Ingulstad Frid - Proroczy sen.pdf
(
581 KB
)
Pobierz
Frid Ingulstad
Proroczy sen
1
Grudzień 1431
Wiatr osiągał siłę orkanu, świstał i wył w wan
tach i cumach z ogłuszającą dzikością, a belki
i drewniany kadłub nowej galery
Maria Medici
trzeszczał niebezpiecznie. Chmury zbierały się na
niebie w ciężkie, czarne gromady, zaś fale przera
żały, wzbudzając trwogę swym obłąkańczym sza
łem. Rozgniewane morze było bezlitosne, niosło
śmierć i zniszczenie.
Carlo mocno uczepił się obudowy pomostu na
dziobie. Na wpół sparaliżowany szokiem, wpa
trywał się w ogromną falę, która rosła przed nim
niczym gigantyczna góra. Zaczął szeptem odma
wiać modlitwę do Najświętszej Panienki, zacisnął
powieki i czekał na to, co nieuniknione.
Jednak okręt jakimś cudem nie został roztrzas
kany na drzazgi. Uniósł się na potężnej fali, by za
chwilę znów opaść i dalej zmagać się z żywiołem.
Carlo mimo to czuł, że wszystko stracone. Statek
bez żagla i steru był skazany na zagładę. Przy ta
kim sztormie jak ten tym bardziej nie było żad
nej nadziei.
Młodzieniec jeszcze raz uświadomił sobie, jak
nieskończenie mały i bezradny jest człowiek
w obliczu sił natury. Czym prędzej puścił
obudowę pomostu, którego kurczowo się trzy
mał, i z ogromnym wysiłkiem brnął dalej po
pokładzie, atakowany przez fale, które groziły
porwaniem w czarną otchłań. Całkiem przemo
czony dotarł wreszcie do kajuty swego wuja.
Piętro Querinius ni to leżał, ni siedział, z ca
łych sił zaciskając dłonie na krawędzi stołu. Gło
wę miał pochyloną, a ciało napięte, aby móc za
chować równowagę. Modlił się.
Gdy ów siwowłosy szlachcic w średnim wieku,
dowódca galery
Maria. Medici,
zrozumiał, że nie jest
sam w kajucie, powoli uniósł głowę, spoglądając na
Carla przygasłym, wyrażającym udrękę wzrokiem.
W migoczącym świetle lampy tranowej Queriniu-
sowi wydało się przez moment, że to Antonio, jego
syn, który zmarł nagle pięć dni przed wyjazdem oj
ca z ukochanej Wenecji - w kwietniu, siedem dłu
gich miesięcy temu. Piętro nie mógł się pogodzić
z bezsensowną śmiercią syna. Teraz jednak zrozu
miał, jaka łaska spłynęła na Antonia, który nie mu
siał przeżywać tych ostatnich, wypełnionych lękiem
tygodni na pokładzie skazanego na zagładę statku.
Zasnął na wieki szybko i spokojnie, Bóg oszczędził
mu okrutnej śmierci, która niebawem spotka Que-
riniusa i całą załogę.
Teraz wszystkie myśli Queriniusa skupiały się
wokół siostrzeńca, młodego Carla. Nienawykły
do życia na statku, szczególnie w obliczu sztor-
mu i zimna, bez najmniejszej skargi wypełniał
swe obowiązki, które wymagały od niego nad
ludzkiego wysiłku. Był też dla wuja nieocenionym
wsparciem. Nie szukał jak wielu spośród załogi
pocieszenia w winie i nie grzał się całymi dniami
przy ogniu z wonnego drzewa cyprysowego, sta
nowiącego część ładunku.
Gdy Carlo podszedł do wuja, ten chwycił go
mocno za ramię i przyciągnął do siebie na ławę.
- Właśnie powziąłem poważną decyzję, Carlo -
powiedział zmęczonym głosem. - Jeśli zostaniemy
na pokładzie, nie mamy szans dotrzeć do lądu. Bez
steru, masztu i żagla wypływamy coraz dalej
w morze. Prowiantu ubywa i pomrzemy z głodu.
W dodatku nie mamy już sił, aby wciąż usuwać
wodę ze statku. Wielu jest tak wycieńczonych, że
już nie są w stanie utrzymać się na nogach.
Carlo skinął głową. Równie jak wuj był świa
domy powagi sytuacji.
Querinius zaczerpnął powietrza i z wysiłkiem
mówił dalej:
- Dlatego właśnie podjąłem decyzję opuszcze
nia
Marii Medici...
Carlo spojrzał na wuja z przerażeniem.
- Opuścić statek? - powtórzył z niedowierza
niem. - Czy to możliwe podczas takiej burzy jak ta?
Querinius poczuł ogromne znużenie. Miał wra
żenie, że w ciągu dziesięciu ostatnich tygodni po
starzał się o dziesięć lat. Opuścić
Marię Medici,
to
tym samym skazać na zagładę zarówno ten pięk
ny żaglowiec, jak i cały cenny ładunek. Jednak na-
wet tak miażdżąca porażka była niczym w porów
naniu z odpowiedzialnością za życie sześćdziesię
ciu ośmiu osób. Z gorzkim uczuciem pogardy dla
samego siebie przypomniał sobie Piętro marzenia
o bogactwie, honorze i sławie, które snuł podczas
przygotowań do tej wyprawy. Teraz bogactwo
zniknie w otchłani morskiej, a jego, jeśli cudem uj
dzie z opresji z życiem, w rodzinnej Wenecji
przywita coś zupełnie innego niż zaszczyty.
- Nie wiem - odpowiedział cicho, tak że jego sło
wa zagłuszyło wycie sztormu. - Jeśli ty dzięki swej
młodzieńczej sile, swej odwadze i hartowi ducha
przeżyjesz tę nieszczęsną podróż, musisz opowie
dzieć tam w domu dokładnie, co się wydarzyło! Po
wiedz, że
Maria Medici
zderzyła się z podwodny
mi wysepkami już w Kanale Świętego Piotra, na
południowy wschód od Kadyksu, i że pióra steru
zostały uszkodzone. To zapoczątkowało całe nasze
nieszczęście. Później straciliśmy cały ster.
Carlo czynił wysiłki, aby usłyszeć, co mówi
wuj. Na zewnątrz nadal szalał sztorm. Wiatr wył,
świszczał, huczał i dudnił z siłą piorunów. Lam
pa tranowa mocno się kołysała, a on sam z tru
dem utrzymywał się na lawie.
Querinius przymknął na chwilę powieki, za
nim znów się odezwał.
- Opowiedz o wysiłku, jaki włożyliśmy w spo
rządzenie steru ze środkowego masztu, i o tym,
jak
sztorm przybierał na sile, aż w końcu fale za
częły przelewać się przez pokład i zmiotły nowy
ster.
Powiedz o moim zwątpieniu, o naszych
Plik z chomika:
kaczki2012
Inne pliki z tego folderu:
Ingulstad Frid - Przepowiednia księżyca 18 - Możni i rycerze.pdf
(976 KB)
Ingulstad Frid - Przepowiednia księżyca 04 - Cena grzechu(1).pdf
(740 KB)
Ingulstad Frid - Przepowiednia księżyca 04 - Cena grzechu.pdf
(740 KB)
(Królowe Wikingów 01) - Ellisiv - Frid Ingulstad.pdf
(856 KB)
(Królowe Wikingów 06) - Kristin - Frid Ingulstad.pdf
(861 KB)
Inne foldery tego chomika:
GRAHAM LYNN
SAGA TEXAŃSKA
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin