T. Zahn - Hero of Cartao 1.docx

(57 KB) Pobierz

Tytuł oryginału: STAR WARS: Hero of Cartao 1: Hero’s Call.
Autor: Timothy Zahn.
Przekład: Wojciech “Quother” Bogucki.
Korekta: Mateusz „Freedon NaddSmolski.

Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów.

 

Część I: Wezwanie dla bohatera

ROK PO BITWIE NA GEONOSIS

- Mistrzu Doriana? - odezwał się głęboki głos Emila Kerseage'a. - Jesteśmy na miejscu.
Kinman Doriana obudził się natychmiast, mrużąc oczy w blasku słońca, wpadającym przez okna do wnętrza promu. Przez chwilę przyglądał się przesuwającemu się w dole krajobrazowi, próbując sobie przypomnieć, gdzie tak właściwie się znajdował.
Tyle było systemów…
Dezorientacja minęła. Był na Cartao, głównym ośrodku handlowym sektora Prackla, próbującym nie opowiadać się po żadnej ze stron w toczącej się wojnie pomiędzy Republiką i Separatystami.
Był to także ośrodek …
- To tam - wskazał Kerseage. Lekko pociągnął drążkiem, kładąc prom na lewe skrzydło, by dać Dorianie lepszy widok. – „Spaarti Creations”.
Doriana wyjrzał przez okno, będąc, wbrew sobie, pod wrażeniem tego, co zobaczył. Położona wśród zalesionych wzgórz na północ od niewielkiego miasta Foulahn, jakieś trzy kilometry na północny zachód od równie niewielkiego Portu Kosmicznego Triv, znajdowała się tam jedyna w swoim rodzaju fabryka, znana jako „Spaarti Creations”.
Szeroka na ponad kilometr w najszerszym miejscu, wyglądała niczym mozaika, do której w ciągu ostatnich dekad dokładano wciąż nowe klocki. Linia dachów budowli odzwierciedlała zastygły chaos, z wieżami, wymiennikami ciepła, antenami i świetlikami, usianymi w najwyraźniej przypadkowych odstępach, wzdłuż całej, znajdującej się na wysokości drugiego piętra powierzchni. Nie dostrzegał żadnych okien, więc wymianę powietrza zapewniał najprawdopodobniej szereg niewielkich szczelin wentylacyjnych, pokrywających zewnętrzne ściany, mniej więcej w połowie wysokości budynku.
- Imponujące - stwierdził.
- Tak pan myśli? - Kerseage wzruszył ramionami. - Osobiście, zawsze uważałem ten widok za architektoniczną wersję zagonu chwastów. Zero organizacji.
- Był pan kiedyś wewnątrz?
- Jedynie pracownicy mogą tam wchodzić - odpowiedział pilot, wykrzywiając usta ze wstrętem. - Oni, i wielcy tego świata.
- Tak jak ja? - spytał Doriana.
Kerseage spojrzał na niego, jak gdyby nagle sobie przypomniał, kim był jego pasażer.
- Nie, nie, myślałem o kompanach Lorda Binalie’go - wycofał się pospiesznie. - Miałem na myśli Radę Handlową sektora Prackla, i im podobnych.
- Nie ma pan o nich najlepszego zdania?
Kerseage ponownie wzruszył ramionami, tym razem z zażenowaniem.
- To nie moja sprawa - mruknął. - Ja tu tylko latam promem. To wszystko.
- Rozumiem - Doriana znów popatrzył na fabrykę, która tym razem znajdowała się tuż pod nimi. Najwyraźniej Kerseage nie chciał już nic mówić.
Ale nie musiał. Jak zawsze, gdy coś robił, Doriana przeprowadził wcześniej szczegółową analizę sytuacji na Cartao i wybrał właśnie tego człowieka, by przewiózł go przez słabo zaludnioną planetę do „Spaarti Creations”. Firma transportowa, której właścicielem był swego czasu Kerseage, została przypadkiem wyeliminowana z rynku rok wcześniej, dzięki niestarannie sformułowanemu przepisowi, wydanemu przez Radę Handlową po Bitwie na Geonosis. Apelacja Kerseage'a nadal krążyła po sądach, ale kwestia była już czysto akademicka. Jego firma nie istniała, a on sam winił o to Lorda Binalie’go.
- A co z infrastrukturą pomocniczą? - spytał przyglądając się zalesionym terenom na północ i zachód od głównego kompleksu. - Myślę, o budynkach. Gdzie składowane są surowce i wytworzone produkty?
- Ma pan na myśli te trzy przyłączniki?
- Zgadza się - powiedział Doriana. - Gdzie one są?
- Nie wiem dokładnie - przyznał Kerseage. - Najbliższy z nich jest chyba jakieś trzy kilometry na północny wschód, gdzieś za tym dużym, szarym barakiem dla pracowników - wskazał ręką.
- Mmm - mruknął Doriana, patrząc się w tamtym kierunku. Nic tam nie dostrzegał. Dobrze zakamuflowane, przypadkiem lub celowo. To mogło się przydać.
- Gdzie mieszka Lord Binalie?
- Tam - Kerseage wskazał na lewo, zawracając promem w szerokim łuku. - Widzi pan miasto Foulahn, tam na południe od tego szerokiego na kilometr pasa trawy?
- Widzę - powiedział Doriana. - Chyba nigdy nie widziałem, żeby granice miasta urywały się tak gwałtownie. No, chyba, że wymusza taką sytuację jakieś jezioro albo urwisko, rzecz jasna.
- To równie dobrze mogłoby być urwisko - mruknął Kerseage. - Ten szczególny pas trawy wyznacza południową granicę fabryki i nikt tamtędy ani nie przechodzi, ani się nie buduje. Cranscocy na to nalegają. No, nieważne. Widzi pan tą dużą otwartą przestrzeń na północnym skraju miasta, przylegającą do pasa trawy?
- Tak - przytaknął Doriana. Trawiasty obszar z kilkoma kępami drzew i dużą połacią przystrzyżonego żywopłotu wyglądał jak park. Wśród zieleni stało kilka niewielkich budynków i jeden bardzo duży. Nawet z tej odległości, dobiegał stamtąd zapach władzy i bogactwa. Na jednym z niskich pagórków wychodzących na fabrykę, mógł dostrzec stojące obok siebie dwie sylwetki. - Posiadłość Binalie'go?
- W rzeczy samej - odrzekł Kerseage. - Napatrzył się pan?
Doriana rzucił ostatnie spojrzenie, zapisując w pamięci ukształtowanie terenu. Miasta Foulahn i Navroc położone były na południe i południowy wschód od fabryki, będąc ograniczonymi od południa skalistymi Czerwonymi Wzgórzami. Leżący na zachód Port Kosmiczny Triv, otaczały od północy niskie i coraz bardziej porośnięte lasem walcowate wzgórza. Pomiędzy obu miastami wiła się niewielka rzeka, oddzielająca od siebie także kosmoport i Foulahn.
- Tak - oznajmił pilotowi, poprawiając się na fotelu. - Lećmy zobaczyć się z Binalie'm.

***

- Znowu zawracają - oznajmił wpatrujący się w niebo Corf Binalie, osłaniając oczy ręką. - Myślę, że lecą do nas.
- Ci ludzie w promie? - spytał Jafer Tories, którego białe włosy układały mu się na policzkach, gdy wpatrywał się w ziemię, próbując znaleźć to szczególne pnącze siviv, którego razem z chłopcem szukali już od pół godziny. - Wiem.
- Wiesz, kim są? - spytał Corf, marszcząc brwi. - Czy ojciec mówił ci coś o naszych gościach?
- Nie, ale nie musiał - zapewnił go Tories. - Jest to dla mnie oczywiste od niemal minuty.
- Jak to? - naparł na niego Corf, tonem wystawionej na próbę cierpliwości dwunastolatka. - Skąd wiedziałeś?
- Prosta, logiczna dedukcja - oznajmił Tories, tonem pedantycznego nauczyciela, który chodzi po świecie już siedemdziesiąty trzeci rok. - Nie mieli powodu, żeby lecieć bezpośrednio nad fabryką chyba, że chcieli się jej specjalnie bliżej przyjrzeć. Gdy przekonali się, że niewiele mogą dostrzec z zewnątrz, naturalnym jest, że będą chcieli ją obejrzeć od wewnątrz. A więc muszą zobaczyć się z twoim ojcem.
Zdumiony Corf potrząsnął głową.
- O rany - odezwał się. - Chciałbym być Jedi.
- Gdybyś nim był, może pewnego dnia musiałbyś pójść na wojnę - ostrzegł Tories.
- Ty nie musiałeś - zauważył Corf.
- Jeszcze nie - skrzywił się Tories. - Ale mogę zostać wezwany w każdej chwili. Rada zdecydowała się pozostawić na razie kilku Jedi w dotychczasowych miejscach, na wypadek jakichś niespodziewanych operacji Separatystów. W razie kłopotów, mógłbym wkroczyć do akcji w sektorze Prackla lub Locris o wiele wcześniej, niż dotarłby tam ktoś wysłany z Coruscant lub z obszaru toczących się właśnie walk. Bycie Jedi nigdy nie jest łatwe, a bywa wręcz niebezpieczne.
- To prawda, ale ty jesteś sprytny - powiedział Corf. Najwidoczniej echa wojny nie peszyły go w najmniejszym stopniu. - Wiesz, jak łączyć ze sobą fakty.
- Logiczne myślenie nie jest wyłączną domeną Jedi - upomniał go Tories. - Każdy może się nauczyć kojarzyć ze sobą fakty w logiczną całość.
- Być może - przyznał Corf. - Ale ja nadal sądzę, że tylko Jedi tak może.
Tories uśmiechnął się, osłaniając oczy ręką, gdy patrzył na zbliżający się prom. Oczywiście tak naprawdę nie wiedział, że prom leci do rezydencji Binalie'go, ale doszedł do wniosku, że istnieje tego duże prawdopodobieństwo. Gdyby się okazało, że jakiś pilot chciał pokazać swojemu znajomemu kompleks „Spaarti Creations”, wyszedłby na niezbyt przenikliwego Mistrza Jedi.
Zresztą nie musiałoby to być wcale takie złe.
Tories spędził ostatnie trzydzieści lat na Cartao ucząc, mediując i mając od czasu do czasu do czynienia z piratami lub zbyt pazernymi przestępczymi kacykami. Część mieszkańców zaczęła darzyć go szacunkiem, część nienawiścią, ale większość była ledwo świadoma faktu, że sektor Prackla posiada odkomenderowanego na stałe Jedi.
Ale w ciągu tych trzydziestu lat, nigdy nie spotkał się z takim uwielbieniem, jak w przypadku Corfa Binalie'go.
Gdyby był młodszy, tak wielki szacunek sprawiałby mu satysfakcję, a nawet pochlebiał. Ale z perspektywy upływu czasu, dostrzegał niebezpieczeństwo, czające się w nieprzemyślanym uleganiu pochlebstwom. Nawet w wieku dwunastu lat, Corf powinien umieć rozpoznać w innych zarówno ich mocne strony, jak i słabości; powinien się uczyć jak zaakceptować innych takimi, jakimi są, bez tworzenia jakiejś perspektywy doskonałości, by przez nią spoglądać. Zamiast tego, chłopak traktował go, niczym Jedi Bez-Skazy: wysokiego i silnego, mądrego i uprzejmego, a przede wszystkim nieomylnego.
Ewentualny incydent z promem, nie wpłynąłby w znaczącym stopniu na jego sposób postrzegania.
Tymczasem pojazd przeleciał nisko nad ich głowami, nie pozostawiając wątpliwości, że zmierza w kierunku prywatnego lądowiska obok rezydencji Lorda Binalie'go.
Tories dostrzegł napis z nazwą firmy na burcie promu.
- Chodźmy - powiedział, biorąc Corfa pod ramię i zawracając go w kierunku domu. - Wracamy? - spytał Corf marszcząc brwi. - Myślałem, że pomożesz mi wytropić miejsce, z którego wyrasta pnącze siviv?
- Możemy zająć się tym później - zdecydował Tories. - A teraz, wydaje mi się, że powinniśmy dowiedzieć się, czego ci ludzie mogą chcieć od twojego ojca.
- W porządku - Corf nie rozumiał decyzji Toriesa, ale był skłonny ją zaakceptować. - Ty tu rządzisz.
- Nie rządzę - przypomniał mu Tories, gdy schodzili ze wzgórza w kierunku odległej rezydencji, obok której właśnie lądował prom. - Jestem tylko Jedi.
- Taa… - wypalił bezceremonialnie Corf. - Na jedno wychodzi.
Tories westchnął do siebie. Przy odrobinie szczęścia, chłopak z tego wyrośnie.

***



Jedną z aktualnych rozrywek Doriany było obliczanie czasu pomiędzy chwilą, w której droid lub służący, wyposażony w jego listy uwierzytelniające, znikał w osobistym gabinecie swojego pana, a momentem, w którym był zapraszany do środka. W przypadku Lorda Pilestera Binalie'go przerwa nie trwała dłużej niż minutę. Albo Binalie był wyjątkowo pełen szacunku dla władz Coruscant, albo zbyt się obawiał niespodziewanego gościa, żeby trzymać go pod drzwiami.
- Mistrz Doriana - Binalie podniósł się z obszernego fotela, stojącego za jeszcze bardziej obszernym biurkiem, gdy droid protokolarny wprowadził Dorianę do gabinetu. - To wielki zaszczyt podejmować osobistego wysłannika Najwyższego Kanclerza Palpatine'a.
- Ja również się cieszę, widząc pana, Lordzie Binalie - odparł z kolei Doriana, podchodząc do biurka. - Doceniam, że poświęcił mi pan swój czas.
- Do usług - stwierdził Binalie, zapraszając ruchem ręki Dorianę, by usiadł w fotelu na przeciwko i samemu również siadając. - Szkoda, że nie powiadomił mnie pan o swojej wizycie. Wysłałbym na spotkanie prom lub skierował pana do Portu Kosmicznego Triv, skąd mógłby się pan tu dostać śmigaczem.
- Miałem powody, by przybyć na Cartao - oświadczył Doriana, przyglądając się badawczo Binalie’mu. - Te same powody kazały mi wybrać właśnie taki środek transportu.
Mięsień na policzku Binalie'go drgnął. A więc on także dostrzegł napis na promie Kerseage'a.
- Tak, Emil Kerseage - powiedział. - Znam jego sprawę, Mistrzu Doriana, i zapewniam pana, że Rada Handlowa pracuje nad jej pomyślnym zakończeniem - machnął ręką z zażenowaniem. - Ale to chyba nie jest przedmiotem zainteresowania Palpatine'a.
- Najwyższy Kanclerz Palpatine interesuje się losem zwykłych obywateli - przypomniał mu Doriana.
- Naturalnie - zapewnił go pośpiesznie Binalie, a pierwsze krople potu zaczęły połyskiwać mu na twarzy. - Chodziło mi o… - nagle przerwał.
- Tak? - zachęcił go Doriana.
Mięsień na policzku Binalie'go drgnął ponownie.
- Będę z panem szczery - zaczął Binalie. - Cartao stara się trzymać w cieniu konfliktu z Separatystami. Nie mamy wystarczającej siły militarnej, by wysyłać żołnierzy lub okręty w misje ekspedycyjne na drugą stronę galaktyki. Jak dotąd udawało się nam unikać uwagi czynników oficjalnych, ale jeśli Kanclerz Palpatine zaczyna się interesować drugorzędnymi, biurokratycznymi sporami, to tę uwagę prawdopodobnie na siebie zwrócimy - uderzył parę razy palcem wskazującym w stół. - I to nie będzie jedynie uwaga czynników oficjalnych z Coruscant - dodał znacząco. - Separatyści też nas dotychczas ignorowali.
- Rozumiem pańskie obiekcje - zapewnił Doriana. - Ale pan musi z kolei zrozumieć, że nikt nie posiada luksusu decydowania o stopniu, w jakim zostanie dotknięty przez wojnę. Podobnie jak nikomu nie wolno wybierać, w jaki sposób może się najlepiej przysłużyć w tym konflikcie.
Spojrzenie Binalie'go utkwione było nieruchomo w Dorianę.
- Nie przybył pan tu wcale w sprawie Kerseage'a - powiedział cicho.
Ten potrząsnął głową.
- To był, i nadal jest, wdzięczny kamuflaż. Ale istotnie, Najwyższy Kanclerz Palpatine przysłał mnie tu w o wiele ważniejszej sprawie.
Kamienna twarz Binalie'go skamieniała jeszcze bardziej.
- „Spaarti Creations”.
- W rzeczy samej - przyznał Doriana. - Najwyższy Kanclerz jest zaintrygowany raportami, mówiącymi o tym, że linie produkcyjne tej fabryki mogą zostać praktycznie w ciągu jednej nocy przestawione na inną produkcję. Gdyby można było powielić tą technologię, wniosłoby to wielki wkład na rzecz Republiki w toczącej się wojnie.
- To niewykonalne - stwierdził kategorycznie Binalie. - Przestawienie jest możliwe jedynie dzięki Cranscocom i ich fluidowemu systemowi tłoczenia. A z tego co wiem, kolonia na Cartao jest jedynym miejscem, w którym oni żyją.
- Przypuszczam, że są ich tysiące?
Binalie zawahał się jedynie na ułamek sekundy, jak gdyby się zastanawiał, czy zdoła wykpić się kłamstwem.
- Tak, pięćdziesiąt tysięcy - przyznał, nie ryzykując powiedzenia nieprawdy. - Ale rozmnażają się bardzo powoli i jedynie ułamek z każdego pokolenia posiada odpowiedni talent, by pracować w charakterze twillera. Tak nazywamy tych, którzy obsługują fluidowy system tłoczenia.
- Rozumiem - powiedział się Doriana, jak gdyby już dokładnie pojął istotę całego procesu. - A jednak Najwyższy Kanclerz chciałby, żebym się całkowicie upewnił. Czy byłoby możliwe, żebym osobiście dokonał inspekcji obiektu? Dyskretnie i prywatnie, oczywiście.
Binalie wiedział, że właśnie tak brzmi uprzejmie zawoalowany rozkaz.
- Oczywiście - odparł, podnosząc się z fotela. - Mam prywatną drogę, wiodącą do fabryki.

***

Znajdowali się już w połowie korytarza, prowadzącego w stronę lądowiska, kiedy chłopięcy głos przerwał panującą w posiadłości wytworną ciszę.
- Hej! Tato!
Mężczyźni zatrzymali się i odwrócili. Spieszył ku nim młody chłopak, wyglądający na dwanaście lat. Syn Lorda Binalie'go, Corf, zidentyfikował go wstępnie Doriana. Za chłopakiem, stawiając dłuższe kroki i zachowując bardziej miarowe tempo, szedł ostatni uczestnik nadchodzącego dramatu: Mistrz Jedi, Jafer Tories.
- Corf - Binalie wyglądał na nieco zaskoczonego i skrępowanego. - Myślałem, że tego ranka zajmujesz się botaniką.
- Zauważyliśmy prom - wyjaśnił Corf, podbiegając do ojca i rzucając okiem na Dorianę. - Idziesz do fabryki?
- Na parę minut - odparł Binalie.
- Mogę iść z tobą?
Binalie potrząsnął głową.
- Nie tym razem.
Chłopak zamrugał. Najwidoczniej nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Dlaczego nie?
- Interesy - powiedział stanowczo Binalie. - Tylko mistrz Doriana i ja idziemy.
- Ale…
- I bez dyskusji - zakończył surowo Binalie, przenosząc uwagę z Corfa na podchodzącego do nich Jedi. - Chciałbym panu przedstawić Jafera Toriesa, Jedi naszego sektora. A to jest Kinman Doriana, specjalny doradca Najwyższego Kanclerza Palpatine'a.
Na wzmiankę o Palpatinie, skóra w kącikach oczu starego Mistrza lekko się zmarszczyła. Nie było w tym nic dziwnego. Najwyższy Kanclerz i Rada Jedi coraz bardziej spierali się ze sobą w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
- Mistrzu Tories - ukłonił się Doriana. - Cieszę się, że tu jesteś. Jak zauważył Lord Binalie, udajemy się właśnie do fabryki. Czy zechciałbyś nam towarzyszyć?
Zaskoczony Corf spojrzał na ojca.
- Ale mówiłeś, że…
- Bądź cicho, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin