Po plecach Beatlesów.doc

(51 KB) Pobierz
Po plecach Beatlesów

Po plecach Beatlesów

Piotr Tomasz Nowakowski

Założyciel Medytacji Transcendentalnej - Mahesh Yogi, który nadał sobie tytuł przysługujący wielkim mędrcom i świętym (Maharsihi), przez długi czas szukał bezskutecznie okazji, aby zaistnieć na Zachodzie. Pomógł mu przypadek, a właściwie jeden z Beatlesów George Harrison.

Guru zafascynował młodego muzyka do tego stopnia, że wkrótce czwórka z Liverpoolu w komplecie poddała się naukom Maharishiego. Znalazło to oczywiście swój oddźwięk w prasie. Tysiące ludzi garnęło się do mistrza płacąc niemałe kwoty za instrukcje dotyczące medytacji. Co prawda Beatlesi w niedługim czasie odtrąbili odwrót, lecz ich zainteresowanie Medytacją Transcendentalną trwało na tyle długo, by cała sprawa nabrała rozgłosu.

Maharishi Mahesh Yogi urodził się w 1911 r. w Dżabalpurze w Indiach. Mając trzydzieści pięć lat ukończył wydział fizyki na uniwersytecie w Allahabadzie (Indie). Potem przez kilka lat pracował w bliżej nieokreślonych zakładach przemysłowych, by następnie przez trzynaście lat praktykować medytację pod kierunkiem mistrza czczonego w ruchu jako Guru Dev, znanego również jako Swami Brahmananda Sarawasti Jagadguru Bhagwan Shankaracharya. Na jego właśnie zalecenie Maharishi opuszcza podhimalajską pustelnię, by propagować swe doświadczenia.

Zauroczony Harrison

W rodzimych Indiach oddźwięk jest praktycznie żaden, przeto Maharishi Mahesh Yogi przenosi się do Londynu, gdzie zakłada Międzynarodowe Towarzystwo Medytacji. Następnie odwiedza Stany Zjednoczone. Jak trafnie zauważył - "nowe idei lepiej przyjmowane są w krajach technologicznie rozwiniętych".

Tu również jego starania przynoszą z początku mierne efekty. Zachód przyjmuje jego nowe koncepcje z wielkim oporem, lecz Maharishi nie ustaje w wysiłkach, realizując przez następne dziesięć lat trzynaście światowych tournee i odwiedzając pięćdziesiąt krajów.

Dopiero później, w 1967 roku, następuje wyraźny przełom. Spotyka on George'a Harrisona, jednego z Beatlesów, który studiuje wówczas muzykę indyjską. Harrison pozostaje pod tak wielkim wrażeniem tego żyjącego w celibacie wegetarianina, głoszącego ideę pokoju i psychicznego wyciszenia, że udaje mu się przekonać resztę swej grupy, iż Maharishi zna to, czego oni poszukują. Cała czwórka udaje się wraz z mistrzem do Walii, gdzie uczy się medytacji pod jego osobistym kierownictwem.

Reklama dźwignią handlu

Beatlesi okazują się gorliwymi uczniami Maharishiego twierdząc, że dzięki niemu znaleźli odpowiedź na swe potrzeby i naprawdę zaczęli żyć. John Lennon wyznaje dziennikarzom: "To największa sprawa w naszym życiu". Ringo Starr oznajmia: "Od czasu spotkania z Jego Świątobliwością czuję się wspaniale".

Zaś Paul McCartney tłumaczy z entuzjazmem: "Medytacja Transcendentalna jest dobra dla każdego". Wielka czwórka spędza pewien czas w Rishikesh u podnóży Himalajów, w założonej przez Maharishiego International Academy of Meditation. Owa pielgrzymka do Indii jest dla Beatlesów równie dobrą reklamą, jak dla Mahesh Yogi'ego.

Notowania Maharishiego rosną. Pod koniec 1965 roku było jedynie 220 osób medytujących związanych z TM, w końcu 1968 roku jest ich już 12 tysięcy. Wraz z chłopakami z Liverpoolu, na kurs medytacji zapisuje się dwóch członków zespołu The Beach Boys, Donovan, Shirley McLaine, Mia Farrow i kilka innych znakomitości z Hollywood.

Do tego ekskluzywnego grona dołączają się nawet The Rolling Stones. Wszystko opisują szczegółowo dziennikarze z całego świata. Zaś tysiące ludzi, idąc za przykładem swych idoli, praktykują medytację na sposób Maharishiego, płacąc mu regularnie za pouczenia w tej sztuce.

Nieoczekiwany odwrót

Kiedy wydaje się, że sławie Maharishiego nie może już nic zaszkodzić, a pieniądze z kursów napływają szerokim strumieniem, następuje poważny kryzys. Idylliczną atmosferę przerywa nieprzewidziany incydent - na skutek nadużycia narkotyków ginie Brian Jones z zespołu Rolling Stones. Zaskoczeni obojętnością swego mistrza Beatlesi wracają do Anglii.

Z nutką rozczarowania w głosie oświadczają wszem wobec że "popełnili omyłkę". Tłumaczą, że ich entuzjazm był nieusprawiedliwiony, a posłannictwo i techniki Maharishiego nie dały odpowiedzi na ich problemy. Pozostałe supergwiazdy również zaczynają się wycofywać, nazywając samozwańczego guru "starzejącym się hinduskim naciągaczem".

Maharishi zrasta się jednak z legendą Wielkiej Czwórki. Tym bardziej, że długo jeszcze w sądach dochodzi spodziewanych zysków. Co więcej, staje się bohaterem skandalu trafiając na szpalty prasy brukowej.

Beatlesi uwieczniają go w piosence Sexy Saddie, na pamiątkę tego, że zalecał się bezceremonialnie do aktorki Mia Farrow. Przetrwał w owym przeboju jako fałszywy mędrzec. Refren brzmi bowiem: "Sexy saddhu, what have you done, you've tried to fool everyone".

Nic tu po mnie

Jakby tego jeszcze było mało, tournee Maharishiego po Ameryce kończy się fiaskiem. Podróż z odczytami do dziewięciu miast Stanów wypada mizernie. Guru, który przekonał się jak niestała jest zachodnia publiczność, traci swój dotychczasowy entuzjazm. Oświadczając: "Wiem, że mi się nie powiodło. Moja misja jest zakończona", wsiada do odrzutowca i wraca do Indii.

A co z Beatlesami? Szukają innych mistrzów, bardziej związanych z muzyką. Łączą się na jakiś czas z krysznaitami. Karierę robi wówczas mantra Hare Kryszna, lansowana między innymi przez zespół "Hair". Wraz z nią rozgłos uzyskuje krysznaicka "biblia" - Bhagawadgita. Ale o tym w kolejnym odcinku.

o właśnie Beatlesi wynieśli na fali swojej popularności sektę Hare Kriszna na pierwsze strony gazet i telewizyjne ekrany. Sprawili, że o krisznaitach zaczęło być głośno w kręgach zachodniej młodzieży. Można tu znaleźć wyraźną analogię do Medytacji Transcendentalnej, która została wypromowana przez ten sam zespół. Najwidoczniej przykład błyskotliwej kariery Maharishiego przekonał krisznaitów, że opłaca się zwrócić w stronę Beatlesów i przy ich pomocy rozreklamować swój ruch. Sami zresztą po latach przyznają, że ich związek z członkami zespołu The Beatles nosił początkowo „znamiona interesowności.” A jak się właściwie zaczęła „przygoda” Beatlesów z sektą Hare Kriszna?

Możliwość włączenia motywów krisznaickiej muzyki do repertuaru znanych zespołów stanowiły dla ISKCON szansę szerszego zaistnienia. By zwrócić na siebie uwagę młodzieżowych idoli, trzeba się imać bardziej wyszukanych sposobów. Wysłano więc małą grupkę krisznaitów do Londynu, aby nawiązali kontakt z Beatlesami. Gdyby chłopcy z Liverpoolu zaśpiewali publicznie mantrę, zrobiliby ruchowi ogromną reklamę.

Dyżur przed studiem

Przez pewien czas krisznaici zastanawiają się, jak zaaranżować spotkanie z Beatlesami. Posyłają im więc do studia Apple Records różne prezenty, jak chociażby szarlotkę z wylukrowanym napisem Harc Kriszna, czy chodzące jabłko z nadrukiem mantry. Ofiarują im nawet taśmę magnetofonową z nagraniem mantr własnego autorstwa. Bez rezultatu. Nie zniechęcają się jednak, gra toczy się bowiem o wysoką stawkę.

Przełom następuje dopiero w momencie, kiedy jeden z krisznaitów, o dźwięcznym imieniu Śyamasundara, udaje się osobiście do studia nagrań, aby zamienić parę słów z kimkolwiek powiązanym z Beatlesami. Jaka więc musi być jego radość, gdy niespodziewanie dostrzega wracającego z konferencji Harrisona. Wielki George widząc jego hinduski strój podchodzi i zamienia z nim kilka ciepłych słów. Ostatecznie dochodzi między nimi do dłuższej rozmowy, której efektem jest zaproszenie Śyamasundary na lunch.

Gdy następnego dnia udaje się on do posiadłości Harrisona, zastaje tam również pozostałych Beatlesów: Ringo Starra, Johna Lennona i Paula McCartneya. Wszyscy oni zadają mu pytania, lecz największe zainteresowanie filozofią ruchu przejawia George Harrison (częściowo także i Lennon). Harrison jest w pewnym sensie „otwarty” na hinduską filozofię głoszoną przez Hare Kriszna, bowiem już nieco wcześniej w swoich duchowych poszukiwaniach zetknął się z nauczaniem Maharishiego Mahesh Yogi.

List Prabhupady

Przypomnijmy sobie, że kiedy zespół udał się do Indii, George Harrison „u stóp” Maharishiego oddawał się medytacji transcendentalnej. Interesowała go również muzyka tego kraju. Stąd też, kiedy po kilku latach otrzymuje płytę z mantrami w wykonaniu członków Hare Kriszna, jego fascynacja Wschodem wyraźnie ożywia się. Prabhupada dowiedziawszy się listownie od Śyamasundary o zainteresowaniu Harrisona swoim ruchem, natychmiast mu odpisuje. W liście roztacza wizje światowej rewolucji świadomości Kriszny z Beatlesami na czele.

Oto fragment tej korespondencji:

Z Twojego listu wynika, że pan George Harrison darzy nasz ruch pewną sympatią i jeśli rzeczywiście zadowolił Krysznę, z pewnością będzie mógł przyłączyć się do nas i razem z nami popychać naprzód ruch Samkirtanu na całym świecie. Beatlesi są w centrum zainteresowania ludzi z sąsiednich krajów europejskich, jak również Ameryki. Panu George'owi Harrisonowi podoba się nasza grupa i jeśli podjąłby się roli w zorganizowaniu olbrzymiej grupy Samkirtanu, w skład której wchodziliby Beatlesi oraz nasi chłopcy z ISKCONu, bez wątpienia zmieni to oblicze świata, tak bardzo nękanego obecnie przez intrygi polityków (na podst. S. D. Goswami, Prabhupada. Człowiek, mędrzec i jego dziedzictwo, 1992, s. 199).

George Harrison jest już jednak bardziej ostrożny niż na początku swego zbliżenia z filozofią hinduizmu. I chociaż interesuje go nauka Hare Kriszna, to jednak nie chce się angażować w kult Kriszny i w niemal religijne oddanie uczniów dla Prabhupady. Jest on więc przez wzgląd na swoją pozycję krisznaitą „na specjalnych warunkach”.

Mantra idzie w świat

Efektem nietypowego spotkania kapeli muzycznej z krysznaitami jest kilka inspirowanych melodiami krisznaickimi piosenek. Wielki George nagrywa Mv Sweet Lord (Mój Słodki Panie) i album Living in the Material World. Oba utwory stają się hitem w Ameryce. Jednak londyńskim członkom ISKCON-u to nie wystarcza. Marzą o tym, aby Beatlesi nagrali płytę z intonacją mantry Hare Kriszna. W ten sposób mantra będzie mogła dotrzeć do szerokiej rzeszy osób. Beatlesom ten pomysł nie odpowiada za bardzo, toteż Harrison oświadcza krisznaitom dyplomatycznie: Lepiej, żebyście wy zrobili na tym interes, nie my.

Ostatecznie chłopcy z Liverpoolu pomagają bhaktom nagrać ową płytę - Harrison gra na organach, dogrywa też gitarę basową i inne instrumenty, zaś McCartney siedzi za konsoletą. Pierwszą stronę nowego singla zajęła w całości mantra wykonywana przez jedną z wyznawczyń, Yamunę, z chórkiem współwyznawców. Natomiast na drugiej stronie znalazły się modlitwy skierowane m.in. do Prabhupady. Płyta o tytule Hare Kriszna Mantra, już pierwszego dnia zostaje sprzedana w liczbie 70 tysięcy egzemplarzy. Zachęca to wytwórnię Apple Records do dalszej współpracy.

Krisznaita z ducha

Na dowód sympatii Harrison daje bhaktom w prezencie starą ruderę, którą później sami wyremontują i nazwą Pałacem Bhaktivedanty. W studiu wytwórni zostaje urządzona „uczta krisznaicka”, której fragmenty oglądają później londyńczycy, gdy w ramach promocji płyty Hare Kriszna Mantra grupa bhaktów występuje w popularnym programie telewizyjnym Top of the Pops. W ramach tej samej promocji zostaje zarejestrowana w roku 1969 migawka telewizyjna z powitania Prabhupady na lotnisku Heahtrow. Reklama głosi, że przybywa on na spotkanie z Beatlesami. To wydarzenie opisuje obszernie autor biografii Prabhupady, S.D. Goswami. On też podał, że echem owej rozmowy jest płyta Johna Lennona Instant Karma, Harrisona zaś określił jako „krisznaitę z ducha”. Toteż choć w niedługim czasie drogi ISKCON i Beatlesów rozchodzą się, „lokomotywa” Hare Kriszna nabiera rozpędu.

W podobny sposób mantrę Harc Kriszna wykorzysta później słynny zespół Hair uznawany za muzyczną pocztę hippisowskiej kontestacji w USA. Raz po raz powstawać będą wideoklipy z nagraniami mantr krisznaickich. Ewolucja owej formy doprowadzi do stworzenia „krisznaickiego musicalu”, który odbędzie tournee po całym świecie. Zostaną zaangażowani do niego zawodowi muzycy i choreografowie. Później owe „krisznaickie jasełka” zostaną wystawione również w Warszawie, w wielkim cyrkowym namiocie przy ulicy Towarowej.

 

Artykuł pochodzi ze strony:

www.psychomanipulacja.pl/

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin