Sandemo Margit - Saga O Królestwie Światła 03 - Trudno Mówić 'nie'.rtf

(733 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO

Margit Sandemo

TRUDNO MÓWIĆ „NIE”

Saga o Królestwie Światła 03

Z norweskiego przełożyła

IWONA ZIMNICKA

POL-NORDICA

Otwock 1997


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Elena jest najbardziej nieśmiałą i niepewną siebie przedstawicielką najmłodszego pokolenia w Królestwie Światła. Przekonana, że ze względu na niedostatki urody nikt się nią nie zainteresuje, jeśli nie będzie we wszystkim uległa, z radością przyjmuje umizgi nieznajomego Johna.

Ale w Królestwie Światła nie wszystko jest idyllą. W mieście nieprzystosowanych grasuje morderca kobiet...

W dzieciństwie czytałam baśń zatytułowaną „Dziewczyna, która nie potrafiła powiedzieć «nie»„. Nie wiem, czy była to jedna z mniej znanych baśni ludowych, czy też niedawno napisana opowieść. Nie pamiętam treści; w pamięci utkwił mi jedynie frapujący tytuł. Potrafi pobudzić wyobraźnię, prawda?

Poza tym sama wiem wszystko na temat bycia dobrą w niemądry sposób. Dopiero niedawno, skończywszy lat siedemdziesiąt, nauczyłam się mówić „nie”. I na ogół wypowiadam to słowo żałosnym piskiem, dręczona wyrzutami sumienia.

 

Margit Sandemo

STRESZCZENIE

Do Królestwa Światła dotarli już wszyscy ci, których historię kolejno postaramy się przedstawić.

Głównymi bohaterami opowieści będą przedstawiciele młodszego pokolenia. Pojawić się mogą wprawdzie nowe, dotychczas nie znane postaci, lecz trzon niepoprawnej grupy przyjaciół stanowią następujące osoby:

Jori, chłopak o brązowych, kręconych włosach, który odziedziczył po ojcu łagodne spojrzenie, a po matce katastrofalny brak odpowiedzialności. Wzrostem i urodą nie dorównuje przyjaciołom, lecz te braki kompensuje szaleństwem i śmiałością.

Jaskari, grupowy siłacz, długowłosy blondyn o bardzo niebieskich oczach i muskułach, które grożą rozerwaniem koszuli i spodni. Kocha zwierzęta.

Armas, w połowie Obcy, wysoki, inteligentny, o jedwabistych włosach i przenikliwym spojrzeniu. Obdarzony nadzwyczajnymi zdolnościami i wychowany znacznie surowiej niż pozostali.

Elena, o beznadziejnej, jak sama twierdzi, figurze. Spokojna i sympatyczna, lecz wewnętrznie niepewna, za wszelką cenę pragnie być taka jak wszyscy. Ma długą grzywę drobno wijących się loczków.

Berengaria, o cztery lata młodsza od pozostałych. Romantyczka o smukłych członkach, długich, ciemnych, wijących się włosach i błyszczących, ciemnych oczach. Jej charakter to wachlarz wszelkich ludzkich cnót i słabości. Bystra, wesoła, skłonna do uśmiechu, ma swoje humory. Rodzice bardzo się o nią niepokoją.

Oko Nocy, młody Indianin o długich, gładkich, granatowoczarnych włosach, szlachetnym profilu i oczach ciemnych jak noc. O rok starszy od czworga opisanych na początku,

Tsi-Tsungga, zwany Tsi, istota natury ze Starej Twierdzy. Niezwykle przystojny młodzieniec o szerokich ramionach, cętkowanym zielonobrunatnym ciele, szybki i zwinny, wprost tchnie zmysłowością,

Siska, mała księżniczka, zbiegła z Królestwa Ciemności. Z wyglądu podobna do Berengarii. Ma wielkie, skośne, lodowato szare oczy, pełne usta i bujne włosy, czarne, gładkie, lśniące niczym jedwab. Dystansuje się od młodego Tsi i jego pupila Czika, olbrzymiej wiewiórki.

Indra, gnuśna i powolna, obdarzona wielkim poczuciem humoru, z przesadą podkreśla swoje wygodnictwo. Ma wspaniałą cerę i elegancko wygięte brwi. W tym samym wieku co czworo pierwszych.

Miranda, jej o dwa lata młodsza siostra. Rudowłosa i piegowata. Wzięła na swe barki odpowiedzialność za cały świat, postanowiła go ulepszyć. Zagorzała obrończyni środowiska, o nieco chłopięcych ruchach, wciąż nie jest zakochana.

Alice, zwana Sassą, jedna z najmłodszych, przybyła do Królestwa Światła wraz dziadkami. Jako dziecko uległa strasznym poparzeniom. Marco usunął jej wszystkie blizny, lecz dziewczynka wciąż pozostaje nieśmiała, nie chce pokazywać się ludziom ani z nimi rozmawiać. Ma kota o imieniu Hubert Ambrozja.

Dolgo, noszący niegdyś imię Dolg. Ponieważ dwieście pięćdziesiąt lat spędził w królestwie elfów, wciąż ma dwadzieścia trzy lata, posiadł jednak niezwykłą mądrość i doświadczenie. Nie jest stworzony do miłości fizycznej. Jego najlepszym przyjacielem jest pies Nero.

Marco, wiecznie młody, choć liczący sobie już ponad sto lat. Niezwykle potężny książę Czarnych Sal. On także nie może poznać miłości.

Ani on, ani Dolgo nie należą do grupy młodych przyjaciół, są jednak dla nich ogromnie ważni. Marco, podobnie jak Indra, Miranda i Sassa, pochodzi z Ludzi Lodu.

Przyda się być może drzewo genealogiczne wraz z informacją o mieszkańcach nieznanego świata:

 


RODZINA CZARNOKSIĘŻNIKA

 

 

 

LUDZIE LODU

 

 

 

INNI

 

 

 

 

Heinrich Reuss von Gera, zły rycerz, który przeszedł na stronę dobra.

 

Ponadto w Królestwie Światła mieszkają ludzie z rozmaitych epok, ponieważ dla wszystkich czas zatrzymuje się bądź cofa do wieku trzydziestu, trzydziestu pięciu lat i umierają tylko ci, którzy tego pragną. Inni, którzy zmarli nie zaznawszy w pełni smaku życia, otrzymują tu możliwość ponownego jego przeżycia. Są tu także Obcy wraz ze Strażnikami, Lemurowie, Madragowie, duchy Móriego, duchy przodków Ludzi Lodu, które zdecydowały się pójść za Markiem, elfy wraz z innymi duszkami przyrody, istoty natury zamieszkujące Starą Twierdzę oraz wiele różnych zwierząt.

Poza tym w południowej części Królestwa Światła żyje pewna grupa, której bohaterowie jeszcze nie spotkali i nie wiedzą nawet o jej istnieniu.

Są też nieznane plemiona z Królestwa Ciemności oraz to, co kryje się w Górach Umarłych, źródło pełnego skargi zawodzenia. Nikt nie wie, co to jest.

1

Nawet najcudowniejsza idylla może zostać zakłócona przez elementy, nie znoszące widoku światła dziennego.

Tylko jedna osoba przeczuwała, że nie wszystko jest tak, jak być powinno.

Dolgo nie mógł zasnąć. Siedział wraz z Nerem na tarasie, wpatrując się w pogrążone w nocnej ciszy miasto, miasto jego i Marca, Saga, taką otrzymało nazwę na cześć matki Marca, Sagi z Ludzi Lodu. Nocą światło było tu takie niezwykłe, przytłumione, łagodne, o odrobinę chłodniejszym odcieniu niż za dnia.

Wspaniały krzew glicynii zdobił taras wielkimi kiśćmi kwiatów. W złocistym blasku Świętego Słońca niebieskie kwiaty wyglądały chyba najmniej korzystnie, przybrały bowiem zielonkawy odcień. Szkoda, bo kwiaty glicynii mają wszak piękną, rzadko spotykaną barwę.

Dolgo poruszył się nieswój.

- Dziś w nocy coś się stanie, Nero - przyciszonym głosem zwrócił się do psa. - Nie wiem, co, ale bardzo mi się to nie podoba. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w Królestwie Światła.

W ukrytym świecie, w którym przebywali już od pewnego czasu, odnaleźli ukojenie. Wszystko tutaj było takie doskonałe, przesycone spokojem, ani Dolgowi, ani Marcowi nie przydawała się ich nadzwyczajna moc. Dolgo nie wiedział, czy odczuwa z tego powodu ulgę, czy też raczej rozczarowanie. Wspaniale jest móc wypocząć, lecz na dłuższą metę może się poczuć trochę niepotrzebny.

Dwieście pięćdziesiąt lat spędzonych w dolinie elfów wydawało mu się teraz zaledwie dwoma dniami wypełnionymi zabawą. Tęsknota Dolga za rodziną nie była równie silna i bolesna jak Móriego. Cudownie jednak znów zobaczyć się z bliskimi! W dodatku w tej idealnej krainie, w tej sielance.

Niestety teraz na obrazie pojawiła się czarna plama, na razie nie potrafił jej zlokalizować ani stwierdzić, co się za nią kryje.

Dolgo, choć otoczony przyjaciółmi, czuł się zdumiewająco samotny.

Zorientował się wreszcie, dlaczego. Jego myśli powędrowały do ostatnich dni spędzonych w Norwegii, tuż przed odnalezieniem wejścia do Królestwa Światła. Leżał w swoim łóżku w domu Gabriela, akurat zasypiał, gdy nagle usłyszał westchnienie i jakiś głos:

- Nie powiem, że jest mi z tobą łatwo, Dolgu Lanjelinie.

W półmroku dojrzał na brzegu łóżka drobną kobietę o miłej powierzchowności.

- Eliveva! - ucieszył się. - Mój duch opiekuńczy! Wspaniale znów cię widzieć! Tęskniłem za tobą.

- Rzeczywiście, od naszego ostatniego spotkania upłynęło sporo czasu - przyznała.

- Co masz na myśli, mówiąc, że nie jest ze mną łatwo? - spytał, unosząc się na łokciu. - Nigdy nie miałem zamiaru utrudniać ci życia.

Eliveva uśmiechnęła się z lekkim smutkiem.

- Opieka nad tobą, Dolgu, zawsze sprawiała mi wiele radości, ale jak wiesz, zmierzam dalej.

- Tak, kiedy przeprowadzisz już człowieka, czyli mnie, przez ziemskie życie, przeniesiesz się do wyższego wymiaru.

- Owszem, i moja dusza tego pragnie. I chociaż bardzo cię pokochałam, Dolgu Lanjelinie, to jesteś kłopotliwy. Przedłużasz mój pobyt na ziemi!

Wstrząśnięty musiał przyznać, że Eliveva ma rację.

- Dwieście pięćdziesiąt lat w królestwie elfów - powiedział słabym głosem. - A teraz... Do Królestwa Światła, gdzie można, zdaje się, żyć w nieskończoność. Poza tym ja... Ach, mój ty świecie, wszak ja jestem nieśmiertelny!

Eliveva z dość żałosną miną skinęła głową.

- Ależ tak dalej być nie może! - stwierdził wzburzony. - Musisz kontynuować z dawna wytyczoną wędrówkę przez kolejne wymiary. Ci, którzy wymyślili duchy opiekuńcze, nie brali pod uwagę, że Święte Słońce może zapewnić nieśmiertelność. To przecież straszliwie komplikuje całą sprawę. Czy nie mogę w jakiś sposób zwolnić cię z wyznaczonego ci zadania? Oswobodzić cię?

- Możesz, Lanjelinie, ty kłopotliwe dziecię sfer niebieskich - potwierdziła. - Jeśli odnajdziesz Królestwo Światła. Tam nie potrzeba duchów opiekuńczych i najwyżsi zostają zwolnieni z odpowiedzialności za ciebie. Proszę więc, postaraj się odnaleźć ukryte królestwo!

Obiecał, że uczyni, co w jego mocy.

W dniu, kiedy odnaleźli Wrota pod jednym z licznych kościołów w Oslo, Eliveva pojawiła się na chwilę.

Dolgo pamiętał ich wzruszające pożegnanie. Odbyło się bardzo prędko, tak aby inni niczego nie zauważyli. Kilka słów wypowiedzianych szeptem, delikatne muśnięcie jej miękkiego policzka, uśmiech. Widać było, że Eliveva jest szczęśliwa, choć jednocześnie z jej błyszczących od łez oczu bił smutek. Dolgo także przestał widzieć wyraźnie, spojrzenie nagle jakoś mu się zamgliło.

Wreszcie Eliveva zniknęła. Na zawsze.

Dlatego Dolgo odczuwał teraz żal. Dlatego wśród wspaniałości Królestwa Światła czuł się samotny. Miejsce u jego boku opustoszało.

Wiedział, że te uczucia przeminą, teraz jednak wciąż cierpiał.

- Siedzisz tutaj, Dolgo? I ty nie możesz zasnąć w tej przejrzystej jak kryształ nocy, rozjaśnionej łagodnym światłem?

Przy bramie stał Gabriel. Wszyscy nowo przybyli, a także cała rodzina czarnoksiężnika wraz z przyjaciółmi, Okiem Nocy, Tsi-Tsunggą i małą Siską z Królestwa Ciemności, wprowadzili się do Sagi.

Dolgo zaprosił Gabriela na werandę. Nero przywitał go przyjaźnie, poznał już Ludzi Lodu i bardzo ich polubił. Należeli do grona osób, na których widok nie warczał, przeciwnie - merdał ogonem. Każdy pies ma zwykle duży rejestr powitań, od wściekłego ujadania do nieprzytomnego zachwytu. Gabriel został przyjęty z umiarkowaną radością.

Gospodarz przyniósł orzeźwiające napoje i przez jakiś czas siedzieli gawędząc. Dolgo czuł, jak napływa spokój, Gabriel był miłym, skromnym człowiekiem, zatroskanym o swoje córki, lecz szczęśliwym, że znalazły się tutaj, z dala od niebezpieczeństw, jakie w świecie na powierzchni Ziemi czyhają na młode, nowoczesne dziewczęta.

Dolgo zwierzył mu się ze swej tęsknoty za Elivevą. Mógł się na to poważyć, wiedział, że Gabriel go zrozumie. I rzeczywiście, tak się stało.

- Ja także tęsknię - wyznał cicho. - Nigdy nie pogodzę się z utratą Gro i mego jedynego syna. To takie dziwne, Dolgo. Gro była taka drobna, sięgała mi ledwie do ramion, a chłopiec jeszcze mniejszy, dziecko. Jak tacy maleńcy ludzie, maleńcy także we wszechświecie, mogą pozostawić po sobie tak ogromną pustkę?

Dolgo ze smutkiem skinął głową.

- Dobrze wiem, co masz na myśli. Ale nie troskaj się o swoje córki. Są wspaniałe, obie, naprawdę.

Gabriel słuchał takich słów z przyjemnością. Roześmiał się nie bez czułości w głosie.

- Szkoda, że nie słyszałeś, jak kiedyś Miranda dyskutowała z Bodil. No tak, nigdy nie spotkałeś Bodil, och, ona była taka... Ech!

- Wiem - odpowiedział Dolgo. - Ojciec mi o niej opowiadał.

Gabriel nie chciał pamiętać, jaki okazał się głupi, o mały włos nie dając się omotać tej pięknej, lecz jakże wyrachowanej pannie. Podjął, siląc się na wesołość:

- No cóż, szkoda, że nie słyszałeś Mirandy. Dyskutowały... a raczej się kłóciły, to lepsze słowo... o to, jak kiedyś będą mieszkać, jakie będą mieć domy. Bodil wystąpiła ze wszystkimi wytartymi sloganami o luksusie i komforcie, a Miranda rozmarzonym głosem opowiadała o psach i innych zwierzakach, które z nią zamieszkają. Bodil warknęła na to, że ona do swego domu nigdy psa nie wpuści, bo to brudne stworzenia i robią tylko nieporządek. Owszem, mogłaby mieć jakiegoś eleganckiego charta, trzymałaby go na przykład w stajni. Miranda wpadła w furię. „Jeśli mój pies nie będzie mógł się swobodnie poruszać po domu, to nie chcę wcale żadnego domu!” krzyknęła ze złością. Nie powiedziała „nie chcę psa”, tylko „nie chcę domu”.

Dolgo odchylił się do tyłu i wybuchnął głośnym śmiechem.

- Jakie to typowe dla Mirandy - zachwycił się ciepło.

- Prawda? Różnica między nimi polega na tym, że, zdaniem Bodil, świat istnieje dla niej, Miranda natomiast uważa, że to ona istnieje dla świata.

Dolgo spoważniał.

- To wielka, zasadnicza różnica.

W łagodnym cieple nocy przeszedł go dreszcz. Po raz kolejny w jego wnętrzu zabrzmiała przestroga: „Uważaj! Coś się stało lub stanie się wkrótce. Ktoś znajdzie się w niebezpieczeństwie. Gdzieś czai się zło, oszustwo, zdrada”.

W Królestwie Światła? To nie do pomyślenia!

Gabriel obserwował syna czarnoksiężnika ze zdziwieniem. Patrzył na niemal niesamowitą w swej piękności twarz o bladości kości słoniowej i całkiem czarnych oczach, przywodzących na myśl przedstawiane niekiedy na obrazach stworzenia z podziemnego świata. To krew Lemurów, płynąca w żyłach Dolga, dała mu takie oczy. A Lemurowie odziedziczyli je po Obcych... Wszystko to czyniło zeń czarodziejską, lecz jakże kochaną istotę. Samotną. Na miłość boską, jakiż samotny jest ten chłopak, pomyślał Gabriel, zdjęty przerażeniem. Tak bardzo chciało się uczynić coś dla Dolga, ale co? Co można zrobić dla osoby obdarzonej nadludzką mocą, którą wykorzystuje wyłącznie w służbie dobra?

Jedyne, co można zaproponować temu niezwykle silnemu, a zarazem bezgranicznie samotnemu człowiekowi, to przyjaźń.

- Co z tobą, Dolgo? - cicho spytał Gabriel. - Wydajesz się taki zatroskany.

- Owszem - odparł syn czarnoksiężnika. - Coś się dzieje, Gabrielu. Coś niedobrego. I nie potrafię stwierdzić, co.

- Chodźmy z tym do Marca - zaproponował Gabriel.

Dolgo zastanowił się.

- Tak, dobry pomysł. Ale nie teraz. Zaczekamy, aż nadejdzie ranek. Całe Królestwo Światła teraz śpi.

 

Nie było to prawdą, bo znalazły się co najmniej dwa nocne marki.

Zabawnie było zapraszać Indrę na późnowieczorną herbatę lub inny poczęstunek. Nikt nie zajadał ciastek z taką lubością jak ona.

Elena napiekła wiele wspaniałych smakołyków, nadziewanych i oblewanych słodką, lepką masą. Siedziały teraz we dwie w jej domu, zadowolone, zwinięte na sofie, kompletnie nieświadome tego, co się dzieje w ich wspaniałym kraju. Nie wiedziały o podłości, która czaiła się już od pewnego czasu, a teraz wypłynęła na powierzchnię niczym szlam w stojącej wodzie.

- Ci, co wmawiają ludziom, którzy powinni schudnąć, że „wystarczy tylko jeść mniej i więcej się ruszać”, nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią - stwierdziła Elena, która od niedawna zaczęła walczyć z nadwagą.

Czasami bywała stanowcza, to znów, tak jak tego wieczoru, urządzała orgie jedzenia słodyczy. Człowiek wszak musi mieć od czasu do czasu jakąś przyjemność, nie można wciąż sobie wszystkiego odmawiać.

Podjęła myśl:

- Palacze, narkomani i alkoholicy mają prostszą sytuację. Mogą całkiem skończyć z używką, koniec i kropka. Czy sobie poradzą, czy nie, to już ich sprawa. Ale bez jedzenia obejść się nie można! Gdzie tu szukać miary? Ile i co należy jeść? Potrafię przez długi czas żyć o chlebie i wodzie albo jeść tyle, co wróbelek, ale to wszystko po prostu na nic. Ci chudzi szczęściarze, którzy stale człowieka dręczą, nie rozumieją tego. A tak w ogóle, to większość ludzi, mających kłopoty z wagą, lubi jeść wieczorem, nie da się temu zaprzeczyć.

- No właśnie - przyznała Indra, wciąż szczupła. Niedawno jednak, stając na wadze, przeżyła pierwszy szok. - Bez najmniejszego trudu da się nie jeść rano i przez wiele godzin w ciągu dnia, bo najzwyczajniej nie jest się głodnym.

- Tak, dopiero koło czwartej po południu głód rusza do ataku. A im bliżej wieczoru, tym bardziej smakuje wszystko, co jadalne.

- I w niczym nie pomaga słuchanie tych mędrków, którzy twierdzą, że najważniejsze jest solidne śniadanie.

- Bo tak wcale nie jest - zgodziła się z nią Elena, zmiatając okruszki ciastka ze stołu. Dyskretnie wrzuciła je za kanapę. - Tyle razy wypróbowywałam ten system. Pochłaniałam obfite śniadanie i lunch, i czułam się od tego kwadratowa. A i tak wieczorem byłam równie głodna jak zwykle!

- Ci chudzi jak patyki, którzy mogą zjeść absolutnie wszystko bez przybierania na wadze, zawsze wiedzą najlepiej, co ci obdarzeni mniejszym szczęściem mają robić, żeby schudnąć. „Troszkę przytyłaś”, zauważają ze źle skrywaną radością, tak jakby biedaczysko sam sobie tego nie uświadamiał! „Jesz tyle, co wieprzek, poruszaj się trochę!” Łatwo tak powiedzieć, zwłaszcza komuś, kto boi się nawet powąchać jedzenie. Nie mówię z własnego doświadczenia, ale w świecie na zewnątrz znałam niejedną osobę, która okropnie cierpiała, bo nigdy nie mogła się najeść do woli, a mimo to nie chudła.

- No właśnie. Ale muszę dodać, że w kręgu naszych znajomych nie spotkałam nikogo tak nietaktownego. Można ich za to znaleźć w mieście nieprzystosowanych, często miewam tam dyżury.

- Ja też nie słyszałam o takich nieprzyjemnościach tutaj, w Królestwie Światła. Presja odchudzania należy do zewnętrznego świata. Ale ku mojej złośliwej radości pewien chłopiec wyraził się przy mnie o bardzo chudej dziewczynie: „To musi być takie uczucie, jakby się kochało z paczką gwoździ”. Fajnie, prawda?

- Pocieszające - uśmiechnęła się Elena, lekko wstrząśnięta bezpośrednio...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin