Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 27 - Lalka Z Ameryki.pdf

(700 KB) Pobierz
653640897 UNPDF
FRID INGULSTAD
WIATR NADZIEI
1
Kristiania, lato 1909 roku
Elise rzuciła się do biegu. Peder zniknął w odmętach rzeki, a jakiś mały chłopiec utonął! Z
Jensine na ramieniu popędziła w kierunku kładki. Jedyne, o czym teraz myślała, to jak najszybciej
dotrzeć do chłopców i dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło.
Tym razem to ona biegła na przedzie, podczas gdy pan Wang-Olafsen, z trudem łapiąc
oddech, podążał za nią wraz z Hugo. Nie był ani młody, ani tak szybki jak ona, poza tym nie był
przyzwyczajony do trzymania dziecka na ramieniu.
Jeśli rzeczywiście jest tak, że Peder znajduje się pod wodą i nie jest w stanie wydostać się na
powierzchnię, ona rzuci się do rzeki i nie podda dopóty, dopóki go nie odnajdzie!
Kiedy biegła, myśli kłębiły jej się w głowie. Nie powinna była im pozwolić iść aż do tamy
Brekkedammen. Wiedziała, że znajdują się tam kłody drewna i że już wcześniej zdarzały się w tym
miejscu wypadki.
Lepiej by było, gdyby pojechali do Stilla. Wprawdzie prąd rzeki jest tam szybszy, ale kłody
są bardziej niebezpieczne i bardziej kuszące dla dzieciaków.
Chłopcy zachowywali się tak cicho, że robiło się nieprzyjemnie. Krzyki ucichły, wszyscy
wpatrywali się z przerażeniem w jeden punkt.
Kłody leżały ciasno jedna przy drugiej. Jeśli chłopcy balansowali na nich, a jedna z kłód
obróciła się, wciągając jednego z nich do wody, małe były szanse na to, że się wydostanie.
Gwałtownie posadziła Jensine na ziemi, posyłając grupce chłopców zdesperowane
spojrzenie.
- Gdzie oni są? - Jej głos zmącił ciszę.
Jeden z chłopców wskazał dłonią. Trząsł się i miał sine usta, widocznie bardzo długo
przebywał w tej zimnej wodzie.
W następnej chwili Elise biegła jak oszalała w dół zbocza, zdecydowana rzucić się do wody.
Słyszała, że Jensine zaczęła krzyczeć wniebogłosy, ale nie była w stanie się tym przejąć. Pan
Wang-Olafsen z pewnością się nią zajmie, jak tylko tam dotrze.
Woda sięgała jej tylko do kolan, ale dno w tym miejscu było muliste. Stopy zaczęły jej się
zapadać. Spódnica unosiła się na wodzie, przeszkadzając. Nie umiała pływać, miała tylko nadzieję,
że w miejscu, w którym zniknęli chłopcy, nie było aż tak głęboko, żeby nie mogła dotknąć dna.
Zanurkowała, kiedy woda sięgnęła jej do pasa.
Nic nie widziała, woda była mętna. Po chwili musiała wynurzyć głowę ponad powierzchnię,
żeby złapać oddech. Jak tylko zaczerpnęła powietrze, ponownie zanurkowała, ale i tym razem
nikogo nie zauważyła.
Kiedy się wynurzyła, by złapać kolejny oddech, usłyszała podekscytowane wrzaski i
rozentuzjazmowane głosy. Ktoś krzyknął do niej, wskazując palcem.
- To oni. Tam w oddali!
Elise spojrzała w kierunku, który wskazał chłopiec, i zauważyła dwie głowy wystające
ponad powierzchnią wody. Wpatrując się w nich, zauważyła, że jeden z nich próbuje ciągnąć
drugiego, płynąc na plecach w stronę lądu. Prąd był silniejszy, niż jej się wydawało, widziała, jak
mu było ciężko.
Grupka chłopców tłoczyła się za jej plecami, krzyczeli i nawoływali, jednocześnie
przerażeni i rozradowani.
Teraz już widziała wyraźnie tych, którzy się zbliżali. To Peder płynął, podczas gdy ten drugi
chłopiec leżał w bezruchu. Poczuła, jak ogarnia ją lęk i drżenie, którego nie jest w stanie opanować.
Podpłynęła jeszcze kawałek dalej. Peder znajdował się teraz już tak blisko, że była w stanie
mu pomóc. Zaczęła do niego spokojnie przemawiać i wyciągnęła ręce, żeby chwycić drugiego
chłopca. Wkrótce pewnym ruchem złapała małe chłopięce ciało i wyciągnęła je na brzeg.
Wang-Olafsen pospiesznie zszedł w dół zbocza, uniósł chłopca i położył go na brzuchu.
Potem złapał go w talii i podniósł tak, by woda wypłynęła mu z płuc.
Wokół nich stali przemoczeni, wychudzeni chłopcy, z przerażeniem patrząc na to, co się
dzieje. Żaden z nich nie odważył się odezwać słowem. Nikt nie zadał tego palącego pytania: Czy on
nie żyje?
Powyżej, na ścieżce, stali Hugo i Jensine. Teraz biegiem przybiegli do Elise. Nikomu nie
przyszło do głowy, żeby się nimi zająć. Teraz oboje zrozumieli, że coś jest nie tak.
Kiedy tylko pan Wang-Olafsen pozbył się wody z płuc chłopca, przewrócił go na bok i
przyłożył mu ucho do piersi, by sprawdzić czy oddycha. Potem zdjął z siebie kurtkę i nakrył nią
chłopca. Spojrzał na Elise i pokiwał głową.
- Myślę, że przeżył.
Hugo pociągnął ją za spódnicę.
- Peder jest chory! - powiedział. Elise dopiero wtedy zwróciła uwagę na to, co się działo z
Pederem. Leżał zwinięty na trawie, a całe jego ciało się trzęsło.
Rozejrzała się wokół.
- Czy któryś z was ma ubranie, którym mogłabym okryć Pedera? Większość z nich
zaprzeczyła ruchem głowy, ale jeden z chłopców wyciągnął podartą koszulę, a dwóch innych
krótkie spodnie. Podczas letnich upałów nikt nie nosił na sobie zbyt wielu ubrań. Spojrzała na drugą
stronę tamy.
- Pobiegnę do wózka i przyniosę koc.
- Ja mogę to zrobić - powiedział od razu najstarszy z chłopców. Chwilę później rzucił się do
biegu.
Elise zauważyła, że powoli zaczyna marznąć. Stali w cieniu wysokich, liściastych drzew, a
jej przemoczone ubrania, które przywarły do ciała sprawiły, że powoli traciła ciepło. Nie mogła
zdjąć z siebie tych wszystkich mokrych rzeczy, nie miała nic innego, w co mogłaby się przebrać.
Kok jej się poluzował, przemoczone włosy opadały jej na plecy. Jak ma wrócić do domu?
Kiedy jej spojrzenie padło na Pedera, poczuła, że wypełnia ją niewypowiedziana
wdzięczność. Niewiele brakowało, żeby to wszystko skończyło się tragedią. Teraz wyglądało na to,
że zarówno Peder, jak i ten mały chłopczyk najedli się strachu, ale wyjdą z tego cało.
Ukucnęła obok brata i pogłaskała go po przemoczonej czuprynie.
- Uratowałeś mu życie, Pederze. Jesteś bohaterem!
Pan Wang-Olafsen był zajęty okrywaniem małego chłopca w kurtkę i rozmasowywaniem
go. Kristian zajął się Hugo i Jensine, którzy na szczęście przestali już płakać. Po chwili z kocem
przybiegł najstarszy z chłopców.
- Nadchodzi kierownik tartaku! - powiedział nagle przerażonym głosem jeden z małych
plażowiczów. - A nam nie wolno balansować na kłodach.
Spojrzenia wszystkich skierowały się w jedną stronę. Drewno aż skrzypiało, kiedy ten
pokaźnych rozmiarów mężczyzna szybko przechodził przez kładkę. Pan Wang-Olafsen pospieszył
w górę zbocza, by wyjść kierownikowi tartaku na spotkanie.
Elise miała nadzieję, że do nich nie zejdą. Była zawstydzona swoim wyglądem. Cienka,
przemoczona letnia bluzka przylegała do ciała. Czuła się prawie tak, jakby była naga. Kiedy
zauważyła, że kierują się w stronę rzeki, wzięła spodnie jednego z chłopców i zasłoniła nimi piersi.
- Czy nie mówiłem wam, że nie wolno wam balansować na kłodach?! - ryknął kierownik
tartaku.
Chłopcy stali z pochylonymi głowami i przygarbionymi ramionami. Przedstawiali żałosny
widok. Byli przerażeni i bladzi, trzęśli się z zimna, w mokrych majtkach przyklejonych do
wychudzonych ciał. Elise było przykro, kiedy tak na nich patrzyła. Nie mieli zbyt wielu rozrywek.
Większość po szkole szła do pracy, niedziele mieli wolne, ale nawet wtedy musieli pomagać w
domu. Teraz, po długiej zimie, podczas której musieli marznąć, nareszcie nadeszło lato. Kąpiel w
Brekkedammen to dla nich jak kawałek raju. Niżej woda w rzece była zmieszana z odpadami ze
wszystkich fabryk, była brudna i cuchnęła tak okropnie, że w niektórych miejscach ludzie
przechodzący obok rzeki, trzymali się za nos.
Kierownik tartaku pochylił się nad Pederem i drugim chłopcem. Podniósł koc i przez chwilę
im się przyglądał. Potem znów się wyprostował.
- Tym razem mieli szczęście.
Zwrócił się w stronę przerażonej grupki chłopców.
- Chyba wiecie, co się tutaj wydarzyło latem zeszłego roku? Niektórzy z nich pokiwali
twierdząco głowami.
- Jeśli zobaczę chociaż jednego, który znów odważy się balansować na kłodach, wezwę
policję i wylądujecie w poprawczaku!
Zwrócił się do pana Wang-Olafsena.
- Przykro mi, że musiał pan wziąć na siebie ten kłopot, panie Wang-Olafsen. Widzę, że pana
kurtka się pomoczyła. Przyniosę panu jedną z moich, żeby nie musiał pan iść w samej koszuli aż do
Brekke.
Wyglądało na to, że jeszcze nie zauważył Elise. Ona zaś starała się jak najmniej rzucać w
oczy.
- Moja kurtka nie jest na tyle przemoczona, żebym nie mógł jej na siebie założyć. Poza tym
szybko wyschnie na słońcu. Byłbym jednak wdzięczny, gdyby mógł pan znaleźć jakiś suchy
przyodziewek dla pani Ringstad. Jej rodzina należy do grona moich najlepszych przyjaciół. To jej
najmłodszy brat przeprowadził całą akcję ratunkową. To dzięki niemu wszyscy możemy cieszyć się
tym cudownym letnim dniem, niezmąconym smutkiem.
Kierownik tartaku zwrócił się do Elise.
- Ależ szanowna pani, przecież pani jest przemoczona do suchej nitki! - wykrzyknął
przerażony.
- Rzuciła się do wody, żeby pomóc chłopcom wydostać się na ląd. - Głos pana
Wang-Olafsena zabrzmiał prawie dumnie. - Więc ona nie jest byle kim. Z pewnością słyszał pan o
pisarce z Sagene. To ona napisała Dym na rzece, gdzie opisuje ciężkie losy ludzi znad rzeki Aker.
Kierownik tartaku wpatrywał się w nią ze zdumieniem.
- To pani? Przepraszam, pani Ringstad, byłem tak przerażony tym, co się wydarzyło, że nie
od razu skojarzyłem nazwisko. Jeśli jest pani w stanie podejść do mnie do domu, poproszę moją
żonę, żeby znalazła dla pani jakieś suche ubranie. To było straszne! - dorzucił, kręcąc głową.
Elise zwróciła się do Kristiana.
- Czy mógłbyś pobiec i przyprowadzić wózek i wszystkie nasze rzeczy?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin