Narodziny Zycia.doc

(104 KB) Pobierz

Narodziny życia

 

    Każdy proces musi mieć swój początek, początek musiała mieć więc i ewolucja. Tym początkiem było powstanie życia, wykształcenie się pierwszych aminokwasów, białek, narodziny najprostszych, jednokomórkowych organizmów. W klasycznej koncepcji ewolucji zainteresowanie skupia się na Ziemi. Konserwatywni naukowcy w ogóle nie biorą pod uwagę możliwości pozaziemskiego pochodzenia życia, mimo iż teorie te są bardziej realne, niż się to może na pierwszy rzut oka wydawać. Jest to jednak temat na osobne opracowanie, na razie zajmijmy się kwestią minusów tradycyjnego ujęcia problematyki zaistnienia życia na Ziemi.

    W klasycznej koncepcji początek wszystkiemu dały gazy. Wydzielane w czasie formowania się planet, pochodzące zarówno z samej planety, jak i meteorów nieustannie bombardujących ich powierzchnię utworzyły pierwszą atmosferę ziemską. Zbudowana była z najprostszych gazów, takich jak wodór i para wodna. To właśnie w tym niekorzystnym dla znanego nam obecnie życia (poza niektórymi najprymitywniejszymi organizmami) miało narodzić się życie, które dało początek procesowi, którego rezultatem mamy być my - ludzie. Tak więc pierwszy etap to zaistnienie odpowiedniej pierwotnej atmosfery. Życie nie powstało jednak w atmosferze, musiało mieć solidne oparcie. Na samym początku, gdy atmosfera dopiero kształtowała się, a warstwa ozonowa i kilometry gazów na powierzchnią planety nie chroniły jej przed zabójczym promieniowaniem docierającym z kosmosu, jedynym miejscem, gdzie życie mogło zaistnieć były oceany. Stopniowe ochładzanie się planety doprowadziło do skroplenia się pary wodnej w atmosferze i to woda właśnie dała początek środowisku, które stało się kolebką życia. Woda wypłukiwała minerały, substancje ze skał, co doprowadziło do koncentracja w  oceanach tak zwanego 'pierwotnego bulionu' złożonego z prostych, cząsteczek niezbędnych do powstania życia. W tej zawiesinie cząsteczek chemicznych rozpuszczonych w wodzie powstać miały pierwsze aminokwasy, a z nich białka proste i nukleotydy. Te łącząc się ze sobą tworzą coraz bardziej skomplikowane makrocząsteczki, aż w końcu staje się cud -  powstaje kod genetyczny, a cząsteczki zaczynają się same powielać.

    Tak w skrócie (i uproszczeniu) przedstawia się klasyczna wizja narodzin życia, nie jest to jednak wizja bez skazy.

    W roku 1953 nijaki Stanley Miller postanowił eksperymentalnie sprawdzić teorię praatmosfery, w której wykształcić się miały najprostsze elementy organiczne - aminokwasy. W tym celu sporządził w sterylnych warunkach mieszaninę gazów, która oddawała skład atmosfery, jaki nauka uznaje za pierwotny. Znalazł się tam wodór, metan, amoniak i pary wodnej. Wszystko to poddało działaniu wyładowań elektrycznych, które - również według naukowych założeń - miały być niezwykle częste i gwałtowne w burzliwych czasach finalizacji procesu narodzin naszej planety. W rezultacie powstało kilka aminokwasów, z których są zbudowane białka proste. A więc sukces, potwierdzenie naukowej teorii?!

    Nie!

    Millerowi udało się uzyskać tylko 4 spośród 20 aminokwasów niezbędnych do zaistnienia życia, jakie znamy. Przez następne lata intensywnych badań i prób doświadczalnych nauka nie osiągnęła zamierzonego rezultatu, który stanowiłby dowód potwierdzający prawdziwość jej tez. Nie udało się uzyskać w praatmosferze wszystkich 20 niezbędnych aminokwasów w warunkach, które sama nauka uznaje za prawdopodobne. Powstaje w związku z tym pytanie, czy jest to słuszna droga?

    Zacznijmy od tego, że synteza ważnych z biologicznego punktu widzenia związków chemicznych zachodzi tylko w warunkach redukcji [gdy w atmosferze nie ma wolnego tlenu]. Skład opracowany przez Millera nie był dokładnym odwzorowaniem rzeczywistego składu pierwotnej ziemskiej atmosfery, był dobrany pod kątem potrzeb doświadczenia. Ustalając ów skład Miller zadbał o to, by uzyskać to, czego oczekiwał. Kwestia braku tlenu w praatmosferze nie jest bowiem pewna, a nawet przeciwnie - zwolennicy teorii ewolucji uważają często, że tlen był. Rodzi się w ten sposób ogromny dylemat dla ewolucjonistów: W powietrzu zawierającym tlen pierwszy aminokwas nigdy by nie powstał, w warunkach beztlenowych natomiast zostałby natychmiast zniszczony przez promieniowanie kosmiczne. Ciężko tu o przesądzenie kwestii, bowiem każda próba określenia składu pierwotnej atmosfery Ziemi może się jedynie opierać na domysłach. Pojawiły się jednak nowe dowody:

    Nie tak dawno temu w świat poszła wiadomość, która dla mnie była elektryzująca - odkryto, że aminokwasy, a więc podstawa życia występują w chmurach materii międzygwiezdnej. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że tam też powstały: bez grawitacji, w temperaturze bliskiej zeru absolutnemu, bez tych wszystkich gazów i naturalnych procesów atmosferycznych, jakie nauka uznaje za decydujące dla narodzin aminokwasów w pierwotnej atmosferze. W tych niesłychanie korzystnych warunkach, jakie Miller stworzył w swojej doświadczalnej retorcie uzyskano mniej więcej tyle, ile - jak pokazują najnowszej odkrycia - mogło powstać bez tych wszystkich czynników. To zaś oznacza, że teoria ta jest co najmniej ułomna, jeśli nie całkowicie błędna. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem jest założenie, że pierwsze aminokwasy  pojawił się na Ziemi już na etapie jej formowania, wraz z materią ściąganą siłą grawitacji, meteorytami itd.

    Jak chce naukowa tradycja powstałe w atmosferze aminokwasy miały opaść i stać się częścią oceanicznego 'prabulionu'. Generalnie rzecz biorąc nie jest to możliwe. Ta sama energia, która mogłaby spowodować rozpad prostych związków chemicznych w atmosferze, jeszcze szybciej doprowadziłaby do rozpadu każdego złożonego aminokwasu. Ale przyjmijmy, nie zważając na kolejną sprzeczność w ewolucyjnej koncepcji, że nasze cząsteczki cudem dostały się do oceanów - bezpiecznego środowiska chroniącego przed niszczącym promieniowaniem nadfioletowym w atmosferze. Pomijając jeden dysonans natrafiamy na kolejny dylemat dla ewolucjonistów. Woda co prawda chroni przed szkodliwym promieniowaniem, ale jednocześnie izoluje tak dobrze, że nie w nowych warunkach nie byłoby dosyć energii potrzebnej do wywołania dalszych reakcji chemicznych prowadzących do powstawania białek złożonych. Woda ma to do siebie, że hamuje wzrost bardziej złożonych cząsteczek!

    Mamy więc następującą sytuację:

- aminokwasy w wodzie przetrwają, ale nie będą mogły utworzyć białek złożonych i dać początek życiu, by miało to miejsce musiałyby znaleźć się w środowisku atmosferycznym

- aminokwasy w atmosferze zostałyby zniszczone zabójczym dla nich promieniowaniem nadfiloletowym

Naukowiec Hichting mówi wprost: 'teoretycznie rzecz biorąc, nie ma szans przebycia nawet tego pierwszego i względnie łatwego stadium [tworzenia się aminokwasów] w ewolucyjnym powstawaniu życia'.

    Znamy ponad 100 aminokwasów, przy czym jedynie 20 spośród nich potrzebnych jest do budowy protein, czyli białek prostych, będących podstawowymi składnikami żywych organizmów. Wszystkie one mogą przybrać jedną z dwóch różnych postaci: jedne cząsteczki mogą być prawoskrętne, a inne lewoskrętne. I tu kolejny dylemat: gdyby powstały one przypadkowo (a tak głosi ewolucja) wówczas mielibyśmy życie oparte na obu typach cząsteczek. Proporcje wynosiłyby około połowy na każdy z rodzajów. Tymczasem życie na Ziemi oparte jest na lewoskrętności. Wbrew głosom obrońców ewolucji, żaden z tych typów cząsteczek nie jest w żaden sposób uprzywilejowany, bardziej odporny, lepiej przystosowany, szybciej replikujący się... Nie ma w koncepcjach opartych w doktrynie ewolucyjnej żadnego racjonalnego powodu, który tłumaczyłby ten dziwny stan rzeczy. Wszystkie 20 aminokwasów budujących proteiny w żywych organizmach jest lewoskrętnych. Jak to możliwe? Fizyk J.D. Bernal mówi: 'Trzeba przyznać, że wyjaśnienie tego (...) w dalszym ciągu jest jednym z najpoważniejszych zagadnień strukturalnych aspektów życia'. Zagadnieniem, jak na razie (czy w ogóle) nie rozwiązanym.

    Rzecz jasna, wszystko można zrzucić na kanwę przypadku. Jakie więc jest prawdopodobieństwo połączenia się odpowiednich aminokwasów w cząsteczkę białka prostego? Sami ewolucjoniści przyznają, że prawdopodobieństwo to wynosi 10 do potęgi 113. Pozwólcie, że zapiszę tę proporcję:

1 : 1 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 00

    Biochemik George Wald: 'Wystarczy pomyśleć o ogromie tego zadania, aby zrozumieć, że samorzutne powstanie żywego organizmu jest niemożliwe'. Taka proporcja oznacza ni mniej ni więcej, że wspomniane zdarzenie nie nastąpi! Dla matematyków zdarzenie, którego prawdopodobieństwo wyraża się liczbą 10 do potęgi 50 nigdy nie nastąpi. Tu mamy proporcję znacznie dalej idącą. Pewne pojęcie o możliwości powstania życia w teorii ewolucji daje nam świadomość tego, że wyżej wypisana liczba jest większa od szacowanej liczby wszystkich atomów we wszechświecie! Jak stwierdził biolog Edwin Conkin: 'Prawdopodobieństwo przypadkowego powstania życia można przyrównać do prawdopodobieństwa powstania obszernego słownika w wyniku eksplozji w drukarni'. Matematyk J.W.N.Sullivan: 'Hipoteza, że życie rozwinęło się z materii nieorganicznej, jest ciągle jeszcze
artykułem wiary'.

    Inny przypadek prawdopodobieństwa? Jedne proteiny odgrywają rolę budulca, drugie tworzą enzymy. Te ostatnie mają za zadanie przyspieszanie reakcji chemicznych mających miejsce w komórce. Reakcje te decydują o jej życiu, bez nich komórka by obumarła. Do funkcjonowania jednej komórki potrzeba nie kilku lecz 2000 (!) protein służących za enzymy. Jakie jest prawdopodobieństwo przypadkowego powstania tych protein? Wynosi ono 10 do potęgi 40000. Jest to jedynka z 40000 zer! Takiej liczby nie będę tu nawet zapisywał, bo musiałbym napisać 4 razy tyle zer, ile znaków liczy niniejszy artykuł! Astronomowie Fred Hoyle i N.C. Wickramasinghe stwierdzają: 'Choćby nawet czyjeś przekonanie lub wykształcenie pozwalało mu bez uprzedzeń przychylić się do poglądu, że życie powstało na Ziemi [samorzutnie], to ten prosty rachunek [matematycznego nieprawdopodobieństwa] całkowicie przekreśla taką koncepcję'.

I jak tu wierzyć w ewolucję?

Biolog Francis Crick: 'Człowiek uczciwy, uzbrojony w całą dostępną dziś wiedzę, może jedynie stwierdzić, że początek życia zdaje się graniczyć z cudem'.

Wodna małpa - czy człowiek pochodzi od nieznanego wodnego zwierzęcia - wodnej małpy?

1. Kilka słów o Lucy

    Lucy jest jednym z najsłynniejszych znalezisk szczątków ludzkich, które to odkrycie stanowi istotny dowód w naukowej koncepcji przebiegu ewolucji człowieka. Artykuł ten podważyć ma to oficjalne stanowisko, stąd też zacząć wypada od kilku słów wprowadzenia. A więc, kim była Lucy?

    Lucy nie była człowiekiem, ale - według jej odkrywcy, antopologa Donalda Johansona - nie była już małpą. Jednym słowem uznano ją za brakujące ogniwo w ewolucji, która doprowadziła do wykształcenia się człowieka z jego małpiego praprzodka. Miała nieco więcej niż metr wzrostu, poruszać się miała w pozycji wyprostowanej, jej ręce sięgały do kolan, a kości ramion, bioder i żebra wskazują, że jednak zasadniczym środowiskiem życia Lucy były konary drzew. Jej wiek oceniono na 30 lat, lecz był to dla niej wiek mocno zaawansowany - kręgosłup nosi ślady artretyzmu. Lucy umarła gwałtowną śmiercią - przypuszcza się, że utonęła, jej szczątki znaleziono bowiem na brzegach dawnego jeziora - jakieś 3,5 miliona lat temu.

    Lucy nie była jednak znaleziskiem kompletnym: brakowało przedniej części czaszki, co uniemożliwiło określenie wielkości jej mózgu - dane szacunkowe mówią o 230-400 cm3, nieco tylko więcej od szympansa. Brakowało też stóp stworzenia.

    Lucy zaklasyfikowano do jednego z sześciu znanych gatunków małp południowych [Australopithecus], stworzeń o cechach tak małpich, jak i ludzkich. Istotny te nie potrafiły posługiwać się narzędziami [a przynajmniej brak na to dowodów], ale przetrwały około jednego miliona lat, co oznacza, iż żyły równolegle z późniejszymi formami praludzi, którzy narzędzia zaczęli już wytwarzać. Według Johansona, który zdołał zapewnić sobie przychylność mediów i poparcie wielkich nazwisk nauki, Homo Sapien wyewoluował właśnie z takich stworzeń. Jednak oficjalne stanowisko nie oznacza - jedyne.

    Richard Leakey i jego ojciec Luis, a także ich żony Maeve i Mary - najsłynniejsza dynastia antropologów, która całe swe życie poświęciła badaniom w Kenii prezentuje stanowisko odmienne. Uznają oni Lucy za element zupełnie odrębnej gałęzi ewolucji, która nie ma nic wspólnego z rozwojem przodków człowieka. Według nich człowiek wywodzi się od znacznie starszego, archaicznego typu hominida, powstałego jakieś 7 i pół miliona lat temu, zaś najstarszych ogniw tego łańcucha ewolucyjnego szukać należy nawet 40 milionów lat wstecz. Lucy w tym ujęciu to tylko małpa, która rozwinęła się obok faktycznych przodków człowieka. Spróbuję odtworzyć przebieg ewolucji człowieka, który prezentuje współczesna nauka, a przy okazji zadam ewolucjonistom pierwsze niewygodne pytania.

2. Teoria sawanny

    Wszystko zacząć się podobno miało około 25-30 milionów lat temu, gdy ogromne puszcze, bezkresne połacie lasu pokrywały większą część lądów. Tam właśnie z małych, czworonożnych naziemnych ssaków wyewoluowały ssaki naczelne. 20 milionów lat temu było już całkiem sporo gatunków nadrzewnych małp, jeszcze 10 milionów lat wstecz małpy niepodzielnie panowały w lasach, ale niedługo [w skali paleontologów] potem z tajemniczych powodów urywają się w zasadzie wszystkie szczątki kopalne małp. Dlaczego? Aż do epoki Lucy, w przedziale czasowym 8 do 5 miliona lat temu, trwał okres, który można określić jako 'ciemne wieki' ssaków naczelnych. Znajduje się zadziwiająco mało szczątków z tego okresu, a są to w zasadzie pojedyncze kości. Wygląda to tak, jakby populacja nadrzewnych ssaków skurczyła się do mikroskopijnych rozmiarów.

    Po tym zagadkowym czasie rozpoczęła się epoka Lucy, czas w którym miał rozwinąć się przodek człowieka. We wschodniej Afryce znaleziono skamieliny o tym mające świadczyć. Co takiego sprawiło, iż po okresie masowego wymierania ssaków naczelnych powrócił czas ich świetności?

    Według ortodoksyjnej teorii sawanny, owe 'ciemne wieki' to czas, gdy proces kurczenia się lasów sięgnął apogeum, co miało zmusić jeden z gatunków małp do zejścia z drzew i rozpoczęcia życia na trawiastych równinach środkowej Afryki. Tam właśnie, w nowych warunkach środowiskowych, w drodze doboru naturalnego cechy charakterystyczne dla człowieka miały się rozwinąć jako najkorzystniejsze dla nowego sposobu życia: przodek człowieka wstał i zaczął chodzić na dwóch nogach, wyprostowany by mógł patrzeć przez wysoką trawę, stracił sierść, a jego mózg znacząco się powiększył.

    Owa oficjalna teoria w rzeczywistości nie wyjaśnia wiele. Gdy się głębiej zastanowić żadna z typowych dla człowieka cech nie jest przydatna do życia na sawannach, wręcz przeciwnie. O tym jednak za chwilę.

    Z wszystkich gatunków małp tylko jedna zdecydowała się zejść z drzew. Dlaczego? W końcu kurczenie się przestrzeni życiowej, o którym to procesie mówi nauka, a co za tym idzie brak pożywienia przy jednoczesnym wzroście populacji dotknąć musiał wszystkie małpy. Czemu więc tylko jedna przeniosła się na sawanny?

    To brak pożywienia miał zmusić małpy do zejścia na trawiaste równiny. A gdzie ta obfitość pożywienia na sawannach? Trawy małpy nie jedzą, pozostają więc tylko owoce, a te są w lesie oraz mięso, a to wymusza całkowitą zmianę diety, co byłoby co najmniej dziwne, a przede wszystkim długotrwałe. A jak małpy, zupełnie nieprzystosowane do życia w nowym środowisku miały przetrwać dostatecznie długo w świecie pod panowaniem drapieżnych kotowatych i psowatych - wyjątkowo zwinnych i szybkich morderców? Dodatkowo wspięcie się na drzewo po słodki owoc jest daleko bardziej proste niż pogoń na otwartym terenie za dajmy na to gryzoniami, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie jest się przystosowanym do polowania jako sposobu zdobywania pokarmu. Nauka odpowiada, że wykształciły się w tym czasie cechy ludzkiej budowy, które miały okazać się złotym środkiem na wszystkie małpie problemy. Warto jeszcze raz zapytać, czemu tylko jeden gatunek małp 'chciał skorzystać' z tych cudowności... Ale, ale czy nowe 'rozwiązania' były aż tak korzystne? I czy mogły się przyczynić do ewolucyjnego sukcesu praludzi? Dlaczego nasi przodkowie zmienili się w nas? Czy dobór naturalny mógł na sawannie doprowadzić do takich zmian w budowie ciała? Odpowiedź brzmi - nie mógł. Ale tym zajmuję się w oddzielnym artykule z cyklu Antyewolucja: Człowiek.

3. Alternatywa wodnej małpy

    Jeśli niektórzy poddają w wątpliwość oficjalną koncepcję obrazującą przebieg ewolucji człowieka wini zaprezentować dlań alternatywę. Okazuje się, że takowa jest i - choć brzmi nieprawdopodobnie - ma mocne podstawy.

    Kilka spośród charakterystycznych dla człowieka cech budowy jego ciała jest wyjątkowa i niepowtarzalna wśród wszystkich innych ssaków. Cechy te [opisuję je także w artykule pt.: Człowiek - największe dziwadło natury]. Mam tu na myśli tak utratę sierści i specyficzny sposób pocenia się ludzi, przede wszystkim zaś tzw. obniżoną krtań, która jest kluczowym dowodem potwierdzającym realność pochodzenia człowieka od zwierząt wodnych. Obniżoną krtanią określa się zmiany w budowie dróg oddechowych, które dały nam zdolność mówienia. Ważniejszy z punktu widzenia omawianej teorii jest jeszcze jeden efekt, który wyróżnia człowieka spośród absolutnie wszystkich innych ssaków – umiemy z równą łatwością oddychać nosem, jak i ustami. I drugi ewenement – potrafimy jednocześnie pić i oddychać.

    Jak podkreślam cechy te są unikatowe, człowiek jest jedynym ssakiem, który może się nimi poszczycić. Jedynym ssakiem... lądowym; okazuje się bowiem, iż są zwierzęta podobnie wyposażone przez naturę - ssaki wodne. Pod względem budowy krtani człowiekowi najbliżej jest do fok, wielorybów, krów morskich, lwów morskich i tym podobnych zwierząt żyjących w morzach i jeziorach świata. Pozwalając sobie sięgnąć do naukowej teorii ewolucji pozwolę sobie przeprowadzić pewien wywód logiczny, który - jakkolwiek oparty jest na podstawowych prawach ewolucji - daje rezultaty sprzeczne z naukowymi dogmatami. Wnioski na temat wartości darwinowskiej teorii, w oparciu o którą można argumentować sprzeczne ze sobą założenia, pozostawiam czytelnikowi.

    Obniżona krtań nie daje najmniejszych korzyści przy lądowym trybie życia. Najlepiej dowodzi tego fakt, iż cechy tej nie posiada żadne zwierzę lądowe poza człowiekiem. Zgodnie z prawami ewolucji, jeśli taka modyfikacja budowy ciała byłaby korzystna rozwinęłaby się powszechnie u zwierząt żyjących w danym środowisku [lądowym] - tak się nie stało. Wniosek może być tylko jeden - jeśli człowiek ma cechę, której nie ma żaden inny jego krewniak [ssak lądowy], cechę sprzeczną z wymogami danego środowisko życia [lądowego], znaczy to, iż musiał rozwinąć się w innym środowisku, niż to się powszechnie przyjmuje, w środowisku, które wymagało odpowiedniego zmodyfikowania budowy górnych dróg oddechowych. Takim zaś środowiskiem jest środowisko wodne. Patrząc na to z drugiej strony: jeśli dana cecha jest powszechna u zwierząt żyjących w danym środowisku, a mamy do czynienia z identyczną cechą u innego stworzenia [człowieka] to dojść musimy do wniosku, iż stworzenie to wywodzi się ze środowiska, w którym cecha ta rozwinęła się, ze środowiska, w którym stanowiła potrzebną innowację w budowie organizmu żywego.

    Jak już wspomniałem na lądzie nie ma żadnych racjonalnych korzyści. Nie można bowiem za taką uznać umiejętność mówienia, ta bowiem okazała się nieocenioną korzyścią dopiero po milionach lat, tymczasem ewolucja nie działa na przyszłość [nie ja to wymyśliłem, ale nauka], a jedynie reaguje na doraźne potrzeby zmieniającego się środowiska życiowego. Zresztą, przyroda zna wiele, znacznie prostszych sposobów komunikowania się, które w zupełności wystarczyłyby naszym prapraprzodkom. Co jednak ważniejsze - obniżona krtań jest jedynie jednym z warunków mówienia, drugim jest świadome kontrolowanie oddechu, o czym dalej. W wodzie natomiast obniżona krtań jest wręcz koniecznością - oddychanie przez usta pozwala w szybkim czasie wdychać duże ilości powietrza, co jest niezbędne w czasie krótkiego wynurzenia głowy podczas pływania, czy nurkowania. Tak zmodyfikowane górne drogi oddechowe pozwalają wreszcie na całkowicie kontrolowane, bardzo powolne wypuszczanie powietrza z płuc - kolejny warunek skutecznego nurkowania.

    Idąc dalej odnajdziemy kolejną istotą analogię pomiędzy człowiekiem i wodnymi ssakami. Zarówno ludzie, jak i wspomniane zwierzęta potrafią dokonać tego, czego nie potrafią ssaki lądowe - świadomie kontrolować pracę płuc, zapanować nad procesem oddychania. U wszystkich pozostałych ssaków lądowych oddychanie jest czymś całkowicie nieświadomym, podobnie jak bicie serca. Ludzie są inni, są podobni wodnym zwierzętom. Notabene, dzięki tej cesze mogły zaistnieć śpiewy gregoriańskie... I tu dochodzimy do dalszego punktu naszych rozważań:

    Zdolność zapanowania nad oddychaniem umożliwiła ludziom wydawanie bardzo szerokiego zakresu dźwięków - umożliwiła nam porozumiewanie się mową! Żaden ssak lądowy nie miał i nie ma ani jednej z cech pozwalających mówić: obniżonej krtani i świadomego procesu oddychania. Z kolei warunki te spełniają ssaki żyjące w wodzie. Tylko absolutny ignorant mógłby upierać się przy twierdzeniu, iż fakt ten nie ma znaczenia.

    Podobnie wyjątkowy co sposób oddychania jest... nasz sposób kopulacji [ten podstawowy rzecz jasna ;-)] twarzą w twarz. Nie jest on praktykowane przez żadne inne zwierzę, nawet jeśli jest technicznie możliwy! Natomiast jest to sposób charakterystyczny dla wielorybów, delfinów, orek...

    Kolejna niezwykłość to sposób pocenia się człowieka, również nie 'wprowadzony' przez ewolucję w stosunku do żadnego innego zwierzęcia lądowego. Jest on bowiem wyjątkowo nieefektywny, wręcz szkodliwy, a w określonych warunkach może okazać się śmiertelny! Zaczynamy się pocić niezwykle wolno ryzykując udar słoneczny, a następnie wydalamy duże ilości wody i soli, co z kolei prowadzi do szybkiego odwodnienia organizmu. Na gorącej i suchej sawannie [gdzie podobno narodziła się rasa ludzka] oznacza to śmierć.

    Następna kwestia - warstwa tłuszczu pod skórą. W niej znajduje się około jednej trzeciej wszystkich naszych zasobów tłuszczu. I znów jest to coś, czego nie odnajdziemy u innych naczelnych, a jest to powszechna cecha ssaków wodnych. Dla biologów jest oczywistym, iż podskórna warstwa tłuszczu jest doskonałą barierą cieplną... w środowisku wodnym; na lądzie jest znacznie mniej skuteczna od sierści. Ewolucjoniści znów nie zwracają na to uwagi.

      Wreszcie w podsumowaniu chciałem powołać się na biolog Elaine Morgan, która śmiało zauważyła, iż postawa wyprostowana - najbardziej charakterystyczna cecha dyferencjująca człowieka - na lądzie nie dawałaby korzyści, opłacalna okazać się mogła dopiero po milionach lat, gdy człowiek znalazł skuteczne sposoby radzenia sobie z drapieżnikami. W środowisku wodno-bagiennym, natomiast, pozycja wyprostowana okazuje się być skutecznym sposobem poruszania się. Po pierwsze umożliwia szybkie i sprawne pływanie, zwłaszcza, ze względu na specyficzną budowę kończyn naszych najstarszych praprzodków [nie blokowane stawy w łokciach i kolanach] . Po drugie umożliwia skuteczne poruszanie się na płyciznach. Wreszcie pozycja wyprostowane w wodzie nie oznacza [jak na lądzie] konieczności wydatkowania olbrzymich ilości energii na samo utrzymanie ciała w pionie - woda sama podtrzymuje organizm.

    Mając na uwadze wszystkie te cechy, cechy charakterystyczne dla zwierzęcia wodnego należy całkiem poważnie spojrzeć na koncepcję wodnej małpy jako przodka człowieka. By jednak zaakceptować teorię musimy zbadać gdzie i kiedy zaistnieć mogły warunki odpowiednie do rozwoju takiego stworzenia i porównać je z tym, co wiemy o rozwoju naszych przodków.

4. Gdzie i kiedy?

    Elaine Morgan wskazuje na płytkie wody, moczary przybrzeżne jako idealne środowisko dla wykształcenia się cech, z którymi mamy do czynienia w przypadku człowieka. Gdzie takie środowisko mogło się znajdować?

    W tradycyjnym ujęciu ojczyzną człowieka jest Afryka, tam odnajduje się najstarsze ślady bytności naszych przodków. Koncepcja ta jest jednak bardzo wątpliwa. Także w Azji odkryto równie stare znaleziska, nie mówię już nawet o 'zakazanej archeologii', która najstarsze ślady ludzkiego życia datuje na setki milionów lat! Jest w każdym razie jeden niepodważalny dowód świadczący o tym, iż człowiek nie mógł rozwinąć się na kontynencie afrykańskim. Jest to tzw. genetyczny wskaźnik pawiana odkryty w 1976 przez amerykańskich genetyków.

    Okazuje się, iż wszystkie - bez wyjątku - naczelne charakteryzują się specyficzną sekwencją genetyczną określaną jako wskaźnik pawiana, który to zespół genów wykształcił się jako mechanizm obronny przed szalejącym w zamierzchłej przeszłości wirusem. Epidemia objęła jednak tylko Afrykę i tylko ssaki naczelne z tego kontynentu dysponują ową obroną. Człowiek takowej nie posiada, to zaś oznacza, iż albo nie pochodzi z czarnego lądu, albo, że przodkowie ludzi rozwinęli się w rejonie Afryki całkowicie odseparowanym od otoczenia.

    Wspomniana już Elaine Morgan - wbrew powszechnemu stanowisku nauki - opowiedziała się za drugą z podanych możliwości i rozpoczęła poszukiwania miejsca narodzin człowieka w odciętym od reszty świata rejonie czarnego lądu.

    Jej rozumowanie - jak najbardziej zgodne z prawami ewolucji i zdrowym rozsądkiem - było następujące: nie jest możliwym, by małpi przodkowie człowieka od tak postanowili zejść z drzew wierząc, iż za miliony lat osiągną ewolucyjny sukces. Jedynym powodem musiały być gwałtowne zmiany środowiskowe. Dzięki pomocy geologów Elaine Morgan znalazła miejsca pasujące do jej teorii.

    Wschodnie rejony Afryki należą do wyjątkowo niestabilnych sejsmicznie, główną osią aktywności sejsmicznej jest Dolina Ryftowa ciągnąca się od Mozambiku do Etiopii i dalej [Morze Czerwone] po Synaj. Geologia odkryła, iż jakieś 8-7 milionów lat temu w północno-etiopskim rejonie Afar powstało śródlądowe morze, które zalało zalesione tereny odcinając wyżej położony region znany jako Góry Danaliskie od reszty kontynentu. Po milionach lat morze wyschło pozostawiając słoną pustynię, która dziś jest jednym z najgorętszych miejsc na Ziemi.

    Mamy więc miejsce idealnie pasujące do założeń teorii wodnej małpy: płytkie nadmorskie moczary, miejsce odcięte od reszty Afryki [zabezpieczone przed epidemią zabójczego wirusa]. To tam właśnie, w środowisku wodno lądowym, pozbawionym groźnych drapieżników sawanny mógł się rozwinąć homo sapiens. Całkowicie bezpieczny w swym zamkniętym środowisku mógł rozwinąć cechy tam przydane, które na otwartej sawannie oznaczały zagładę. W tym samym czasie [8-5 milionów lat] nastały 'czarne wieki' ssaków naczelnych, większość gatunków wymarła, to zaś umożliwiło naszym przodkom [po wyschnięciu morza] szybką ekspansję w świecie pozbawionym silnej konkurencji. Wszystko pasuje, jednak to wciąż mało, potrzebne są namacalne dowody w postaci kopalin.

    A te dowody zaczęły się właśnie pojawiać. Dopiero w połowie lat 90-tych archeologowie zainteresowali się rejonami północnej Etiopii. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Już w 1995 roku Włosi odkryli pierwsze ślady. Znaleziska zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, a - jak stwierdził geolog Ernesto Abbate - badania są dopiero w powijakach i odkryto dopiero płytsze warstwy geologiczne.

    Odkryte dotychczas szkielety z Pustyni Danakilskiej datuje się na 2-2,5 miliona lat. Jest jednak przekonany, iż to dopiero początek. Zwłaszcza, iż odkryte szczątki charakteryzują się nieblokowanymi stawami i nieproporcjonalnie dużymi stopami, które znakomicie ułatwiają poruszanie się w płytkiej wodzie.

    Zgodnie z teorią wodnej małpy okres rozwoju najstarszych przodków człowieka w zamkniętym środowisku przypada na 8-4 miliony lat wstecz, potem nastąpiła ekspansja nowego gatunku, którego przedstawicielką ma być Lucy. Jednak, jak wspominałem na początku Richard Leakey i jego ojciec Luis, a także ich żony Maeve i Mary - najsłynniejsza dynastia antropologów uznają Lucy za zupełnie odrębny gatunek nie związany z prawdziwym przebiegiem ewolucji człowieka, według nich historia ludzkości może być znacznie dłuższa niż się dziś przyjmuje. W przeciwieństwie do spójnej i kompletnej teorii wodnej małpy w koncepcji Leakey's znajdziemy jedynie poszlaki, ale - jak uczy historia - za poszlakami idą dowody. Czy niedługo trzeba będzie całkowicie zweryfikować nasze poglądy na datę począt...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin