Robotby D@rth DamarcusPowierzchnia najnowszej Yuuzhańskiej zdobyczy Duro nie ostygła jeszcze. Ślady walk powoli cichły. Czerwone słońce chyliło się ku horyzontowi, spowijając w mroku pozostałości miast na powierzchni planety. Odgłosy niszczenia bluźnierstw techniki słychać było do samego rana. Wtedy to pod osłoną mgły, pokrywającej powierzchnię Duro, swą przypadkową kryjówkę w wyrwie w ziemi opuścił niewielki robot medyczny 2-1B. Skrzypiąc lekko, dreptał niewidoczną ścieżką. Raz po raz niebo przecinały Yuuzhańskie skoczki koralowe patrolujące okolicę. Android zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie mu groziło. Wytworzył sobie coś w rodzaju charakteru, gdyż nie kasowano mu pamięci od dawna ze względu na osobistą znajomość pacjentów. Robot przebył już kilka kilometrów, gdy słońce wstało na dobre, zalewając krajobraz czerwono-złotymi refleksami światła. Srebrzyste powłoki androida lśniły w słońcu, odbijając delikatnie jego promienie. Nagle robot ujrzał przebiegającą opodal grupę Yuuzhańskich wojowników. Wiedział, co to oznacza: jeśli się szybko nie ukryje, czeka go rychła dezintegracja. Czujniki optyczne, w jakie wyposażony był robot, wypatrzyły kilkadziesiąt metrów dalej ukrytą w zaroślach szczelinę, prawie niemożliwą do wyśledzenia dla organicznych systemów optycznych. Mechaniczny chirurg postanowił tam podejść i ukryć się. Gdy jednak zbliżył się do wyłomu skalnego, ujrzał kilka ciał Durosjan. Między nimi przewijało się kilka ludzkich i Yuuzhańskich. Robot zabrał się do pracy, sprawdzając funkcje życiowe wszystkich leżących. Durosjanie nie żyli, ludzie też, oddychał jeszcze tylko jeden wojownik rasy Yuuzhan Vong. Szybka diagnostyka wykazała, że najeźdźca miał rozległe obrażenia głowy, a martwa już zbroja z kraba Vonduun spuchła, blokując dopływ powietrza. Robot wysunął jedną z końcówek swego wielofunkcyjnego ramienia i zaczął rozcinać chirurgicznym laserem pancerz skorupiaka, który zginął od centralnego trafienia laserową błyskawicą. Po usunięciu skorupy uwidoczniła się wytatuowana pierś wojownika z innej galaktyki. W samym jej centrum znajdowała się okrągła rana postrzałowa. Droid nie znał Yuuzhańskiej budowy ciała, więc ostrożnie zaaplikował niewielką dawkę adrenaliny, wybudzając obcego ze śpiączki. Wojownik, ciężko oddychając, uniósł powieki i powiedział charczącym głosem:- Czy to kraina wojowników Yun-Yammaki?? - Witam, jak się pan czuje?? - Odpowiedział mu schematyczny, metaliczny głos w basicu.Wojownik, widząc pochylającą się nad nim maszynę, próbował zerwać się na równe nogi, dobywając leżącego niedaleko amphistaffa i zadając straszliwe uderzenie w metalowy korpus. Jednak nie mógł wstać. Coś było nie w porządku. Czyżby był jeńcem?? Nie, coś było nie w porządku z jego ciałem - nie czuł nic od szyi w dół. Nienawiść do robota płonęła w jego oczach jak wybuch supernowej. Jęczał lekko, prosząc Yun-Yammakę o śmierć. Wolał śmierć niż zhańbienie. - Dobij mnie bluźniercza machino!! - Wycharczał - Przepraszam, lecz oprogramowanie zabrania mi działania na szkodę pacjentów - odpowiedział sucho robot, zakładając na ranę opatrunek płynu bacta. - Zabierz ode mnie twe bluźniercze łapy!! - ryczał Yuuzhanin.- Przepraszam, sir, lecz oprogra...- Nie mów mi o twoim bluźnierczym oprogramowaniu, nie chcę twej pomocy!!- Środek, który nakładam na ranę, jest całkowicie naturalny i nie powinien być nazywa...- Milcz, nędzna imitacjo życia! Wasza rasa naprawdę upadła nisko, szukając pomocy nie u bogów, którzy z własnego ciała stworzyli ten wszechświat, lecz u ... maszyn.Wypowiadając ostatnie słowo, Yuuzhanin wykrzywił twarz w grymasie obrzydzenia, patrząc na pracującego androida z coraz większą nienawiścią. - Cała ta galaktyka zasługuje na śmierć w ofierze dla Yun-Yuuzhan. - Jak można mówić o zagładzie galaktyki - sprzeciwił się mały robot, jednak sykliwy głos wytatuowanego wojownika niczym strzała przeciął powietrze.- Milcz nędzna maszyno! Nic nie wiesz o życiu! Nie jesteś jego częścią, nie odczuwasz bólu, nie rodzisz się w bólu, nie cierpisz od ran, nie powinieneś istnieć. Dlaczego bogowie pozwalają na twą bluźnierczą egzystencję?- No więc, proszę pana, wydaje mi się, że jestem przydatny. Znam wszystkie rodzaje chorób, urazów .....- Milcz!! Nie odzywaj się do mnie!!Robot pracował w milczeniu, pobierając próbki, analizując je i zmieniając opatrunki.Yuuzhanin z wielką dumą unikał fotoreceptorów robota, jakby było to coś obraźliwego. Jednak jego stan zaczął się poprawiać, zaczęły mu wracać odruchy, a jedyne, co czuł, to ból i mrowienie. Robot wiedział, co się z nim stanie, gdy jego pacjent wydobrzeje, jednak nie mógł go zostawić. To było wbrew jego "etyce" i oprogramowaniu, które jak niewidzialny przewodnik wskazywało mu drogę w każdym z jego żywotów, kończących się czyszczeniem pamięci. Jednak robot myślał, że już nigdy nikt nie wyczyści jego pamięci, a to jest jego ostatni żywot.Nazajutrz wojownik bez problemu poruszał rękami. Poruszenie stopą było jednak zbyt wielkim wysiłkiem. Rozmowy między przymusowymi towarzyszami ograniczały się do diagnoz i obelg. Robot nie ustawał w leczeniu. Jego chwytne ręce niczym u artysty władały narzędziami, starając się jak najlepiej pomóc swemu niesfornemu pacjentowi. Kilka dni później Yuuzhanin mógł już wstać. Tego dnia mały dzielny robot bał się najbardziej. Pomimo tego że był tylko robotem, bardzo bał się śmierci. Wojownik Yuuzhan wstał na drżących nogach. Dopiero teraz 2-1B zobaczył go jako rosłego dumnego wojownika o wytatuowanym torsie i twarzy. Przez brzuch biegły mu dwie rozległe blizny, a na policzkach wycięte miał jakieś wzory. Wojownik dobył leżącego niedaleko amphistaffa i zamachnął się na robota. Ten w wielkim strachu zamknął mechaniczne oczy ...... jednak nic nie nastąpiło. Robot włączył funkcje optyczne i zobaczył odchodzącego bez słowa wojownika, podpierającego się amphistaffem. Czemu go nie zdezintegrował?? Tego mały robot się nie dowie. Czy była to litość, szacunek, wdzięczność?? Mały robot cieszył się kolejnym dniem swej egzystencji, obserwując zachodzące szkarłatne słonce, rzucające ostatnie promienie na horyzont. D@rth Damarcus
ALL_THE_BEST