KATECHEZA 35.doc

(43 KB) Pobierz
Opowiadanie o rycerzu i pustelniku

Przychodzi Bóg

Którejś nocy pewien człowiek otrzymał we śnie znak, że Bóg ma przyjść odwiedzić go.

Mnie? – zaniepokoił się. – W moim domu?

Zaczął biegać zdenerwowany po pokojach, wychodził na schody, wyszedł nawet na dach i zajrzał do piwnicy. Teraz, gdy miał tu przyjść Bóg, patrzył na swój dom innymi oczyma.

Niemożliwe! O ja biedny! – lamentował. – Nie mogę przyjmować gości w takim bałaganie! Wszystko jest brudne! Wszędzie pełno kurzu. Nie ma żadnego miejsca, gdzie można odpocząć. Nie ma nawet, czym oddychać. Otworzył szeroko okna i drzwi.

Bracia! Przyjaciele! Niech mi ktoś pomoże uporządkować wszystko, ale natychmiast! Zaczął zamiatać energicznie swój dom. Poprzez grubą chmurę kurzu, która unosiła się zewsząd, zobaczył kogoś, kto mu przyszedł z pomocą. We dwójkę wszystko było łatwiejsze. Wyrzucili zbędne rzeczy i spalili je. Na klęczkach wyszorowali podłogi i schody. Potrzeba było wielu wiader wody, by wymyć wszystkie szyby. Wyczyścili z brudu każdy kąt.

Nigdy nie skończymy! – sapał mężczyzna.

Skończymy! – spokojnie stwierdził nieznajomy.

Pracowali tak obok jeden drugiego przez cały dzień i wreszcie dom wyglądał jak nowy, był świecący i pachnący czystością. Gdy nadszedł wieczór, udali się do kuchni by nakryć do stołu.

Teraz – powiedział mężczyzna – może przyjść mój gość! Teraz może przyjść Bóg.

Ja już jestem – powiedział Nieznajomy i usiadł przy stole. – Usiądź i zjedz ze mną!.

 

Opowiadanie o rycerzu i pustelniku

Żył sobie kiedyś pewien rycerz, który z wielką odwagą walczył na wszystkich frontach swojego Królestwa. Aż któregoś dnia, potknął się, kusza przecięła mu nogę i omal nie doprowadziła go do śmierci.
Kiedy leżał ranny na ziemi, przyśniło mu się niebo. Było ono jednak bardzo daleko, prawie całkowicie poza zasięgiem jego możliwości. Tymczasem piekło, ze swoją bramą na oścież otwartą, z której buchał ogień, znajdowało się bardzo blisko. Rycerz rzeczywiście od pewnego czasu odrzucił wszelkie reguły i obietnice rycerskie, a przeobraził się w zwykłego żołdaka, który zabijał i popełniał wiele zła, nie biorąc pod uwagę drugiego człowieka.
Pełen strachu, rzucił hełm, miecz i zbroję, i udał się pieszo do jaskini, gdzie przebywał pewien święty pustelnik.
– Ojcze mój, chciałem otrzymać rozgrzeszenie z moich win, ponieważ bardzo się obawiam o zbawienie duszy. Przyjmę wszelki rodzaj pokuty. Niczego się nie lękam.
– Dobrze mój synu - odpowiedział pustelnik.
– Zrobisz tylko jedną rzecz: idź i napełnij wodą tę beczułkę i wróć z nią do mnie.
– Och! To jest pokuta dla dzieci i dla kobiet - wykrzyknął nasz rycerz, podnosząc wojowniczo rękę w górę. Lecz wizja diabła śmiejącego się szyderczo, szybko go ostudziła.
Wziąwszy baryłeczkę pod pachę, mrucząc udał się w kierunku rzeki! Zanurzył baryłkę w wodzie, lecz ta nie chciała się napełnić.
– To są jakieś czary - krzyknął pokutnik.
– A teraz zobaczymy.
Poszedł do innego źródła: baryłeczka była nadal pusta. Wściekły udał się do wioskowej studni. Trud daremny.
Rok później, stary pustelnik ujrzał go z daleka, w podartych łachmanach, z krwawiącymi nogami i pustą baryłeczką pod pachą.
– Mój ojcze - rzekł rycerz (to był właśnie on) głosem niskim i zbolałym.
– Odwiedziłem wszystkie rzeki i źródła królestwa. Nie mogłem napełnić baryłki… Teraz wiem, że moje grzechy nie będą odpuszczone. Będę potępiony na wieczność! Ach, moje grzechy, grzechy tak bardzo ciężkie… Zbyt późno zacząłem za nie żałować.
Łzy strumieniem spływały mu po policzkach. Jedna z nich, bardzo maleńka, spływając po brodzie, spadła do baryłki. W jednym mgnieniu oka baryłeczka napełniła się aż po brzegi wodą czystą, świeżą i dobrą, taką, jakiej nigdy nie widziano.
Jedna maleńka łza żalu.

 

   Modlitwa

– „Jezu ukrzyżowany za moje lenistwo...
Wszyscy śpiewają refren:
„Przepraszam Cię, Boże, skrzywdzony w człowieku, przepraszam dziś wszystkich was, żałuję za grzechy, to moja wina jest…”
– „Jezu, ukrzyżowany za moje nieposłuszeństwo rodzicom…”
Refren.
– „Jezu, ukrzyżowany za moje złe zachowanie w szkole…”
Refren.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przychodzi Bóg

Którejś nocy pewien człowiek otrzymał we śnie znak, że Bóg ma przyjść odwiedzić go.

Mnie? – zaniepokoił się. – W moim domu?

Zaczął biegać zdenerwowany po pokojach, wychodził na schody, wyszedł nawet na dach i zajrzał do piwnicy. Teraz, gdy miał tu przyjść Bóg, patrzył na swój dom innymi oczyma.

Niemożliwe! O ja biedny! – lamentował. – Nie mogę przyjmować gości w takim bałaganie! Wszystko jest brudne! Wszędzie pełno kurzu. Nie ma żadnego miejsca, gdzie można odpocząć. Nie ma nawet, czym oddychać. Otworzył szeroko okna i drzwi.

Bracia! Przyjaciele! Niech mi ktoś pomoże uporządkować wszystko, ale natychmiast! Zaczął zamiatać energicznie swój dom. Poprzez grubą chmurę kurzu, która unosiła się zewsząd, zobaczył kogoś, kto mu przyszedł z pomocą. We dwójkę wszystko było łatwiejsze. Wyrzucili zbędne rzeczy i spalili je. Na klęczkach wyszorowali podłogi i schody. Potrzeba było wielu wiader wody, by wymyć wszystkie szyby. Wyczyścili z brudu każdy kąt.

Nigdy nie skończymy! – sapał mężczyzna.

Skończymy! – spokojnie stwierdził nieznajomy.

Pracowali tak obok jeden drugiego przez cały dzień i wreszcie dom wyglądał jak nowy, był świecący i pachnący czystością. Gdy nadszedł wieczór, udali się do kuchni by nakryć do stołu.

Teraz – powiedział mężczyzna – może przyjść mój gość! Teraz może przyjść Bóg.

Ja już jestem – powiedział Nieznajomy i usiadł przy stole. – Usiądź i zjedz ze mną!.

 

 

 

 

Przychodzi Bóg

Którejś nocy pewien człowiek otrzymał we śnie znak, że Bóg ma przyjść odwiedzić go.

Mnie? – zaniepokoił się. – W moim domu?

Zaczął biegać zdenerwowany po pokojach, wychodził na schody, wyszedł nawet na dach i zajrzał do piwnicy. Teraz, gdy miał tu przyjść Bóg, patrzył na swój dom innymi oczyma.

Niemożliwe! O ja biedny! – lamentował. – Nie mogę przyjmować gości w takim bałaganie! Wszystko jest brudne! Wszędzie pełno kurzu. Nie ma żadnego miejsca, gdzie można odpocząć. Nie ma nawet, czym oddychać. Otworzył szeroko okna i drzwi.

Bracia! Przyjaciele! Niech mi ktoś pomoże uporządkować wszystko, ale natychmiast! Zaczął zamiatać energicznie swój dom. Poprzez grubą chmurę kurzu, która unosiła się zewsząd, zobaczył kogoś, kto mu przyszedł z pomocą. We dwójkę wszystko było łatwiejsze. Wyrzucili zbędne rzeczy i spalili je. Na klęczkach wyszorowali podłogi i schody. Potrzeba było wielu wiader wody, by wymyć wszystkie szyby. Wyczyścili z brudu każdy kąt.

Nigdy nie skończymy! – sapał mężczyzna.

Skończymy! – spokojnie stwierdził nieznajomy.

Pracowali tak obok jeden drugiego przez cały dzień i wreszcie dom wyglądał jak nowy, był świecący i pachnący czystością. Gdy nadszedł wieczór, udali się do kuchni by nakryć do stołu.

Teraz – powiedział mężczyzna – może przyjść mój gość! Teraz może przyjść Bóg.

Ja już jestem – powiedział Nieznajomy i usiadł przy stole. – Usiądź i zjedz ze mną!.

 

 

 

Przychodzi Bóg

Którejś nocy pewien człowiek otrzymał we śnie znak, że Bóg ma przyjść odwiedzić go.

Mnie? – zaniepokoił się. – W moim domu?

Zaczął biegać zdenerwowany po pokojach, wychodził na schody, wyszedł nawet na dach i zajrzał do piwnicy. Teraz, gdy miał tu przyjść Bóg, patrzył na swój dom innymi oczyma.

Niemożliwe! O ja biedny! – lamentował. – Nie mogę przyjmować gości w takim bałaganie! Wszystko jest brudne! Wszędzie pełno kurzu. Nie ma żadnego miejsca, gdzie można odpocząć. Nie ma nawet, czym oddychać. Otworzył szeroko okna i drzwi.

Bracia! Przyjaciele! Niech mi ktoś pomoże uporządkować wszystko, ale natychmiast! Zaczął zamiatać energicznie swój dom. Poprzez grubą chmurę kurzu, która unosiła się zewsząd, zobaczył kogoś, kto mu przyszedł z pomocą. We dwójkę wszystko było łatwiejsze. Wyrzucili zbędne rzeczy i spalili je. Na klęczkach wyszorowali podłogi i schody. Potrzeba było wielu wiader wody, by wymyć wszystkie szyby. Wyczyścili z brudu każdy kąt.

Nigdy nie skończymy! – sapał mężczyzna.

Skończymy! – spokojnie stwierdził nieznajomy.

Pracowali tak obok jeden drugiego przez cały dzień i wreszcie dom wyglądał jak nowy, był świecący i pachnący czystością. Gdy nadszedł wieczór, udali się do kuchni by nakryć do stołu.

Teraz – powiedział mężczyzna – może przyjść mój gość! Teraz może przyjść Bóg.

Ja już jestem – powiedział Nieznajomy i usiadł przy stole. – Usiądź i zjedz ze mną!.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin