Holokaust po banderowskuProf. Edward Prus
"Holocaust po banderowsku", to pionierska praca prof. Edwarda Prusa na temat martyrologii Żydów i Polaków w okresie II wojny światowej na kresach wschodnich Rzeczpospolitej. Na skutek współpracy hitlerowców i nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN-UPA w latach 1941-1945 zamordowanych zostało ponad półtora miliona obywateli polskich, z tego większość stanowili Żydzi. W książce niezbicie udokumentowano zbrodnie nacjonalistów OUN-UPA dokonane na Żydach, najpierw pod komendą niemiecką, a następnie samodzielnie. Ogromna skala tych zbrodni zobowiązuje do tego, ze nie można obok nich przejść obojętnie, ani o nich zapomnieć. Na podkreślenie zasługuje postawa Polaków, gdyż dzięki ich odwadze i determinacji, udało się uratować 200 tysięcy Żydów, mimo ze za ich ukrywanie groziła w Polsce kara śmierci -- i ponad 40 tysięcy Polaków przypłaciło życiem chęć pomocy swoim pobratymcom.
PRZEDMOWA
Coraz liczniejsze przypadki pojawiania się na rynku księgarskim antypolskich publikacji, oraz tego typu wystąpień, szkalowanie polskiej przeszłości wywołują zaniepokojenie w polskim społeczeństwie. O bardzo wielu przykładach antypolonizmu w zachodnich mediach, które noszą znamiona zorganizowanej kampanii, donoszą rodacy mieszkający poza granicami Rzeczypospolitej. Niestety, zagrożenie dla podstawowych interesów Polski dostrzegają tylko nieliczni politycy. Poseł Antoni Szymański w piśmie z 24.10.2000 roku skierowanym za pośrednictwem marszałka Sejmu RP Macieja Płażyńskiego alarmował szefa polskiej dyplomacji Władysława Bartoszewskiego o tym, "że nadal upowszechniane są szkalujące Polskę i Polaków opinie odnośnie do ich odpowiedzialności w tym względzie".,.Wydaje się - czytamy dalej - że niezależnie od żądania sprostowań przez nasze konsulaty i ambasady, zawsze gdy sytuacje takie mają miejsce w mediach, należy rozważyć także inne działania". Szymański wyraził w liście obawę, że "jeżeli nie podejmiemy wysiłku w omawianej sprawie, to w wielu środowiskach, zarówno w USA, jak i w innych miejscach na świecie utrwali się opinia, że zagłada Żydów podczas II wojny światowej była dziełem Polaków. Dlatego władze polskie powinny robić wszystko, aby bronić naszego dobrego imienia i prawdy historycznej w tak ważnej kwestii". Ten atak syjonistów na dobre imię Polski jest wspólnym ich dziełem z ukraińskimi, skrajnymi nacjonalistami, których zbrodnie wobec Żydów czasami przewyższają złoczyny hitlerowców. To może zadziwiać ale i zastanawiać: wspólny antypolski front kata i ofiary - z tym, że inicjatorem złoczynu jest ofiara. Jak długo? Jak dotąd ten "sojusz" jest skuteczny i bardzo nam Polakom, uczciwym Żydom i Ukraińcom szkodzi. Jednak przyszłość może okazać się taka, jak w Holocauście po banderowsku. Dobrze się stało, że Wydawnictwo "NORTOM" zdecydowało się wznowić Holocaust po banderowsku w wersji rozszerzonej i uzupełnionej. Bezpośrednim impulsem wydania książki stał się prowokacyjny skandal, jaki się wydarzył we Frankfurcie nad Menem w trakcie 52 Międzynarodowych Targów Książki w październiku 2000 r. Wywołał go niedouczony pełnomocnik ministra kultury i dziedzictwa narodowego, Andrzej Nowakowski, a z którego polecenia usunięto, w sposób bezprawny z Targów książki Wydawnictwa "NORTOM", a wśród nich tego rodzaju książki jak Holocaust po banderowsku uznane przez tegoż pełnomocnika ministra za pozycje "antysemickie" i "antyukraińskie". Mamy uzasadnione prawo domniemywać, że przedstawiciel ministra działał w zmowie z tymi siłami, którym bardzo zależy, żeby w opinii świata funkcjonował stereotyp Polaka-antysemity, przeto wszelkie, nawet najmniejsze wzmianki o rzeczywistych antysemitach, w tym ukraińskich, są zwalczane w zarodku. Polacy są oskarżani o skrajny antysemityzm, a nawet o współudział w Holocauście. Niedawno "New York Times", opublikował artykuł oskarżający Polaków, myląc ich zapewne z Ukraińcami, o masową służbę w SS, a Rudolph Rummel o zbrodnie, które nigdy nie miały miejsca. Prof. Rummel dowiódł niezbicie, że stopień wiedzy o Polsce w USA nie jest zbyt wysoki. Nie tylko zresztą on. O stopniu wiedzy świadczą raz po raz przytaczane na łamach amerykańskiej prasy czy nawet na uniwersytetach twierdzenia tamtejszych tzw. autorytetów naukowych, zakłamujące w sposób jaskrawy najnowsze dzieje Rzeczypospolitej. W szczególności odnosi się to do twierdzeń na temat związku Polski z nazizmem i jej roli w Holocauście. Wśród tych "autorytetów" prym wiedzie właśnie Rummel. To właśnie on wyraża "poważne" opinie przy zupełnej bierności naszych dyplomatów, o tzw. polskich obozach śmierci w czasie II wojny światowej, czy o masowych pogromach i prześladowaniach ludności żydowskiej. Tego rodzaju twierdzenia nie mają żadnego potwierdzenia w faktach, są wymysłem na użytek wrogich Polsce sił światowego syjonizmu. Przykładem są tu niektóre twierdzenia Rummla (kandydata do pokojowej nagrody Nobla w 1996 roku), pracownika naukowego hawajskiego uniwersytetu. Ten przedstawiciel amerykańskiej nauki próbuje dowieść w swych pracach, że w powojennej Polsce w latach 1945-1948 wymordowano 1,5 min Żydów, Niemców i Ukraińców w ramach czystek narodowościowych, co według prof. Rummla stawia Rzeczpospolitą na 6 miejscu pod względem ludobójstwa, w rzędzie takich państw jak komunistyczne Chiny, imperialna Japonia, czy Kambodża. "Nie należy wcale bagatelizować Rummla jako "oszołoma" - zauważa Jacek Szpakowski z łam Naszego Dziennika (l XII 2000) - ponieważ jego prace przyniosły mu szereg nagród, w tym m.in. nominację do Grawemeyer Award for Ideas Improving w 1998 r. Ciekawa jest też lista sponsorów jego prac naukowych, takich jak np. The United States Institute of Peace, z jego władzami w osobach Allena Weinstejna - prezydenta Centerfor Democracy, Washington D.C. czy Heriet Zimmerman - wiceprezydenta American Israel Public Affairs Committee, Washington D.C. albo też National Science Foundation Grants, z generalnym dyrektorem Auronen Asraelem, wskazująca, że takimi akurat wynikami dociekań Rummla zainteresowane były "niektóre ośrodki żydowskie". Ośrodki te zupełnie zbywają milczeniem mordy ukraińskich nacjonalistów popełnione na Żydach - więcej - zwalczają w sposób brutalny i nieprzebierający w środkach tych, którzy ten mord usiłują pokazać światu. Dowodem jest atak na autora tych słów dokonany przez Ludwika Stommę na łamach "Polityki" (nr 37). W obszernym szkicu pt. Ukraina na użytek goja, w "świętym gniewie" zamieścił wiele inwektyw, za to, że ośmielono się banderowców nazwać hienami i szakalami. Kpiąc mało przekonująco oświadczył Stomma, że na Wołyniu takich "zwierząt" nie było. (Oj było i to w nadmiarze. Wystarczy popytać Wołyniaków.) O tym, że banderowcy byli "hienami i szakalami" napisał po latach były wojak SS-Galizien H. Podworny w wydanej w Kanadzie książce wspomnieniowej Witer z Wołyni. "Banderowcy bezbożnikami nie byli -pisał w niej. - W niedzielę szli do cerkwi, pchali się pod ikonostas i bardzo często się żegnali. Byli tak pobożni, że za swoje religijne przekonania, podobnie jak za polityczne, wyrżnęliby wszystkich, którzy nie wierzyli tak jak oni i inaczej myśleli. A wówczas byłoby według ich marzeń: jeden wódz, jedna partia, jeden naród i jedna wiara". A zatem: Ein Volk, ein Fuhrer, ein Reich! "W felietonie Stommy - pisze znów Feliks Budzisz - spotykamy się z jakimś obłędnym poplątaniem pojęć: ludobójstwa z patriotyzmem, zoologii z martyrologią i w końcu osób Murawiowa wieszatiela z E. Prusem. Jest to szokujące, ale i nieuchronne, gdy się usiłuje, jak to czyni L. Stomma, nobilitować ludobójców, gdy się próbuje zatrzeć ślady zbrodni. Nie jest to pierwszy przypadek i pewnie nie ostatni ..." Możliwe, że L.Stommie, przy jego stanie wiedzy, kresowa martyrologia, którą od wielu lat bada prof. Prus, kojarzy się jedynie z jakąś tam zoologią. Podobnie traktowali rzezie ludności polskiej (i żydowskiej) naziści z OUN-UPA. Dla nich ludność polska (i żydowska) była tylko stadami trzody, które należało jak najszybciej co do nogi wyrżnąć. Bardzo źle się złożyło, że dotychczas nasz Parlament nie potępił zbrodni OUN-UPA i nie uczcił ofiar banderowskiego ludobójstwa, bo przecież było to ludobójstwo we wszystkich swoich piekielnych wymiarach, określonych w Konwencji ONZ z 12 stycznia 1951 r.: "Ludobójstwo jest zbrodnią polegającą na działaniu podejmowanym w zamiarze zniszczenia (w całości lub w części) określonej grupy narodowej, etnicznej, rasowej lub religijnej)" (WEP, t. 6; "Na Rubieży", nr 33/34, 1999). Stomma autorowi tych zdań zaproponował polemikę "jak profesor z profesorem", a gdy propozycja została przyjęta - umilkł, stchórzył. Pojął bowiem, że jego wiedza na temat Holocaustu po banderowsku równa się zeru, że w końcu wiedza historyczna, to nie słowa bez pokrycia, a do tego jeszcze obraźliwe.
Jednym z elementów taktyki syjonistycznej, co też wyczuwa się u Stommy, jest staranne przemilczanie zachowania się innych narodów okupowanej Europy, ukrywanie ich udziału w wymordowaniu Żydów i nie dokonywania żadnych porównań z Polakami, by nie wypadły na polską korzyść. Tymczasem osobiście nie widzę większej różnicy między antysemickimi działaniami kolaborantów francuskich a Holocaustem po banderowsku. Tu i tam, czego nie chce dostrzec Stomma, działały te same siły "pomocnicze" zmierzające do unicestwienia narodu żydowskiego zgodnie z hitlerowskimi założeniami. Polaków wśród takich zbrodniarzy nie było. Pozostała jeszcze do omówienia postawa Kościoła katolickiego. Francuski kler masowo kolaborował, polski ukrywał Żydów, wystawiał im fałszywe metryki chrztu i w kazaniach odważnie wzywał do pomagania Żydom. Z rąk niemieckich i ukraińsko-banderowskich zginęli księża, zakonnicy i zakonnice polskie: wystarczy wspomnieć abp. Kozala i siostry Nazaretanki z Nowogródka. Dalej odpowiem słowami dr. Andrzeja Reymanna: "Wyliczmy różnice pomiędzy zachowaniem się Polaków i Francuzów w stosunku do Żydów. U nas za pomaganie Żydom groziła kara śmierci, we Francji "kara" 5 franków grzywny. Pomimo to Polacy uratowali 300 tys. Żydów, podczas gdy francuskich Żydów uratowało się mniej niż l % i to przeważnie nie dzięki Francuzom, a wbrew rodakom de Gaulle'a. W odwet za pomaganie Żydom Niemcy zamordowali ok. 30 tys. Polaków, Francuz natomiast nie zginął ani jeden. Obsługa i kierownictwo francuskich obozów koncentracyjnych były czysto francuskie, natomiast obozy, założone przez Niemców na terenie okupowanej Polski nazywane teraz z tego powodu przewrotnie przez niektórych Żydów "polskimi", były kierowane i obsługiwane przez Niemców. Pewna znacząca część obsługi obozów śmierci była żydowska, np. żydowskimi były tzw. komanda śmierci, służące do gazowania więźniów... Polacy byli w tych obozach wyłącznie więźniami, czekającymi w kolejce po śmierć. Obozy na terytorium Polski zostały założone przez Niemców w celu planowanej eksterminacji Narodu Polskiego, a zginęło w nich oprócz ok. 3 mln Żydów, obywateli polskich, również 2 mln rdzennych Polaków. Taka sama liczba Polaków zginęła z rąk żydowskich w czasie holocaustu stalinowskiego" (Najjaśniejszej Rzeczypolitej", 19 Xl 2000). Wreszcie ostrzeżenie tego samego autora: "Jakie wnioski my, Polacy powinniśmy wyciągnąć z Holocaustu? Zanim kiedykolwiek ponownie zaczniemy ratować Żydów, musimy upewnić się, czy Żydzi znowu nie obciążą winą ich obrońców i czy dalej będą pluć na Polskę, religię katolicką i Polaków, przypisując nam zbrodnie przez kogoś innego popełnione". To bardzo gorzkie słowa. Ku zaskoczeniu autora Holocaust po banderowsku został przez American Jewish Committee The Jacob Blaustein Bulding w Nowym Jorku (Antisemitism World Report 1996) zaliczony do dzieł antysemickich, a nie, jak tego należało się spodziewać, do opracowań współczujących Żydom. Protest nie pomógł, ale wiele wyjaśnił. Autor zrozumiał to, o czym już mu wcześniej pisano z Uniwersytetu Ben-Guriona w Jerozolimie, że Edward Prus syjonistom "popsuł interes" na 50 lat. Skandalem zakończyła się też wizyta szefa polskiego MSZ Władysława Bartoszewskiego w Izraelu w listopadzie 2000 roku. W knesecie usłyszał od niektórych posłów oskarżenia pod adresem Polaków o współodpowiedzialności za żydowski Holocaust, a o zbrodniach banderowskich - ani słowa, choć deputowani otrzymali do rąk nowo wydaną książkę S. Spectora, pracownika naukowego Instytutu Yad Vashem o zagładzie Żydów wołyńskich i o pomocy Polaków udzielanej zagrożonym przez policję ukraińską i banderowskich zbrodniarzy. Izraelscy deputowani, m.in. wiceprzewodniczący Knesetu Ruben Riwlin podkreślali, że było wielu Polaków, którzy brali udział w mordowaniu Żydów, a obecna Polska powinna rozliczyć się ze swoją przeszłością i niejasną - ich zdaniem-historią podczas II wojny światowej. O Żydach kierujących komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa i mordujących Polaków bez najmniejszych wahań - nie było ani słowa. Według izraelskich posłów fakt, że Polska była okupowana, nie zwalnia od odpowiedzialności za zbrodnie. Naród polski musi przejść długą drogę, żeby spojrzeć w oczy narodowi żydowskiemu. Posłowie domagali się też wynagrodzenia krzywd Żydów przez rząd polski. Byt to jawny przejaw antypolonizmu wobec człowieka, który w okresie niemieckiej okupacji współtworzył "Żegotę", organizację pomocy Żydom, a jednocześnie policzek wymierzony Majestatowi Rzeczypospolitej przez nieodpowiedzialnych polityków izraelskich realizujących politykę światowego syjonizmu. "Nie powiedziałbym, że to antypolska tendencja. Jest tu trochę mitologii i stereotypów" - tak komentował z kolei wystąpienia w Knesecie Szewach Weiss, dyrektor Yad Vashem. Jego zdaniem sytuacja, w której znalazł się Izrael, z powodu zaostrzającego się konfliktu z Palestyńczykami powoduje, że "stereotypy robią się silniejsze, ale nie u wszystkich" - zapewniał rozsądnie. Należy mieć nadzieję, że tak jest naprawdę.
Wielu się zastanawia: czy Polacy, jako naród, zasłużyliśmy sobie na tyle upokorzeń doznanych od pewnych środowisk żydowskich? Naród, który z narażeniem życia własnego i całych rodzin, w sposób bezinteresowny, jedynie z ewangelicznego nakazu, ratował bliźnich, jest przez nich, nawet przez tych uratowanych, opluwany i znieważany? Ratowaliśmy ich przed zbrodniarzami spod znaku OUN-UPA, ale jakoś nie słychać aby tych, na których rękach jest krew 600 tys. Żydów, przynajmniej nazywano po imieniu. Już dawno Yad Vashem dowiódł, że w masakrze 600 tys. Żydów kresowych współdziałali wyjątkowo aktywnie ukraińscy nacjonaliści. Tymczasem dziś syjonistyczni opluwacze Polaków są znów w antypolskim aliansie z ukraińskimi nacjonalistami, jak wówczas w pamiętnym 1939 roku. Czy jednak tamto przykre doświadczenie niczego ich nie nauczyło? Wątpliwy sojusznik ich zdradził z chwilą wkroczenia na Kresy Niemców i właśnie im i ich sprawie zaprzedał się. Czy my Polacy, jako naród zasłużyliśmy na to, żeby w izraelskim Knesecie premier tego kraju obrażał Majestat Najjaśniejszej w osobie Jej Prezydenta, gwałcąc prawa gościnności właściwe wszystkim cywilizowanym narodom, rzucał w twarz Lechowi Wałęsie, że Polacy, jakoby, antysemityzm wysysają z mlekiem matki? Tymczasem Prezydent RP zachował się jak zwykły tchórz, żeby nie użyć mocniejszych stów. Nie stać go było na gest, odwagę i postawę prezydenta Francji de Gaulle'a. Gdy ten w sposób mniej wymowny został obrażony w Kanadzie, przerwał swoją wizytę i natychmiast wrócił do ojczyzny. Zjednało mu to podziw i szacunek całego świata. No cóż, brakuje nam de Gaulle'a, w ogóle brakuje nam polityków z charyzmą i osób z honorem. Przed wojną było ich wielu: Dmowski, Piłsudski, Korfanty, Witos, Sikorski, Haller. Nie ma dziś komu bronić polskiej godności na arenie międzynarodowej, a ci, co powinni, po prostu nie chcą! Tymczasem jest czego bronić, a przede wszystkim prawdy. Ot chociażby tej, że tysiące dzieci żydowskich zostało uratowanych przez polskie rodziny, polskie siostry zakonne, polskie parafie. A czy oskarżająca nas strona żydowska, może przytoczyć choćby jeden przykład uratowania przez Żyda polskiego dziecka zagrożonego zsyłką na Sybir? W okresie okupacji sowieckiej Żydzi odgrywali rolę najważniejszą zaraz po nich Ukraińcy, ale takiego przykładu przytoczyć nie będą w stanie. Dziecko pogardzanego goja nie warte było ani współczucia, a już zupełnie nie zasługiwało na litość. Matka przyjaciela autora z transportu zdążającego na Sybir wypchnęła w głęboki śnieg synka w nadziei, że ocaleje. Dziesięcioletni malec, licząc na pomoc, wśliznął się nocą do zaprzyjaźnionego z rodziną Żyda. Ten, po krótkiej naradzie z żoną, wziął chłopaka za rękę i zaprowadził na posterunek milicji złożonej wyłącznie, jak się to później okaże z z samych ukraińskich nacjonalistów. Chłopca Sybir nie minął, a "zaprzyjaźnieni" milicjanci "odwdzięczyli się" Żydowi za "lackie szczenię" w czasie okupacji niemiecko-ukraińskiej, wieszając go na suchej wierzbowej gałęzi pod oknem jego domu. Jest nas Polaków za co nienawidzieć i spotwarzać! Opisywany Holocaust jest dziś, ze względów politycznych i chwilowej koniunktury przemilczany ze szkodą dla prawdy. Prawda jest taka: nacjonaliści ukraińscy już w 1929 roku na I kongresie swojej faszystowskiej OUN wydumali zbrodniczą ideę, że ich samostijna Ukraina o jaką walczą, musi być narodowo jednolita, pozbawiona wszelkich czużynców. Zamierzali się ich pozbyć drogą mordu. Dlatego tak chętnie wysługiwali się Niemcom, którzy rozpoczęli likwidację Żydów bo ta likwidacja była zgodna z ich planem. Kiedy znów Niemcy "rozwiązali problem żydowski", a wielu Żydów zdołało im umknąć do leśnych kryjówek i polskich zagród chłopskich, wtedy nacjonaliści przy niemieckim wsparciu, utworzyli antypartyzancką formację znaną pod skrótem UPA, aby Żydów wyłapywać i unicestwiać na miejscu. Oczywiście nie był to jedyny cel UPA, bo gdy nie było już Żydów oficjalnie, wtedy UPA przerzuciła się Polaków i wszystkich innych czuzyńców poza Niemcami. Innymi słowy nacjonaliści ukraińscy zaczęli budować swoją Ukrainę na krwi ludzkiej - najpierw żydowskiej, a następnie polskiej. Żydzi na Kresach mieszkali wspólnie z Polakami i razem z nimi w miastach stanowili większość, gdy zaś spotkał ich srogi los, gdy wrogie siły niemiecko-banderowskie rozpętały ludobójstwo, Polacy musieli w tej sytuacji zająć własne, zdecydowane stanowisko - i zajęli. Było ono zgodne z Chrystusowym nakazem miłości bliźniego. Dlatego w książce znajdują się liczne przykłady heroicznej postawy Polaków ratujących bliźnich-Żydów, jakże często przypłacone życiem własnym i rodziny. Niemcy i ukraińscy nacjonaliści po znalezieniu ukrytego Żyda, dokonywali wspólnej egzekucji na tym Żydzie i rodzinie polskiej, która go ukrywała. Modne jest dziś głoszenie likwidacji "białych plam" w historii, taką niewątpliwie "białą plamą" jest Holocaust po banderowsku, przeto autor ma nadzieję, że przez kolejną publikację książki na ten temat przybliży Polakom, Żydom i Ukraińcom ten ważny, acz bolesny fragment ich wspólnych dziejów. Uważa też, jak wszyscy Kresowianie, że na przeszkodzie do szczerego braterstwa polsko-ukraińskiego leży przepaść wypełniona przelaną krwią Polaków pomordowanych przez wyrodnych synów narodu ukraińskiego, spod znaku OUN-UPA. Badaniami nad nieznanym i przemilczanym Holocauście po banderowsku wypełnia także zalecenie Prezydenta RP, aby zlikwidować "białe plamy" w naszej historii najnowszej. Holocaust po banderowsku jest fragmentem tej historii, ale też dotyczy historii Ukrainy i narodu żydowskiego. Zatem rację należy przyznać Forum Organizacji Kresowych i Kombatanckich RP, które w liście otwartym "Do Kandydata na Urząd Prezydenta RP" pisze: "Oczekujemy, że Pan, po uzyskaniu godności Prezydenta RP, podejmie niezbędne działania aby także strona ukraińska oficjalnie potępiła sprawców ludobójstwa, zgodnie z historyczną prawdą. Bo nie ma dwóch prawd! Zbrodnia jest zbrodnią! Tak jak osądziliśmy zbrodnie hitlerowskie i stalinowskie na Polakach, mamy ten sam obowiązek - wobec zmarłych, żyjących i przyszłych pokoleń - osądzić i potępić ludobójstwo dokonane przez zbrodniczy margines ukraińskiego narodu". Te same słowa należy odnieść do izraelskiego Knesetu. Właśnie o takie słowa zaapelowało 95 deputowanych z Rady Najwyższej Ukrainy w sierpniu 1996 roku w swoim posłaniu "Do narodów, parlamentów i rządów Ukrainy, Białorusi, Izraela, Polski, Rosji, Słowacji i Jugosławii". "Zwracamy się do narodów - czytamy tam - parlamentarzystów, rządów, politycznych i społecznych organizacji krajów, obywatele których najbardziej ucierpieli na skutek krwawych zbrodni OUN-UPA, proponujemy utworzenie Międzynarodowej Komisji spośród obiektywnych fachowców (historyków, prawników) celem opracowania faktycznego materiału oraz opracowania wniosków prawnopolitycznych co do działalności OUN-UPA podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu, celem następnego przekazania ich Trybunałowi Międzynarodowemu...". Znając te uczciwe słowa musimy się zgodzić z senator Zofią Berny, która w Senacie RP wypowiedziała tę opinię: "Sprawy wymordowania setek tysięcy Polaków, Żydów i Ukraińców przez oddziały UPA i inspirowane przez nią bandy nie da się też wsadzić do wspólnego worka zbrodni komunistycznych. My, świadkowie tamtych czasów, pamiętamy dokładnie, że nacjonalizm ukrański miał oparcie w faszyzmie, a nie w stalinizmie i że w realizowaniu jego haseł OUN-owcy z hitlerowcami współpracowali". Z tej współpracy właśnie zrodził się Holocaust po banderowsku.
SPRAWIEDLIWI WŚRÓD NARODÓW
Holocaust - słowo znane całemu światu. Oznacza ono ludobójstwo, martyrologię narodu żydowskiego (i nie tylko żydowskiego) w okupowanej i zniewolonej Europie. Jest synonimem Oświęcimia i Treblinki, Obozu Janowskiego i gett wszędzie tam, gdzie pojawił się hitleryzm w swej "narodowej", antyludzkiej postaci. Holocaust oznacza również, choć o tym dziś się nie mówi i nie chce pamiętać, zagładę Żydów stosowaną z całą konsekwencją przez ukraińskich (galicyjskich) hitlerowców ukrywających się pod szyldem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Oznacza też żydowskie groby bezimienne rozsiane po największym cmentarzysku świata, w ziemi wołyńskiej i podolskiej. Program OUN zawarowany w haśle: "Ukraina dla Ukraińców", a później w okrzyku "Śmierć Żydom, Polakom i Moskalom" realizowała w ludobójczej praktyce tzw. Ukraińska Powstańcza Armia (UPA). Prawowzorem UPA był banderowski batalion w służbie niemieckiej "Nachtigall" przekształcony później w oddział kolaboranckiej policji pomocniczej. To ludzie Stepana Bandery mobilizowali galicyjską i wołyńską czerniawę do maltretowania, rabowania i mordowania Żydów. Innymi słowy, to członkowie OUN (banderowców) rozpoczęli i do końca swoich dni okupacyjnych (później też) bezwzględnie uprawiali "taniec śmierci" - Holocaust "po ukraińsku". Był ów Holocaust najokrutniejszy i najkrwawszy - bo w najwyższym stopniu zwyrodniały, jak jego animatorzy dyszący tradycją dzikiego Zaporoża. Ten mord popełniony na narodzie żydowskim nie może nie być postrzegany, nie może też być narzędziem politycznej manipulacji! Przypomnijmy: przed wojną w granicach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej mieszkało 85% całego europejskiego żydostwa. Procent ten wzrastał na skutek wypędzenia Żydów z III Rzeszy. Wielu z nich osiedlało się na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, byle jak najdalej od hitleryzmu. Zatem znaleźli się w krainach, w których zaczną operować "zagony atamańskie" UPA. Było więc kogo mordować! To, że tysiące Żydów ocalało z tego, nie mającego analogii (ze względu na masowość i okrucieństwo) pogromu, zawdzięczać należy wyłącznie Polakom, strukturom i siłom zbrojnym podziemnego Państwa Polskiego oraz patriotycznego duchowieństwa. Polacy, którym groziła kara śmierci za pomoc udzielaną Żydom, byli poddawani wielorakim represjom: okupanta niemieckiego, cywilnej administracji ukraińskiej, legalnej policji ukraińskiej oraz antypartyzantki o mylącej nazwie UPA. Wszystkie te formacje dokonywały zbrodni ludobójstwa na narodzie żydowskim. Polacy ryzykowali najwięcej pomagając Żydom przetrwać. Dziś beznadziejnie walczymy z antypolską propagandą, a świat uczy się o tym, czym był Holocaust od ludzi, którzy wojnę i ludobójstwo znają jedynie z filmów i fotografii. Świat nie zna prawie zupełnie Holocaustu "po banderowsku". Pomoc polska w ratowaniu Żydów przed OUN-UPA oraz Niemcami została okupiona śmiercią tysięcy osób (nie ma wśród tych ofiar Ukraińców). Udowodnione to zostało nie tylko w bogatej dokumentacji zebranej przez Yad Vashem Institut - Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów, ale również na jerozolimskim Wzgórzu Pamięci, w Alei Sprawiedliwych wysadzonej drzewami. Jest ich piętnaście tysięcy z nazwiskami tych, którzy w latach masowego niszczenia Żydów okazywali im pomoc. Na umieszczonych na drzewach tabliczkach widnieją nazwiska sześciu tysięcy Polaków. Zachowania się Polaków i ich władz w konspiracji oraz na Uchodźstwie względem Żydów - obywateli RP w czasie II wojny światowej z postępowaniem innych społeczności okupowanej Europy (nie tylko ukraińskiej), nawet porównać się nie da. Nie ma tu niemal punktów stycznych, ani wspólnej płaszczyzny odniesienia. Przestępczy margines szkodzący Żydom - polski ruch oporu (o czym przekonamy się później) tępił bezlitośnie kulą w łeb. Ze świadczonej Żydom pomocy i jej rozmiarów Polacy mają prawo być dumni. Była ona ogromna, wszechstronna i sięgała granic ludzkiej możliwości.
W ukrywaniu i ratowaniu Żydów brało rotacyjnie udział kilka milionów Polaków, to jest 20% dorosłego społeczeństwa. Inni, mniej odważni akceptowali tę akcję, wspomagając ją pieniędzmi, żywnością i odzieżą. Jeszcze raz brocząc bezcenną krwią, Polacy podjęli w skrajnie trudnych warunkach walkę za ich wolność waszą i naszą! Polacy uratowali przed śmiercią około 300 tys. Żydów, to jest znacznie więcej, niż cała reszta okupowanej Europy. Za ukrywanie Żydów Niemcy i ukraińscy nacjonaliści w ich służbie zamordowali 30-40 tys. Polaków. Nigdy dotąd żaden naród w historii, nie zrobił dla drugiego tyle, co Polacy zrobili dla Żydów w dobie hitlerowskiej okupacji. Jedynym państwem i narodem Europy, który zasłużył sobie na to, aby o nim powiedzieć, że w sposób rzeczywisty i programowy ratował Żydów w czasie II wojny światowej była Rzeczpospolita Polska i Naród Polski. I tej prawdy żadne kłamstwa i fałsze banderowskiej, czy syjonistycznej propagandy nie zmienią ani nie zagłuszą.
Ostatnimi czasy propaganda banderowska operuje "argumentem", że UPA ratowała Żydów przed zagładą zgotowaną im przez okupanta hitlerowskiego, "polskich volksdeutschów" oraz polskie podziemie zbrojne, głównie Armię Krajową. Ktoś kiedyś odkrył, że najlepszą obroną jest atak. W histerycznym wrzasku o prześladowaniu Żydów łatwiej jest ukryć własne nikczemności. Dla nas Polaków sprawa jest jasna, że przyczyną i celem antypolskiej kampanii powojennej OUN, jest chęć ukrycia przed światową opinią publiczną kainowych zbrodni OUN-UPA. Ułatwieniem dla nich w tej antylechickiej propagandzie, jest antypolska nagonka pewnych grup syjonistycznych na świecie i ich agend w Polsce. Idiotyczne, krzywdzące wręcz Polaków, a czasami nawet haniebne wypowiedzi spotykane na łamach "Tygodnika Powszechnego", "Gazety Wyborczej" czy wreszcie głosy na jerozolimskim sympozjum (1989 r.) z udziałem dwóch polskich historyków, a także jakaś niezrozumiała niechęć ze strony polskich politologów i publicystów do brania w obronę dobrego imienia polskiego, wydaje się być jakąś narodową chorobą. Ratowanie Żydów w Rzeczypospolitej, na obszarze będącym pod okupacją niemiecko-ukraińską było bohaterstwem największym, bo powtórzmy, grożącym wyższym wymiarem kary niż wiele innych działań konspiracyjnych. Bo w większym stopniu niż inne działania ruchu oporu wystawiały na uczestniczącego w tej konspiracji człowieka na śmierć. Kara śmierci za ukrywanie Żyda dotyczyła Polaków i tylko Polaków w całej okupowanej Europie - i to zarówno z rąk niemieckich, jak i ukraińskich. Czy trzeba o tym kogoś przekonywać? Tak, trzeba, a najwięcej nas samych, a przede wszystkim polski rząd i polskich parlamentarzystów! Bohaterowie ruchu oporu, członkowie wołyńskiej i wschodniomałopolskiej samoobrony. Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata, Polacy, którzy ratowali Żydów przed hitlerowcami, banderowcami, bulbowcami, melnykowcami, nie zostali do tej pory uznani za godnych miana kombatantów. Jakie prawo moralne mamy domagać się, by inni, cudzoziemcy, docenili wkład Polaków w ratowaniu Żydów przed ludobójcami niemieckimi, litewskimi, ukraińskimi, skoro my sami zasług Polaków w tej dziedzinie nie uznajemy? To jednak nie może przekreślać pamięci tych, co wmawiają Polakom "odwieczny antysemityzm". Taką tezę głosić mogą tylko ci, którym natura poskąpiła obiektywizmu, historyczni ignoranci, umysły jałowe lub zwyczajni łajdacy - a takich przecież nie brakuje w żadnym narodzie. Polacy jako Naród wobec Żydów są moralnie czyści. "Dziś z perspektywy czasu - pisze z Hajfy (29 IX 1976 r.) ocalała z Obozu Janowskiego we Lwowie Żydówka -jestem pełna podziwu dla odwagi i poświęcenia... tych wszystkich Polaków, którzy w owych czasach dzień w dzień narażali własne życie. Nie wiem, czy my. Żydzi, wobec tragedii innego narodu, zdolni bylibyśmy do tego samego poświęcenia". (Cyt. za: M. Arczyński, W. Balcerek, Kryptonim "Żegota", Warszawa 1978). Wobec tej prawdy napawa wręcz lękiem i budzi niepokojące zdziwienie fakt wmawiania nam Polakom przez niektórych Żydów, nawet tych, którzy Polakom zawdzięczają życie, haniebnej tezy - o polskim antysemityzmie "wyssanym (rzekomo) z mlekiem matki" -jak to w sposób kłamliwy i wręcz bezczelny oświadczył w obecności prezydenta RP zaproszonego do Izraela, premier tego kraju. Kłamliwości tej tezy łatwo jest dowieść - wbrew różnym -"Malowanym ptakom" i innej antypolskiej literatury, która tak cieszy naszych "europejczyków". A upokorzony Prezydent? A Prezydent wielkiego i dumnego Narodu, który najwięcej ofiar poniósł w ratowaniu Żydów, przełknął tę gorzką zniewagę w sposób niezrozumiały, a spoliczkowany niemiłosiernie, zamiast odważnie ciosem odpowiedzieć na cios, ukorzył się poniżające w Knesecie i poprosił Żydów, w imieniu Narodu Polskiego, o przebaczenie za "polski antysemityzm". Zabrakło mu w tej chwili godności wielkiego Polaka, zabrakło mu dumy de Gaulle'a, który w podobny sposób obrażony w kanadyjskim Ouebecu opuścił ten kraj natychmiast nie pożegnawszy się z jego premierem. Nikt dotąd, żaden prezydent kraju, którego naród znajdował się pod niemiecką okupacją, nie potępił antysemityzmu uprawianego przez jego kolaboranckie grupy. Nie uczynili tego dotąd nawet dwaj kolejni prezydenci Ukrainy - a przecież antysemityzm na Ukrainie jest "odwieczny", a w dobie okupacji niemieckiej był największy-bo też faszyści ukraińscy byli najwierniejszymi kolaborantami Hitlera. Holocaust "po banderowsku" jest tak dalece nieznany (choć nacjonaliści ukraińscy są współodpowiedzialni za śmierć około półtora miliona Żydów), że bawiący na Ukrainie minister spraw zagranicznych Izraela oświadczył, iż rzekomo najwięcej Żydów w jego kraju rozmawia po... ukraińsku. Pan minister w ogóle nie orientuje się w meandrach polsko-ukraińsko-żydowskich i nie odróżnia języka polskiego od mowy ukraińskiej. Jemu się wydaje, że w Małopolsce Wschodniej (nazywanej dziś "Zachodnią Ukrainą") mieszkali wyłącznie Ukraińcy, przeto Żydzi tu mieszkający, którzy uniknęli śmierci, muszą rozmawiać po ukraińsku. Prawda jest inna. W Małopolsce Wschodniej mieszkali Polacy, którzy razem z Żydami stanowili bezwzględną większość mieszkańców. A Żydzi, jeżeli nie mówili "po swojemu", to rozmawiali w domu i między sobą wyłącznie po polsku, zwłaszcza inteligencja. Na Ukrainie zaś, za Zbruczem, tylko po rosyjsku. Żydzi między sobą nigdy nie rozmawiali po ukraińsku, w języku tym tylko klęli i do chłopów ukraińskich odzywali się kupując u nich cielęta, kury i gęsi. We wstępie do broszury upamiętniającej ratowanie Żydów duńskich w dobie Holocaustu (7250 osób), m.in. napisano: "...inne europejskie narody pod niemiecką dominacją-we Francji, Polsce, Czechosłowacji, Holandii i Grecji zdradziły bądź porzuciły swoich żydowskich współobywateli... Tam, gdzie się urodziłem - kłamie autor wstępu - w Polsce Żydzi nie mieli tyle szczęścia, 50 lat temu polski rząd nie powstrzymał metodycznej likwidacji żydowskiej społeczności w Polsce". Sugeruje się, że w Polsce istniał jakiś rząd typu Ouislinga! Autorem tego wstępu napisanego w 1993 roku, jest dyrektor antydefamacyjnej organizacji B'nai B'rith Abraham Foxman, uratowany przez Polkę (tj. znający rzeczywistość okupacyjną w Polsce). B'nai B'rith jest wydawcą broszury. W tymże roku A. Foxman uczestniczył m.in. z Jerzym Turowiczem w zorganizowanej przez "Wprost" dyskusji na temat "polskiego antysemityzmu". Antypolską formułę o rzekomym wyjątkowym antysemityzmie Polaków, od lat lansuje światowa masoneria, a z jej inspiracji w Polsce "Tygodnik Powszechny". Nie jest możliwe żeby Foxman, zajmujący się okupacyjnym losem Żydów, nic nie wiedział o rozpaczliwych wręcz wysiłkach uchodźcowego rządu RP podejmowanych w celu uratowania polskich Żydów, o jego rozpaczliwych raportach słanych do rządów państw sprzymierzonych. Brak absolutnego oddźwięku z ich strony doprowadził do samobójczej śmierci polskiego Żyda, członka Rady Narodowej (emigracyjnego parlamentu) Szmula Zygielbojma. Śmierć tego szlachetnego człowieka w Londynie, pragnącego tym poruszyć sumienie świata, a zwłaszcza sumienie swoich bogatych i wpływowych rodaków, i nakłonić państwa sprzymierzone do uratowania milionów ginących Żydów, w tym także z rąk ukraińskich nacjonalistów, nie wzruszyła nikogo, nawet wpływowych Żydów amerykańskich. Przyjęli oni tę wiadomość z całkowitą obojętnością i tym udowodnili, że los polskich Żydów nic ich obchodził. Szkoda, że tej prawdy. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nie przypomniał w Knesecie Żydom i odrzucił oszczerstw o "polskim antysemityzmie". W skład polskiego parlamentu uchodźcowego wchodziło trzech wybitnych polityków żydowskich. Oprócz Szmula Zygielbojma byli w nim jeszcze pełnoprawnymi członkami: Karol Lieberman i dr Ignacy Schwartzbarth. Inne rządy uchodźcowe i parlamenty, Żydów w swoim składzie nie miały. Nie znane są też historykom przypadki, aby którykolwiek z emigracyjnych rządów lub parlamentów państw okupowanych, poza polskim rządem, podejmował jakiekolwiek akcje, na rzecz ratowania Żydów. W antypolskiej nagonce wysuwa się na pierwszy plan i nagłaśnia "pogrom kielecki", który, jak się można przekonać był perfidną wspólną prowokacją Sowietów i syjonistów, którzy w taki właśnie brutalny sposób chcieli zmusić ocalałych z Holocaustu hitlerowsko-banderowskiego Żydów do osiedlenia się w Palestynie. W tej propagandzie nie dostrzeżono, że w tych właśnie latach Polską rządzili głównie syjoniści - i to zarówno w centralnych organach partyjnych, organach sądowych i rządzie. Nawet okrutną i dziś powszechnie uznaną za zbrodniczą policją polityczną czyli UB, kierował Jakub Berman - będący jednocześnie szefem masonerii światowej nad Wisłą. Berman miał tysiące żydowskich pomocników, którzy przybyli z ZSRR albo zostali przez Polaków uratowani. Ci nie pomni na to, Polakom przecież szkodzili aż do 1956 roku, później, najczęściej bez większych przeszkód wyjechali za granicę. Przypominam tylko niektórych: Anatol Fejgin, Luna Bristigerowa, Józef Światło, Stefan Michnik, Helena Wolińska, Salomon Morel, Różański i cała plejada innych w powiatowych komitetach partyjnych, w urzędach bezpieczeństwa, na dyrektorskich stanowiskach w gospodarce. Ostatnie badania nad "pogromem kieleckim" dowiodły, że była to nie tylko wielka prowokacja (autorzy mówią o inscenizacji) ale i mistyfikacja. Oto co na ten temat ma do powiedzenia Jan Kuraś prezes Sekcji Holocaustu przy Polish Historical Society w USA:
"Na dużym na ćwierć strony zdjęciu w Nowym Dzienniku widzimy rząd trumien z zabitymi wiekami. Na przednim planie są dwie dziecięce trumienki, rzekomo z żydowskimi ofiarami pogromu. Jednakże przewód sądowy z roku 1946 w Kielcach, który odbył się dwa dni po "pogromie" ustalił, że zginęło tylko jedno dziecko żydowskie - i to daleko poza Kielcami". Trzeba więc zapytać, kogo - lub raczej co -pochowano w tych dziecinnych trumienkach. Dwóch Żydów-karzełków? Kiedy zapytałem prof. Kersten, ile dzieci zginęło w Kielcach, profesor odpowiedziała: "Nikt nie wie czy i ile żydowskich dzieci zginęło w tym pogromie, bo i naprawdę nikt tego nie wypunktował." Na pytanie, jak może wyjaśnić obecność dwu pochowanych trumienek na kieleckim kirkucie, pani profesor talmudycznie odpowiedziała na inny temat: "Jest mi znana wasza teza (że pogrom był inscenizacją i że w Kielcach pochowano trumny wypełnione cegłami), ale wy jej nigdy nie udowodnicie". Na procesie trzech biegłych zeznało, iż (rzekomo) zbadało zwłoki ofiar pogromu i że dzieci między nimi nie było (protokół kieleckiego procesu w CA MSW, syg. SN (46, t. 2, L 257-277, mps.). Dwie dziecinne trumienki, stojące na podwórzu szpitala św. Aleksandra w Kielcach, zamieszczone w Nowym Dzienniku, jak również w licznych innych polskich gazetach, nie stoją tam przypadkowo lub w oczekiwaniu na zwłoki nie żydowskich pacjentów. Oficjalna Kronika Filmowa z lipca 1946 loku pokazuje, że te same trumienki są wnoszone na cmentarz na czele żałobnego orszaku po to, by jako pierwsze złożyć je we wspólnym żydowskim grobie... Poprzez umiejętną propagandę z 1946 roku - ubolewa dalej badacz - na Kielce i całą Polskę nałożono piętno "pogrobowców brunatnej zarazy". Pięćdziesiąt lat później, ta sama propaganda, przy pomocy pióra Krystyny Kersten, utrwaliła w umysłach kielczan i wielu innych Polaków piętno i mit o "brutalnej ręce Polaka". Mit ten jest tak silnie zakorzeniony u dzisiejszych kielczan, że nawet rzeczowe dowody (między innymi zdjęcia z kroniki filmowej). iż do grobu chowano puste lub cegłami wypełnione dziecięce trumienki, nic trafiają do przekonania. A dla chłodno i logicznie myślących Polaków pozostaje do rozwikłania zagadka: jeśli dla dekoracji pochowano na żydowskim kirkucie dwie dziecięce trumienki wypełnione cegłami, to ile dorosłych trumien nie zawierało nieboszczyków? ...Jesteśmy przekonani, że dalszy bieg rozprawy rehabilitacyjnej w Sądzie Najwyższym w Warszawie wyjaśni powyższe kieleckie tajemnice i zdejmie piętno barbarzyństwa z kielczan i wszystkich Polaków." ("Teraz Polsku", nr 1(98), 1998).
Dr Tadeusz Skowron, także pracownik naukowy istniejącego od 1988 roku PIH w USA, który problem "pogromu kieleckiego" zbadał, pisze co następuje: "Szokiem było odkrycie, że korespondent londyńskiego "Timesa" powątpiewał w wiarygodność ofiar kieleckiej "ruchawki" (riots). W związku z tym, redaktorzy tego prożydowskiego pisma zamieścili krótki donos o kieleckich wypadkach na samym dole stronicy sportowej. Dziś na podstawie odnalezionych zdjęć "ofiar" w USA i raportów zachodnich korespondentów -którym pokazano "ofiary" w kostnicy i w szpitalu -twierdzimy, że pogrom nie był prowokacją ani masakrą, a inscenizacją i maskaradą... Wiele osób w kraju wzdryga się przed naszą hipotezą. Jednakże nawet bez naszych danych można powątpiewać o morderczym przebiegu pogromu. Wiadomo, że w lipcu 1946 roku rządom ZSSR-RP potrzebny był pogrom Żydów w Polsce. W dniu pogromu weszła na wokandę sądową sprawa Katynia. Po drugie, rząd ZSSR koniecznie chciał "wcisnąć" do Palestyny via Polska około 100 000 Żydów wychowanych w komunizmie w ZSSR. Palestyna miała być bazą ZSSR, wygodnie kontrolującą Morze Śródziemne i arabskie pola naftowe. Rząd Wielkiej Brytanii w żadnym wypadku nie chciał pozwolić na legalną imigrację Żydów, by nie zrażać sobie Arabów. ZSSR postanowił więc "wyemigrować" swoich agentów martyrologiczną metodą". Jest to bardzo śmiała "hipoteza", która już dziś stała się "pewnikiem". Posłuchajmy dalej dr. Skowrona: "W związku z tym aparat terroru w Polsce Ludowej sprowokował wiosną pogromy w Rzeszowie i Krakowie. Wyniki tych prowokacji były nadzwyczaj mizerne. W Rzeszowie pogrom się nie udał, w Krakowie pobito zaledwie jednego Żyda. W końcu czerwca UB sfałszował wyniki referendum. W Norymberdze Katyń miał być omawiany począwszy od czwartego lipca. Władze komunistyczne nie mogły ryzykować, że pogrom 4.07.1946 r. w Kielcach się nie uda. W Kielcach musiało być zagwarantowanym, że jak nie poleje się krew żydowska, to musi się polać krew bydlęca. I tak się stało -szczególnie na podwórku na ulicy Planty użyto nadmiaru krwi bydlęcej, dla użytku zachodnich korespondentów. Stała ona tam kałużami jeszcze następnego dnia po pogromie (zamiast być wdeptana przez tłum w ziemię). Dla zwiększenia realizmu kieleckiej maskarady (nie masakry!), po pokazowym procesie - na który dopuszczono tylko żydowskich korespondentów z Zachodu - rozstrzelano dziewięciu niewinnych Polaków, których 4.07.1946 r. wciągnięto w zakazane dla postronnych pole inscenizacji. Ci, którzy dali się sprowokować, by wejść na podwórze otoczone agentami, natychmiast zostali naznaczeni do późniejszego lub natychmiastowego aresztu" ("Teraz Polska", jak wyżej). Jeszcze jedna opinia z książki Stanisława Wysockiego Żydzi w dziejach Polski :...
Ryszkar