Atwater Phyllis - Dalej niz swiatlo.pdf

(1026 KB) Pobierz
Dalej niż światło
Phyllis Atwater
Spostrzeżenia i spekulacje Phyllis Atwater co do natury przeżyć w stanie bliskim śmierci
wyprzedziły o całe lata wyniki profesjonalnych badań medycznych, które potwierdzają ich
słuszność.
Ta książka to Życie po życiu lat dziewięćdziesiątych.
INNY ŚWIAT to seria książek prowokujących Czytelnika do INNEGO spojrzenia na
rzeczywistość, w której żyje.
To co wydaje się oczywiste dla wielu z nas, po głębszym wejrzeniu traci swą
jednoznaczność.
Kiedy staramy się patrzeć omijając nasze schematy myślowe, możemy nabrać dystansu
do licznych życiowych problemów.
Być może stanie się to także za przyczyną książek z tej serii.
Czego nie powiedziano o przeżyciach na granicy śmierci
Mojemu mężowi, Terry’emu Youngowi Atwaterowi, który poświęci! swą karierę
zawodową, abym mogła kontynuować moje badania.
Znosił wraz ze mną drwiny i załamania, dzielił radość i zachwyt.
Mam w jego osobie najsurowszego krytyka, niezawodnego sędziego, powiernika i
najwspanialszego przyjaciela.
Mój maż to uosobienie miłości, stanowi dla mnie żywy dowód, że naprawdę można
spotkać anioły w ludzkiej skórze.
Dziękuję Ci, to z pewnością za mało, ale i tak to powiem.
Przedmowa Moje badania są częścią mego życia. Sama doświadczyłam tego, o czym
piszę.
Ten fakt - że mam za sobą przeżycia na granicy śmierci - od samego początku przysparzał
mi rozterek.
Jak bowiem zdobyć się na dystans, obiektywizm, jeśli jest się zarazem badaczem i
doznającym?
Aby to osiągnąć, narzuciłam sobie surowe rygory.
Nie mogłam dopuścić, aby na moją pracę rzutowały moje własne liczne doświadczenia,
nauki, jakie odebrałam po Drugiej Stronie, czy wyniki cudzych badań.
Sprawdzałam wszystko wiele razy, przeprowadzałam wywiady, wyznaczałam sobie czas
na analizę i zastanowienie.
Odbywałam kolejne rozmowy, spacery po lesie, aby wszystko przemyśleć; znowu
podróże i wywiady, rozmowy telefoniczne. Oddawałam się medytacji i modlitwie, analizowałam.
Starałam się dotrzeć nie tylko do osób uratowanych od śmierci, ale również do ich małżonków,
dzieci, krewnych, przyjaciół, sąsiadów, kolegów z pracy, nawet lekarzy i pielęgniarek.
Pracowałam wytrwale, odkąd postanowiłam poświęcić się studiowaniu doznań w stanach
bliskich śmierci w listopadzie 1978 roku, tydzień przed świętem Dziękczynienia.
Zwiększyłam tempo w listopadzie 1983 roku, kiedy Kenneth Ring, międzynarodowej
sławy badacz przeżyć na granicy śmierci, namówił mnie do napisania książki na podstawie
dokonanych przeze mnie obserwacji. Przeszłam wtedy na system pracy non-stop, przez siedem
dni w tygodniu, dzień i noc. Rzadko robiłam przerwy, z wyjątkiem czasu, kiedy unieruchomiła
mnie operacja żebra. Mój mąż Terry nazwał mnie „mniszką w klasztorze”.
Tak bardzo oddałam się swej pracy, że kiedyś nie rozpoznałam własnego męża, gdy
wszedł do domu.
PEN zawstydzający incydent miał miejsce w czasie, kiedy pracował na dwa pełne etaty,
aby odciążyć mnie od pracy zarobkowej poza domem.
Między jedną pracą a drugą wpadał na godzinę do domu na obiad, który zawsze dla niego
przygotowywałam. Tego wieczoru jednak nie tylko zapomniałam ugotować mu obiad, ale nie
miałam pojęcia, co za „obcy”
przygląda mi się z taką zdziwioną miną. Aby to się nigdy nie powtórzyło, trzymałam
odtąd na biurku fotografię mego męża.
Ta moja determinacja, aby się „oderwać” i zachować pełny obiektywizm, przejawia się
nawet w doborze słów, jakich użyłam, aby opisać siedem głównych następstw.
Moja książka Corning Bach To Life: The After-Effects yfthe Near-Death Experience,
spotkała się z ostrą krytyką za to, że podobno przedstawiłam doznających jak „bandę
pomyleńców”. Nie miałam zamiaru nikogo urazić i przepraszam, jeśli taki był efekt użytego
przeze mnie słownictwa. Ponieważ jednak zawsze stawiałam sobie za cel jasność, spojrzenie na
zjawisko z wielu różnych punktów widzenia, dalej podpisuję się pod moją pierwotną oceną.
Romantyzm rezerwuję dla powieści, o ile kiedykolwiek zabiorę się za ich pisanie.
Skąd wzięła się u mnie ta obsesja, to uparte dociekanie, sondowanie, podważanie i
kwestionowanie?
Złożyły się na to trzy rzeczy.
Po pierwsze, w wieku pięciu lat zaczęłam rozkładać swoje otoczenie na czynniki
pierwsze, dzieliłam, studiowałam, obserwowałam i testowałam wszystko, co postrzegałam wokół
siebie. W tak wczesnym wieku stałam się nieufna wobec autorytetów, nawet w stosunku do
rodziców. Szukałam prawdy samodzielnie. Że sprawiałam trudności wychowawcze, to za mało
powiedziane.
Kiedy chodziłam do trzeciej klasy, w moim życiu pojawił się Kenneth L. Johnston, mój
przybrany ojciec.
Z początku bardzo się go bałam i stawałam okoniem.
Być może z zemsty lub po prostu z chęci ćwiczenia się w sztuce przesłuchiwania, jako że
dopiero co wstąpił do policji, poddawał mnie, niczego nie podejrzewającą dziewczynkę,
swoistym eksperymentom.
Kiedy robiliśmy zakupy w supermarkecie, ojciec wyrywał mnie ze stanu cielęcego
zachwytu nad błyskotkami, które zazwyczaj fascynują dzieci, obracał, rzucał groźne spojrzenie i
brał w krzyżowy ogień pytań: „Jak wyglądała kobieta, która obok nas przeszła? Jakiego koloru
miała włosy? Długie czy krótkie? Z przedziałkiem czy bez?
Miała okulary? W co była ubrana?
Opisz w szczegółach jej strój.
Miała torebkę, zegarek? Jakie nosiła buty. i pończochy?
Zauważyłaś u niej jakieś znaki szczególne lub blizny?” Albo na skrzyżowaniu Main i
Shoshone Street w moim rodzinnym mieście Twin Falls, w stanie Idaho, ojciec szarpał mnie za
ramię i znów zaczynał swoje: „Opisz tego człowieka... „To odpytywanie powtarzało się przez
trzy lata. Być może ambicją ojca było zrobić ze mnie idealnego świadka.
Dzisiaj wdzięczna jestem mu za to szkolenie, które chcąc nie chcąc musiałam przejść.
Przydało mi się bardzo w późniejszym życiu.
Po drugie, kiedy dochodziłam do siebie po moich trzech wypadkach, wszystko co
wcześniej znałam, straciło dla mnie wartość i sens. Musiałam na nowo określić swoje miejsce w
porządku rzeczy, zrozumieć to, co mi się przytrafiło i co dalej się ze mną działo. W tej sytuacji
badania nie były dla mnie intelektualną przygodą, ale kwestią przetrwania! Nie myślałam w
ogóle o stronie technicznej i finansowej przedsięwzięcia, o tym, ile czasu mi to zajmnie albo czy
się do tego nadaję. Po prostu zabrałam się za to, a sposób sam mi się narzucił „po drodze”.
Po trzecie, kiedy byłam po Drugiej Stronie, powiedziano mi: „Jedna książka za każdą
śmierć”. Zupełnie o tym nakazie zapomniałam.
Wspomnienie instrukcji otrzymanych w stanie śmierci powróciło do mnie dopiero trzy
dni po tym, jak Ken Ring zasugerował, abym opisała swoje badania; byłam wtedy na plaży w
Maine, stałam na jednym z ogromnych głazów narzutowych, jakie są charakterystyczne dla
tamtejszej linii brzegowej. Tytuły drugiej i trzeciej książki, Future Memory i A Manual For
Developing Humans, zostały ustalone jeszcze po Drugiej Stronie.
Pierwsza, Corning Back to Life, przez jakiś czas pozostawała bez tytułu. W końcu
zatytułowałam ją na wzór rubryki, jaką prowadziłam w piśmie IANDS, Yital Signs.
Pokazano mi, co każda z nich winna zawierać, ale nie jak je napisać.
Co się tyczy pisania, poświęciłam już piętnaście lat na wypełnienie zadania, na które
zgodziłam się „w śmierci”
i które wybrałam w życiu. Dzieło to było i radością i ciężarem. Liczne były
rozczarowania i opóźnienia. Aby pomóc mężowi w opłacaniu rachunków, podjęłam pracę
telefonicznego doradcy parapsychicznego. Z pewnym zakłopotaniem mówię o tym, ponieważ
samo określenie „parapsychiczny doradca” budzi skojarzenia, których chciałabym uniknąć.
Książka Dalej niż światli to pierwsza część planowanej trylogii. Po jej ukończeniu
zamierzam rozstać się z pisarstwem i zająć malowaniem.
Obsesje, nawet najszczytniejsze, są męczące.
Podziękowania Pragnę przekazać wyrazy najgłębszej wdzięczności następującym
osobom:
Wszystkim, którzy doznali przeżyć na granicy śmierci i zgodziły się o nich opowiedzieć.
Rozproszeni po Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Rosji, Egipcie, Haiti, mieli odwagę
podzielić się ze mną doznanymi radościami i cierpieniami, odsłonić intymne szczegóły
osobistego życia - bez względu na konsekwencje.
Davidowi McKnightowi, który bez mojej wiedzy zorganizował moje pierwsze publiczne
wystąpienie.
Wśród słuchaczy znalazły się osoby z takimi samymi doświadczeniami jak ja,
przeprowadziłam z nimi rozmowy i w ten sposób rozpoczęłam badania, które miały mi zająć
piętnaście lat.
Wabun Windowi i Sun Bearowi, którzy pierwsi opublikowali moje artykuły na temat
przeżyć na granicy śmierci. Tak wiele było próśb o ich wznowienie, że postanowiłam wydać je
własnym nakładem w formie książkowej. Zatytułowałam ją / died three times in 1977.
Arthurowi E. Yensenowi, który pokazał mi, czym może być niebo, i stał się drogim
przyjacielem i ukochanym członkiem naszej rodziny. Bez jego finansowej pomocy / died three
times in 1977
nigdy nie poszłaby do druku. To właśnie na tę książkę natrafił w księgarni w Connecticut
Kenneth Ring. I dzięki niej nawiązał ze mną kontakt.
Kennethowi Ringowi, który zaproponował mi pisanie felietonów o osobach, które
doznały przeżyć u progu śmierci, dla „Yital Signs”, a następnie zachęcił do napisania książki na
podstawie przeprowadzonych przeze mnie badań. Był dla mnie nieocenionym przewodnikiem po
naukowym labiryncie danych statystycznych, on również podkreślał potrzebę ufania intuicji i
własnym spostrzeżeniom.
Merelyn McKnight i Charlesowi Wise’owi, redaktorom moich książek na różnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin