#159 Maria Konopnicka - Ksawery.txt

(22 KB) Pobierz
NR ID   : b00104
Tytu�   : Ksawery
Autor   : Maria Konopnicka


Ksawery

Nie mog� powiedzie�, �eby by� idiot�, ale zawsze mniej znacznie mia� rozumu, ni� go ludzie na wsi miewa� zwykli.

Co wi�ksza, rozum ten by� ca�kiem innego gatunku. Mo�e gorszego, mo�e lepszego, trudno to powiedzie�, to pewna, �e nie mia� z niego wielkiej pomocy ni pociechy w �yciu.

Umia� na przyk�ad czyta�, i to nie tylko na elementarzu, ale tak�e na ewangeliczce i �ywotach �wi�tych, rozumia� pisane, ministrantur� z ko�ca w koniec zna� tak, �e cho� o p�nocku, cho� z zamkni�tymi oczami wiedzia�, gdzie stoi amen, a gdzie co innego; pie�ni wszystkie od roratowych a� do wielkanocnych z pami�ci potrafi�, a jak si� do kropid�a, przy�o�y�, to taki mia� sztrych, jak by si� na organist� rodzi�.

Ale nie umia� ani ora�, ani sia�, ani kosi�, ani grabi�; nie umia� nawet w gar�� plun�� i wide� si� albo �opaty j��, a gdyby mu tak do m�ocki z cepem stan�� przysz�o mo�e by i tego nie wiedzia�, co dzier�ak a co bijak. Szczeg�lniej te� nie mia� �adnej sk�adno�ci do koni a kiedy raz �ydowi szkap� zaprz�g�, to ch�opaki na ziemi� od �miechu si� pok�ad�y, bo si� dziesi�� raz naszelnik�w chwyta�, nim je przypi��, a chom�to jak siod�o osadzi�. Wszelako nie ka�da robota obc� mu by�a.

Drew na�upa�, kartofli naskroba�, pierze drze�, prz��� na k�ku albo i na wrzecionie umia� tak, jak ma�o kt�ra baba potrafi, a kiedy ze skopkiem pod krow� siad�, to tak mu to sk�adnie sz�o, �e nawet dworskie d�jki w k�t mog�y i�� przed nim...

Wszystkiego tego wyuczy� si� w ci�gu trzydziestu paru lat �ywota swego, przez kt�ry to czas, od kiedy si� na nogi podni�s�, proboszczowi dobytek pasa�; najpierw g�si - jeszcze za �ycia ksi�dza kanonika Rzepki, �wie� Panie jego duszy, kt�ry go sierot� przygarn�� - potem �winie, potem krowy, potem wszystko razem ju� za "jegomo�ci".

Nieraz on co prawda prosi�, �eby go jegomo�� do innej roboty da�, ale cho� odmowy nie dozna�, zawsze si� to przecie� odk�ada�o a� do czasu, kiedy do lat dojdzie. Miarkowa� ci on, �e lata ju� ma i dawno, ale papieru na to nie by�o. Siaki taki mia� metryk�, jedni z matki, inni i obojga rodzic�w, a on nic.

Jegomo�� m�wi�, �e w ksi�gach nic o nim nie stoi, bo si� w Krakowie rodzi�. Po co on si� w Krakowie rodzi�, nigdy jako� tego pomiarkowa� nie m�g�. Wszyscy inni rodzili si� w Podd�bicach, to w D�biu, to w Spendoszynie, to w Krepie, to w Niewieszu, a on, patrzajcie� moi ludzie, nigdzie, tylko w Krakowie! Jak stan�� nieraz na polu, to i godzin� sta� i w g�ow� si� drapa�, i medytowa�, i nic wymedytowa� nie m�g�. �niwo sz�o za �niwem, kopanie za kopaniem, ci, co z nim razem g�si pasali, po�enili si�, mieli dzieci, gospodarstwa, jeden si� ju� nawet wyrostka dochowa�, a on lat jak nie mia�, tak nie mia�.

Latem nosi� Ksawery p��cienny cha�at, kt�ry dawniej jegomo�ci w drogach od kurzu s�ugiwa�, tudzie� p��cienne szarawary, wysoko pozawijane ponad kostkami n�g bosych, odrapanych i czarnych jak ta �wi�ta ziemia. Nosi� tak�e i koszul�, ale �e jedn� tylko mia� i sam j� sobie po rowach przepiera� musia�, rzadko wi�c by�a ch�doga.

W zimie przybywa�a na to stara we�niana chusta, kt�r� si� obwi�zywa�, jako baby czyni�, na krzy� przez piersi i za siebie popod pachy, tudzie� niebieski, wyp�owia�y, po proboszczu dodzierany szalik, kt�rym os�ania� g�ow� i uszy, wi���c go sobie pod brod�. Czapki nie u�ywa� prawie, a je�li j� kiedy mia�, to w r�ku nosi�, "bo wsz�dzie nade �wiatem je niebo i Pan B�g przenaj�wi�tszy". W najt�sze mrozy okr�ca� s�om� zsinia�e i poranione nogi i wdziewa� na to stare koszlawe trzewiki, kt�re mu podarowa�a "pani gospodyni", skoro ju� na nie przysz�y ostatnie termina.

Nic bardziej rozrzewniaj�cego, jak okoliczno�ci, w�r�d kt�rych otrzymywa� kolejno te r�ne cz�ci swojej garderoby. Kiedy, na przyk�ad, dosta� cha�at, sp�aka� si� jak b�br, tyle mu pi�knych rzeczy nagada� jegomo��, jak to �w cha�at przez tyle a tyle lat sukni� duchown� okrywa�, jako powinien i nadal zosta� szat� niewinno�ci, jak Pan B�g najwy�szy lilie polne przyodziewa, i� wygl�daj� wspanialej ni� kr�l Salomon w ca�ej swojej ozdobie...

S�uchaj�c Ksawery od p�aczu utuli� si� nie m�g�, r�ce i nogi jegomo�ci uca�owa�, cha�at, prze�egnawszy si�, obl�k� z nabo�e�stwem i rzemieniem si�, i� do jegomo�cinej tuszy daleko mu by�o, podpasa�, po czym wystruga� sobie zakrzywion� u g�ry berlic�, z kory j� do bia�o�ci obra� i tak po r�ysku za dobytkiem jegomo�cinym chodzi�, oczy do nieba podnosz�c, a za dobrodzieja si� modl�c. Tego tylko �a�owa�, �e jegomo�� "owieczk�w" nie trzyma, boby je sobie pi�knie po polu pasa�, jako ten "Bonus Pastor", co w zakrystii wisi, a tak musi nieraz po�y na rzemie� zak�ada� i ugania� si� za �winiami, co w kartofle burmistrzowskie le��.

Przy otrzymaniu szarawar�w zn�w by�a przemowa. Jegomo�� powiada� o �cie�kach pa�skich, jako je prostowa� trzeba, o dwunastu pokoleniach wzbudzonych z l�d�wi Abrahamowych, i o r�nych jeszcze rzeczach, kt�rych Ksawery, co prawda, nie rozumia� dobrze, ale kt�re go niemniej do g��bi wzrusza�y.

Najpami�tniejszym wszak�e by�o otrzymanie szalika. Jegomo�� wr�ci� wtedy z odpustu, wes� by�, samowar na st� dawa� kaza�, a zobaczywszy Ksawerego, zawo�a� go do siebie, po ramieniu poklepa�, herbaty mu szklank� nala� i pyta:

- I c�, panie Wilewski?

Ksawery usta otworzy� i patrzy: do niego czy nie do niego?

A jegomo�� znowu:

- I c�, panie Wilewski?

I a� si� za boki bierze i �mieje patrz�c na onego nieboraka, co przed nim zafrasowany stoi.

Ksawery szerzej jeszcze usta otworzy� i wytrzeszczy� oczy.

"Ano - my�li sobie - wolno ksi�dzu jako ksi�dzu."

A� tu jegomo�� nagle �mia� si� przesta�, r�k� jak na kazaniu wyci�gn�� i rzecze:

- Pami�taj, �e pokora niebiosa przebija. Ty sobie u mnie �winie pa�, a co szlachcic jeste�, to szlachcic.

To swoj� drog�, a to swoj� drog�. Tylko ja twoj� metryk� z Krakowa dob�d�...

Ksawery na to w p�acz i buch ksi�dzu do n�g jak d�ugi. Jezu mi�osierny!

"Metryk�" b�dzie mia� jako i drudzy...

A ksi�dz:

- Jeszcze ty mnie nie tak b�dziesz dzi�kowa�, tylko czas przyjdzie.

Cz�owiekiem ci� zrobi� albo i zakrystianem, bo z Onufra kulfon, tylko do lat dojdziesz. A teraz masz!

�ci�gn�� ze szyi niebieski w��czkowy szalik, co go od ch�od�w wieczornych w drogi bra�, i Ksaweremu go odda�.

A gdy ten. p�acz�c stopy mu ca�owa�: - A wiesz ty, b�a�nie - rzek� - �e �wi�ty Marcin po�ow� p�aszcza odkroi� i da� ubogiemu? Nie wiesz? To� kiep! A ja ci powiadam, �e kto ubogim daje, to Bogu po�ycza. I to ci powiadam, �e wi�ksza rado�� w niebie... Nie, nie to! No, jak tam by�o, tak by�o, na, masz!

Ksawery nie �mia� szalika wzi��, a� sam jegomo�� zawiesi� go na nim jak stu�� i rozrzewniwszy si� za g�ow� go obj�� i do piersi przycisn��, i� to z natury lito�ciw by� na wszelakie chuderlactwo w swojej parafii.

Ksawery szlocha� g�o�no.

- No, no! - rzek� jegomo��. - B�d� cicho, nie p�acz! Wszyscy�my dzieci jednego Ojca, a ty mi �winie tak pa�, �eby w szkod� nie laz�y.

D�ugo, bardzo d�ugo wspomina� sobie t� rozmow� Ksawery, a najbardziej go zastanawia�o to, �e go ksi�dz szlachcicem czyni� i z szlachecka jako� przezwa�, kiedy on jako �ywo �adnego przezwiska nie mia�.

A co i raz to mu si� zdawa�o, �e ju� gdzie� to przezwisko s�ysza�. Bodaj, czy nie tak wo�aj� na "pani�". Pani jest wdow�, mieszka tu� przy ko�ciele i pilnie Panu Bogu s�u�y. Ona to obdarowa�a Ksawerego ow� star� chustk�, kt�ra go od zmarzni�cia chroni. Ksawery pami�ta j�, od kiedy "g�sie" pasa�. Tylko �e wtedy wy�sza by�a, prostsza i w�osy mia�a nie takie jak dzi� bia�e. Pani Ksawerego nie lubi; kiedy go spotka na drodze, to si� odwraca i idzie w inn� stron�. Ale chustk� r�wno mu da�a, niech jej to B�g najwy�szy odp�aci!

Tak przeszed� rok, przeszed� drugi rok i nic. Jegomo�� jakby nie pami�ta�, co w ganku m�wi�, o Krakowie nie wspomni, na niego te� inaczej nie wo�a, tylko jak zwykle "gamoniu" albo jak tam wypadnie. A on tymczasem "metryki" jak nie mia�, tak nie mia�.

A� te� kiedy mrozy �cisn�y tak, �e dech s�upem szed�, pu�ci� si� jegomo�cia w same Trzy Kr�le i na poczt� w miasteczku do noszenia list�w przysta�, �eby sobie na ko�uch zarobi�.

Wtedy to pozna�am go jako�...

Dziwne wra�enie robi� ten biegn�cy przez pola w�r�d zamieci cz�owiek, z g�ow� obwi�zan� sp�owia�ym szmalem, z nogami owini�tymi s�om�, w przewi�zanym chustk� cha�acie p��ciennym, kt�rego po�y rozwiewa� wiatr mro�ny, ukazuj�c wy�a��ce z dziur kolana sine. Z boku wisia�a na nim p��cienna torba, a cienkie, d�ugie ramiona zdawa�y si� go unosi� nad ziemi�, puszczone w ruch jak skrzyd�a. Pomimo wielkiego po�piechu, z jakim wykonywa� swoje poselstwa, zatrzymywa� si� przed ka�dym krzy�em, kl�ka� na �niegu lub na grudzie go�ej, a w�skie, zbiela�e jego wargi porusza�y si� szeptem modlitw i pacierzy.

Do nas �ci�ga� zwykle na noc, wiedzia�, �e dostanie kolacj� i k�t do spania w stajni lub w oborze. Gdy przyszed�, czelad�, siedz�c przy misie, wybucha�a �miechem i drwinkami.

- A c� to "Sawery" tak po cichu zajecha�, �e�my nie s�yszeli? Kiepskiego foczpana Sawery ma, co nawet ognia z paku� da� nie umie. �eby my byli wiedzieli, toby my byli cho� turowej pieczeni narz�dzili, prawda, Mary�ka? A tak barszcz ino i kartofle, jeszcze z nich kucharka wszystkie skwarki wyjad�a...

A inni:

- C� tam Sawery ustrzeli� ze swego kija, co tak torba sterczy?

- Cichojta, nie gadajta, bo Sawery pieni�dze niesie, co b�dzie Biernacice kupa�...

A on tymczasem jak u proga stan�� i "pochwalony" rzek�, tak tylko dysza� od onego biegu i ciep�e powietrze ustami chwyta�. U�miecha� si� wszelako kiwaj�c g�ow� i powtarzaj�c:

- Aha! Aha!... Chwa�a Bogu! - i� to by� zwyk�y jego przyst�p do rozmowy.

Potem dopiero zaczyna� dr�e� ca�ym swoim n�dznym cia�em i przysuwa� si� do komina nie�mia�o, kurcz�c swoje d�ugie, s�om� owini�te nogi, kiedy mu za� Mary�ka w zgrabia�e i trz�s�ce si� r�ce nasypa�a goj�cych kartofli, przyciska� je do piersi i d�ugo tak trzyma� dla rozgrzania si�, a �y�ki z barszczem do...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin