08-15 tom 3.txt

(630 KB) Pobierz
Hans Hellmut Kirst

08/15
Tom III

Niebezpieczny tryumf ko�cowy �o�nierza Ascha

(Prze�o�y� Jacek Fr�hling)

Obejmuj� tutaj dow�dztwo - powiedzia� obcy pu�kownik, kt�ry nazywa� si� Hauk, albo przynajmniej przedstawi� si� jako "pu�kownik Hauk". Uczyni� to z nienagann� uprzejmo�ci� prze�o�onego, kt�ry ma o sobie wysokie mniemanie.
Pu�kownik Hauk przygl�da� si� oficerom, kt�rzy zgromadzili si� dooko�a niego w brzozowym lasku. Jego p�aska, szara twarz by�a nieruchoma, oczy zm�czone, a jednak posta� nie by�a pozbawiona pewnej wytworno�ci.
- Czy zosta�em zrozumiany? - zapyta� pu�kownik. G�os jego brzmia� �agodnie, ale stanowczo.
Oficerowie po�pieszyli z zapewnieniem, �e pan pu�kownik zosta� zrozumiany. Naturalnie. Tylko jeden z oficer�w, nie powiedziawszy ani s�owa, zatopi� r�ce g��boko w kieszeniach spodni, wy�owi� stamt�d dwie chustki do nosa, por�wna� je starannie ze sob� i wysi�ka� si� pot�nie w brudniejsz�. Czynno�ci tej dokonywa� z pewnym skupieniem.
- Pozwoli�em sobie zapyta� - powiedzia� pu�kownik niemal monotonnie - czy zosta�em zrozumiany. Odczuwam brak pa�skiej odpowiedzi, panie podporuczniku.
- Co pan w�a�ciwie zamierza, panie pu�kowniku? - zapyta� �w podporucznik sk�adaj�c starannie mocno wymi�toszon� chustk�.
- Przedrze� si�! - odpowiedzia� Hauk i skierowa� swe niebieskie, wodniste oczy na oficera, kt�ry wyda� mu si� godny uwagi ze wzgl�du na niew�tpliwy brak dyscypliny.
- Ze wszystkim, co jeszcze mo�e utrzyma� si� na nogach! - odezwa� si� porucznik stoj�cy za pu�kownikiem Haukiem jak cie�. Wpakowa� wyprostowane kciuki za pas, zaczai si� ko�ysa� w kolanach, wysun�� do przodu masywny podbr�dek. Wygl�da� jak dziadek do orzech�w, kt�rego ha�a�liwa weso�o�� by�a mniejsza od barbarzy�skiej ostro�ci jego kleszczy.
- Dobrze ju�, Greifer - rzek� Hauk �agodnie; mia�o si� wra�enie, �e przywo�uje do porz�dku z�ego, ale zawsze wiernego psa. Porucznik Greifer warkn�� co� kr�tko, po czym uspokoi� si�. Jego wielkie �apska spocz�y na pasie.
Pu�kownik podni�s� blad�, jak gdyby pozbawion� kontur�w twarz; zdawa�o si�, �e jego spokojne, ch�opi�ce oczy z zainteresowaniem przygl�daj� si� �wie�ej zieleni kszta�tnych brz�z. Mo�na by�o pomy�le�, �e ma zamiar namalowa� delikatn� jak paj�czyna akwarel�. Promieniowa� wio�nian� b�ogo�ci�. Lekkiego niepokoju, kt�rym, jak si� wydawa�o ogarni�ci byli zebrani wok� niego oficerowie, pu�kownik w og�le nie przyjmowa� do wiadomo�ci.
- Moi panowie - powiedzia� po chwili. - Amerykanie okr��yli nas. Ale ten zasuni�ty rygiel jest zbyt s�aby. Je�eli po��czymy wszystkie nasze oddzia�y, mo�emy go bez wi�kszego wysi�ku z�ama�.
- Bez wzgl�du na straty, prawda? - zapyta� ten sam podporucznik. I powiedzia� tonem tak rzeczowym, jak gdyby stwierdza� jedynie, �e po �rodzie nast�puje czwartek. - B�d� wi�c zabici.
- Przecie� to - odpar� obcy pu�kownik i zmierzy� zbyt rozmownego oficera pob�a�liwym wzrokiem - podobno zdarza si� na wojnie codziennie.
- Ale t� wojn� mo�na przecie� uzna� za sko�czon� - upiera� si� podporucznik.
- Panie podporuczniku - powiedzia� pu�kownik zamkn�wszy na chwil� oczy jak gdyby pod wp�ywem niewielkich, z wzorow� cierpliwo�ci� znoszonych bole�ci - je�eli jestem dobrze poinformowany, dowodzi pan bateri�.
- Informacje pana s� zgodne ze stanem faktycznym - odpar� �le ogolony podporucznik.
- Pa�skie nazwisko? - Asch.
- Panie podporuczniku Asch - o�wiadczy� pu�kownik - jestem w tym kotle najstarszym oficerem. Podporz�dkowa�em sobie resztki jednego z pu�k�w piechoty, poniewa� uwa�am za sw�j obowi�zek nie uchyla� si� od odpowiedzialno�ci. Pr�bowa�em wyja�ni� nasz� sytuacj� uwzgl�dniaj�c r�wnocze�nie nastr�j �o�nierzy. Ci ludzie tak samo jak ja nie maj� jeszcze ochoty i�� dobrowolnie do niewoli.
- Czy pan pu�kownik wypytywa� �o�nierzy, kt�rych by� �askaw okre�li� jako ludzi, pojedynczo? - chcia� wiedzie� Asch. Pytanie zosta�o postawione z tak� uprzejmo�ci�, jak gdyby prosi� o ogie� do papierosa. - A c� si� ma sta� z dziewcz�tami?
- Ludzie i ja - powiedzia� pu�kownik niezm�cenie �agodnym tonem, wstrzymuj�c ledwie dostrzegalnym ruchem r�ki porucznika Greifera, kt�ry u�miechaj�c si� przedsi�biorcze mia� ochot� wyskoczy� naprz�d - ja i moi ludzie, powtarzam, spr�bujemy si� przedrze� za wszelk� cen�, mi�dzy innymi ze wzgl�du na obecno�� w�r�d nas kobiet ze s�u�by pomocniczej. Czy�by chcia� pan odm�wi� mi wsparcia artyleryjskiego?
Podporucznik Asch odwr�ci� si� i skin�� na barczystego bombardiera, kt�ry sta� w pewnej odleg�o�ci, oparty o drzewo. Bombardier ruszy� powoli w stron� grupy oficer�w; solidnym i gro�nym wygl�dem przypomina� psa nowofundlandczyka. Doszed�szy do pokrytej �wie�� zieleni� ��czki zatrzyma� si�.
- Stan amunicji? - zapyta� podporucznik.
- Czterdzie�ci dwa naboje - odpowiedzia� bombardier.
- To wszystko - o�wiadczy� podporucznik i spojrza� na pu�kownika Hauka z bardziej ni� w�tpliw� s�u�bisto�ci�. - To wszystko, co nam pozosta�o.
- To musi wystarczy� - odpar� pu�kownik. - Kiedy si� st�d wydostaniemy, b�dzie pan m�g� zaopatrzy� si� na nowo w amunicj�.
- W�a�ciwie po co? - zapyta� skromnie bombardier. Mia� uczucie, �e jest ogrodnikiem, kt�ry nie chce pogodzi� si� z tym, �e po wielkiej ulewie musi jeszcze raz podla� kwiaty.
- Stulcie �askawie sw�j pysk! - zawarcza� spoza plec�w pu�kownika porucznik Greifer.
- Masz stuli� pysk, Kowalski, i to �askawie - powiedzia� podporucznik Asch i mrugn�� do bombardiera. Ten roze�mia� si� cicho, jak gdyby us�ysza� udany �art, ale r�wnocze�nie zdawa� sobie spraw�, �e ze wzgl�du na sw�j niski stopie� s�u�bowy nie wolno mu wybuchn��, g�o�nym rykiem, o ile prze�o�eni wyra�nie na to nie zezwol�.
Oficerowie otaczaj�cy stoj�cego bez ruchu pu�kownika Hauka byli szczerze przera�eni. Nie oci�gali si� te� z tym, �eby to wyra�nie okaza�. Wypowiedzieli s�owa oburzenia tonem wprawdzie �ciszonym, stosowanym w kasynach oficerskich, pos�uguj�c si� jednak �argonem frontowym. Oty�y major nazwiskiem Hinrichsen zasapa� pogardliwie i splun��. Wiedzia� dok�adnie, czym jest honor �o�nierski, i nie oci�ga� si� z tym, by zadokumentowa�, �e jest mu to wiadome.
- Prosz� wi�c notowa�, poruczniku Greifer - powiedzia� pu�kownik Hauk pozornie oboj�tnie, z jedwabist� uprzejmo�ci�, granicz�c� niemal z wytworn�, cyniczn� pogard�. - Bateria Ascha, czterdzie�ci dwa naboje. A ile karabin�w mo�e mi pan, panie podporuczniku, odda� do dyspozycji?
- Ani jednego - powiedzia� podporucznik staraj�c si� nie bez powodzenia m�wi� tym samym uprzejmym tonem.
- Co mam przez to rozumie�? - zapyta� pu�kownik. By� w tej chwili podobny do lekarza, kt�ry zamierza przygotowa� do operacji niezwykle trudnego pacjenta.
- Jestem got�w udzieli� wsparcia artyleryjskiego. Ale to ju� wszystko, za co mog� wzi�� odpowiedzialno��.
- �e te� co� takiego jak pan jeszcze �yje! - zawo�a� porucznik Greifer wyra�nie delektuj�c si� wytworzon� sytuacj�. - Nale�a�oby postawi� pana przed s�dem wojennym!
Oty�y major kiwn�� energicznie g�ow� i zacz�� wywodzi�, �e niedostateczne zrozumienie dla sprawy honoru oficerskiego to rzecz nie tylko godna ubolewania, lecz po prostu oburzaj�ca.
Pozostali oficerowie uznali za wskazane odsun�� si� wyra�nie od zuchwa�ego podporucznika artylerii. Pu�kownik klepn�� si� po spodniach do konnej jazdy zwini�t� w rulon gazet�, kt�r� trzyma� w raku.
- Wszystko to b�dzie zanotowane! - zawo�a� porucznik Greifer ze z�o�liw� rado�ci�.
- Prosz� wi�c, panie podporuczniku, mie� swoj� bateri� w pogotowiu - powiedzia� pu�kownik Hauk. - Dok�adny plan naszej pr�by przedarcia si� otrzyma pan w odpowiednim czasie. Do tej pory b�dzie pan mia� czas na rozmy�lanie o obowi�zkach oficera.

Mocno zniszczony, pokryty kurzem samoch�d s�u�bowy dow�dcy dywizji genera�-majora Luschkego zaszy� si� w ogrodzie pewnej szko�y, stoj�cej po�r�d drzew owocowych gotowych do zakwitni�cia.
Genera� siedzia� na stopniu samochodu i ogromnym scyzorykiem czy�ci� sobie paznokcie.
- �apska moje wygl�daj� tak - powiedzia� genera� - jak gdybym osobi�cie pr�bowa� wygrzeba� z ziemi zakopanych w niej mi�dzy Moskw� a Pary�em �o�nierzy mojej dywizji.
- Wojna staje si� coraz bardziej parszywa, panie generale - zauwa�y� podporucznik Brack stoj�cy obok z meldunkami radiowymi. - Nie znam cz�owieka, kt�ry uchowa�by si� do dzi� z czystymi r�kami.
- Brack, wojna sko�czy si� chyba w ci�gu najbli�szych dni, co pan w�a�ciwie b�dzie wtedy robi�?
- Wyk�pi� si� gruntownie, panie generale.
- I c� jeszcze, panie podporuczniku?
- Nareszcie doczytam do ko�ca "Bosk� komedi�" Dantego. I to w oryginale.
Genera� zamkn�� scyzoryk i uni�s� si� nieco. Jego pomarszczona, pomi�ta, bulwiasta twarz przywodzi�a na my�l tysi�cletnich kar��w.
- Panu, Brack, dobrze tak m�wi�. Zna pan obce j�zyki, ma pan po tamtej stronie oceanu krewnych. Jestem prawie pewien, �e pan wyemigruje.
- Bardzo mo�liwe, panie generale. Wszyscy moi przodkowie byli kupcami, uczciwymi kupcami. Byli�my zawsze gotowi robi� w Niemczech i z Niemcami dobre interesy, ale wcale nie mieli�my ochoty wojowa� dla by�ych lub przysz�ych partner�w w handlu ani te� przeciwko nim.
- Mo�e to, m�j drogi podporuczniku Brack, ostatnia wojna, jak� Niemcy w og�le prowadzi�y. Trzeba jednak pr�bowa� przynajmniej jako tako przyzwoicie doprowadzi� j� do ko�ca. Albo pos�uguj�c si� pa�skim sposobem ujmowania spraw, nie przekre�la� ca�kowicie naszych mo�liwo�ci kredytowych.
Brack u�miechn�� si� grzecznie. Wola� nic nie m�wi�. W jego m�drych oczach zab�ys�y iskierki ironii, dalekiej jednak od jakiejkolwiek z�o�liwo�ci. Nie dotyczy�a ona genera�a. A genera�, kt�ry zna� swego podporucznika, u�ycza� mu tej pe�nej rezygnacji ironii i ani przez sekund� nie my�la� o tym, by tego rodzaju odruchy m�odzie�czej pewno�ci siebie ��czy� ze swoj� osob�.
- Prosz� o najnowsze wie�ci hiobowe, Brack.
- Od wczorajszej nocy cz�� dywizji jest odci�ta. W�r�d nich batalion piechoty Hinrichsena i bateria Ascha. ��czno�ci radiowej ju� nie ma.
- C� dalej?
- Dywizjon kapitana Wedelmanna zosta� dos�ownie zmieciony z powierzchni ziemi. Jedna bateria dosta�a si� do niewoli, druga zosta�a zniszczona przez nieprzyjaciela, trzecia, w�a�nie bateria...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin