Merritt Jackie - Dowody miłości 01 - Przyłapani na miłości.pdf

(272 KB) Pobierz
459438032 UNPDF
Jackie Merritt
Przyłapani na miłości
Tłumaczyła Aleksandra Komornicka
459438032.002.png
Rozdział 1
Serce Maggie Sutter biło stanowczo za szybko. A przecież wiedziała, że jeżeli
ma sprawnie i dokładnie przeprowadzić oględziny miejsca zbrodni, musi wziąć się
w garść. Tymczasem perspektywa spotkania i współpracy z Joshem Bentonem
całkowicie zdominowała jej myśli.
Jadąc windą do mieszkania Gardnera, mieszczącego się na ostatnim,
trzydziestym czwartym piętrze jednego z najbardziej luksusowych
apartamentowców chicagowskiego Złotego Wybrzeża, zdejmowała po drodze
ciepłą kurtkę. Sprawnie była tuzinkowa: nazwisko Gardnera znał każdy, kto
czytywał rubryki poświęcone biznesowi albo śledził kroniki towarzyskie w
chicagowskich gazetach. Rodzina Gardnerów była wpływowa i
nieprawdopodobnie bogata. Reprezentowała tak zwane stare pieniądze i żyła na
takim poziomie, o jakim tylko ludzie z tej samej sfery mogą mieć pojęcie. Maggie
nigdy nie marzyła o wielkim bogactwie, stąd większe wrażenie robił na niej fakt, że
będzie współpracowała z Joshem Bentonem niż świadomość, że ofiarą jest
Gardner.
Drzwi windy otworzyły się bezszmerowo i Maggie znalazła się w zupełnie
innym świecie; ogromne, wykładane marmurem foyer i nieliczne, ale wytworne
meble musiały kosztować więcej niż jej roczna pensja. Jeden z dwóch pilnujących
apartamentu umundurowanych policjantów wylegitymował ją i uważnie porównał
rysy jej twarzy ze zdjęciem na identyfikatorze.
– Czy ktoś już zdejmował odciski? – zapytała Maggie.
– Jeszcze nie. Ale był fotograf.
Wzrok Maggie zatrzymał się na drzwiach windy; czasami w takich miejscach
zachowują się różnego rodzaju dowody.
– Pilnujcie, żeby każdy, kto korzysta z windy, trzymał ręce w kieszeniach –
poleciła. – To samo dotyczy schodów – dodała i przeszła na klatkę schodową
prowadzącą do apartamentu Gardnera.
Po chwili znalazła się w najpiękniejszym pokoju, jaki kiedykolwiek widziała.
Takiego nie oglądała nawet na zdjęciach w kolorowych pismach ani na filmach
opowiadających o życiu ludzi z tak zwanych wyższych sfer.
Na aksamitnej kanapie w kolorze kości słoniowej siedziała kobieta i szlochała,
trzymając przy twarzy kłąb papierowych chusteczek. Obok stał umundurowany
policjant.
459438032.003.png
Maggie podeszła bliżej i obrzuciła go inkwizytorskim wzrokiem. Policjant
zareagował natychmiast.
– To Miriam Hobart. Od dziesięciu lat prowadzi tu dom – pospieszył z
wyjaśnieniem. – Pierwsza natknęła się na ciało Franklina Gardnera. Coś ją
obudziło... usłyszała jakiś dźwięk i wstała, żeby sprawdzić, skąd dochodzi.
Kobieta ponownie wybuchnęła płaczem.
Maggie postanowiła na razie zostawić ją w spokoju; uznała, że, po pierwsze,
będąc w szoku – a na to wyglądało – i opłakując szefa, kobieta i tak nie udzieli
miarodajnych odpowiedzi; po drugie, śledztwo nadzoruje Josh Benton, któremu
samodzielna decyzja Maggie mogłaby się nie spodobać. To on, jako główny
detektyw, ma ustalać strategię dochodzenia.
W wytwornym salonie panował nieskazitelny porządek. To oczywiste, że nie
tutaj dokonano zbrodni, pomyślała Maggie, kładąc kurtkę na oparciu kanapy.
– Gdzie to się stało? – zapytała policjanta.
– W gabinecie – poinformował.
Maggie, minąwszy duże i elegancko urządzone wnętrza, dotarła do gabinetu.
Kiedy stanęła w progu, fotograf policyjny robił jeszcze zdjęcia. Ofiara leżała na
dywanie. Gardner miał na sobie biały frotowy szlafrok, który skojarzył się Maggie
z tymi wydawanymi w ekskluzywnych klubach fitness.
– Ile jeszcze czasu ci to zajmie, Jack? – zapytała fotografa.
– Właśnie skończyłem. Możecie sobie ze mnie kpić, ale zrobiłem strasznie dużo
ujęć tego pomieszczenia i... ofiary.
– Od przybytku głowa nie boli. Mógłbyś tu zostać jeszcze jakieś pół godziny?
Potrzebuję zbliżeń dywanu pod ciałem denata, ale nie mogę go ruszyć, póki nie
wykonam rutynowych czynności.
– Ma się rozumieć. Zaczekam w holu na dole. Masz tutaj numer mojej komórki
– powiedział Jack, wręczając swoją wizytówkę. – Wrócę, jak tylko zadzwonisz, ale
nie zmuszaj mnie, żebym czekał tutaj. Pracuję już dwadzieścia lat w tym fachu, a
jeszcze nie przywykłem do zapachu krwi.
Wiesz, gdzie jest detektyw Benton? – zapytała niby od niechcenia.
– Kręcił się gdzieś tutaj. Ostatnio widziałem go w dużej sypialni. No dobra, na
razie się zmywam, bo, jak powiedziałem, nie lubię przebywać w miejscu zbrodni.
Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebowała.
Maggie pokręciła głową. Jack uznał gabinet za „miejsce zbrodni” i pewnie się
nie mylił, chociaż nie mieli na to jeszcze żadnego dowodu. Czy już uznali to za
pewnik? No cóż, w końcu policji kryminalnej nie wzywa się do ofiar zawału serca.
459438032.004.png
Nie wiedząc, co zdążył już zrobić Josh, czy na przykład zabrał się do badania
reszty pomieszczenia, Maggie podeszła do ciała. Pod głową denata widniała
niewielka kałuża krwi, a więc rana nie musiała być głęboka. Ślady krwi – sześć czy
siedem plam – były także na białym szlafroku nieboszczyka. Gardner leżał z
gołymi nogami, w jednym białym rannym pantoflu, drugi upadł jakiś metr od lewej
stopy.
Maggie postawiła torbę, wyjęła z niej parę świeżych lateksowych rękawiczek i
naciągnęła je. Obok ciała położyła kartkę białego papieru, na której uklękła.
Ofiara miała otwarte oczy. Maggie odruchowo sprawdziła puls, ale – rzecz
jasna – nie stwierdziła oznak życia. Wyjęła z torby mały odtwarzacz, którym
zawsze posługiwała się na miejscu zbrodni, i umocowała mikrofon tak, żeby mieć
wolne ręce. Włączyła go i przystąpiła do opisu.
– Ofiarę, zidentyfikowaną jako Franklin Gardner – zaczęła – znalazła gosposia,
Miriam Hobart. Ofiarą jest mężczyzna, około pięćdziesięciu lat, w dobrej kondycji
fizycznej. Ma niebieskie oczy, czarne włosy i śniadą skórę. Jego rysy twarzy
sugerują pochodzenie z jednego z narodów kaukaskich. Badań lekarskich jeszcze
nie przeprowadzono, ale widać... – Maggie zamilkła, żeby policzyć – ... siedem
plam krwi na szlafroku, na wysokości klatki piersiowej. Przejdę teraz do
dokładniejszych oględzin.
Właśnie zaczęła rozwiązywać pasek szlafroka, kiedy dobiegł ją głos Josha
Bentona.
– No i jak? – zapytał Josh, podchodząc bliżej.
Maggie przełknęła ślinę i wyłączyła odtwarzacz.
Podniosła głowę i spojrzała na detektywa Bentona.
– Prawdę mówiąc, dopiero zaczęłam.
Szare oczy Josha Bentona zatrzymały się na twarzy policjantki klęczącej przy
zwłokach, przeniosły się na fotografię widniejącą na jej identyfikatorze, by zaraz
powrócić do jej twarzy.
– Nie do wiary, Maggie Sutter! Co ty tu robisz? Nie, to głupie pytanie.
Wiadomo, co robisz, ale jak to się stało... to znaczy... dlaczego nigdy się ze mną nie
skontaktowałaś, nie dałaś znać, że pracujemy w tym samym miejscu?
Maggie poczuła, że się czerwieni.
– Bo... bo raz minęliśmy się na korytarzu, a ty... mnie nie poznałeś.
– Cholera, więc dlaczego nie wrzasnęłaś, nie podstawiłaś mi nogi, czy coś w
tym rodzaju? – Josh nie spuszczał wzroku z dziewczyny, zauważając różnice
między Maggie Sutter, którą znał przed laty, a tą dzisiejszą, która wydała mu się
459438032.005.png
niezwykle atrakcyjna.
– Nie mogłabym zrobić czegoś takiego – mruknęła Maggie, skrępowana całą
sytuacją; czuła się lak, jakby ją wziął pod lupę.
– Czy mi się wydaje, że wcześniej miałaś bardziej rude włosy?
– Pociemniały z latami.
– Rozumiem. A czy Tim wciąż mieszka w Kalifornii?
Pytanie o starszego brata zaskoczyło dziewczynę. Oto mają przed sobą trupa –
prawdopodobnie ofiarę zbrodni – a Benton postanowił uciąć sobie pogawędkę na
temat jej rodziny. Ani mi w głowie podtrzymywać tę rozmowę, pomyślała, i
pominęła pytanie milczeniem.
– Właśnie zaczęłam oględziny zwłok – powtórzyła rzeczowym tonem. – Mam
kontynuować czy sam to zrobisz? – Cóż, musi się podporządkować. Josh jest
wyższy rangą, nawet jeśli nie jest jej szefem. Ale na pewno będzie kierował tym
dochodzeniem. Złościło ją, że nie tylko nie poznał jej tamtego dnia, ale nawet nie
jest mu z tego powodu przykro. Dziesięć lat temu, kiedy on i Tim byli najlepszymi
kumplami, uważała go za wrażliwego chłopca.
– Nie przerywaj sobie. Rozejrzę się po pokoju. Trzeba bardzo uważać, żeby
przed zdjęciem – odcisków nie dotykać niczego bez rękawiczek. – Rzucił okiem na
jej ręce. – Widzę, że tobie nie trzeba tego przypominać.
Maggie opuściła wzrok; nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że Josh w ogóle
nie ma zaufania do jej kompetencji zawodowych.
Josh brał przez lateksowe rękawiczki kolejne przedmioty i oglądał je uważnie,
jednocześnie zerkając na Maggie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że spotkał ją tutaj, na
miejscu zbrodni, i że pracuje ona w jego grupie. Ciekaw był, od kiedy właściwie
zainteresowała się pracą w dochodzeniówce.
Maggie odchyliła poły szlafroka Gardnera i przekazywała swoje uwagi do
miniaturowego mikrofonu:
– Siedem niedużych... nawet bardzo niedużych ran kłutych. Być może zadanych
szpikulcem do lodu. Kto jeszcze używa szpikulców, skoro na rynku istnieje taka
rozmaitość łatwych w obsłudze kostkarek do lodu? Nikt. Trzeba sprawdzić barek.
Josh od razu zareagował – podszedł do eleganckiego drewnianego barku, przy
którym stało sześć obitych skórą stołków, wszedł za kontuar i z pewnym podziwem
zarejestrował na podświetlonych półkach liczne butelki drogich trunków.
Zlokalizował wbudowaną lodówkę i drugą, przeznaczoną wyłącznie na wino, a
także pokaźnych rozmiarów automatyczną kostkarkę do lodu. Już miał odrzucić
teorię Maggie w sprawie ewentualnego narzędzia zbrodni, kiedy, po otwarciu
459438032.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin