Jordan Penny - Małżeństwo nie wchodzi w grę.pdf

(803 KB) Pobierz
PENNY JORDAN
qwertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwerty
uiopasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasd
fghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfghjklzx
cvbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq
wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyui
opasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfg
hjklzxcvbnmqwertyuiopasdfghjklzxc
vbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq
wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyui
opasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfg
hjklzxcvbnmqwertyuiopasdfghjklzxc
vbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq
wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyui
opasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfg
hjklzxcvbnmrtyuiopasdfghjklzxcvbn
mqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwert
yuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopas
dfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfghjklz
xcvbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnm
qwertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwerty
PENNY JORDAN
Małżeństwo nie wchodzi
w grę
31422490.001.png 31422490.002.png
PROLOG
W trakcie każdego wesela odbywającego się w Wielkiej Brytani przychodzi
taka chwila, w której panna młoda rzuca w tłum gości swój strojny ślubny
bukiet. Ta spośród niezamężnych przedstawicielek płci pięknej, która zdoła
go pochwycić, ma ponoć — zgodnie z tradycyjną wróżbą — jako pierwsza
wyjść za mąż.
Wesele Sally i Chrisa odbywało się w niewielkim, ale sympatycznym hotelu,
w którym goście — a także państwo młodzi — mogli nie tylko biesiadować i
tańczyć w prze stronnej sali restauracyjnej na parterze, ale również
wypoczywać w przytulnych pokojach na piętrze.
— Wiesz co, kochanie, lepiej zejdźmy już na dół, bo goście zaczną snuć
domysły, dlaczego nas tak długo me ma i co też na osobności robimy —
oświadczył z figlarnym uśmiechem swojej świeżo zaślubionej małżonce
Chris, po dłuższej chwili spędzonej z nią sam na sam w hotelowym pokoju.
— Ech, tak mi tu z tobą dobrze, mój mężu! — westchnęła Sally.
— Mnie też dobrze z tobą, kochanie, ale goście...
— Ciii. Wiesz co, Chris? Dzisiaj jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
— I w moim, kochanie — stwierdził z powagą młody małżonek, całując
swoją połowicę w rękę.
— No, ale goście... - roześmiała się Sally, nie kończąc zdania.
- Właśnie. Powinnaś się im jeszcze raz pokazać w welonie i białej sukni, no i
cisnąć w nich swoim ślubnym bukietem. Niech się dziewczyny biją o twoją
wiązankę, niech sobie wróżą, która pierwsza wyjdzie za mąż!
- Racja, kochanie! Sama jestem ciekawa, która teraz pójdzie w moje ślady.
— No, więc chodźmy
— Idziemy!
Sally przejrzała się w dużym lustrze i trochę poprawiła na sobie efektowną
ślubną suknię z białego atłasu, długą do ziemi i z trenem. Chris z atencją
podał małżonce ramię. Raz jeszcze spojrzeli, sobie w oczy i obdarowali
nawzajem gorącym pocałunkiem, po czym opuścili swoje przytulne ustronie.
Korytarzem pierwszego piętra doszli do szczytu schodów, by zaprezentować
się z góry zgromadzonym w sali recepcyjnej gościom. Przyjęci burzliwymi
oklaskami i gromkimi wiwatami, zaczęli schodzić na dół.
Na którymś z kolei stopniu panna młoda, przyzwyczajona, na co dzień do
dżinsów i spódnic mini, stąpnęła jakoś niezręcznie, zaplątała się pechowo w
swój tren, straciła równowagę, pociągnęła za sobą pana młodego i... Koniec
końców, po kilku ostatnich stopniach — na szczęście wyłożonych miękkim i
grubym dywanem — zsunęli się w pozycji siedzącej, niczym po dziecięcej
zjeżdżalni!
Zjazd nie był długi ani bolesny, ale wśród gości wywołał spore poruszenie.
Ktoś rzucił się w stronę Sally, żeby pomóc jej wstać, ktoś w stronę Chrisa.
Tak się złożyło, że bukiet upuszczony przez wystraszoną pannę młodą „i
pokonujący samodzielnie drogę z góry na dół, uchwyciły równocześnie aż
trzy pary filigranowych damskich rączek.
Mimowolnymi zdobywczyniami wróżebnej wiązanki okazały się, ku
własnemu ogromnemu zdziwieniu, trzy niezamężne kobiety: Poppy —
młodziutka kuzyneczka Chrisa, Star — najbliższa przyjaciółka Sally oraz
Claire — druga żona jej nieżyjącego już ojca.
— Wielkie nieba, trzy śluby — wykrzyknęła Sally, gdy już stanęła na nogach
i zorientowała się, co zaszło. — Ale wróżba! Aż trzy śluby nam się szykują
w niedługim czasie. Poppy! Star! Claire!
Wszystkie trzy panie energicznie zaprotestowały.
— Nie!
—Nie!
—Nie!
— Przecież ja ciebie chciałam złapać, a nie twój bukiet — wyjaśniła Poppy.
— Rzuciłam się na oślep, żeby wam pomoc na tych schodach — odezwała
się tonem perswazji Star.
— To czysty przypadek, że te kwiaty wpadły w ręce akurat mnie —
oświadczyła Claire.
- To nie żaden przypadek, tylko zrządzenie losu — obstawała przy swoim
Sally. — Powychodzicie już niedługo za mąż, moje kochane! Taka weselna
wróżba zawsze się sprawdza, na sto procent.
Znowu zabrzmiała seria protestów:
- Przesąd.
- Bzdura.
- Bajka dla grzecznych dzieci.
— Zobaczymy! Przekonamy się — stwierdziła z uśmiechem panna młoda.
Weselna ceremonia trwała nadał już bez nieprzewidzianych wydarzeń. Były
życzenia dla nowożeńców, toasty i uroczyste przemowy, były chóralne
śpiewy zgromadzonych przy biesiadnym stole gości, były także tańce.
Wróżebny bukiet panny młodej leżał sobie spokojnie na małym stoliku
ustawionym pod ścianą w kącie sali. Wszyscy o nim zapomnieli. Traf jednak
chciał, że w którymś momencie znalazły się równocześnie w jego pobliżu
Star, Poppy i Claire.
Wszystkie trzy, jak na komendę, najpierw zerknęły na kwiaty, a potem
spojrzały po sobie.
— Dziewczyny to beznadziejny stary przesąd z tym bukietem — odezwała
się Star. — Nie wiem, jak wy, ale ja me mam najmniejszego zamiaru
wychodzić za mąż, mogę wam to uroczyście przysiąc! Małżeństwo mnie nie
interesuje, bo to skostniały przeżytek. W dzisiejszych czasach liczy się
przede wszystkim kariera.
— Ja także, broń Boże, nie wybieram się do ślubu — stwierdziła z
przekonaniem Claire. — Wolę być młodą wdową niż podstarzałą mężatką.
W moim przypadku małżeństwo nie wchodzi w grę!
— Och, ani w moim - oświadczyła z westchnieniem Poppy. — Skoro Chris
związał się małżeńską przysięgą z inną kobietą, to ja... - Umilkła na moment
i pociągnęła noskiem, jakby za chwilę miała się rozpłakać. — To ja już nigdy
się nie zakocham - dokończyła zdesperowana.
— Wypijmy za naszą wolność — zaproponowała Star, sięgając po
zapomnianą butelkę szampana, która stała na stoliku obok bukietu i
najwyraźniej czekała na otwarcie.
— Wypijmy — skwapliwie podchwyciła propozycję Claire, ustawiając
szeregiem trzy kielichy.
— Skoro Chris już się związał z inną kobietą, to wypijmy — z rezygnacją
zgodziła, się Poppy.
— Precz z przesądami!
— Nigdy za mąż!
— Precz z małżeństwem!
— Niech żyje wolność!
— Niech żyje!
— Niech Żyje!
Trzy kielichy, dzierżone przez trzy damskie dłonie, uniosły się do góry i z
lekkim brzękiem szkła stuknęły o siebie. Anty małżeński pakt został
przypieczętowany, anty ślubna koalicja została zawarta.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wesele się skończyło, goście w większości rozeszli się do domów. Jedynie
mała grupka najbliższych krewnych i przyjaciół państwa młodych
biesiadowała jeszcze w opustoszałej hotelowej restauracji.
Nasza mała Sally miała ślub, co się zowie, po prostu wspaniały - pomyślała
Claire Marshall, przypominając sobie przebieg uroczystości. Wielka szkoda,
że jej ojciec nie dożył tego cudownego dnia.
Ojciec Sally, John Marshall, nie żył już od przeszło dwu lat. Claire była jego
drugą żoną; ta pierwsza, Paula, zmarła tuż po przyjściu na świat Sally, w
wyniku jakichś komplikacji poporodowych.
Claire owdowiała bardzo wcześnie, jeszcze przed ukończeniem trzydziestego
drugiego roku życia, w chwili ślubu pasierbicy była, więc młodą,
trzydziestoczteroletnią zaledwie kobietą. Sally bardzo często ostatnimi czasy,
odkąd sama zdecydowała się wyjść za mąż za Chrisa podsuwała jej myśl o
ułożeniu sobie życia u boku jakiegoś nowego partnera. Claire nieodmiennie
jednak pomysł powtórnego zamążpójścia odrzucała. Za każdym razem
powtarzała przybranej córce, że drugiego tak wspaniałego, troskliwego,
czułego, kochającego męża, jak John, z całą pewnością nie znajdzie, więc nie
powinna kusić losu i szukać.
— Cudowny ślub miała nasza Sally, prawda?
To Star, najbliższa przyjaciółka panny młodej, wytrąciła Claire z zamyślenia,
podchodząc do niej w towarzystwie Poppy i wypowiadając głośno te słowa.
— Szczęściara z niej - westchnęła z melancholią Poppy, nieutulona w żalu
kuzynka pana młodego.
Claire pokiwała potakująco głową. Wiedziała od Sally, że Poppy jest od lat
beznadziejnie, bez wzajemności zakochana w Chrisie.
- Ale ja nigdy nie wyjdę za mąż, nigdy, przenigdy - ze łzami w oczach
powtórzyła złożone już wcześniej zapewnienie Poppy.
- Ani się nie zakocham!
- Ani ja! Nie mam zamiaru potem przez całe życie usługiwać mężowi i
dzieciom, wolę zrobić karierę zawodową i żyć samodzielnie, na własny
rachunek — stwierdziła Star. — Przede wszystkim kariera, tak sobie zawsze
myślę. I liczę w życiu wyłącznie na siebie, na nikogo więcej.
— Ja też — chlipnęła solidarnie Poppy.
— Och, uważajcie dziewczyny, żebyście się przypadkiem nie przeliczyły! —
pół żartem, pół serio przestrzegła Claire dwie zbuntowane przeciw
Zgłoś jeśli naruszono regulamin