Knutsson Gosta - Naprzód, Filonku.txt

(167 KB) Pobierz
Bonnier Carlsen, 
Naprzód Filonku

Nasza Księgarnia
Tytuł oryginału szwedzkiego Heja, Pelle Svanslos!
Original publisher: Bonnier Carlsen, Stockholm
Copyright © Albert Bonniers Fórlag 1946
Published by agreement with TransBooks AB, Stockholm
© Copyright for the Polish edition
by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia", Warszawa 1999
© Copyright for the Polish translation
by Anna Gondek
Opracowanie typograficzne okładki i strony tytułowej Maria Turbaczewska
ъмп
Akc
ql   &
Rozdział pierwszy
Cri-Cri
Była sobie pewna dziewczynka imieniem Christiane, ale wołano na nią Cri-Cri, bo o wiele szybciej i łatwiej mówi się Cri-Cri niż Christiane. Cri-Cri miała czarne, kędzierzawe włosy, duże, czarne oczy i kiedy chciała powiedzieć „dzień dobry", mówiła bonjour, a zamiast „dziękuję" mówiła merci. Cri-Cri była bowiem małą Francuzką. Razem z mamą, tatą i kotem mieszkała w Paryżu, przy starej ulicy w dzielnicy, która nazywa się Montmartre i która między innymi ma tę zaletę, że wymawia się ją prawie tak samo, jak się pisze (czego bynajmniej nie można powiedzieć o wszystkich francuskich miejscach).
Lecz zdarzyło się tak, że na świecie była wojna, straszliwa wojna rozpętana przez podłych ludzi. A kiedy się wreszcie skończyła, zostawiła po sobie w wielu krajach ogromną nędzę. W Paryżu było tej zimy szczególnie ciężko — brakowało żywności, brakowało odzieży, brakowało opału, brakowało właściwie wszystkiego oprócz szczurów. Dlatego można by sądzić, że kot Cri-Cri powinien być tłusty i zadowolony, ale nie był, bo nazywał się Napoleon i miał rodowód, a francuskie koty z rodowodem są zbyt wytworne, by łowić szczury. Szczególnie, jeśli mają na imię Napoleon.
3
Biedna Cri-Cri była więc chuda i wymizerowana, ubrania miała zniszczone i nigdy nie mogła położyć się spać najedzona do syta.
Aż pewnego dnia przyszedł list, a w nim było napisane, że Cri-Cri jest zaproszona do pewnej rodziny w Szwecji. Może tam zostać dopóty, dopóki w Paryżu nie nastaną lepsze czasy. Otrzyma dobre jedzenie, całe i ciepłe ubrania, i w ogóle będzie otoczona najlepszą opieką. Pozna też rówieśników, z którymi będzie mogła się bawić.
Mama Cri-Cri aż się rozpłakała z radości.
—  Nareszcie będzie mojej córeczce dobrze i nie będzie chodziła głodna — cieszyła się.
Oczywiście, sama Cri-Cri też była zadowolona, chociaż dziwnie było tak wyjeżdżać z domu do obcego kraju, o którym właściwie nic nie wiedziała. Prawda, słyszała, że jest tam dużo śniegu, mówiono też, że po ulicach przechadzają się białe niedźwiedzie. „Ale to chyba oswojone niedźwiedzie — pomyślała Cri-Cri — a ja nie jestem znowu taka strachliwa".
—  Czy mogę zabrać ze sobą Napoleona? — spytała
rodziców.
Nie, to było niemożliwe. Za dużo by było z nim kłopotu, poza tym na pewno nie wolno wywozić kotów za granicę, a i sam Napoleon chyba uważał, że mimo wszystko lepiej być chudym na Montmartrze niż tłustym wśród kotów w Szwecji.
—  Pewnie macie rację — przyznała Cri-Cri — ale obiecajcie mi, że będziecie o niego dbać, co wieczór pocałujecie go na dobranoc w oba uszka i nie zapomnicie szczotkować go w soboty!
Mama i tata obiecali.
4
-  A ty, Napoleonie — powiedziała Cri-Cri — chyba przyrzekasz być naprawdę miłym i grzecznym kotem, choć mnie nie będzie w domu, żeby cię doglądać?
—  Miau — odparł Napoleon. (Francuskie koty miauczą tak samo jak szwedzkie. Jedyna różnica jest w tym, że szwedzkie koty piszą swoje miauczenie przez j zamiast przez i.)
No i Cri-Cri pojechała do Szwecji. Podróż pociągiem była długa i uciążliwa, lecz Cri-Cri miała towarzystwo wielu innych francuskich dziewczynek i chłopców, więc nudno jej nie było.
Przyjechali do Sztokholmu, gdzie zebrano ich wszystkich w dużej sali gimnastycznej. Każdy miał przypiętą
5
kartkę z adresem i siedzieli teraz wzdłuż ścian na gimnastycznych ławkach, czekając na opiekunów, którzy mieli się nimi zająć.
Cri-Cri była coraz bardziej markotna. Jednego po drugim zabierano jej towarzyszy i wkrótce została tylko ona.
— Co będzie, jeśli o mnie zapomnieli? — powiedziała sama do siebie i zastanawiała się, czyby troszkę nie popłakać. Jednak przygryzła wargę i gorączkowo mrugała powiekami. „Nie — pomyślała — francuska dziewczynka nie płacze".
W chwili gdy to pomyślała, do sali gimnastycznej weszła jakaś pani o bardzo miłym i sympatycznym wyglądzie. Za tą panią szła dziewczynka, chyba w tym samym wieku co Cri-Cri. A za dziewczynką defilował kot.
Bardzo zabawnie wyglądał, bo wcale nie miał ogona!
Rozdział drugi
Oh la la!
—  Cri-Cri? — zapytała obca pani.
—  Oui, madame — odpowiedziała Cri-Cri, i to znaczyło tyle co: Tak, to ja jestem Cri-Cri.
—  Witaj u nas — powiedziała ta pani po francusku, bo znała francuski.
—  Bardzo się cieszę — odrzekła Cri-Cri (oczywiście również po francusku).
—  Będziesz teraz mieszkać z nami — powiedziała pani - i mamy nadzieję, że będzie ci dobrze. Ta dziewczynka ma na imię Birgitta, a w domu czeka jej brat, Olle.
—  A ten słodki kiciuś? — chciała wiedzieć Cri-Cri.
—  O, to nasz kochany Filonek — nie ma co prawda ogona, ale bardzo go lubimy.
—  Okropnie miło wygląda — powiedziała Cri-Cri.
—  Miau — zgodził się Filonek.
Już od pierwszej chwili Cri-Cri świetnie się czuła w domu Birgitty, Ollego i ich rodziców, a i oni bardzo ją polubili. Po niedługim czasie Cri-Cri mówiła całkiem nieźle po szwedzku, a jednocześnie Birgitta i Olle nauczyli się niemało słów francuskich. Filonek zresztą też.
Filonek od dawna nie widział się z podłym Monsem i jego przybocznymi, Billem i Bullem. Przez jakiś czas
7
nie było ich w mieście — w górniczym regionie Bergslagen Mons wpadł do szybu kopalnianego, a kiedy wreszcie się z niego wydostał, był tak wymęczony, że nie miał siły jechać do domu. Wraz z Billem i Bullem zamieszkał w pobliskiej starej stodole. Myszy tam nie brakowało, więc nie musieli głodować, gorzej było z mlekiem.
—  Ja chcę do domu — marudził Bill.
—  I ja też — wtórował Buli.
—  Niech wam będzie, jedziemy do domu w poniedziałek — mruknął Mons.
Tak też zrobili. I już następnego ranka Filonek spotkał całą trójkę na porannym spacerze.
—  Witajcie w domu — powiedział uprzejmie. — Było tu bez was naprawdę pusto.
—  Jeszcze by nie — prychnął Mons.
—  Cicho było i spokojnie — ciągnął Filonek. — I tak dalej. Że tak powiem.
—  Byliśmy na wypoczynku — wyjaśnił Mons. — Czasami potrzeba trochę urlopu po tej gonitwie tu, w mieście.
—  Okropna pogoń — stęknął Bill.
—  Nie do wytrzymania — dodał Buli.
—  W każdym razie jesteśmy z powrotem — oznajmił Mons. — I zabieramy się do pracy.
—  Oh la la — powiedział Filonek.
—  Co takiego? — spytał ze złością Mons.
—  Oh la la — powtórzył Filonek jeszcze raz.
—  Co to za bzdury? — zmarszczył się Mons. — Czegoś ty się tu powyuczał, kiedy mnie nie było?
—  O, to tylko trochę francuskiego — odrzekł Filonek, siląc się na obojętność, choć trudno powiedzieć, żeby mu się to udało.
8

_ Mogłem sobie to wyobrazić — prychnął Mons. — Ty oczywiście uważasz, że jesteś elegancki, kiedy tak pleciesz
trzy po trzy!
-  Bo to, widzisz, jest tak, że u nas mieszka teraz pewna Francuzka - powiedział Filonek, oblizując sobie nos. - Dlatego może się zdarzyć, że czasami wypsnie się człowiekowi jakieś francuskie słowo. Przypadkiem.
-  Przypadkiem! - wykrzyknął Mons. - O nie, ty naturalnie chodzisz i myślisz, i myślisz, aż w końcu wymyślisz coś naprawdę głupiego i przemądrzałego. A w ogóle — Mons pociągnął nosem - co to tak śmierdzi?
-  Chodzi ci o moje perfumy? - spytał Filonek.
-  Perfumy? — Mons był zbity z tropu, jednak powtórzył: — Okropnie śmierdzi.
-  Mnie się ten zapach podoba - odparł Filonek. - To tylko parę kropel francuskich perfum, którymi Cri-Cri pokropiła mi uszy.
-  Tak naprawdę, powinienem ci tu z miejsca spuścić lanie - stwierdził Mons. - Ale nie mam zwyczaju robić scen na ulicy.
-  Co to tak ładnie pachnie? - zapytał Bill, który wciąż jeszcze nie zrozumiał, o czym mowa.
-  Okropnie ładnie pachnie — przytaknął Buli.
-  Milczeć! — wrzasnął Mons. — Idziemy do domu! A ty, Filonku — ty jeszcze o nas usłyszysz! Do widzenia!
-  Au reyoir — powiedział Filonek.
Rozdział trzeci
Rudy Wąs i Brodawka Na Nosie
Zdaniem Cri-Cri jedną z najlepszych rzeczy w Szwecji był śnieg. W Paryżu śnieg padał bardzo rzadko i nigdy nie leżał na ulicach tak jak tutaj. Cri-Cri dostała narty i już wkrótce potrafiła całkiem nieźle na nich jeździć. Lecz najbardziej przepadała za jazdą na sparku* Birgitty, toteż często na nim jeździła, gdy Birgitta była w szkole. Czasami zabierała ze sobą Filonka, który wtedy uroczyście zasiadał w koszyku umieszczonym z przodu.
Tego dnia, gdy Cri-Cri i Filonek nadjechali ulicą Zamkową, spotkali Monsa, Billa i Bulla.
—  Patrzcie! — zawołał Mons. — To on! A to oczywiście ta Francuzka, o której mówił.
—  Wygląda na Dunkę — stwierdził Bill.
—  Raczej na Hiszpankę — poprawił Buli. — Typowa Hiszpanka.
—  Głuptaki — irytował się Mons. - Patrzcie na Filonka zamiast na dziewczynkę! Widzicie, jak to się puszy! Jak zadziera nosa! I jestem pewny, że od czasu do czasu powtarza Oh la la.
—  To jest nie do zniesienia — powiedział Bill.
* rodzaj sanek, na których jeździ się (najczęściej po płaskim terenie), stojąc jedną nogą na płozie, a dragą odbijając się jak na hulajnodze
10
-  Dobrze powiedziane, nie do zniesienia - zgodził się Buli.
-  Pójdziemy za nimi - szepnął Mons. - Musimy zobaczyć, dokąd pojadą.
Cri-Cri skręciła w dół ze Wzgórza Karolińskiego, a z górki niosło ją szalonym pędem. Mons, Bill i Buli zdrowo się namęczyli, żeby nie zostać w tyle.
-  Halo! Zatrzymać się! - zawołał policjant, podnosząc rękę.
Lecz nie było łatwo się zatrzymać, jadąc z taką szybkością. Cri-Cri śmignęła obok policjanta i niewiele brakowało, by wpadła na psa, który przechodził przez ulicę. Ten pies to był zresztą stary przyjaciel Filonka, jamnik Nik, ale nim Filonek zdążył zawołać „cześć", już byli na dole, na ulicy Ogrodowej. Ogrodową nadje-
11
chał właśnie, klekocząc, tramwaj i motorniczy uprzejmie przyhamował, dzięki czemu spark zdążył przejechać przez tory. Filon...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin