Thunder House [kuba'S work - fearadach] [cz. 1-27].doc

(692 KB) Pobierz
Thunder House

Thunder House

autor: kuba'S work - Anna Gątarek

 

 

01 - PIERWSZE SPOTKANIE

 

Deszcz bębnił monotonnie o szyby pogrążonego we mgle wielkiego, starego domu, otoczonego przez równie zamglony i równie wielki ogród. Gdzieś daleko zabrzmiał grzmot. Burza już odchodziła, ale ulewa nie skończyła się jeszcze. Wprost odwrotnie. Uderzyła z jeszcze większą siłą, jakby chciała udowodnić, że się nie poddaje. Daniel stanął przed oknem, przeciągając się leniwie. Ostatnie trzy godziny spędził przy biurku, kończąc, a właściwie próbując zakończyć, pierwszy rozdział swej nowej książki. Nie szło mu. Miał problemy z koncentracją i częściej robił wszystko, by tylko nie usiąść przed laptopem. Spoglądając na zamglony ogród na dole, splótł ramiona na piersi i ciężko westchnął. Nie miał co się oszukiwać - to wina tego nowego lokatora. Nadal był zły na siebie, że go przyjął. Ale chłopak był gejem i nie miał się gdzie podziać, a to wystarczające powody, by złamać zasady i pozwolić zamieszkać mu w Thunder House. Rodzice będą wściekli i na nowo zaczną swą gadkę o wydziedziczeniu. Westchnął ponownie i spojrzał na włączony laptop. Na myśl o tym, że będzie musiał usiąść przy biurku, zrobiło mu się niedobrze. Skrzywił się i podszedł do drzwi balkonowych. Może mały spacer dobrze mu zrobi? Kochał deszcz. Był taki... radosny. Krople uderzające o skórę, moczące włosy i ubranie, spłukujące kurz i zmartwienia. Mokre chodniki, pijane wodą rośliny, odświeżone, rześkie powietrze... Może właśnie tego potrzebował? Odświeżenia i zapomnienia... Zdecydował się. Otworzył drzwi balkonowe, wyszedł na zewnątrz i rozłożył ramiona. Ciężkie krople uderzyły w niego z taką siłą, jakby wszedł pod do końca odkręcony prysznic; po kilku sekundach był już cały mokry. Roześmiał się sam do siebie. Odrobina szaleństwa. Dobrze, że nikt go nie widzi. Zwłaszcza Sante. Podszedł do barierki i spojrzał w dół, na ogród. Dotknął liści winogron, owijających się wokół kolumn tarasu i jego balustrady. Owoce były jeszcze niedojrzałe, ale zjadł kilka, z lubością smakując gorzki, cierpki miąższ. Dreszcz przeszedł przez jego ciało. Jeżeli tak wygląda raj, to chce umierać. Zamknął oczy i znieruchomiał z rozłożonymi ramionami. I wtedy poczuł, że jest obserwowany. Odwrócił się błyskawicznie.

W drzwiach balkonowych stał nowy lokator. Stevhe, przypomniał sobie Daniel, nazywa się Stevhe. I był tak piękny, jak Daniel pamiętał. Chłopak miał brązowe włosy, związane z tyłu w koński ogon i ciemną skórę, tak lśniącą, jak posmarowaną oliwą. Jego twarz była szczupła, o wystających kościach policzkowych i wąskich wargach. A oczy... oczy były niemal czarne, o kształcie migdałów... i skierowane prosto w krocze Daniela. Mężczyzna zarumienił się. Nagle, z niesamowitą jasnością, zdał sobie sprawę, że nie ma nic pod cienkimi, płóciennymi spodniami, zmoczonymi teraz przez deszcz i przylegającymi ściśle do skóry. Gorący wybuchło między jego nogami, a męskość usztywniła się lekko. Jego rumieniec pogłębił się jeszcze bardziej, gdy w ciemnych oczach chłopaka zalśniło rozbawienie i wytknął długi język, przejeżdżając nim po wargach. Daniel przełknął głośno ślinę, a jego członek stwardniał jeszcze bardziej. Odchrząknął z trudem i zdecydowanym krokiem podążył w stronę drzwi. Mijając chłopaka wyczuł zapach jego perfum. Ulotny sygnał, że ciemnowłosy jest uke.

- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony ze swego pokoju - powiedział, siląc się na spokój. Odwróciwszy się od Stevha plecami, ściągnął koszulę i szybko ubrał sweter. Spodnie będą musiały jeszcze poczekać.

- To najlepsze pomieszczenie, w jakim w życiu mieszkałem - zauważył ciemnowłosy z lekką ironią w głosie - Jest czysta pościel, miejsce na moje rzeczy, miękkie łóżko, prawdziwy dywan i fotel ze skóry. Nie ma insektów i namolnych facetów... Choć za tymi ostatnimi zaczynam tęsknić - uśmiechnął się dziwnie.

Daniel odchrząknął i naciągnął sweter na biodra.

- Cieszę się, że ci się podoba - skwitował - Jeżeli będziesz głodny wystarczy, że zejdziesz do kuchni. Służba się o ciebie zatroszczy.

- Wiem, mówiono mi już o tym - Stevhe przechylił głowę, a w jego oczach zalśniła ciekawość - Czy twoje jądra również są piegowate?

Daniel zamrugał oczyma i zagapił się na niego w absolutnym szoku. W jednej chwili jego twarz pokryła się szkarłatnym rumieńcem, pokropionym jaśniejszymi plamkami piegów.

- Nieważne - Stevhe machnął ręką - I tak to później sprawdzę. - rozejrzał się po gabinecie, a potem zerknął na laptopa - Co robisz?

- Piszę... - odpowiedział Daniel nieco słabym głosem - ...książkę...

- O! O czym?

- Fantastyczną.

- Aaa... krasnoludki, elfy i tak dalej...

- Mniej więcej - Daniel usiadł przy biurku i zdecydowanie zamknął laptop. Zrobiło mu się zimno. Wiedział, że musi zmienić spodnie, ale nie mógł zrobić tego przy tym chłopaku. Chłopaku?! Potrząsnął głową i stłumił uśmiech. Wygląda na to, że przyjął do swego domu nimfomana. Potarł skronie i westchnął. W tej samej chwili Stevhe pochylił się i spojrzał mu w oczy, niemal dotykając swym czołem jego czoła.

- Ładny jesteś - powiedział łagodnie - A twój kutas jest niezły. Widziałem już większe, ale nie jest najgorszy. Często go używasz?

Daniel wydał z siebie zduszony skrzek. Nawet jeśli mógłby coś odpowiedzieć, Stevhe nie dał mu na to czasu. Czubkiem wskazującego palca musnął mu przez spodnie naprężoną męskość i wyprostował się. Daniel jęknął i uniósł mimowolnie biodra.

- Raczej nie - skwitował chłopak i odwrócił się - I jeszcze przez jakiś czas będziesz musiał poczekać - ruszył w stronę drzwi i otworzył je - Nie oddaję się byle komu - dodał i wyszedł z gabinetu.

- Nie wątpię - mruknął Daniel i spojrzał na swoje krocze. Mokry materiał drażnił jego delikatną skórę i działał jak zimny prysznic na płonący członek. Wstał i ściągnął spodnie. A potem wybuchnął śmiechem. I śmiał się, śmiał...

 

02 - PIERWSZY RAZ

 

Stevhe ostrożnie otworzył drzwi i rozejrzał się po ciemnym korytarzu. Służba wreszcie poszła spać i cały dom pogrążony był w mroku. Olbrzymi dom, trzeba przyznać. Stevhe po raz pierwszy znajdował się w takim, nie mówiąc już o mieszkaniu... i wspaniała, stara budowla, z mnóstwem ciemnych korytarzy i z dziesiątkami tajemniczych pokoi, nie zawiodła jego oczekiwań. Całe popołudnie i wieczór spędził na zwiedzaniu, a nie zdołał poznać wszystkiego. No i oczywiście służba... Prawdziwa służba! Pokojówki w fartuszkach, puszczające do niego oczka, póki nie uświadomił ich, że brakuje im kutasów by były dla niego atrakcyjne. Grube, przyjazne kucharki o zaczerwienionych policzkach. Podstarzali mężczyźni w ciemnych liberiach, mówiący z angielskim akcentem i z miotełkami w dłoniach. Dziesiątki osób gotowych na każde jego skinienie. No i oczywiście ON. Stevhe (obdarzony, jak sam to nazwał "mniej więcej poetycką duszą") nazwał go "płonącą pochodnią". Wysoki, szczupły, o szerokich ramionach i wąskich biodrach. Jasnorude, długawe i kręcone włosy i mnóstwo piegów. Elfia, bardzo pociągła twarz, o niesamowicie zielonych oczach. Po prostu piękny. Żywy symbol męskości. Choć Stevhe musiał przyznać, że widział takich wiele. Ale ten był przy tym cholernie bogaty, a to stanowiło wystarczająco mocny argument, by się nim poważnie zainteresować.

Stevhe uśmiechnął się i cofnął do pokoju. Zaczął szukać czegoś, wysuwając po kolei wszystkie szuflady zabytkowej komody. Przypomniał sobie ranne spotkanie z "płonącą pochodnią". Wygląda na to, że mężczyzna uwierzył w jego nimfomanię. I o to chodziło. Seks miał być "jedynie" przykrywką. Stevhowi chodziło tylko o pieniądze. Pieniądze i oczywiście ten dom. Może nie mógł go mieć na własność, ale przynajmniej może w nim zamieszkać... Choć seks... Westchnął sam do siebie. Nie miał co się oszukiwać. Chciał sprawdzić jak smakuje kutas Daniela. Zarówno w ustach jak i między nogami. Uśmiechnął się i ściskając coś w dłoni, zamknął szuflady. Chwilę później był już na korytarzu, poruszając się w cieniu niczym duch.

 

* * *

 

Daniel wrzucił ostatnie polano do kominka, otrzepał ręce i wyprostował się. Coś strzyknęło mu w krzyżu, skrzywił się i mocno przeciągnął. Potem zdecydowanie podszedł do biurka i usiadł przy nim, kładąc ręce na klawiaturze. No dalej! Twórz!

"Rathell ścisnął mocniej laskę, czując jak jej energia przepływa mu przez palce. Cokolwiek czaiło się w cieniu, był gotowy, aby się z tym spotkać. Mamrocząc pod nosem zaklęcie, powoli uczynił pierwszy krok... Odgłos ostrożnego stąpnięcia rozległ się echem po korytarzu, jakby buty Rathela podkute były żelaznymi gwoździami. Mag skrzywił się, ale nie przerwał zaklęcia, którego energia, niczym lśniące, błękitne, cienkie nitki, zaczęła owijać się wokół laski, otaczając ją niczym kokon. Kolejny krok i kolejna eksplozja echa. Na czoło mężczyzny wystąpił pot.

Coś poruszyło się w cieniu. Mag znieruchomiał i wysunął przed siebie laskę. Światło powstałe z energii, oświetliło mały odcinek korytarza. Zbyt mały. Rathell dostrzegł jedynie odległą sylwetkę kolumny. Wyprostował się i zmienił rodzaj mamrotanego zaklęcia, wysuwając jednocześnie dłoń nad głowę. Jaskrawe światło zabłysło między jego palcami i rozjaśniło mrok. Rathell zerknął na kolumnę i osłupiał. Zaklęcie wokół laski zaczęło się powoli rozwiewać...

Do białej powierzchni kolumny, przykuta była kobieta. Nie, żeby Rathell był nowicjuszem w relacjach damsko - męskich, ale tym razem poczuł się absolutnie zniewolony. Gdyż kobieta, dziewczyna właściwie, była niewyobrażalnie piękna. I naga..."

 

Daniel warknął i zerwał się z krzesła. Splatając nerwowo palce, zaczął krążyć po gabinecie. Jak miał stworzyć dzieło o heteroseksualnym bohaterze, skoro nie umiał wyrazić jego uczuć?! "Opisz to, co czujesz patrząc na pięknego mężczyznę, a potem podstaw na jego miejsce kobietę" powiedział mu Pether, jego agent "Ale stwórz wreszcie kogoś hetero..."

Pisarz syknął i kopnął mocno fotel, obok którego przechodził. Nie mógł tego zrobić! Wszystko jest dobrze do momentu, gdy wyobraża sobie mężczyznę, ale gdy wstawia za niego kobietę... czar pryska. Uczucia bohatera stają się płytkie i niewyraźne.

- Kurwa mać... - warknął i opadł na fotel. Zerknął na zegar. Pierwsza. Może powinien dać sobie spokój i położyć się spać?

Ciche pukanie do drzwi zmroziło krew w jego żyłach. Jeżeli to Sante to ma przerąbane. Stary sługa, mimo dorosłego już wieku Daniela, opiekował się nim jak dzieckiem, a jego spokojne ale zdecydowane zachowanie, w jakiś sposób powodowało, że rudowłosy się go po prostu bał. Nawet ojca słuchał mniej, niż Santego.

Pukanie powtórzyło się.

- Proszę - Powiedział Daniel odruchowo i natychmiast wyzwał się od głupców. Mógł udawać, że nikogo nie ma w środku. Sante, żywe uosobienie dobrego wychowania, na pewno nie wszedłby do pustego, prywatnego gabinetu. A tak znów zagoni Daniela do łóżka, wbrew jego protestom i groźbom. Czasami rudowłosy podejrzewał, że stary sługa to kara wymierzona mu przez rodziców.

Drzwi otworzyły się, a Daniel westchnął z rezygnacją. Jednak do pokoju nie wszedł Sante, ale Stevhe. Mężczyzna zamrugał powiekami w niemym zdumieniu, zamierając na fotelu. Chłopak był nagi.

- Hej! - zawołał Stevhe radośnie i zamknął drzwi - Byłem u ciebie w sypialni, ale cię nie było. Więc przyszedłem tutaj. Nie śpisz jeszcze?

Daniel nie odpowiedział. Siedząc nieruchomo na fotelu, zastanawiał się nad pytaniem chłopaka. Pewnie, że śpi! I to jaki ma sen! Nie śmiał poruszyć nawet powieką, by piękna zjawa się nie rozwiała. Nie zwracając uwagi na gadanie chłopaka, obejrzał sobie dokładnie jego ciało. A miał co podziwiać... Stevhe odznaczał się atletyczną, ale smukłą sylwetką, a jego lśniąca, ciemna skóra, sprawiała wrażenie, jakby przed chwilą zszedł z maty zapaśniczej. Rozpuścił włosy, a ich gęsta, niesforna grzywa, opadała mu na ramiona i twarz. Daniel westchnął błogo. Piękny sen...

Stevhe umilkł i przyjrzał się "płonącej pochodni". Mężczyzna wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Poza tym nie poruszał się, a powinien bez słowa rzucić się na swego, zachęcająco nagiego, gościa. W celach erotycznych, oczywiście... Przez głowę Stevha przemknęło podejrzenie, czy Daniel przypadkiem nie lunatykuje. Znieruchomiał jak struchlała mysz. Lunatyków bał się jak wariatów, a może nawet bardziej.

Nie wiadomo, jak wiele czasu by spędzili, nieruchomo patrząc się na siebie - może całą resztę nocy - ale uratował ich laptop. Zapiszczał przeraźliwie, ostrzegając o wyładowującej się baterii. Daniel zareagował odruchowo. Zerwał się z fotela, podbiegł do biurka, nagrał wprowadzone zmiany i podłączył go do prądu. Przeciągnął się i powoli odwrócił.

A potem zamarł.

- O nie... - mruknął wściekle Stevhe - Nie zaczynaj od nowa!

- Nie jesteś snem?!

- Oczywiście, że nie, kretynie! Możesz mnie dotknąć. Nie, ty musisz mnie dotknąć - chłopak zdecydowanie chwycił rękę Daniela i położył sobie jego dłoń na klatce piersiowej - Jestem żywy... realny.

Daniel westchnął, smakując palcami gładkość jego skóry. Potem go otrzeźwiło.

- Co robisz tu nagi? - zapytał, ukrywając rozbawienie. Stevhe parsknął, wspiął się na palce i mocno go pocałował, wsuwając język w jego usta.

Daniel osłupiał, ale tylko na chwilę. W końcu co należy zrobić, gdy piękny, nagi chłopak przychodzi do twego gabinetu i całuje cię w usta? Śmiejąc się w głębi duszy, oddał pocałunek, splatając język z językiem chłopaka. Objął Stevha ramionami i uniósł go lekko nad podłogę, nadal całując namiętnie i smakując jego wargi. Chłopak poddał mu się bez wahania, oddając się w jego ręce, ale mężczyzna był pewien, że jest tak tylko przez chwilę. Przerwał pocałunek i nabrali zgodnie powietrza. Stevhe uśmiechnął się lekko i wsunął dłonie pod sweter pisarza, sprawdzając jednocześnie kolanem, czy jest podniecony. Daniel jęknął.

- Chodźmy do sypialni - szepnął, całując ciemnoskórego w szyję i gładząc jego pośladki - Tam będzie nam wygodniej.

- A dlaczego nie tutaj? - zapytał Stevhe ze słodkim uśmiechem - Mamy fotele, dywan, biurko... Będzie o wiele ciekawiej niż na łóżku - znów wspiął się na palce, ale zamiast pocałować, ugryzł mężczyznę w brodę -Boisz się? - zapytał i roześmiał się na widok jego miny - Chodź, pokażę ci. Usiądź na fotelu, ale najpierw się rozbierz...

Daniel zawahał się...

"zaprzyj się mocno, rozsuń nogi,

nie będzie bolało..."

 

Otrząsnął się ze wspomnień. To było dawno. Minęło. Teraz był z innym i będzie inaczej. Zdecydowanie ściągnął sweter i spodnie, z ulgą uwalniając zesztywniałą męskość. Usiadł na fotelu i rozsunął nogi, spoglądając pytająco na chłopaka. Stevhe uśmiechnął się szeroko i uklęknął między jego nogami.

- Uwielbiam to robić... - zamruczał, ściskając w palcach główkę członka mężczyzny. Potem pochylił się i otoczył językiem dolną część jego trzonu. Daniel zamruczał i wplótł mu palce we włosy. Jego ciało jeszcze bardziej zesztywniało i zaczęło pulsować zgodnie z rytmem krwi.

- Zrób to - wysyczał, ciągnąc chłopaka za włosy. Stevhe roześmiał się, ale nie poruszył głową. Powoli cofnął język. Daniel uniósł gwałtownie głowę i jęknął z rozczarowaniem - Stevhe... proszę...

Ciemnowłosy znów wysunął język i owinął go w połowie grubości, wokół pulsującego trzonu męskości. Potem powoli uniósł głowę, z językiem nadal przyciśniętym do obcego ciała. Daniel szarpnął biodrami i rzucił głowa w tył.

- Stwórco... szybciej...

Ale ciemnowłosemu się nie śpieszyło. Poruszał głową w górę i w dół tak wolno, że zesztywniały mu mięśnie karku. Uśmiechając się starał nie spuszczać wzroku z twarzy kochanka.

Daniel był jednocześnie zły i zachwycony. Powolne ruchy Stevha drażniły każdy nerw jego męskości, sprawiając, że wibrowała cała na granicy wybuchu. Jednocześnie jednak pieszczota była zbyt wolna, by doprowadzić do czegoś jeszcze. Mocno pociągnął chłopaka za włosy, próbując zmusić go do przyśpieszenia, ale ten zacisnął zęby wokół jego członka i znieruchomiał. Jęcząc z bólu, Daniel stwierdził, że lepiej nie zmuszać ciemnowłosego do niczego. Wysunął palce z jego włosów, a on na nowo rozpoczął pieszczenie.

Gdy tylko zacisnął zęby na jednocześnie twardym i delikatnym ciele Daniela, Stevhe poczuł, że twardnieje. Z ulgą odczuwając brak spodni, zaczął delikatnie gładzić swą męskość i jądra. Podniecało go błaganie na twarzy kochanka. Ten wspaniały grymas, oznaczający, że jest tu panem i władcą, a Daniel, choć silniejszy, nie ma tu nic do powiedzenia. Puszczając swoje genitalia, Stevhe sięgnął po coś, co wcześniej upuścił na ziemię. Nie musząc używać rąk podczas pieszczenia Daniela, z łatwością odkręcił tubkę kremu i wycisnął jej zawartość na dwa palce swej lewej ręki. Czując pod językiem i wargami pulsującą rytmicznie męskość, delikatnie rozchylił pośladki rudowłosego i odnalazł jego odbyt.

Daniel drgnął, gdy poczuł jak zimne palce dotykają szczeliny między jego pośladkami. W jednej chwili zrozumiał, co Stevhe zamierza zrobić, ale nie zdążył zareagować. Dwa długie palce wsunęły się w niego z bezlitosną precyzją. Ból rozsadził jego ciało.

- Stwórco, zwariowałeś?! - syknął i spróbował wstać, ale chłopak natychmiast zacisnął zęby na jego członku - Hej!!

- Siedź... - mruknął ciemnoskóry, niewyraźnie gdyż miał unieruchomioną żuchwę. Mężczyzna bardzo powoli rozluźnił mięśnie, a chłopak, ku jego uldze, poluzował uścisk i na nowo rozpoczął powolną pieszczotę. Tymczasem jego palce przemieściły się lekko i znalazły w miejscu, gdzie mężczyzna wiedział, że ma stercz. Daniel zacisnął powieki, tłumiąc łzy. Wspomnienia bólu i upokorzenia, zalały go na nowo. Znów poczuł się jak młody chłopak, bezwolny w ramionach silnego partnera. Jednak palce Stevha poruszyły się i zaczęły masować TO miejsce. Każde dotknięcie było niczym wrzucenie kamienia w gładką taflę wody. Fale gorąca przebiegały przez ciało rudowłosego i docierały do każdego zakamarka. Jęknął i naprężył się. A wtedy Stevhe wziął go całego do ust.

- Stwórco... tak... - wyszeptał Daniel. Jego ciało drżało i napięło się w łuk. Od jego członka i pośladków zaczęły promieniować dreszcze, jakby jego nerwy były strunami, a chłopak muzykiem, który w nie uderza. Pulsowanie jego członka przyśpieszyło, a dreszcze stały się intensywniejsze, a potem jeszcze bardziej... i jeszcze..., aż zmieniły się w płonące gorąco. Wypinając biodra do przodu, Daniel wrzasnął i chwycił kochanka za włosy. Przed jego oczyma wybuchł kalejdoskop barw, mieniąc się niczym płomienie. Szum jego własnej krwi, ogłuszał go niby grzmot burzy. A może to był grzmot?

Stevhe znieruchomiał i połknął nasienie kochanka - doskonale znał ten słony, drażniący smak. Cofnął głowę i westchnął. Jego własne nasienie wsiąkało właśnie w dywan. Wstał o przeciągnął się, a potem spojrzał Danielowi w twarz i osłupiał.

- Czemu płaczesz? - zapytał - Przecież było ci dobrze...

- Nieważne - mruknął mężczyzna, odwracając głowę. Mimo, że chłopak wyjął już z niego palce, nadal czuł dziwne pieczenie. Może coś było w kremie, którego ciemnowłosy użył.

- Zbyt mocno cię ugryzłem? - chłopak obejrzał uważnie, miękki teraz, członek pisarza - Nie ma przecież żadnych śladów.

- Nie o to chodzi - warknął Daniel i zerwał się z fotela - I co cię to obchodzi? I tak chodzi ci jedynie o własną przyjemność - chwycił spodnie i ubrał je szybko.

Stevhe chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. "On ma rację" pomyślał ponuro i ku swemu zdumieniu poczuł coś, co mógł nazwać wyrzutami sumienia. Ten mężczyzna... niby seme, ale jest w nim coś takiego...

- Przepraszam - powiedział cicho - Masz rację. Chodzi mi tylko o moje dobro. Uwielbiam seks i tylko on mnie obchodzi. Nie wiem, co w tobie jest, ale twoje łzy... Skrzywdziłem cię?

- Wspomnienia - mruknął Daniel lakonicznie, spoglądając w ciemne okno.

- Byłeś wykorzystywany seksualnie? - w głosie Stevha można było wyczuć oburzenie. Rudowłosy uśmiechnął się lekko, smutno.

- Nie. Wszystko co mi robiono, robiono za moją zgodą. I to właśnie jest powodem do...

- Do wstydu? - dokończył Stevhe, gdy Daniel zamilkł.

- Sam nie wiem czego. Może tęsknoty - ból zalśnił w oczach mężczyzny. Odgarnął włosy z czoła i starł łzy - Dość narzekania - powiedział, uspakajając się - Wracaj do swego pokoju i idź spać. Dziękuję ci za to, co mi dałeś.

- A co ci dałem? - zapytał ciemnoskóry ze złością - Łzy i upokorzenie. Wprawdzie nie mogę tego naprawić... ale przynajmniej mogę spróbować się zmienić - zamknął oczy. "Pieniądze i dom za odrobinę czułości." Pomyślał "To niska cena" - Nauczysz mnie cierpliwości i delikatności? - zapytał na głos - Nie, nie teraz - dodał, widząc minę rudowłosego - Później.

Daniel oblizał wargi. Podejrzewał, ze na prośbą chłopaka coś się kryje, jednak myśl o stałym partnerze, jakim mógłby się stać, była zbyt nęcąca. I to wyzwanie! Powoli kiwnął głowa. Stevhe zaśmiał się. Wspiął się na palce, aby go pocałować, a potem wybiegł z pokoju. Daniel miał nadzieję, że nikt ze służby go nie usłyszy ani nie zobaczy. Nagi chłopak na korytarzu wywoła lawinę plotek. Westchnął i usiadł przy biurku. Odsuwając od siebie namolne wspomnienia, włączył laptopa i uruchomił edycję pliku książki. Przez kilka sekund śledził tekst na ekranie. Potem przeklął i zaczął energicznie kasować jego część.

"Do białej, lśniącej powierzchni kolumny" - zaczął pisać - "przykuty był chłopak..."

 

3 - SZARY KWIAT

 

Sante, jak zawsze nienagannie uczesany i ubrany, postawił tacę na stole i zaczął rozkładać naczynia. Daniel obserwował go ponuro, trzymając telefon przy uchu i wsłuchując się w monotonną tyradę Pethera. Jego agent był zły i nie przebierał w słowach.

- Książka jest już zareklamowana i wyraźnie jest zaznaczone, że po raz pierwszy w historii twej kariery, o ile można ją tak nazwać, piszesz o normalnym bohaterze, nie pedale...

Daniel zacisnął palce na telefonie i z trudem powstrzymał się przed ciśnięciem go przez okno.

- Po pierwsze... - przerwał zimno, a głos wibrował mu od tłumionej złości - ... mówiłem ci już, że nie lubię określenia pedał. Po drugie to ja jestem autorem tej książki i ja decyduję, co w niej zawrzeć.

- O nie, mój drogi - warknął Pether tym swoim charakterystycznym cynicznym i niemal wrogim tonem - Po pierwsze mam prawo do własnego zdania i dla mnie ty i wszyscy tobie podobni, jesteście pedałami. Po drugie, masz zamówienie i musisz się go trzymać. Pisz o hetero...

Zielone oczy Daniela pociemniały i zwęziły się w wąskie szparki, a na jego ustach pojawił się zimny uśmiech. Powoli odwrócił się i otworzył drzwi na taras.

- Nie ma tak dobrze, kolego... - kontynuował agent - Piszesz niezłe książki, ale jeżeli myślisz, że czytelnicy zainteresowani są pedałami, to się grubo mylisz - Daniel wyszedł na taras i podszedł do barierki - Umowa z wydawnictwem...

- Zrywam ją - przerwał mu spokojnie rudowłosy - Słyszysz, Pether? Zrywam umowę. Zarówno z tobą jak i z wydawnictwem. Ja naprawdę nie lubię określenia pedał - i nie wyłączając telefonu, zrobił potężny zamach i rzucił nim w stronę drogi. Roześmiał się z zadowoleniem, gdy komórka zatoczyła piękny łuk nad drogą wjazdową i koronami buków, a potem wpadła między drzewa owocowe.

"To koniec z Petherem i jego zwałami tłuszczu" pomyślał ironicznie i z pewną ulgą, wchodząc z powrotem do pokoju. Sante stał nieruchomo przy stole, trzymając w ręku pustą, srebrną tacę. Na jego twarzy widniała dezaprobata.

- Za przeproszeniem, proszę pana - powiedział głosem pełnym nagany - Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Pamięta pan, jak trudno było nam znaleźć odpowiednie wydawnictwo.

Daniel usiadł przy stole i wzruszył ramionami. Był z siebie cholernie zadowolony i nie próbował tego ukrywać.

- Znam teraz kogoś, kto mi pomoże. Poza tym jestem teraz znanym pisarzem, a nie początkującym. Będzie łatwiej.

Sante westchnął, ale nie skrytykował. Wycofał się z gabinetu, aby obsłużyć nowego gościa Daniela. I wcale się z tego nie cieszył. Młody Stevhe zachowywał się... specyficznie. Bardzo specyficznie.

 

* * *

 

Ręce w czarnych rękawiczkach podniosły komórkę i otrzepały ją z wilgotnej od deszczu ziemi. Widać było, że urządzenie nie uderzyło w żadną gałąź, jednak upadek mu zaszkodził - obudowa pękła, a na ekranie pojawiła się chaotyczna mozaika pikseli. Jego znalazcy wyraźnie to nie przeszkadzało - w jadowicie zielonych oczach błyszczało zadowolenie. Smukły intruz wspiął się z łatwością na kamienne ogrodzenie, zeskoczył z niego i skierował się w stronę zaparkowanego na drodze potężnego motoru.

 

* * *

 

- Poszedł w stronę wiśni - westchnął ciężko Mogren, wysoki i chudy jak tyka ogrodnik - Ma charakterek.

- Ano ma... - mruknął Daniel - Nie składał ci żadnych propozycji?

- Nie... - Mogren zaśmiał się głośno - Ale zmierzył mnie tak taksującym spojrzeniem, jakbym był bykiem na targu.

- Pewnie byłeś - zawtórował mu rudowłosy i pokręcił głową - Jest niemożliwy... Jak róże? - zmienił szybko temat.

Rozbawiony uśmiech Mogrena zmienił się w wyraz dumy.

- Uratowałem wszystkie. Nie wiem, co to było za cholerstwo, ale pryskanie poskutkowało - pochylił się i sekatorem ściął jeden z atramentowo szarych kwiatów - Znów będą wygrywały konkursy - dodał, podając go Danielowi.

Mężczyzna przyjął dar, podziękował i poszedł w stronę sadu wiśniowego. Mogren był ogrodnikiem z urodzenia. W jego rękach każda roślina dawała z siebie wszystko i rosła jak oszalała. No i te krzyżówki! Rudowłosy spojrzał na szarą różę, którą trzymał w ręku - cud wieloletniej hodowli. Powód wyrzeczeń, strachu, ale też i dumy. Kwiat nagradzany wszelkimi możliwymi ogrodniczymi nagrodami i symbol Thunder House.

Wszedł między drzewa wiśniowe. Było wczesne lato i kwiaty już dawno znikły, zastąpione przez dojrzewające owoce, ale ten zakątek nadal miał swój niepowtarzalny urok. W centralnym jego punkcie, między szczególnie pięknymi drzewami, rozwieszony był hamak. Leżał na nim Stevhe. Spał. Daniel zatrzymał się jak wryty i westchnął. Rozproszone przez liście światło słoneczne, padało na twarz chłopaka, rozjaśniając lekko jego skórę i sprawiając, że wyglądał jak wcielenie niewinności. Jego długie, ciemne rzęsy rzucały subtelny cień na kości policzkowe, a lekko wydęte usta, wykrzywione były w błogim uśmiechu. Daniel znów westchnął, a potem ostrożnie zbliżył się do hamaka i pochylił się nad chłopcem. Przez chwilę wahał się, jakby obawiał się zakłócić tę piękną chwilę. Następnie niepewnie złożył, delikatny niczym motyle skrzydła, pocałunek na wargach Stevha. Ciemnowłosy poruszył się, zmarszczył brwi i otworzył oczy. Przez chwilę spoglądał nieprzytomnie na rudowłosego. Potem, niespodziewanie, uśmiechnął się słodko i sennie.

- Daniel - zamruczał - Czekałem na ciebie...

- Więc jestem - wyszeptał mężczyzna i z emfazą podał mu różę - Dla pięknego chłopaka.

Stevhe przyjął kwiat, okrzykiem zdumienia komentując jego kolor. W jego oczach zabłysło rozbawienie.

- Czy to należy do lekcji, które mi miałeś udzielać? - zapytał figlarnie - Dawanie kwiatów jako gra wstępna?

- Gra wstępna? - uśmiechnął się Daniel - Jej część raczej...

- A dalej?

- Musisz poczekać - uśmiech mężczyzny zmienił się w rozbawione, lekko złośliwe skrzywienie warg - To także należy do części gry wstępnej - pochylił się i złożył miękki pocałunek na czole Stevha. A potem, zanim chłopak zdążył zareagować, odwrócił się i zniknął między drzewami.

Ciemnowłosy, z głupią mina na twarzy i szarą różą w ręku, długo spoglądał w miejsce, gdzie zniknął.

 

* * *

 

Czarno ubrany, smukły mężczyzna opuścił lornetkę. Jego lśniące, zielone oczy lśniły pełnym satysfakcji rozbawieniem. Powoli oparł się o motor. Już długo, bardzo długo obserwował właściciela tego domu. Powód był prosty: seks i pieniądze. Cholernie bogaty gej, wystarczająco silny, by mógł podołać każdemu chyba "zadaniu", to nie jest ktoś, obok kogo można przejść obojętnie. Zwłaszcza, gdy zapasy gotówki szybko topnieją.

Uniósł lornetkę do oczu i jeszcze raz przypatrzył się leżącej na hamaku postaci. Jeszcze jeden powód: Stevhe. Na twarzy zielonookiego pojawił się złośliwy uśmiech; wiatr targnął czerwono czarnymi włosami.

- Tym razem wygram - szepnął chłopak z diabelskim błyskiem w oku - Tym razem wygram, pijawko.

 

04 - NADZIEJA

 

Daniel przełknął wino i spojrzał ukradkiem znad brzegu kieliszka, na siedzącego przed nim Stevha. Chłopak był tego ranka strasznie zamyślony. Patrząc nieruchomo na blat stołu, jadł powoli śniadanie, żując i przełykając jak zaspany leniwiec. Nawet nie pokłócił się o to, że dostał mleko zamiast wina. I do tego pił je bez słowa skargi, ani grymasu obrzydzenia na szczupłej twarzy! Daniel postanowił jakoś zareagować. Dziwne zachowanie jego gościa bardzo go martwiło. Odstawił głośno kieliszek i odchrząknął. Stevhe nie zareagował.

- Stevhe...

Chłopak zacisnął wargi, ale nie podniósł wzroku. Być może wcale nie usłyszał Daniela... albo go zignorował. Mężczyzna wstał więc, obszedł stół, położył Stevhowi ręce na ramionach, a gdy chłopak nawet nie drgnął, zaczął go powoli masować. Stevhe westchnął i nie podnosząc głowy, odłożył widelec. Daniel poczuł pod palcami stwardniale guzy jego mięśni i zaczął uciskać je palcami, masując go mocno, ale delikatnie. Ramiona chłopaka zadrżały. Z jego gardła wyrwał się cichy pomruk.

- Co się stało? - zapytał łagodnie rudowłosy, nie przerywając masażu - Jesteś dziś taki nieobecny... - nacisnął kciukami twarde mięśnie nad łopatkami - I spięty... - dodał cicho.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin