą
.
Był zniszczonym, zgorzkniałym człowiekiem; zgarbiony kr
ę
cił si
ę
po swym niewielkim
domostwie na skraju lasu, a zło
ść
do ludzi wyładowywał na córce Hildzie.
Tak, bowiem Joel Nattmann był za młodu
Ŝ
onaty. Miał jednak słaby charakter, stoczył
si
ę
na dno i w obliczu wyroku przera
Ŝ
ony błagał, by pozwolono mu słu
Ŝ
y
ć
katu. Oczekuj
ą
c
na zwolnienie si
ę
takiego stanowiska, siedział w wi
ę
zieniu. Kiedy wyszedł po roku, jego
Ŝ
ona
ju
Ŝ
nie
Ŝ
yła, a jedyne, co mu pozostało, to n
ę
dzna chałupa pod lasem i jedenastoletnia córka.
Stał si
ę
wówczas zgorzkniały, przepełniony
Ŝą
dz
ą
zemsty na wszystkim i wszystkich, przeto z
wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
przyj
ą
ł prac
ę
hycla. Pozwalała mu ona zadawa
ć
cierpienia innym, wi
ę
c nie
zastanawiał si
ę
ju
Ŝ
nad niczym wi
ę
cej. Z upływem lat gorycz stawała si
ę
coraz silniejsza, by
w ko
ń
cu przerodzi
ć
si
ę
w zapiekł
ą
nienawi
ść
. Osob
ą
, która musiała znosi
ć
jego bezustanny
zły humor, była córka Hilda.
Od kilku lat była ju
Ŝ
dorosła. Czasami widywano j
ą
z daleka, krz
ą
taj
ą
c
ą
si
ę
mi
ę
dzy
domostwem mieszkalnym a obor
ą
pod lasem czy te
Ŝ
powracaj
ą
c
ą
do zagrody ze
ś
wie
Ŝ
o
zebranymi jagodami. Nigdy jednak nie zapuszczała si
ę
w pobli
Ŝ
e wioskowych zabudowa
ń
,
nigdy nie widział jej nawet
Ŝ
aden ze współuczestników pijackich biesiad odbywaj
ą
cych si
ę
w
domu Nattmanna. Teraz nie przychodził ju
Ŝ
nikt; nikt nie mógł znie
ść
kwa
ś
nego humoru
hycla. Z rzadka tylko, w razie konieczno
ś
ci, zjawiali si
ę
jego zleceniodawcy, ale przed nimi
Hilda si
ę
chowała.
Nadszedł rok 1654. W chłodny i d
Ŝ
d
Ŝ
ysty wiosenny dzie
ń
Andreas Lind z rodu Ludzi
Lodu orał niewielki spłachetek ziemi w lesie nad polami Lipowej Alei. Przez wiele lat
przygl
ą
dał si
ę
małej le
ś
nej polanie, rozwa
Ŝ
aj
ą
c, czy udałoby si
ę
zamieni
ć
j
ą
w urodzajne
poletko. Wygl
ą
dało na to,
Ŝ
e nie ma na niej zbyt wiele kamieni a i zaro
ś
la wci
ąŜ
były jeszcze
niezbyt g
ę
ste i łatwe do usuni
ę
cia. W tym roku nareszcie si
ę
zdecydował.
Andreas miał dwadzie
ś
cia siedem lat i jak dot
ą
d si
ę
nie o
Ŝ
enił. Jako
ś
si
ę
nie składało.
Oczywi
ś
cie zerkał na wioskowe dziewcz
ę
ta, ale
Ŝ
adna nie zdołała w nim roznieci
ć
płomienia
miło
ś
ci.
Nie, wolał tak i
ść
za koniem, trzymaj
ą
c dło
ń
na pługu, i patrze
ć
, jak czarne skiby
ziemi odwracaj
ą
si
ę
w jego stron
ę
. B
ę
dzie tu niedu
Ŝ
e, ale dobre pole, to ju
Ŝ
było wida
ć
wyra
ź
nie. Najlepiej zasia
ć
tu j
ę
czmie
ń
, zdecydował.
Lemiesz pługa uderzył o kamie
ń
, wstrzymał wi
ę
c konia. Kamie
ń
okazał si
ę
niespecjalnie du
Ŝ
y, tak
Ŝ
e z łatwo
ś
ci
ą
przeniósł go na skraj pola. Andreas był bardzo silnym
młodzie
ń
cem.
Wspi
ą
ł si
ę
po skałach,
Ŝ
eby mie
ć
lepszy widok na wiosk
ę
, gdy
Ŝ
z dołu, z pola, nie
mógł jej zobaczy
ć
.
Przysiadł na kamieniu, obejmuj
ą
c ramionami kolana.
Pi
ę
knie st
ą
d wygl
ą
dała Lipowa Aleja, zadbana i wypiel
ę
gnowana. Rodzice i dziadek
nadal jeszcze pracowali i za punkt honoru stawiali sobie utrzymanie posiadło
ś
ci w jak
najlepszym stanie. Mimo
Ŝ
e Lipowa Aleja nie nale
Ŝ
ała do najwi
ę
kszych gospodarstw w
parafii, to jednak uwa
Ŝ
ano j
ą
za prawdziwy dwór.
Grastensholm prezentowało si
ę
równie wspaniale jak Lipowa Aleja, a nawet pi
ę
kniej,
jako
Ŝ
e było bardziej okazałe. Tak b
ę
dzie, dopóki zajmuj
ą
si
ę
nim Tarald z Irj
ą
i Liv. Co
nast
ą
pi pó
ź
niej, kiedy sched
ę
przejmie młody Mattias Meiden, trudno przewidzie
ć
. Mattias
był lekarzem i swej pracy oddał si
ę
bez reszty. Ale je
ś
li b
ę
dzie miał dobrego zarz
ą
dc
ę
...
Mattias tak
Ŝ
e si
ę
nie o
Ŝ
enił, chocia
Ŝ
sko
ń
czył ju
Ŝ
trzydzie
ś
ci lat. Andreas u
ś
miechn
ą
ł
si
ę
. Mattias był tak wspaniałym człowiekiem,
Ŝ
e na sam
ą
my
ś
l o nim robiło si
ę
cieplej na
sercu. Byłoby jednak jakby nie w porz
ą
dku, gdyby wybrał sobie t
ę
jedn
ą
jedyn
ą
. Uwa
Ŝ
ano,
Ŝ
e
Mattias jest własno
ś
ci
ą
ogółu ludzko
ś
ci. Mał
Ŝ
e
ń
stwo mogłoby go ograniczy
ć
, nie miałby
wówczas czasu dla innych.
Rzecz jasna takie my
ś
lenie było bardzo egoistyczne. Mattias równie
Ŝ
miał prawo
prze
Ŝ
y
ć
prawdziw
ą
miło
ść
, jaka mo
Ŝ
e zrodzi
ć
si
ę
mi
ę
dzy dwojgiem ludzi. Do tej pory jednak
wydawało si
ę
,
Ŝ
e wcale za ni
ą
nie t
ę
skni.
Na skraju lasu, niedaleko od miejsca, w którym siedział, ujrzał Andreas niedu
Ŝą
,
n
ę
dzn
ą
chałup
ę
. Ciarki przebiegły mu po plecach. Wiedział,
Ŝ
e tam mieszka Nattmann. Hycel
i jego córka. Wła
ś
nie teraz dostrzegł kobiec
ą
posta
ć
zmierzaj
ą
c
ą
ku oborze. Zaraz znikła mu z
oczu. To musiała by
ć
Hilda. Andreas nigdy nie widział jej z bliska. Mieszkała tam od zawsze,
ale dla mieszka
ń
ców wioski jakby nie istniała.
Pami
ę
tał j
ą
jednak ze spotka
ń
okolicznej młodzie
Ŝ
y w jasne letnie noce podczas
ta
ń
ców w lesie, cho
ć
od tamtej pory upłyn
ę
ło ju
Ŝ
kilka lat. Zarysowała mu si
ę
mgli
ś
cie jako
milcz
ą
ca posta
ć
mi
ę
dzy drzewami, trzymaj
ą
ca si
ę
z dala od wesołej, hała
ś
liwej gromady.
Córk
ę
Nattmanna widywano tylko jako niewyra
ź
n
ą
sylwetk
ę
. Je
ś
li kto
ś
zanadto si
ę
zbli
Ŝ
ał, by
z niej kpi
ć
i drwi
ć
, znikała natychmiast w
ś
ród le
ś
nych cieni i tej samej nocy nigdy ju
Ŝ
nie
wracała.
Wówczas tak samo jak inni
ś
miał si
ę
z tej dziwnej dziewczyny.
Teraz czuł lekkie ukłucie wyrzutów sumienia. Wydoro
ś
lał i wi
ę
cej rozumiał.
Le
Ŝą
ca poni
Ŝ
ej wie
ś
spokojnie odpoczywała w ten szary, zimny dzie
ń
. Ko
ś
ciół
wydawał si
ę
nieco zniszczony. Pastor wspominał,
Ŝ
e trzeba koniecznie naprawi
ć
wie
Ŝę
w tym
roku, ale parafianie pu
ś
cili to mimo uszu. Uwa
Ŝ
ali,
Ŝ
e nie sta
ć
ich na takie wydatki.
Ale przyjdzie dzie
ń
, kiedy trzeba ta b
ę
dzie zrobi
ć
, przyznał w duchu, je
Ŝ
eli wie
Ŝ
a ma
si
ę
nie zawali
ć
.
W oddali dostrzegł dach dworu Gabrielli i Kaleba. Prowadzili tam teraz dom dla
sierot - oni i Eli. Nie mieli wi
ę
cej dzieci poza zmarł
ą
w dniu narodzin córk
ą
, ale nawet
prawdziwi rodzice nie mogli bardziej kocha
ć
własnych dzieci, ni
Ŝ
oni kochali Eli. Niewiele
ju
Ŝ
było ludzi, którzy pami
ę
tali,
Ŝ
e jest ona ich przybranym dzieckiem. Stanowili szcz
ęś
liw
ą
rodzin
ę
. Andreas znów si
ę
u
ś
miechn
ą
ł. Mieszka
ń
cy dworu ró
Ŝ
nili si
ę
mi
ę
dzy sob
ą
wiekiem
dokładnie o dziesi
ęć
lat. Kaleb miał teraz trzydzie
ś
ci sze
ść
, Gabriella dwadzie
ś
cia sze
ść
, Eli
szesna
ś
cie, a dziecko, gdyby
Ŝ
yło, miałoby sze
ść
lat. Lepiej jednak,
Ŝ
e nie dane mu było
prze
Ŝ
y
ć
- Kalebowi i Gabrielli niełatwo byłoby wychowa
ć
stworzenie napi
ę
tnowane złym
dziedzictwem Ludzi Lodu.
Sam Andreas mógł mie
ć
teraz pewno
ść
,
Ŝ
e jego dzieci b
ę
d
ą
całkiem normalne, i
najwy
Ŝ
szy ju
Ŝ
chyba czas, by si
ę
o nie postarał...
Najpierw jednak musi znale
źć
sobie odpowiedni materiał na
Ŝ
on
ę
.
Tak, tak, ale z tym chyba nie ma po
ś
piechu.
Andreas odetchn
ą
ł gł
ę
boko i podniósł si
ę
tak gwałtownie,
Ŝ
e a
Ŝ
zatrzeszczały mu
ko
ś
ci. Czas ju
Ŝ
wróci
ć
do pługa, je
ś
li mam sko
ń
czy
ć
przed wieczorem, pomy
ś
lał.
Pracował długo. Zd
ąŜę
chyba przeora
ć
pole jeszcze raz, powtarzał w duchu. I jeszcze
raz. I jeszcze...
Ci
ęŜ
kie od deszczu chmury, przesuwaj
ą
ce si
ę
nad wierzchołkami
ś
wierków, nabrały
ju
Ŝ
ciemnej barwy wieczoru, kiedy zaj
ą
ł si
ę
ostatnim skrawkiem ziemi pomi
ę
dzy skałami.
Chciał ten kawałeczek te
Ŝ
wł
ą
czy
ć
do pola, bo zapowiadał si
ę
nie
ź
le; nie rosło na nim zbyt
wiele trawy.
Pług napotkał mi
ę
kk
ą
przeszkod
ę
.
Andreas cofn
ą
ł si
ę
o krok i spróbował raz jeszcze.
Nie, najwyra
ź
niej co
ś
stawiało opór. Nie kamie
ń
ani te
Ŝ
korze
ń
drzewa, to musiało
by
ć
bardziej mi
ę
kkie.
Andreas pochylił si
ę
i odsun
ą
ł na bok kawałek darni, który poddał si
ę
łatwo, jak gdyby
niedawno został poło
Ŝ
ony.
Pod spodem zamajaczyło co
ś
przypominaj
ą
cego tkanin
ę
. Ciemne grube płótno.
Odsun
ą
ł jeszcze jeden kawałek darni i zobaczył wyszczerzone w makabrycznym
u
ś
miechu z
ę
by w na wpół zgniłej twarzy.
Odskoczył gwałtownie, czuj
ą
c,
Ŝ
e cała krew odpływa mu od serca. Błyskawicznie
wyci
ą
gn
ą
ł pług z ziemi, przeniósł nad straszliwym znaleziskiem i pop
ę
dził konia. Kiedy
znalazł si
ę
na skraju trójk
ą
tnego poletka, odczepił pług, skoczył na nie osiodłanego konia i
pognał do domu.
Doskonale pojmował;
Ŝ
e czymkolwiek było jego odkrycie, to na pewno nie był to
po
ś
wi
ę
cony grób. Nie po
ś
wi
ę
cony tak
Ŝ
e. Czasami grzeszników grzebano poza murami
cmentarza, ale ostatnio nie wydarzył si
ę
Ŝ
aden wypadek, od dłu
Ŝ
szego czasu nie grasowała
te
Ŝ
Ŝ
adna zaraza. Było oczywiste,
Ŝ
e kryje si
ę
za tym ponura tajemnica.
Dalej nie chciał posun
ąć
si
ę
nawet w my
ś
lach, dopóki nie sprowadzi kogo
ś
na pomoc.
Jaka szkoda,
Ŝ
e asesor Dag Meiden ju
Ŝ
nie
Ŝ
yje! B
ę
dzie teraz musiał zwróci
ć
si
ę
do wójta, a
ten niestety nie nale
Ŝ
ał do najsympatyczniejszych.
Ale Kaleb zna si
ę
na przepisach i prawie. Tak, po
ś
le tak
Ŝ
e po Kaleba.
Ta my
ś
l nieco go uspokoiła.
Z dworu dostrze
Ŝ
ono,
Ŝ
e Andreas p
ę
dzi na koniu jak szalony, i pospieszono mu na
spotkanie. Dziad Are, ojciec ojca, mimo sze
ść
dziesi
ę
ciu o
ś
miu lat wci
ąŜ
trzymaj
ą
cy si
ę
prosto
jak młody chłopak, ojciec Brand, spokojny i po-godny, z włosami gdzieniegdzie
naznaczonymi ju
Ŝ
siwizn
ą
, i kochana matka Matylda, zawsze korpulentna, wcale nie
szczuplej
ą
ca z wiekiem...
Kiedy zeskakiwał z konia, otoczyli go, mocno poruszeni.
- Ale
Ŝ
, Andreasie - odezwał si
ę
Brand. - Straszliwie pobladłe
ś
. Co si
ę
stało?
- Znalazłem zabitego człowieka na polu, tam na górze. Najlepiej b
ę
dzie, je
ś
li od razu
Plik z chomika:
Mekti
Inne pliki z tego folderu:
44 Saga o Ludziach Lody - Fatalny dzień.pdf
(633 KB)
19 Saga o Ludziach Lodu - Zęby smoka.pdf
(1062 KB)
24 Saga o Ludziach Lodu - Martwe wrzosy.pdf
(905 KB)
34 Saga o Ludziach Lodu - Kobieta na brzegu.pdf
(869 KB)
22 Saga o Ludziach Lodu - Demon i panna.pdf
(837 KB)
Inne foldery tego chomika:
Saga o Ludziach lodu
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin