ASYSTENTKA KSIĘCIA 1-7.1.pdf

(512 KB) Pobierz
284422908 UNPDF
SYSTENTKKSIĘCI
Tłumaczenie: Kizia-Mizia
1
Spistreści:
Rozdział1
2
Rozdział2
10
Rozdział3
17
Rozdział4
24
Rozdział5
31
Rozdział6
38
Rozdział 7.1
46
2
ROZDZIAŁ 1
Beta: mTwil
PWB:
- Bells, czas wstawać!
- Jeszcze kilka minut, tato – wymamrotałam do poduszki.
- Bella, nie możesz spóźnić się do pracy – powiedział, zrywając pościel z łóżka.
- Tato – jęknęłam.
- Chodź już, zaraz przyjadą – rzucił, wychodząc z mojego pokoju.
Westchnęłam i zwlokłam się z łóżka, ziewając. Była siódma rano. Już dawno nie
wstawałam tak wcześnie.
Nazywam się Isabella Marie Swan. Mam dwadzieścia jeden lat, jestem osobą średniego
wzrostu, a moje brązowe włosy, które nigdy nie chcą się ułożyć tak, jakbym tego chciała,
mają identyczny kolor, co oczy.
Gdybym miała znaleźć w sobie najbardziej irytującą cechę, to wybrałabym to, że jestem
okropną łamagą, potykam się nawet o własne nogi.
Wcześniej mieszkałam z moja mamą Renee i jej mężem Philem w Phoenix, w Arizonie, ale
miesiąc temu przeprowadziłam się do jej byłego ukochanego, a mojego taty – Charliego.
Trzy lata temu skończyłam liceum i uczęszczałam na zajęcia z literatury angielskiej na
Uniwersytecie w Dartmouth.
Moim celem jest zostanie pisarką. Zaczęłam już nawet kilka powieści, ale nigdy nie
mogłam znaleźć w sobie na tyle dużo chęci, żeby się w to zaangażować.
Raz, gdy miałam nawet dobry pomysł, wysłałam kilka rozdziałów do wydawnictwa, ale
wszyscy widzieli w mojej książce kolejne romansidło z happy endem, a ja naprawdę nie
chciałam tak tego skończyć.
Więc, gdy po trzech latach wyjechałam z collage’u, zajęłam się nie czym innym, jak
kończeniem swojego pierwszego dzieła, jednak tym razem na przeszkodzie stanęła moja
mama. Stwierdziła, że więcej czasu niż napisanie powieści zajmie mi znalezienie wydawcy
i że najlepiej będzie, jeśli w międzyczasie poszukam jakiejś innej pracy.
Wtedy Charlie zaprosił mnie do siebie. Mój tata mieszka na Arcenciel (to taka mała wyspa
na wybrzeżu Australii). Jest to niezależne państwo, którym włada rodzina królewska.
3
Charlie odpowiada tam za egzekwowanie prawa, więc powiedział, że szepnie o mnie dobre
słówko księciu, który potrzebował osobistego asystenta - kilku ostatnich zginęło w
niewyjaśnionych okolicznościach. Ponieważ nie miałam żadnego innego pomysłu na pracę,
zgodziłam się. Zaczynałam dziś.
Miałam zostać asystentką księcia ubiegającego się o koronę. Nie cieszyłam się na myśl o
tym – książę wszędzie był przedstawiany jako czarny charakter. Mięśniak sypiający z każdą
napotkaną panienką, nie myślący o przyszłości swojego państwa. Ale to zawsze jakaś
praca.
- Bella, schodzisz?
- Tak, już idę.
Zbiegłam po schodach tak szybko, jak tylko mogłam, starając się przy tym nie potknąć.
Charlie był w kuchni, skąd dochodził zapach świeżych naleśników.
- Wow, tato... Jesteś tu chyba po raz pierwszy – mówiąc to, uśmiechnęłam się szeroko.
Charlie w kuchni to jak wampir na słońcu - po prostu niemożliwe.
- No chodź już. Chyba mogę zrobić ci śniadanie – powiedział, stawiając przede mną talerz i
siadając naprzeciwko.
- Dzięki, ale naprawdę nie musiałeś. To znaczy... Tyle już dla mnie zrobiłeś. Załatwiłeś mi
pracę i w ogóle.
Jedzenie nie było wcale takie złe, jak przewidywałam.
- A zrobienie śniadania dla córki to już przestępstwo?
- Ty to powinieneś wiedzieć – zaśmiałam się.
Widocznie spodobała mu się moja odpowiedź, bo przez dłuższą chwilę śmiał się razem ze
mną.
Gdy skończyliśmy jeść, pomogłam Charliemu włożyć talerze do zmywarki. Zegar wskazywał
siódmą pięćdziesiat. Książę był bardzo zrzędliwy, więc przynajmniej pierwszego dnia nie
powinnam się spóźnić. Inni nie za takie rzeczy już wylatywali...
- Zdenerwowana?
- Cholernie – mruknęłam.
- Nie martw się, będzie dobrze. Rodzina królewska jest bardzo miła.
- Nawet książę? – spytałam sceptycznie.
4
Charlie dostał nagłego napadu kaszlu, który w moich uszach zabrzmiał jak: „Cóż, wszyscy
poza nim”.
- Jak sobie dasz radę beze mnie? – spytałam.
- Nie jestem taki bezradny, Bells. Zanim się tu przeprowadziłaś, żyłem sam prawie dwie
dekady.
- Naprawdę, nie wiem jak tego dokonałeś.
Nagle zauważyłam, że na podjeździe zatrzymuje się jakiś samochód.
- Och, wygląda, że to po mnie – stwierdziłam, otwierając drzwi.
- Panna Swan? – spytał młody mężczyzna.
- Tak.
- Jest pani gotowa do drogi do zamku?
Pomachałam Charlie'mu.
- Pa, tato.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy.
- Bells, nie płacz. Niedługo się zobaczymy.
Pomachałam ponownie.
- Pa!
***
Pół godziny później dojechaliśmy do pałacu - domu rodziny królewskiej. Był to wspaniały
zamek, jak z bajki, położony na wielkim wzgórzu. Miał fosy, zwodzone mosty i piękny
widok na miasto.
Od tej chwili stawał się moim domem na... kto wiedział jak długo? Byłam jedynie pewna,
że nie zostanę tu na zawsze. Niedługo skończę książkę, opublikuję ją i wyjadę. Ale na razie
było to niemożliwe.
- To nie może być prawdziwe – wymruczałam, gdy samochód wjeżdżał pod górę.
- Witamy w zamku Cullenów, panno Swan – powiedział szofer, wychodząc i otwierając
przede mną drzwi.
Zdumiona rozejrzałam się wokół. Charlie często opowiadał, jak jest tu pięknie, ale zawsze
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin