Konie.doc

(173 KB) Pobierz
Konie

Konie

Droga powrotna z wystawy psów rasowych z Poznania dłuży się coraz bardziej. Terenowy nissan – jeszcze z XX wieku – poza wieloma zaletami ma też parę wad: np. nie ma klimatyzacji. Siedzące z tyłu suki berneńczyka wywaliły jęzory na całą imponującą długość. Musimy zatrzymać się gdzieś dla ochłody i wypoczynku. Lepiej byłoby znaleźć jakąś wodę, choćby strumień, z dala od ludzi, wielkie czarne psy budzą w wielu strach a wynudzone godzinami czekania na wystawie na pewno muszą się wyszaleć. Jakaś rzeczka przed nami! I nawet droga jest nad brzegiem. Zjeżdżam z szosy i znajduję wspaniałe miejsce na biwak. Obie suki od razu pakują się po brzuchy do rzeczki i łapczywie piją lekko brunatną wodę. Po kwadransie swawoli zawołałem obie bernenki na brzeg: taka fura sierści musi przecież mieć czas wyschnąć. Psy uwiązałem do wierzby, wyciągnąłem leżak i zdrzemnąłem się w jej cieniu. Obudziło mnie gardłowe pomrukiwanie suk, którym ostrzegały mnie o zbliżaniu się obcych. Jednak nikt nie nadchodził drogą, a po chwili usłyszałem podniecone kobiece głosy od strony rzeki. Dwie kobiety walczyły z prądem płynąc w głęboko zanurzonym gumowym kajaku. Nie były chyba ze sobą zgrane, każda próbowała sama decydować z której strony omijać kolejne przeszkody. Patrząc na dziewczyny nie uspokajałem psów, które nagle głośnym ujadaniem przypomniały mi o swym istnieniu. Harmider na brzegu skutecznie odwrócił uwagę wioślarek od sytuacji na rzece, co w ciągu paru chwil spowodowało najechanie bokiem na sterczący zatopiony pień i wywrotkę przeciążonego kajaku. Moje suki zafundowały mi kąpiel! Woda sięgała mi do szyi, nurt choć nie zbyt wartki, spychał kajak, pływające bambetle i obie kobiety w dół rzeki. Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy wszystko na brzeg. Mogłem teraz przyjrzeć się kobietom. Obie były lekko po trzydziestce, długowłose i o nie złych figurach.

- Dziękujemy za pomoc! - odgarniając z twarzy włosy, powiedziała wyższa z nich, szatynka w niebieskim kostiumie bikini.

Jej koleżanka, w szortach i skąpiutkim seledynowym staniczku zajęta była oglądaniem kajaku.

- Gocha! Koniec spływu! Dziura na 20 cm!- powiedziała łamiącym się głosem.

Miały sytuację nie do pozazdroszczenia: Bagaży ze dwa plecaki i sporą torbę plus kajak i dwa wiosła…. Popatrzyły błagalnie na mnie i na spory samochód stojący na skraju polnej drogi.

- Dokąd panie chcą się teraz dostać? – zapytałem.

Po krótkiej dyskusji podały nazwę miasta na Śląsku. Nie było mi to co prawda po drodze, ale czego nie robi się dla kobiet.

- No to pakujmy się, bo kawał drogi przed nami! - powiedziałem z uśmiechem – jestem Wojtek. - ukłoniłem się lekko obu paniom.

- Małgorzata.

- Kaja - odpowiedziały kolejno dziewczyny.

Nissan na terenowych oponach bez problemu podjechał przez podmokłą polankę na sam brzeg rzeczki, bagaże kobiet zostały tak ułożone, aby zostawić sukom wystarczającą ilość miejsca. Dziewczyny przebrały się w suche ciuchy chowając się w rzadkich wiklinach, co pozwoliło mi dostrzec, że na pewno nie są naturystkami… Po wyjeździe na szosę zapytałem pasażerki, czy nie są głodne, bo co prawda nie mam żadnych specjałów, ale mam sporą paczkę oryginalnych norymberskich pierniczków. Dziewczyny po zwyczajowym krygowaniu się, z chęcią przystały na degustację ciastek. Po pół godzinie obie spały już twardo. Wybrałem numer w komórce i po uzyskaniu połączenia rzuciłem krótko:

- Marta, dwa boksy przygotuj natychmiast! Zestaw jak zwykle. Czekaj na sygnał. Po wjeździe na naszą drogę puszczę ci strzałkę!

Kaja siedząca, a w zasadzie pół leżąca, na fotelu obok mnie wyglądała bardzo apetycznie, ale lepiej było spokojnie dojechać do mego gniazdka. Po czterech godzinach dość ostrej - choć w przybliżeniu zgodnej z przepisami - jazdy podjechałem do leśnej sadyby w Beskidach. Światła podjeżdżającego samochodu były sygnałem dla ostrzeżonej wcześniej Marty do otworzenia starej bramy drewnianej. Marta po zamknięciu bramy podbiegła do lewych drzwi auta i stanęła w zwykłej pozie dobrze wychowanej suki.

- Wszystko gotowe panie, tak jak pan kazał! - zameldowała nie podnosząc wzroku.

- Nakarm bernenki i czekaj na mnie w kuchni. - poleciłem Marcie.

Zauważyłem, że wbrew poleceniu nie ma na sobie body, lecz jest w nocnym komplecie „domowym”. Będziemy musieli wyjaśnić tę niesubordynację, pora nie jest wytłumaczeniem. Nowo przywiezione kobiety zostały umieszczone w boksach dla nie ujeżdżonych klaczy i jak wszystkie narowiste konie zostały dobrze przymocowane do ścian. Dla ułatwienia okiełznania nowych kobyłek boksy były dokładnie zaciemnione.

- Pośpią sobie smacznie do południa! Jak to dobrze, że mam zwyczaj brać zawsze w drogę norymberski pierniczki!! - powiedziałem sam do siebie wychodząc ze stajni.

Zmęczony wszedłem do domu. W jadalni tradycyjnie paliły się świece stwarzając ciepłą i intymną atmosferę. W przedpokoju przywitało mnie całe stado mych psów. Każdy starał się dopchać do mnie, otrzymać pieszczotę, a kilka wielkich merdających ogonów wprawiło powietrze w taki ruch, że świece w pokoju gwałtownie zamigotały.

- Jak dobrze być w domu! - pomyślałem z radością.

Wszedłem do kuchni z postanowieniem, że dziś będę dla Marty wyjątkowo łagodny. Sytuacja w kuchni zaskoczyła mnie! Moja Marta spała zwinięta na krześle opierając głowę o blat stołu, szklanka na herbatę - na MOJĄ herbatę - była pusta! Wziąłem wiszący przy drzwiach bicz i z całej siły zacząłem bić po plecach mojej pomocnicy. Już po pierwszym uderzeniu poderwała się na równe nogi, a po trzecim lub czwartym przyjęła pozycję do otrzymywania chłosty klęcząc w rozkroku na podłodze z głową przy moich butach i z wypiętymi pośladkami. Taka pozycja pozwalała uderzać również w odsłonięte krocze. Marta podczas chłosty nie wydała z siebie żadnego dźwięku poza głośnym wciągnięciem powietrza po pierwszym uderzeniu.

- Rozbierz się do naga i ręce do tyłu! - powiedziałem cicho.

Marta błyskawicznie wykonała polecenie, ściągnięte ciuszki układając szybko „w kostkę”.

W międzyczasie przygotowałem typowy dla klaczy rękaw unieruchamiający na plecach obie ręce. Podniosłem dziewczynę za włosy i szybko założyłem jej skórzany rękaw i knebel. Pognałem ją przed sobą do stajni, w której były już zakwaterowane Kaja i Gośka. Przywiązałem Martę w przejściu pomiędzy boksami. Dla uprzyjemnienia nocy spędzanej na stojąco wepchnąłem jej w odbyt rękojeść pejcza zakończoną korkiem analnym. Taki ogon dostawała zwykle niewolnica, której groziła seria chłost -; nie musiałem szukać narzędzia, a wibrator umieszczony w rękojeści mógł dodatkowo stymulować zachowanie szkolonej. Przewinienie Marty zepsuło mi świetny humor i już nie tak radosny poszedłem spać do domu. Już ranek! Wstaję z mieszanymi uczuciami: muszę odwalić zarówno własną jak i Marty robotę! Zawsze w takich sytuacjach zdają sobie sprawę, że bez tej zielonookiej dziewczyny trudno by mi było zapanować nad całym przedsięwzięciem. Po załatwieniu najpilniejszych spraw idę do stajni załatwić sprawę Marty do końca! Wiem, że była od paru dni przemęczona, ale nie powiem jej tego. W stajni podnoszę za włosy głowę winowajczyni i patrzę jej w oczy. Widzę w nich zarówno miłość i oddanie jak i przekazuje mi sygnał, abym natychmiast ją rozkneblował. Nakazując jej zachowanie ciszy ze względu na lokatorki boksów, których przebudzenie sygnalizowały diody nad drzwiami do boksów, wyprowadziłem związaną sukę na zewnątrz. Nie chcąc podrywać jej autorytetu szybko przeszliśmy do domu.

- Mów! - poleciłem Marcie.

- Dzwonił pan X, że przyjadą z żoną, tak jak było umówione z Panem wcześniej, dziś wczesnym popołudniem. To wszystko, panie! Proszę o wymierzenie mi kary za me przewinienia! - Pierwsze zdanie przekazała patrząc mi w oczy, następne mówiła już z pochyloną głową w postawie potulnej niewolnicy. Podniosłem delikatnie jej twarz za brodę, z uśmiechem popatrzyłem w jej szmaragdowe oczy i gorąco pocałowałem ją. Po chwili dziewczyna miała już uwolnione ręce i chciała klęknąć przede mną.

- Stój! Nie mamy czasu! Sądzę, że w nocy miałaś dość czasu, aby przemyśleć swe postępowanie. Plan na dziś: oboje idziemy do stajni zaznajomić się z dziewczynami, na popołudnie masz ubrać się za „bizneswomen na pikniku”!- poleciłem - Masz 10 minut na ubranie się i zjedzenie przynajmniej dwóch kanapek! Masz być w formie przez cały dzień, Malutka!

Z przyjemnością popatrzyłem na oddalającą się truchtem dziewczynę. Polecenie o zjedzeniu śniadania było niezbędne, wiedziałem z doświadczenia, że często kosztem śniadania odczynia damskie misteria przed lustrem w łazience! Była prawie punktualnie: 12 minut. Łaskawie nie zauważyłem spóźnienia, a Marta podziękowała mi za to spojrzeniem pełnym oddania.

- Idziemy do nowych pensjonariuszek, suniu! - powiedziałem Marcie.

Jestem jakby w półśnie. Odnoszę wrażenie, że płynę w powietrzu z rękami wyprostowanymi do tyłu, w takiej pozycji jak dzieci bawią się w samoloty… Nie jest mi radośnie… Coś mnie niepokoi. Otwieram oczy, wokół mnie ciemność, chcę się poruszyć… Jestem prawie w panice… Wiszę w cudacznej i nie wygodnej pozycji podwieszona za przedramiona. Ręce mam wykręcone do tyłu i skrępowane w łokciach i nadgarstkach, klęczę na sianie lub słomie w rozkroku, którego szerokość wymusza rozpórka pomiędzy kolanami. Usta wypełnia mi spora gumowa chyba kula zamocowana jakimiś paskami. Mogę poruszyć palcami u rąk, stopami i głową. Powolutku przytomnieję i zaczynam przypominać sobie wczorajszy dzień: wypadek na rzece, pomoc nieznajomego i podróż jego samochodem z pięknymi psami. Uświadamiam sobie nagle, że jestem zupełnie naga. Nie wiem, która to godzina, chce mi się pić i czuję, że muszę siusiu! Gdzie jest Gocha? Czy też spotkał ją taki los jak mnie? Czy to ten dobrotliwy pięćdziesięciolatek, który nas zabrał autem? Jak on miał na imię? Zaraz, zaraz… przedstawił się chyba Wojtek… Och! Jakiś ruch za drzwiami! Ktoś wszedł, słychać było jakieś krzątanie i po chwili wszystko ucichło. Po jakimś czasie usłyszałam kroki pod drzwiami.

- Witam miłe flisaczki! - usłyszałam radosny głos Wojtka - jak minęła nocka w mojej sadybie? Miałyście sny? Pamiętacie ich treść? Ponoć sny w pierwszą noc na nowym miejscu się sprawdzają! No, a teraz parę ważnych informacji dla was - ton głosu Wojtka stał się zasadniczy - od teraz, a w zasadzie od wczoraj, podlegacie prawom panujących w moim domostwie. Tu prawem jest moja wola, a wy możecie jedynie w pełni wypełniać ją. Możecie oczywiście mieć inne zdanie, to bywa dla mnie nawet miłe i sympatyczne, gdyż mogę taką krnąbrną istotkę sprowadzić na właściwą i jedynie słuszną drogę. Dla ułatwienia wam wejścia w nowe życie każda z was dostanie chłostę. Będzie to tak długo codziennym zwyczajem, aż zaakceptujecie swą sytuację i będziecie współpracować ze mną i osobami pomagającymi mi w szkoleniu. - słuchałam tego w osłupieniu i ze zgrozą. Czy on zupełnie zgłupiał? Przecież żyjemy w XXI wieku i to w centrum Europy!

- Jako, że nie chcę aby któraś z was poczuła się niedowartościowana, pierwsze zajęcia przeprowadzę z wami osobiście - kontynuował nasz „gospodarz” - Czy jest ochotniczka na pierwszy ogień? Według mnie zgłosiła się Gośka!

Usłyszałam ruch, otwieranie drzwi do pomieszczenia obok. Szamotanie, czyjeś pojękiwania, a potem pobrzękiwanie metalu.

- Wyjmij jej knebel! Niech głosi chwałę naszym metodom szkoleniowym! - usłyszałam głos Wojtka - Rozszerz bardziej jej nogi, niech od początku uczy się prawidłowej postawy podczas chłosty!

- Tak panie - odpowiedziała mu kobieta.

- Dajcie mi świrusy spokój! Wypuście mnie natychmiast! Ja was wsadzę….. Auuuu, jejku, auuuu ….. - Krzyk i groźby Gośki przerwał świst bata i jej zawodzenie.

- Dalej Gosiu! Czekamy na dalszy opis mych losów - drwiący głos „pana” zabraniał wyraźnie - jeżeli nie masz ochoty na konwersację, to ja ci powiem coś o twej przyszłości. Ilość batów już teraz masz podwojoną w stosunku do mych poprzednich planów, dodatkowo klipsy na sutki z ciężarkami i na wargi to samo. Suniu zapamiętasz?

- Tak panie. Czy wibratory też mają być zakładane? - kobieta wykazała swą inicjatywę.

- Masz rację, tak! Dopiero gdy zdejmiesz klipsy załóż jej wibratory z automatyczną regulacją wibracji. Nie zakładaj jej knebla, za każde wypowiedziane słowo będzie oddzielnie karana - zadecydował Wojtek nie przerywając chłostania.

Bita Gośka już nie miała siły krzyczeć. Kwiliła tylko cicho.

W tym momencie uświadomiłam sobie, że już za chwilę ja będę w takiej samej sytuacji. Ze strachu posiusiałam się…

Drzwi za mną otworzyły się gwałtownie. Światło odbite od białych ścian boksu oślepiło mnie, a po nagłym zwolnieniu podtrzymujących mnie linki padłam na twarz w słomę. Ktoś odpinał mi rozpórkę z pomiędzy kolan.

- Panie! Ona się posikała i to dopiero co! - usłyszałam kobiecy głos nade mną.

- Wyciągnij ją tu, ustaw i podmyj. Potem rozlicz się z nią za sprzątanie. - polecił Wojtek.

Zostałam brutalnie wyciągnięta przez kobietę za włosy na długi korytarz i podwieszona do kółka w suficie za ucho od więzów krępujących moje łokcie. Kobieta ubrana w strój jakby myśliwski, w kamizelce z wieloma kieszeniami, kopniakiem rozszerzyła mi nogi i poleciła wypiąć się. Po chwili poczułam silny strumień zimnej wody obmywający mi pośladki, krocze i uda. Udało mi się nie poruszyć położenia stóp.

- Obróć się i rozkrok! - poleciła dziewczyna.

Starałam się wykonać polecenie jak najlepiej pamiętając o losie Gośki, która postawiła się oprawcom. Po obrocie aż mnie zatkało! Trzy metry dalej na takim samym kółku wisiała Gośka popiskująca co chwilkę. Całe ciało pokryte było krzyżującymi się czerwonymi pręgami. Podczas chłosty nie oszczędzono również najdelikatniejszych miejsc jak piersi, podbrzusze i wewnętrznej strony ud. Gośka, osoba która budziła strach w księgowości naszej firmy, dumna dziewczyna odrzucająca wszelkie próby podrywu wisiała teraz jak…. jak…. jak mokra szmata! Ostry strumień uderzający w moją cipkę zmusił mnie do zajęcia się moją własną sytuacją.

- Marto, spróbuj zimną wodą uspokoić te piski! - głos pana rozległ się za mną.

Silny strumień skierowany w twarz Gośki odrzucił głowę dziewczyny, następnie została zlana miejsce koło miejsca…… pomyślałam, że może Marta chce jej nieco ulżyć chłodząc zbite ciało…

- No, szczochu, daj wyjmę ci knebel. - nie było w jej słowach żadnego cieplejszego tonu.

Wyjęcie knebla umożliwiło oblizanie spieczonych warg. Nagle usłyszałam za sobą świst i poczułam ostry ból pośladka. Za chwilę drugie, trzecie, czwarte i piąte uderzenie! Byłam tak zaskoczona otrzymaną po raz pierwszy chłostą i bólem, że tylko wciągnęłam powietrze i chyba nie wydałam żadnego dźwięku!

- Skończyłam, panie. Nowa przygotowana do szkolenia! - głos Marty nie wyrażał żadnych emocji.

- OK. Chyba ta jest z nieco innej gliny niż pierwsza…. Przygotuj dwa boksy w ambulatorium, tak aby się wzajemnie nie widziały, Załóż Gośce najmocniejszą obrożę antyszczekową, a tej przygotuj mikrofon, może nie będzie tak głupia jak koleżanka…. - głos Wojtka zbliżał się do mnie.

Nagle poczułam jego dłoń na mojej zbitej pupie i przesuwającą się po biodrze na włoski łonowe. Już miałam ostro zaprotestować, lecz tylko cichutkie

- Proszę, nie! - wydobyło się z mojej ściśniętej krtani.

- Nie ma w twoim słownictwie słowa „nie”!! - lewa dłoń pana złapała mnie za sutek i ścisnęła silnymi jak kleszcze palcami. Jednocześnie palce prawej dłoni bez delikatności wcisnął do mojej cipki. - jesteś moja, dla mojej przyjemności i dla mego zysku! Zapamiętaj to!

- W celach wychowawczych tak dla ciebie jak i dla tej idiotki dostaniesz tylko dwadzieścia razów. Nie zapomnij podziękować za nie, abym nie musiał dodać ci do zaplanowanych pięćdziesięciu. - po tych słowach na moją pupę zaczęły spadać uderzenia. Nie były chyba tak mocne jak wykonane na Gośce, gdyż dopiero pod koniec łzy same puściły mi się z oczu. Po ostatnim uderzeniu z trudem, ale wyraźnie powiedziałam:

- Panie, dziękuję ci za chłostę…. - jak mogło mi to przejść przez usta!?!

Pod koniec chłosty wróciła Marta z informacją, że boksy gotowe. Pan nakazał Gośkę zakuć w dyby, a mnie polecił umieścić „w boksie na słomie” , dodał, że wszelkie atrakcje dodatkowe też mają być zastosowane.

- Jak oceniasz nowe? - zapytałem Martę w drodze do domu.

- Gośka jest impulsywna, ale nie jest odważna. Kaja jest dla mnie zagadką na razie… - wiedziałem z doświadczenia, że moja sunia zna się na ludziach, ale…… ale wiedziałem też, że podświadomie bywa zazdrosna.

- Masz pół godziny na zrobienie się na bóstwo! Masz oczarować pana X i ustawić jego żonę pokazując, że ty tu jesteś panią domu! Żadnego płaszczenia się! Rozumiesz? - mówiłem to tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Acha! Po wyjściu z wanny przyjdź do mnie do przeglądu!

- Wypełnię dokładnie, panie – powiedziała z opuszczonymi oczami.

- Marto! Patrz w oczy! Jesteś tu panią dziś! - jej potulność zaczynała mnie drażnić.

- Panie! Twoja niewolnica wie co ma robić. Teraz jesteśmy sami, a ja przy tobie zawsze będę twą suką i niewolnicą, Przy ludziach wypełnię twe polecenia, ale teraz pozwól mi być sobą….

- Zmykaj pod prysznic! - powiedziałem wymierzając jej mocnego klapsa w pośladek.

Siedziałem w pokoju służącym zarówno za jadalnię jak i salonik. Dzwoneczkiem wezwałem pokojówkę.

- Choć tu, pokaż sie! - byłem prawie pewien, że Marta wszystko właściwie zarządziła . Dziewczyna była ubrana zgodnie z moim poleceniem: czarna koronkowa bluzka (prawie nie zasłaniająca piersi), czarna spódniczka do połowy pośladków, srebrne stringi i biały fartuszek nie dłuższy niż spódniczka. Do tego czarne pończochy i obowiązkowe szpilki. - No, nie jest źle. Obiad dla dwóch osób podasz tu za dziesięć minut. Potem czekaj na polecenia. Pracujesz dokąd ci nie pozwolę iść spać!

- Klęknij na podłodze i na czworaka!- służąca wykonała polecenie, a wchodząca właśnie Marta ubrana jedynie w turban z ręcznika na mokrych włosach siadła okrakiem na pośladkach podwijając czarną spódniczkę „ławeczki”.

Przed oczami miałem na prawdę cudny widok…. Zauważyłem, że opalenizna Marty jest słabsza niż zazwyczaj – poleciłem jej zadbać o siebie…. Postanowiłem w najbliższym czasie sprawdzić „kompatybilność” obu dziewczyn w trójkącie.

- Zechciej się ubrać Marto, a ty pamiętaj o obiedzie zaraz jak pani zejdzie! - Na określenie „pani” Marta zareagowała zarumienieniem się, a za zaciekawione „strzelanie oczami” pokojówka zebrała dwa siarczyste klapsy…. „Ma jędrną pupę dziewka!” przemknęło mi przez myśl i zacząłem przypominać sobie dlaczego ta… chyba Olga ma na imię, wylądowała u mnie jako pokojówka.

Po paru minutach zeszła Marta ubrana w skromny i elegancki kostiumik z surowego lnu, zasiedliśmy do obiadu. Siedząc na werandzie przy kawie otrzymałem wiadomość od ochrony, że państwo X są już przy bramie. Po chwili srebrny mercedes za kupę szmalu podjechał pod dom. Pospieszyłem przywitać gości: Krzysztof X – mój kolega od wielu lat – wysiadł sam, a jego żonusia z miną obrażonej księżniczki coś mówiła do niego – choć go już w aucie nie było!

- Czy wolno mi panią powitać, pani Sabino? - zapytałem zgięty prawie w pół przy otwartych drzwiach sportowego auta. Zauważyłem, że mam przed sobą ładną i zgrabną panią ok 40-tki w wyzywającej krwistoczerwonej kreacji. Miała piękne czarne oczy, długie włosy upięte misternie.

- Witam pana. Pan ma Wojciech na imię? Tak? - zapytała chłodno. - Mój mąż mówił coś o imprezie i ja ubrałam się jak na raut! A tu tylko pan!…. Och sorry! Nie to chciałam powiedzieć!

- Nic nie szkodzi! Wygląda pani przeuroczo. Będziemy szczęśliwi móc gościć tak sympatyczną osobę. - a wskazując na podchodzącą Martę – To jest moja asystentka, Marta. Bez niej nie byłbym w stanie utrzymać tego całego biznesu.

- Mam nadzieję, że pani u nas się spodoba – Marta z ciepłym uśmiechem zwróciła się do pani X.

- Ładniutka ta pana sekretarka, panie Wojtku. Musi jej pan dobrze płacić jak stać ją na takie ciuchy! - jadowicie uśmiechając się do Marty wycedziła przez zęby X.

- Pani Marta ma stanowisko dyrektora zarządzającego i kieruje ponad osiemdziesięcioma osobami – było to przynajmniej w połowie prawdą.

- Niejedna osoba nie doceniła mojej współpracownicy i później była bardzo zdziwiona. - dodałem jeszcze.

- Kawę podałam w saloniku, proszę pana! - pokojówka znakomicie wybrała czas na swą informację.

Krzysztof gwizdnął cichutko, a jego żona tylko mruknęła pod nosem: „Z gołą dupą!”. Udałem, że nie dosłyszałem uwagi. Przy kawie opowiedziałem o mej stadninie, o rasach koni, o ujeżdżaniu i rajdach, zapraszałem oboje na naukę jazdy konnej. Potem pojechaliśmy autem terenowym na zwiedzanie mojego rancha. Ja prowadziłem auto, a na pytania gości odpowiadała Marta.

- Musiał mieć pan okazję i umiejętność ukraść nie jeden a kilka „pierwszych milionów” - pani X starała się usilnie zdobyć mą sympatię.

- Wojtek wygrał parę lat temu w lotto sporą sumkę. Było o tym wtedy głośno w prasie. - Krzysztof stanął w mej obronie. Wiadomość ta była zaskoczeniem dla obydwu kobiet.

Popatrzyłem na Krzysztofa pytająco podnosząc brwi, a on kiwnął głową przymykając oczy.

- Chciałbym, w dowód zaufania, pokazać pani, pani Sabino, mą tajemnicę. Czy jest pani gotowa na silne wrażenia? - zapytałem jakby nie było poprzedniej wymiany zdań.

- Proszę popatrzeć tam w prawo. - na sporym placu kilkanaście dziwnie ubranych kobiet truchtało w kółko pod okiem dwóch instruktorek. Kawałeczek dalej stał powozik-dwukółka zaprzężony w dwie kobiety.

- Czy pogania się je, tak jak konie, batem? - zapytała zaciekawiona Sabina – jeżeli tak, to chętnie pojechałabym taką dorożką nawet jako furman!

Nikt nie skomentował jej uwagi. Podjechaliśmy pod nowy budynek stajni i zatrzymałem auto przed drzwiami AMBULATORIUM. Zaprosiłem wszystkich do środka. Pani X, która pierwsza weszła do sali wybuchnęła śmiechem mówiąc:

- Ale jaja! Co te dziwki przeskrobały? - To była reakcja na widok naszych nowych dziewczyn.

- Tak zwykle rozpoczyna się szkolenie u nas. - mówiąc to Marta charakterystycznie przymarszczyła swój nosek, znałem te jej minki. Była to zapowiedź nadchodzącej furii.

- Ależ ta ma wspaniałą grafikę na całej skórze, a tamta nawet nie raczy się podnieść! O ile tu różnych kółeczek u sufitu! - pani X interesowała się wszystkim.

- Spójrz kochanie! - powiedział nagle pan X – a to wygląda jak kółka do gimnastyki! Potrafiłabyś się na nich podciągnąć?

Pani X bezmyślnie złapała za dziwne kółka, które zatrzasnęły się na jej nadgarstkach, mąż wepchnął jej w usta knebel, wiedząc że małżonka może zagłuszyć każdą rozmowę. Podał mi następnie plik papierów mówiąc:

- Oddaję ci podpisaną przeze mnie umowę na szkolenie mojej żony jako klaczy, masz prawo stosować wszelkie metody, które uznasz za stosowne, dopuszczam nawet możliwość przecięcia skóry podczas chłosty, nie wolno ci doprowadzić jej do trwałego kalectwa. Masz założyć jej te kolczyki w sutki i łechtaczkę, a pomiędzy pośladkami wypal jej mój monogram „KX”.

Pani…… już nie pani, ale suka Sabina rzucała się wisząc za ręce kilka centymetrów nad podłogą. Marta ustawiła osłonę chroniącą przed kopniakami wiszącej. Podszedłem do niej i spojrzałem jej w oczy. Nie spuściła wzroku, uderzyłem ją mocno w twarz mówiąc:

- Suka zawsze ma spuszczone oczy!

- Chodźmy Krzychu do biura, zakończymy formalności. - powiedziałem do gościa.

- Marto, dla tej suki 30 razów pejczem, tak aby rysunek na jej ciele mógł konkurować z tatuażem Gośki. Potem przebierz się stosownie do sytuacji i przyjdź do biura. Masz 15 minut! - poleciłem cicho. - Nie waż się porwać kiecki tej suki! - dodałem po chwili.

Wychodząc za gościem usłyszałem świst pejcza i stłumiony kneblem wrzask naszej uroczej damy. Wiedziałem, że zastanę jej skórę nieźle przetrzepaną. Siedząc w fotelach przy lampce koniaku – Krzysztof przyjął zaproszenie na na nocleg u mnie – mój gość zaspakajał moją ciekawość co do Sabiny. Pobrali się parę lat temu: on biznesmen, ona referentka w firmie współpracującej. Było słodko dokąd Sabina pracowała. Po pięciu latach zaczęła się uskarżać na ostracyzm stosowany do jej osoby przez współpracowników. Czy było to prawdą, nie wiadomo, ale Krzysztof postanowił, że zostanie w domu. Dobrobyt, pozycja męża oraz nadmiar czasu wolnego skierowały na nią uwagę zawodowych żigolaków, a i Sabina wykazała wiele inicjatywy w poznawaniu różnych amantów. W rozmowach wszystkiego się wypierała, nie wiedząc że portrety jej kochanków jak i często wymyślne pozycje do których ich zmuszała są dokładnie zarejestrowane w systemie monitorującym ich willę i dom weekendowy. Krzysztof pragnął, aby tę dominującą kobietę jak najszybciej przerobić na potulną i bezwzględnie posłuszną niewolnicę. Zdawał sobie sprawę jak ciężkie jest to zadanie i bez mrugnięcia okiem podpisał umowę z wielotysięczną kwotą należną mi za tę usługę. Wspomniał również, że za namową swego prawnika, nie chcąc się z nim spierać, oboje z Sabiną podpisali intercyzę mówiącą, że zdradzany partner ma prawo „wziąć w niewolę” (jak to dosłownie było zapisane) zdradzającego.

- Krzychu, czy wypożyczyć ci jakąś sukę, abyś nie był w domu samotny?

- Na razie nie, Wojtku! Uwierz mi, że marzę o spokoju w domu, a służba zapewni mi należytą obsługę….. w razie tęsknoty do damskich krągłości chętnie wynajął bym tę pokojóweczkę – wskazał na wchodzącą z kolacją dziewczynę.

Po chwili do pokoju weszła Marta i klękając przede mną powiedziała:

- Panie! Nasz gość, pani Sabina może być dumna zarówno ze wzorów na swym ciele jak również z kondycji w dziedzinie wrzasku.

- Wstań suniu, dobrze tobą poszczuć takie zdziry! - powiedziałem do niej – idź do pana X i zaprezentuj się ładnie.

Praktycznie naga dziewczyna – ubrana jedynie w biustonosz podnoszący piersi, pończochy z pasem i szpilki podeszła do Krzysztofa i wykonała pełen zestaw skłonów i obrotów, balansów ciała w rozkroku tak przodem jak i tyłem do gościa, że mógł podziwiać jej walory i atuty. Pokaz zakończyła stając w rozkroku ponad kolanami mego kolegi założywszy ręce na kark. Byłem zadowolony z mej suczki! Świetnie wyszkolona i poruszająca się z naturalną gracją.

- Zobacz Krzychu co ona potrafi wyczyniać mięśniami cipki! Już udało jej się parę razy „pstryknąć” piłeczką pingpongową, tak jak robią to Tajki! Tylko jeszcze kompletny brak celności! - powiedziałem puszczając do niego oko. - Wyćwiczyła tak cipkę własną pracowitością ćwicząc z kuleczkami gejszy.

Krzysztof wsadził trzy palce w mokrą już szparę mej asystentki. Po chwili drgnął zaskoczony siłą kolejnych skurczy mięśni pochwy dziewczyny.

- Mam pomysł! - powiedziałem – Daj Marto kogoś do kuchni a Olgę przebierz seksy i za 5 minut bądźcie tu… No masz jeszcze drugie pięć rezerwy – dodałem wspaniałomyślnie.

Marta delikatnie acz stanowczo wysunęła się z objęć naszego gościa i szybko poszła do kuchni.

W paru zdaniach przedstawiłem swój plan panu X. Mój kolega zapalił się do jego realizacji.

- Co za łotr z tego niedojdy! Kretyn, i groszorób! Facet bez jaj, choć z łbem… ale tylko do biznesu!

Obolała, poniżona, lecz wiąż wierząca w swą gwiazdę Sabina w myślach urągała swemu mężowi, który zwabił ją tu podstępnie i pozwolił tej wiejskiej służącej zbić ją batem! Już wie co mu zrobi! Poleci temu ogromnemu Mulatowi, z którym ma się jutro spotkać, aby porachował bez litości gnaty „panu X”, a potem przywiózł go do niej związanego jak baleron! Już oni wspólnie sprawią mu radosne kilka dzionków. Co prawda kiedyś zaczął jej zarzucać kontakty z mężczyznami, ale nie miał żadnych dowodów i spuścił z tonu. Wie co ma teraz zrobić: uda potulną i kochającą – choć niesłusznie ukaraną – żonkę, może nawet pocałować go w rękę, aby tylko wyrwać się od tych wariatów! Musi się strzec tej ździry Marty, obu chłopów owinie sobie wokół paluszka! Ma przecież ten seksapil! Czemu te znajdy nic się nie odzywają? Nie mają przecież knebli! Ta w dybach coś mruknęła przed chwilą, lecz potem wydała tylko kilka komicznych pisków i zamilkła, Tamta w klatce wciąż stuka w kratę jak down. Idzie zwariować! O coś tam się rusza. Ta w kracie uspokaja się szybko. Wchodzą do sali. Nie widzę ich, są za mymi plecami.

- Panie! Spójrz proszę na to. Sprytne dziewczyny! - to głos tej zdziry, Marty! - Nasza uległa alfabetem Morse'a wydaje instrukcje kumpeli! Panie, ona mi zaimponowała!

- Maska p-gaz, wibratory na maksa w obie dziury i elektrowstrząsy nie dopuszczające do orgazmu. Jutro daj ją ochronie niech biegnie przy aucie na obchód! - to był głos tego koniucha.

- Nie radziłbym tego ostatniego. Jak jest sprytna, połapie się w zabezpieczeniach…. - to błysnął intelektem mój niedojda.

- Masz rację Krzychu! Dzięki! Jutro rano do kołowrotu na 4 godziny! - koniuch zmienił polecenie.

- My tu gadu gadu a moja miła czeka… - powiedział ten gnój słodziutkim głosem! Ja mu dam miłą! - chodź panienko, czy te ciuszki mogą być? - kontynuował gdzieś za mną. - Widzę, że ci się podobają, chodź poczekamy, a pan Wojciech nam je załatwi…..

W moim polu widzenia pojawił się „pan X” trzymając w pół jakąś nagą ździrę…… toż to ten kocmołuch podający kawę! Siedli na krzesłach, a dziwka przytuliła się do niego. Nagle ktoś mnie obrócił. To ten koniuch. Sięgnął mi pod spódnicę, splunęłam na niego! Naga zdzira Marta podała mu czarną pałkę policyjną z błyszczącą metalową końcówką. Koniuch wcisnął końcówkę pałki w mój pępek i nacisnął czerwony guzik na rękojeści . Piekielny ból i paraliż całego ciała, przy tym panika… to paralizator, albo inna cholera z tej półki!! Nie byłam w stanie przeszkodzić w zdjęciu mi bielizny… Czucie zaczęło mi wracać powolutku, choć ból też się wzmagał! Poczułam w pochwie i w odbycie jakieś przedmioty. Zamocowano je odpowiednimi paskami imitującymi stringi. Wibratory!!! Jestem na to odporna! „Nie ze mną te numery, Bruner!” Ale się zdziwią. Następny ból! To ta zołza wbiła mi szpile w piesi.

- Posłuchaj suko! - koniuch też zasłużył na łomot! - Teraz opuszczę cię, rozwiąże, a ty rozbierzesz się z ciuchów i na kolanach zaniesiesz je pani X! Czas nie gra roli! Co parę sekund, zgodnie z zachciankami pana lub pani X zaaplikują ci elektrowstrząsy za pomocą tych uroczych wałeczków, które tak ochoczo i uśmiechem przyjęłaś do swych otworków. Jest jeszcze jedno uwarunkowanie: nastawiłem czasówkę, i po około minucie czy dwóch urządzenie będzie emitować pełną moc. Dla sprawdzenia urządzenia włącz Marto kolejno oba paralizatory na 30% mocy. Uderzenie w odbycie sparaliżowało mnie bólem na dobrą chwilę, kolejne „kopnięcie” w pochwie sprawiło niewyobrażalny ból uniemożliwiający jakikolwiek ruch przez kilka minut. Linka została opuszczona, po czym półnaga służąca uwolniła mi ręce z więzów.

- Ta suka jest wasza Krzychu. Startujecie od 5% mocy. Nie żałujcie jej atrakcji, na tak długi czas zostawiliśmy uroczą panią samą! - koniuch zaczynał mnie przerażać.

Będąc jeszcze praktycznie ścierpniętą i bez możliwości ruchu zaczęłam rozcierać sobie dłonie, gdy nagle garnkotłuk zaszczebiotał do mego męża:

- Panie Krzysiu! Dupka to którym guzikiem? - po chwili uderzenie powaliło mnie na ziemię. - Daj jej panie Krzysiu w cipkę! Tak śmiesznie rzuca nogami, a jak kwiczy!! - ta dziwka z kuchni zaczynała komenderować mym niedojdą!

- Stop! Nie rób tego! Już się rozbieram! - załkałam z bólu i strachu.

- Wszystko ma być poskładane w kosteczkę i nieuszkodzone! Sprawdzę wszystko sama! - Marta podeszła z trzcinką w ręku.

Udało mi się rozebrać w parę sekund, składanie to też kwestia chwili, w trakcie marszu na kolanach smoluch trzymany za cycki przez mego męża dwukrotnie poraził mnie prądem kolejno w każdą dziurkę, będąc za każdym razem nagradzany czułymi całusami przez zdrajcę i niedojdę.

Po oddaniu mej (!?!) sukienki i biustonosza Marta zakuła mnie w dyby, założyła na szyję obrożę i wyjęła knebel. Przezornie nic nie powiedziałam licząc na wyjęcie w mych dziurek tych tulejek z piekła rodem (muszę je zdobyć dla moich psów). Rzeczywiście. Po chwili koniuch zdemontował paralizatory i zdjął system pasków. Zamontował też jakąś poprzeczkę metalową pod moim brzuchem. Czułam, że przygląda mi się z zainteresowaniem. Nagle chwycił mnie kolejno i mocno za pośladek, podbrzusze, piersi. Klepną w tyłek i brutalnie wsadził mi palce w cipkę i ciasny otwór.

- Suka jest sucha, nie bierze jej to. Chyba uwiążę ją tak, aby moje dogi miały do niej dostęp. - koniuch mówił półgłosem, jakby do siebie – Jak sądzisz Marto, watro się nią zajmować, czy też od razu odsprzedać do czerwonych latarni ? Może miałaś rację i nie wartała tych pieniędzy…… może trzeba było ją tylko wziąć na tresurę?

Krzysztof zwrócił się do gospodarza:

- Wojtku! Przyjechałem tu załamany! Wróciłeś mi radość życia! Idziemy spać, a jutro do domu.

- No to dobranoc ślicznotki, miłych snów – koniuch znów błysnął dowcipem.

Gdy wyszli z ambulatorium dobiegł do nich nagły wrzask potęgujący się szybko i nagle urwany.

- Lady Sabina poznała działanie obroży antyszczekowej – zgryźliwie zauważyła Marta.

- Zabrzmiało to jak…. jak końcówka hejnału z Wieży Mariackiej – cicho powiedział Krzysztof.

- Bierzesz tę sukę do pokoju? Spytałem gościa wskazując na Olgę.

- Wiesz, nie! Muszę się oswoić z tą całą sytuacją. Dziewczyna jest milutka… - powiedział głaskając jej policzek.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin