Spadkobiercy.txt

(340 KB) Pobierz
Wiliam Golding
SPADKOBIERCY
T�umaczy�a Ryszarda Grzybowska
Czytelnik Warszawa 1989


Tytu� orygina�u angielskiego:
The Inheritors
First published in 1955 
by Faber and Faber Limited
Ok�adk� i kart� tytu�ow� projektowa� 
W�adys�aw Brykczy�ski

 Copyright for the Polish edition by
 Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik". Warszawa 1989
ISBN 83-07-01934-6 

"...Nasza wiedza o wygl�dzie Neandertalczyka jest znikoma, ale mo�emy przypuszcza�, �e... by� bujnie ow�osiony, brzydki, budzi� odraz� odmienn� budow� czaszki o niskim czole, mia� krzaczaste brwi, szyj� ma�py i by� niewielkiej postury... Sir Harry Johnston w swojej rozprawie Views and Reviews na temat powstania nowoczesnego cz�owieka pisze: �Mgliste wspomnienie tych stwor�w podobnych do goryli, przebieg�ych, pow��cz�cych nogami, g�sto ow�osionych, obdarzonych mocnymi z�bami i przejawiaj�cych prawdopodobnie sk�onno�ci kanibalistyczne, mog�o si� sta� zacz�tkiem ludowych opowie�ci o wilko�akach...�"
H. G. Wells Outline of History



 Rozdzia� pierwszy
Lok p�dzi� przed siebie co si�. G�ow� mia� spuszczon�, s�katy kij trzyma� dla r�wnowagi poziomo, a woln� r�k� rozgarnia� g�szcz barwnych p�k�w. Liku, siedz�ca okrakiem na plecach Loka, pop�dza�a go ze �miechem: jedn� r�k� chwyta�a si� kurczowo jego kasztanowatych, wij�cych si� w�os�w, kt�re spada�y mu na kark i wzd�u� kr�gos�upa, drug� podtrzymywa�a ma�� Oa, wci�ni�t� mu pod brod�. Nogi Loka by�y sprawne. Widzia�y. Okr��a�y stercz�ce bez�adnie korzenie buk�w, przeskakiwa�y ka�u�e wody na szlaku. Liku uderza�a go stopami po brzuchu.
- Pr�dzej! Pr�dzej!
Zabola�y go nogi, pochyli� si� i zwolni�. Us�yszeli rzek� p�yn�c� r�wnolegle do szlaku po lewej stronie, ale jeszcze niewidoczn�. Buki przerzedzi�y si�, znikn�y krzaki i znale�li si� na niewielkim, b�otnistym terenie, gdzie zawsze le�a� pie�.
- To tutaj, Liku.
Przed nimi rozlewa�a si� mulista, onyksowa woda, kt�ra rozprzestrzenia�a si� ��cz�c z rzek�. Szlak, prowadz�cy wzd�u� rzeki, rozpoczyna� si� znowu po jej drugiej stronie, na terenie, kt�ry si� wznosi� coraz wy�ej i gin�� po�r�d drzew. Uszcz�liwiony Lok u�miechn�� si�, zrobi� dwa kroki w stron� wody i stan��. Spowa�nia�, otworzy� usta tak szeroko, �e a� opad�a mu dolna warga. Liku obsun�a si� do
7

wysoko�ci jego kolan, po czym zeskoczy�a na ziemi�. W�o�y�a g��wk� ma�ej Oa do ust i zacz�a si� rozgl�da�. Lok u�miechn�� si� niepewnie.
- Pie� znikn��.
Przymkn�� oczy i zas�pi� si� przywo�uj�c obraz pnia. Le�a� tu w wodzie, od brzegu do brzegu, szary i butwiej�cy. Kiedy si� przechodzi�o przez sam jego �rodek, czu�o si� p�yn�c� pod nim wod�, okropn� wod�, miejscami g��bok� na d�ugo�� m�skiego ramienia. Nie by�a rozbudzona jak rzeka czy wodospad, ale senna, rozci�ga�a si� a� po rzek� i dopiero tam si� budzi�a i ��czy�a po prawej stronie z g�usz� nieprzebytych bagien, chaszczy i trz�sawisk. By� tak pewien tego pnia, z kt�rego ludzie zawsze korzystali, �e kiedy zn�w otworzy� szeroko oczy, zacz�� si� u�miecha�, jakby budzi� si� ze snu, pie� jednak znikn��.
K�usuj�c szlakiem zbli�a�a si� Fa. Na jej plecach spa� nowy. Nie obawia�a si�, �e spadnie, czu�a bowiem, �e przytrzymuje si� r�czkami jej w�os�w na szyi, a n�kami w�os�w rosn�cych ni�ej, na plecach, ale mimo to bieg�a ostro�nie, �eby si� nie zbudzi�. Lok us�ysza�, �e si� zbli�a, nim jeszcze pojawi�a si� pod bukami.
- Fa! Pie� znikn��!
Pod��y�a prosto na brzeg wody, popatrzy�a w�sz�c jednocze�nie nosem, po czym obr�ci�a si� do Loka i spojrza�a na niego z wyrzutem. Nie musia�a nic m�wi�. Lok zacz�� podrzuca� g�ow�.
- O nie, nie. Nie ruszy�em pnia, �eby rozbawi� ludzi. Znikn��.
Roz�o�y� szeroko ramiona, aby dobitniej zobrazowa� brak pnia, po czym opu�ci� je widz�c, �e zrozumia�a.
Liku zawo�a�a do niego:
- Pohu�taj mnie.
Stara�a si� dosi�gn�� ga��zi buku, kt�ra wyrasta�a z drzewa niczym d�uga szyja, a ujrzawszy �wiat�o wygi�a si� w g�r�, bujnie obsypana zielonymi i br�zowymi p�kami. Lok przesta� my�le� o pniu, kt�ry znikn��, i podsadzi� Liku
8

na wygi�t� ga���. Zako�ysa� si� na boki i zacz�� wyci�ga� ga���, cofaj�c si� krok po kroku do ty�u, a� zaskrzypia�a.
- Hop!
Pu�ci� i upad� na siedzenie. Ga��� odskoczy�a, a Liku krzykn�a rozradowana:
- Nie! Nie!
Lok poci�ga� ga��� co pewien czas, a pokrzykuj�ca, roze�miana i protestuj�ca Liku unosi�a si� po�r�d g�stwiny li�ci nad samym brzegiem wody. Fa spogl�da�a to na rozlewisko, to na Loka. By�a znowu zas�piona.
Teraz Ha zbli�a� si� szlakiem, spieszy� si�, ale nie p�dzi�, sprawia� wra�enie cz�owieka bardziej rozwa�nego ni� Lok, bardziej odpowiedzialnego. Kiedy Fa zacz�a do niego m�wi�, nie odpowiedzia� od razu, najpierw popatrzy� na pust� wod�, potem dalej, na lewo, gdzie za �ukiem buk�w wida� by�o rzek�. Nast�pnie zbada� las uchem i nosem, sprawdzaj�c, czy nie ma jakich� intruz�w, i dopiero gdy upewni� si�, �e nie zagra�a im niebezpiecze�stwo, po�o�y� s�katy kij i ukl�kn�� przy wodzie.
- Patrzcie!
Wskaza� palcem na podwodne wyrwy, jakie zosta�y po pniu. Ich brzegi by�y wci�� jeszcze poszarpane, a w g��bi le�a�y grudy ziemi, kt�rych woda nie zd��y�a rozmy�. �ledzi� kr�te wyrwy, kt�re dalej gin�y w mroku wody. Fa popatrzy�a na drug� stron�, na dalszy ci�g przerwanego szlaku. Tam, gdzie przedtem le�a� drugi koniec pnia, ziemia by�a poryta. Fa zwr�ci�a si� z pytaniem do Ha, kt�ry odpar�:
- Jeden dzie�, mo�e dwa. Nie trzy.
Liku wci�� wykrzykiwa�a ze �miechem.
Na szlaku pojawi�a si� Nil. Poj�kiwa�a cicho, jak zwykle, gdy by�a zm�czona i g�odna. Sk�ra na jej masywnym ciele by�a zwiotcza�a, ale piersi stercza�y prosto, nabrzmia�e mlekiem. Je�li kto� by� g�odny, to na pewno nie nowy. Spojrza�a na niego, ukrytego we w�osach Fa, a przeko-
9

nawszy si�, �e �pi, podesz�a do Ha i dotkn�a jego ramienia.
- Dlaczego mnie zostawi�e�? Masz wi�cej obraz�w w g�owie ni� Lok. Wskaza� na wod�.
- Spieszy�em si�, �eby zobaczy� pie�.
- Ale pnia nie ma.
Stali we troje i spogl�dali na siebie. Potem, jak to si� cz�sto zdarza w�r�d ludzi, poddali si� emocjom. Fa i Nil zobaczy�y tak�e obraz, jaki widzia� zamy�lony Ha. Uzna�, �e powinien si� upewni�, czy pie� jest na miejscu, bo je�li woda go zabra�a albo sam si� gdzie� przesun��, grozi�a im ca�odzienna mozolna w�dr�wka doko�a bagniska, nara�eni byliby na niebezpiecze�stwa i jeszcze wi�ksze trudy ni� zazwyczaj.
Lok rzuci� si� ca�ym ci�arem cia�a na ga���, aby j� zatrzyma�. Uciszy� Liku, kt�ra zsun�a si� i stan�a obok niego. Szlakiem zbli�a�a si� teraz stara kobieta, s�ycha� by�o jej kroki i strudzony oddech. Wy�oni�a si� spoza ostatniego drzewa, szara i drobna, pochylona i daleka, pogr��ona w kontemplowaniu zawini�tego w li�cie tobo�ka, kt�ry nios�a obur�cz przed obwis�ymi piersiami. Stoj�c obok siebie powitali j� milczeniem. Ona te� si� nie odezwa�a, tylko czeka�a, jakby z pe�n� pokory cierpliwo�ci�, na to, co mia�o nast�pi�. Opu�ci�a tobo�ek troch� ni�ej i znowu podnios�a, aby wszyscy u�wiadomili sobie, jak bardzo jest ci�ki.
Lok odezwa� si� pierwszy. Zwr�ci� si� do wszystkich, u�miechni�ty, ws�uchany w s�owa dobywaj�ce si� z jego ust, ale spragniony �miechu. Nil znowu zacz�a poj�kiwa�.
Teraz dobieg�y ich odg�osy ostatniego cz�owieka nadchodz�cego szlakiem. By� to Mal, kt�ry posuwa� si� wolno i pokas�ywa�. Wyszed� zza ostatniego drzewa, przystan�� na skraju polany, opar� si� ci�ko na rozwidlonym ko�cu s�katego kija i zacz�� kas�a�. Kiedy si� pochyli�, ujrzeli jego bia�e w�osy, wyrastaj�ce znad brwi i opadaj�ce zmierzwion� strzech� na ramiona. Nikt nie odzywa� si� ani s�owem, gdy kas�a�, wszyscy czekali w ciszy, niczym jelenie wpatrzone

przed siebie czujnym wzrokiem, a obok ich n�g wybrzusza�y si� kanciaste bry�y b�ota, kt�re przeciska�o si� te� pomi�dzy palcami ich st�p. Postrz�piona chmura oddali�a si� od s�o�ca, drzewa przesiewa�y teraz zimny blask na ich nagie cia�a.
W ko�cu Mal przesta� kaszle�. Zacz�� si� prostowa� opieraj�c si� mocno o s�katy kij i przesuwaj�c po nim r�ce w g�r� jedna za drug�. Najpierw spojrza� na wod�, potem na wszystkich po kolei ludzi, kt�rzy stali w oczekiwaniu.
- Widz� obraz.
Odj�� r�k� od kija i po�o�y� j� p�asko na g�owie, jakby chcia� zamkn�� pojawiaj�ce si� w niej obrazy.
- Mal nie jest stary, ale przytulony do plec�w matki. Jest wi�cej wody, nie tylko tutaj, ale i wzd�u� szlaku, kt�rym przybyli�my. Cz�owiek jest m�dry. Ka�e ludziom wzi�� drzewo, kt�re si� przewr�ci�o i...
Jego g��boko zapadni�te oczy zwr�ci�y si� do ludzi z b�aganiem, aby wsp�uczestniczyli z nim w tym obrazie. Zakas�a� znowu, cicho. Stara kobieta ostro�nie podnios�a tobo�ek.
Wreszcie Ha si� odezwa�:
- Nie widz� tego obrazu.
Stary westchn�� i zdj�� d�o� z g�owy.
- Poszukajcie drzewa, kt�re si� przewr�ci�o. Pos�usznie rozpierzchli si� nad brzegiem wody. Stara kobieta zbli�y�a si� do ga��zi, na kt�rej niedawno hu�ta�a si� Liku, i wspar�a na niej r�ce.-Pierwszy zawo�a� Ha. Pop�dzili w jego stron� i skrzywili si� na widok grz�skiego b�ota do kostek. Liku znalaz�a poczernia�e jagody, kt�re nie zosta�y zebrane w porze owocowania. Nadszed� Mal i stan�� patrz�c ponurym wzrokiem na pie�. By�a to brzoza grubo�ci ludzkiego uda, do po�owy zanurzona w b�ocie i wodzie. W wielu miejscach poodpada�a z niej kora i Lok zacz�� odrywa� rosn�ce na niej kolorowe grzyby. Niekt�re by�y jadalne i te poda� Liku. Ha, Nil i Fa szarpn�li niezdarnie pie�. Mal westchn��.
11

- Poczekajcie. Ha tam. Nil tak�e. Lok!
Unie�li pie� bez wi�kszego trudu. Mia� jeszcze ga��zie, kt�re zaczepia�y si� o krzaki i wlok�y w b�ocie, utrudniaj�c ju� i tak ci�k� drog� do mrocznego zw�enia rozlewiska. S�o�ce znowu si� skry�o.
Kiedy dotarli do brzegu, starzec ju� tam sta� patrz�c chmurnie na zryt� ziemi� po drugiej stronie wody.
- Spu��cie pie� na wod�.
By�o to zadanie delikatne i trudne. Aby przerzuci� ten mokry pie�, musieli dotkn�� stopami wody. Wreszcie pie� unosi� si� na jej powierzchni, a Ha sta� przechylony do przodu trzymaj�c go z jednego ko�ca. Drugi koniec troch� si� zanurzy�. Ha podtrzymywa� pie� jedn� r�k�, a drug� zacz�� go wyci�ga�. Korona pnia powoli si� wynurzy�a i wspar�a w b�ocie na drugim brzegu. Lok, pe�en podziwu, mamrota� co� ze ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin