Obiekt Seksualny.doc

(101 KB) Pobierz

Graham Masterton

OBIEKT SEKSUALNY

Boston, Massachusetts

 

Mało jest na świecie miast, które miałyby lepsze restauracje, gorszych polityków i bardziej chimeryczne zespoły sportowe. U Jaspera na Commercial Street podają mięczaki i pieczonego diabła morskiego. Danie takie spożywalibyście z apetytem, gdyby nawet to był wasz ostatni posiłek. Politycy? Nie trzeba szukać daleko wystarczy wskazać Teda Kennedy'ego. Zespoły sportowe? Proszę bardzo: Red Sox i New England Patriots. Kiedy Patriots zostali oskarżeni przez Lisę Olson z "Boston Herald" o molestowanie seksualne, Vidor Kiam, właściciel zespołu, zażartował: "Co ma wspólnego Lisa Olson z Saddamem Husajnem? Oboje widzieli z bliska rakiety Patriots".

Boston ma wszystko to, co sprawia, że Nowa Anglia jest wspaniała: kraby, jachty, kulturę i pieniądze. Cierpi na te same choroby, na które cierpi większość amerykańskich miast. Slumsy Blue Hill Avenue, handel narkotykami na Seaver Slreet. Mike Barnicle z "Boston Globe" tak pisze na temat Aten Północy: "kabotyńskie miasto; osobliwe, brudne, prowincjonalne, chociaż wielkie miasto bez znaków ulicznych".

A jednak Boston w porównaniu z innymi miastami ma znacznie więcej lekarzy. Od New England Medical Center po Brigham & Women's Hospital; od Massachusetts General do England Deaconess - Boston ma najinteligentniejszych, najzdolniejszych lekarzy na świecie. Jeśli jesteście chorzy, to jedźcie do Bostonu.

Także wtedy, gdy potrzebna wam jest jakaś zmiana...

 

 

 

Siedziała wyprostowana na czarnym szwedzkim krześle, ze skrzyżowanymi nogami, na tle mglistego, popołudniowego światła. Nosiła doskonale skrojoną suknię od Karla Lagerfelda. Nogi miała również doskonałe.

Doktor Arcolio nie widział wyraźnie twarzy kobiety, ponieważ siedziała na tle światła. Ale wystarczył mu jej głos, w którym brzmiała rozpacz; rozpacz, jaką mogą przeżywać tylko żony bardzo bogatych mężczyzn.

Żony przeciętnych mężczyzn nigdy o takich rzeczach nie myślą, tym bardziej nie mogą z ich powodu rozpaczać.

- Mój fryzjer powiedział mi, że pan jest najlepszy.

Doktor Arcolio pocierał palcami o palce. Był łysy, śniady i miał obficie owłosione ręce.

- Pani fryzjer? - powtórzył.

- John Sant'Angelo... on ma przyjaciela, który chciał zmienić płeć.

- Rozumiem.

Była rozdygotana, nerwowa, niespokojna niczym rasowy koń.

- Chodzi o to... on powiedział, że pan może zrobić to inaczej niż inni... że pan zrobi to tak, że to będzie prawdziwe. Powiedział, iż pan zrobi to tak, że będzie się czuło, że to jest prawdziwe. Że będą prawdziwe reakcje... I wszystko inne.

Doktor Arcolio zastanowił się, potem przytaknął.

- To prawda. Ale wówczas będzie to transplantacja, a nie modyfikacja istniejącej tkanki. Tak jak w przypadku serca lub nerki... musimy znaleźć dawcę organu, a potem ten organ przenieść i mieć nadzieję, że nie zostanie odrzucony.

- Czy gdyby pan znalazł dawcę... zrobiłby mi pan to?

Doktor Arcolio wstał i chodził powoli po swoim biurze. Był bardzo niski, miał nie więcej niż sto sześćdziesiąt centymetrów, ale jego spokój i aparycja sprawiały, że oglądało się go i słuchało z najwyższym zainteresowaniem. Ubrany był bardzo starannie w trzyczęściowy prążkowany garnitur, z białym goździkiem w butonierce, a na nogach miał wyczyszczone do wysokiego połysku oksfordy.

Podszedł do okna, odsunął zasłony i przez dłuższą chwilę spoglądał w dół na Brookline Place. Nie padało od siedmiu tygodni; niebo nad Bostonem przybrało osobliwy brązowy kolor.

- Zdaje pani sobie sprawę z tego, że to, o co mnie prosi, może budzić wątpliwości zarówno z medycznego, jak i z moralnego punktu widzenia.

- Dlaczego? - odparowała. - To jest coś, czego chcę. To jest coś, czego potrzebuję.

- Pani Ellis, operacje, które przeprowadzam, mają na celu zmianę stanu fizycznego u pacjentów, u których nie jest on zgodny z ich świadomością. Mam do czynienia z transseksualistami, pani Ellis, mężczyznami, którzy mają penisy i jądra, lecz psychicznie są kobietami. Kiedy wycinam im męskie genitalia i zastępuję je damskimi... to po prostu zmieniam im ciała, żeby były zgodne z ich świadomością. Ale w pani przypadku...

- Jeśli o mnie chodzi, to mam trzydzieści jeden lat, męża, który jest bogatszy niż cały stan Massachusetts. Jeżeli nie zrobię sobie tej operacji, to prawdopodobnie stracę go, i zarazem wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłam. sądzi pan, że to podpada pod tę samą kategorię co pańscy transseksualiści? Czy w rzeczywistości nie uważa pan, że moja potrzeba jest donioślejsza niż potrzeby wielu pańskich mężczyzn, którzy chcą zmienić się w kobiety tylko dlatego, że lubią nosić buty na wysokich obcasach, pasy z podwiązkami i majtki od Fredericka z Hollywood?

Doktor Arcolio uśmiechnął się.

- Pani Ellis... jestem chirurgiem. Przeprowadzam operacje po to, by wydobyć ludzi z głębokiej depresji psychicznej. Muszę przestrzegać pewnych ściśle ustalonych zasad etycznych.

- Doktorze Arcolio, ja cierpię z powodu głębokiej depresji psychicznej. Mój mąż zdradza wszelkie oznaki znudzenia się mną w łóżku, a ponieważ jestem jego piątą żoną, mogę się spodziewać, że wystąpienie przez niego o rozwód to tylko kwestia czasu.

- Ale to, czego pani się domaga... jest tak radykalne. Jest więcej niż radykalne. To zostanie już na zawsze. Czy wzięła pani pod uwagę, że to zniekształci panią jako kobietę?

Pani Ellis otworzyła swój czarny portfel ze skóry aligatora i wyjęła czarnego papierosa, którego zapaliła czarną emaliowaną zapalniczką Dunhill. Zaciągnęła się i wydmuchnęła dym.

- Chce pan, żebym była z panem całkowicie szczera? - zapytała.

- Nawet nalegam.

- Wobec tego musi pan wiedzieć, że Bradley ma prawdziwy pociąg do grupowego seksu... do zapraszania swoich kolegów, żeby ze mną też spółkowali. W ostatnim tygodniu, po wieczorze baletowym na cele dobroczynne w Great Woods, zaprosił siedmiu z nich do domu. Siedmiu dobrze naoliwionych plutokratów z Back Bay! Kazał mi się rozebrać, podczas gdy oni pili martini w bibliotece. Potem przyszli na górę, wszyscy razem.

Doktor Arcolio studiował swój oprawiony w ramki dyplom z Brigham and Women's Hospital, jakby go nigdy przedtem nie widział. Serce biło mu szybko; nie wiedział z jakiego powodu. Syndrom Wolffa-Parkinsona-White'a? Albo migotanie Przedsionków? A może lęk, przyprawiony odrobinę podnieceniem seksualnym? Odezwał się tak obojętnie, jak tylko potrafił:

- Kiedy mówiłem o szczerości... No, nie musiała mi pani opowiadać o tych wszystkich rzeczach. Jeśli zdecyduję się na zrobienie tej operacji, to tylko na podstawie niezależnych od siebie zaleceń pani lekarza domowego i pani psychiatry.

Pani Ellis, nie zwracając na niego uwagi, ciągnęła dalej.

- Wleźli na mnie i otoczyli mnie ze wszystkich stron, wszyscy razem. Czułam, że się duszę wśród tych spoconych cielsk. Bradley wszedł we mnie od tyłu, George Carlin od przodu. Dwaj inni wepchnęli fiuty w moje usta, aż zaczęłam się dławić. Dwaj następni wpychali mi swoje fujary w uszy. Pozostali dwaj atakowali moje piersi. Wpadli w zgodny rytm, jak drużyna wioślarska Ivy League. Ryczeli za każdym pchnięciem. Ryczeli. Ja, w środku całego tego ryku i rytmu, czułam się manekinem. Potem dwaj z nich wytrysnęli w moje usta, dwaj w uszy, a następni dwaj na moje piersi. Bradley był ostatni. Kiedy skończył i wyszedł ze mnie, cała ociekałam już spermą; wtedy właśnie zorientowałam się, że Bradleyowi potrzebny jest przedmiot. Nie żona ani kochanka, lecz obiekt seksualny.

Doktor Arcolio nie odpowiedział. Zerknął na panią Ellis, ale jej twarz była zasłonięta kłębami dymu z papierosa.

- Ponieważ Bradleyowi potrzebny jest obiekt seksualny, więc postanowiłam, że skoro tak jest, to ja stanę się obiektem seksualnym. Co za różnica? W zamian za to Bradley będzie szczęśliwy, a moje życie nie ulegnie zmianie. - Jej śmiech zadźwięczał jak pękający kieliszek do szampana. – Będę nadal bogata, rozpieszczona, bezpieczna. I nikt nie będzie wiedział.

- Nie mogę tego zrobić. To wykluczone! – powiedział doktor Arcolio.

- Domyślałam się, że pan tak powie - odparła pani Ellis. - Przyszłam przygotowana.

- Przygotowana? - doktor Arcolio zmarszczył brwi.

- Mam dokumenty dotyczące trzech transplantacji genitaliów, które przeprowadził pan bez zgody wykonawców testamentów. Jane Kestenbaum, dwunasty sierpnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt siedem; Lydia Zerbey, dziewiąty lutego tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt osiem; Catherine Stimmel, siódmy czerwca tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt osiem. Wszystkie trzy zgodziły się na oddanie wątroby, nerek, serca, oka i ptuc. Żadna z nich nie zgodziła się na wycięcie genitaliów. - Zakaszlała lekko. - Znam szczegóły, mam całą dokumentację. Pierwsze dwie operacje przeprowadził pan w Brookline Clinic, pod pozorem operowania raka jądra, trzecią zaś w Lowell Medical Center, pod pretekstem operowania podwójnej przepukliny.

- No, cóż - westchnął doktor Arcolio. - Po raz pierwszy pacjent szantażuje mnie dlatego, że chce, bym przeprowadził operację.

Pani Ellis wstała. Światło padło na jej twarz. Była efektownie piękna, miała wysokie kości policzkowe, niczym Greta Garbo, prosty nos i usta złożone jak do pocałunku. Jej oczy przypominały dwa matowe szafiry. Sytuacja, w której kobieta o takiej powierzchowności błaga o przeprowadzenie na niej operacji, wręcz zmusza go do tego, wydawała się nieprawdopodobna.

- Nie mogę tego zrobić - powtórzył.

- Ależ nie, doktorze Arcolio. Pan to zrobi. Bo jeśli nie, to wszystkie dane na temat pańskich łajdackich operacji znajdą się w biurze prokuratora okręgowego, a wtedy pójdzie pan prosto do więzienia. A kiedy pan będzie siedział, to proszę pomyśleć o tych wszystkich transseksualistach, którzy, pogrążeni w głębokiej depresji psychicznej, zmarnieją, skazani na płeć, tak absolutnie nie pasującą do ich świadomości.

- Pani Ellis. . .

Postąpiła naprzód. Była groźna i pełna wdzięku, i w swoich popielatych butach na wysokich obcasach prawie dziesięć centymetrów wyższa od niego. Pachniała papierosami i perfumami Chanel Nr 5. Miała długie nogi i zdumiewająco duże piersi, ale jej suknia była tak świetnie skrojona, że biust wydawał się proporcjonalny. Nosiła platynowe kolczyki od Guerdiera.

- Doktorze - powiedziała, i wtedy po raz pierwszy spostrzegł w jej mowie lekki akcent Nebraski - ja muszę tak żyć. Żeby w dalszym ciągu tak żyć, potrzebna mi jest operacja. Jeżeli pan mi jej nie zrobi, jeżeli pan mi nie pomoże, to przyrzekam, że zrujnuję pana.

Doktor Arcolio spojrzał na swój rozkład dnia, leżący na biurku. Notatka napisana jego własnym, starannym pismem informowała że pani Ellis jest z nim umówiona o godzinie piętnastej czterdzieści pięć. Jak bardzo teraz tego żałował.

Odezwał się spokojnie:

- Musi pani spełnić trzy warunki. Po pierwsze: musi pani przyjść do mojej kliniki na Kirkland Street w Cambridge w ciągu godziny od chwili zawiadomienia. Po drugie: nie wolno pani powiedzieć absolutnie nikomu o operacji, poza mężem, który jest jej przyczyną.

- A trzeci warunek?

- Trzeci warunek jest taki, że zapłaci mi pani pół miliona dolarów w papierach wartościowych w najbliższym czasie, a następne pół miliona po udanym zakończeniu operacji.

Pani Ellis skinęła lekko głową na znak zgody.

- A zatem umowa stoi - dodał doktor Arcolio. - Chryste, nie wiem, kto tu jest bardziej zwariowany: pani czy ja.

 

Któregoś dnia w lutym, kiedy Helen Ellis jadła lunch u Jaspera na Commercial Street, w towarzystwie swojej przyjaciółki Nancy Pettigrew, podszedł do stolika starszy kelner i szepnął jej do ucha, że jest do niej telefon.

Właśnie podano talerz z dziewięcioma mięczakami w czerwonym chili i kieliszek schłodzonego szampana.

- Ktokolwiek to jest, proszę powiedzieć, że zatelefonuję po lunchu.

- Pani Ellis, rozmówca powiedział, że to bardzo pilne.

Nancy się roześmiała.

- Czy to twój tajemny kochanek, Helen?

- Ten pan zaznaczył, że czas jest bardzo istotny – dodał poważnie starszy kelner.

Helen odłożyła widelec. Nancy zmarszczyła brwi i zapytała:

- Źle się czujesz, Helen? Zbladłaś jak płótno.

Kelner odsunął krzesło Helen i towarzyszył jej w drodze do kabiny. Podniosła słuchawkę i powiedziała słabo brzmiącym głosem:

- Mówi Helen Ellis.

- Mam dawczynię - oznajmił doktor Arcolio. - W dalszym ciągu chce pani tej operacji?

Helen przełknęła ślinę.

- Tak, w dalszym ciągu chcę tej operacji.

- W takim razie proszę natychmiast przybyć do Cambridge. Czy pani coś piła lub jadła?

- Właśnie rozpoczynałam lunch. Zjadłam trochę chleba.

- Proszę nic więcej nie jjeść i nie pić. I proszę zaraz przyjechać. Im prędzej pani przybędzie, tym większa szansa na pomyślny wynik.

- Dobrze - odparła Helen. Po sekundzie dodała: - Kto to był?

- Nie rozumiem?

- Dawczyni. Kim była? Dlaczego umarła?

- Nie musi pani tego wiedzieć. Z psychologicznego punktu widzenia lepiej, żeby pani nie wiedziała.

- Bardzo dobrze - oświadczyła Helen. - Będę za dwadzieścia minut.

Wróciła do stolika.

- przepraszam cię, Nancy. Muszę zaraz jechać.

- Teraz, kiedy właśnie rozpoczynałyśmy lunch? Co się stało?

- Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam!

- Wiedziałam - stwierdziła Nancy, rzucając serwetkę. - To na pewno kochanek.

 

- Wytłumaczę pani to, czego mogłem dokonać - powiedział doktor Arcolio.

Działo się to prawie dwa miesiące później, w pierwszym tygodniu kwietnia. Helen siedziała na białej wyplatanej sofie, pełnej haftowanych poduszek, w wyłożonej białymi kafelkami altanie ich dedhamskiej rezydencji nad Charles River. W pomieszczeniu było żółto od żonkili. Na zewnątrz ciągle jeszcze panował dotkliwy chłód. Niebo nad szklaną kopułą altany miało kolor spłukanego deszczem atramentu, a na trawniku, tam gdzie słońce jeszcze nie dotarło, bielił się równoległobok szronu.

- Przy zwykłej operacji transseksualnej wycina się jądra oraz erekcyjną tkankę penisa. Następnie wkłada się skórę penisa do jamy, tworząc w ten sposób sztuczną pochwę. Ponieważ jest sztuczna, zatem jest pod wieloma względami niezadowalająca, przede wszystkim ze względu na brak pełnej reakcji erotycznej. Ja natomiast mogę dać moim pacjentkom prawdziwą pochwę. Mogę wyjąć z ciała dawczyni cały srom, wraz z mięśniami, otaczającą go tkanką erekcyjną i z pochwą.

Mogę przetransplantować go do ciała odbiorcy. Następnie, stosując techniki mikrochirurgiczne, które pomagałem rozwijać w MIT, wszystkie ważniejsze włókna nerwowe przyłączam do centralnego układu nerwowego pacjentki... W ten sposób pochwa i łechtaczka reagują pod względem erotycznym tak samo jak w ciele dawczyni.

- Za bardzo mnie boli, bym mogła czuć podniecenie - powiedziała Helen, uśmiechając się blado.

- Wiem. To nie potrwa długo. Robi pani małżeńskie postępy.

- Czy sądzi pan, że jestem naprawdę zwariowana?

- Nie wiem. To zależy od tego, jaki ma pani cel.

- Mój cel to zachować poziom życia, jaki pan tu widzi.

- No tak odparł doktor Arcolio - sądzę, że się pani powiedzie. Mąż nie może się zapewne doczekać chwili, kiedy znów będziecie mogli uprawiać seks.

- Przepraszam za to, że zmusiłam pana do złamania pańskich zasad etycznych - powiedziała Helen.

Doktor Arcolio wzruszył ramionami.

- Trochę na to za późno. Ale muszę się przyznać, że jestem dumny z tego, co udało mi się osiągnąć.

Helen wzięła ze stolika mały srebrny dzwoneczek i zadzwoniła.

- Napije się pan szampana, baronie Frankenstein?

 

W drugi piątek maja weszła do mrocznej, wysoko sklepionej biblioteki, gdzie zwykle pracował Bradley, i stanęła na środku pokoju. Po raz pierwszy weszła do biblioteki bez pukania.

Miała na sobie długą szkarłatną jedwabną szatę, obszywaną koronkami, i szkarłatne szpilki. Włosy były zakręcone w loki i upięte szkarłatną wstążką.

Spoglądała lekko zamglonymi szafirowymi oczami, na ustach igrał niewinny uśmiech, lewą rękę oparła na biodrze, parodiując oczekujące przy krawężnikach prostytutki.

- Więc co? - zapytała. - Jest czwarta. Czas do łóżka.

Bradley cały czas wiedział, że ona tam stoi, i chociaż marszczył się z przejęciem nad trzymanymi w ręku dokumentami własności gruntów, nie był w stanie odcyfrować nawet pojedynczego słowa. W końcu podniósł głowę, próbował coś powiedzieć, zakaszlał i chrząknął.

- Czy to jest gotowe? - udało mu się w końcu wykrztusić.

- To? - zapytała. Nabrała pewności siebie. Po raz pierwszy od długiego czasu miała coś, czego Bradley rzeczywiście pożądał.

- To znaczy czy ty jesteś gotowa? - poprawił się. Wstał.

Był niezwykle masywnym, szerokim w ramionach mężczyzną,

W wieku pięćdziesięciu pięciu lat. Miał srebrne włosy i lwią głowę, która doskonale by wyglądała jako rzeźba ogrodowa. Należał do przedstawicieli prawdziwej bostońskiej elity magnatów okrętowych, właścicieli ziemskich, wydawców gazet - a obecnie był największym w zachodnim świecie pośrednikiem w handlu technologią laserową.

Powoli do niej podszedł. Nosił bawełnianą koszulę w niebiesko-białe pasy, niebieskie spodnie i fantazyjne kasztanowate szelki. Była to prezencja pielęgnowana przez elitę: prezencja magnata prasowego albo przedstawiciela kół polityki czy biznesu. Chociaż przestarzała, stanowiła część charyzmy Bostonu.

- Pokaż mi! - powiedział. Mówił powoli, miękkim, dudniącym głosem. Helen bardziej poczuła, niż usłyszała to, co wyrzekł. Zabrzmiało to jak odległy, zbliżający się grzmot.

- W sypialni - zaprotestowała. - Nie tutaj.

Rozejrzał się po bibliotece. Na półkach leżały zabytkowe, oprawione w skórę książki, na ścianach wisiały ciemne portrety przodków rodziny Ellis. W rogu biblioteki, blisko okna stała ta sama płaska maszyna drukarska, na której prapradziadek Bradleya drukował pierwsze wydania Beacon Hill Messenger.

- Gdzie znajdziesz lepsze miejsce niż tutaj? - zaprotestował. Wprawdzie dysponowała tym, czego potrzebował najbardziej, mimo to jego wola ciągle była dla niej rozkazem.

Pozwoliła żeby szkarłatna jedwabna szata zsunęła się z jej ramion i z szelestem ześliznęła na podłogę, gdzie wyglądała jak błyszcząca kałuża świeżej krwi. Pod spodem miała szkarłatny, częściowy stanik, który podnosił i rozdzielał jej duże białe piersi, ale ich nie zasłaniał. Sutki miały kolor malin.

Uwagę Bradleya przykuwał szkarłatny jedwabny trójkąt między nogami. Szarpnięciem poluźnił krawat i rozpiął kołnierzyk, a jego oddech stał się płytki i chrapliwy.

- Pokaż to! - powtórzył.

- Nie jesteś przestraszony? - zapytała. Jakoś wydawało jej się, że mógłby być.

Zmierzył ją szybkim, groźnym spojrzeniem.

- Przestraszony? O czym ty, do diabła, mówisz? Zaproponować mogłaś ty, ale ja za to zapłaciłem. Pokaż mi!

Poluźniła szkarłatną wstążkę majtek, które opadły na podłogę wokół jej lewej kostki, jak symboliczne, jedwabne okowy.

- Jezu - wyszeptał Bradley. - To jest fantastyczne.

Helen obnażyła swój blady, pulchny, wilgotny, nieskazitelny seks. Ale to nie było wszystko. Tuż nad jej własnym seksem był jeszcze jeden, tak samo pulchny, tak samo wilgotny, tak samo zapraszający. Tylko owalna blizna wskazywała miejsce, gdzie doktor Arcolio wszył go w dolną część jej brzucha; blizna nie bardziej szpecąca niż łagodne oparzenie pierwszego stopnia.

Bradley nie mógł wymówić ani słowa. Z rozszerzonymi oczami ukląkł przed nią na dywanie i oparł dłonie na jej udach. Z dziką, erotyczną rozkoszą gapił się na podwójny srom.

- To jest fantastyczne. To jest fantastyczne. To najbardziej niewiarygodna rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. - Popatrzył na nią. - Czy mogę tego dotknąć? Czy jest takie jak to pierwsze?

- Naturalnie, że możesz tego dotknąć - odparła Helen. - Zapłaciłeś za to, więc jest twoje.

Trzęsąc się pogłaskał gładkie wargi jej nowego seksu.

- Czujesz to? Rzeczywiście to czujesz?

- Oczywiście. Czuję bardzo przyjemnie.

Dotykał drugiej łechtaczki, aż zaczęła sztywnieć. Potem wsunął środkowy palec w ciepłą wilgotną głąb jej drugiej pochwy.

- To fantastyczne. Ma takie same reakcje. To niewiarygodne. Chryste! To niewiarygodne!

Podszedł do drzwi biblioteki, kopnięciem zatrzasnął je i przekręcił klucz w zamku. Wrócił na środek pokoju, ściągając po drodze szelki, koszulę i wyplątując się ze spodni. Nim doszedł do Helen, nie miał na sobie nic, z wyjątkiem obszernych prążkowanych szortów. Zrzucił je z siebie, odsłaniając potężną purpurową erekcję.

Pociągnął ją na dywan i z furią wszedł w nią bez jakiegokolwiek wstępu, w przypływie niepohamowanej żądzy. Wszedł najpierw w nową pochwę, potem w jej własną, potem w odbytnicę. Przenosił się od jednego otworu do drugiego, jak zagłodzony człowiek, który nie jest w stanie wybrać między mięsem, chlebem i cukierkiem.

Helen z początku była przestraszona furią jego ataku i nie czuła nic poza tarciem i skurczami. Ale wraz z każdym pchnięciem, któremu towarzyszył pomruk wysiłku, zaczęła doznawać między nogami uczucia całkiem innego, niż to, co odczuwała kiedykolwiek przedtem: uczucia, które było podwojone, nawet potrojone. Uczucia, które było tak wszechogarniające, że obiema rękami przytrzymywała się dywanu w obawie, że straci świadomość. Kiedy Bradley raz po raz wchodził w jej drugą pochwę, czuła, że umrze albo zwariuje.

Potem - jak kobieta kąpiąca się podczas przypływu w ciepłym tropikalnym morzu - dała się ponieść fali.

 

Kiedy otworzyła oczy, Bradley stał przy telefonie, w dalszym ciągu nagi. Jego ciężkie ciało było białe i owłosione, a penis zwisał mu jak śliwka w skarpetce.

- George? Słuchaj, musisz przyjechać. Musisz zaraz przyjechać. To będzie najfantastyczniejsze przeżycie, jakiego doświadczyłeś w życiu. George, nie wymawiaj się, podnieś dupę, rzuć wszystko i przyjedź jak najprędzej. Nie zapomnij szczoteczki do zębów; przyrzekam ci, że nie wrócisz na noc do domu.

 

Obudziła się tuż przed świtem. Leżała naga na środku ogromnego łoża. Po prawej stronie, przyciśnięty do niej leżał Bradley, chrapiąc donośnie. Jego ręka władczo obejmowała jej drugi seks. Po lewej stronie George Carlin chrapał w innej tonacji, jakby mu się coś śniło, a jego ręka spoczywała na jej oryginalnym seksie. Bolała ją rozszerzona odbytnica, a w ustach czuła suchy smak połkniętego nasienia.

Czuła się dziwnie: tak jakby nie była już pojedynczą istotą.

Druga pochwa przyniosła jej osobliwe poczucie rozdwojenia osobowości, także rozdwojenia cielesnego. Ale czuła się bezpieczniej. Bradley powtarzał wielokrotnie, że jest cudowna, że jest piękna i że nigdy, przenigdy jej nie opuści.

Doktorze Arcolio - pomyślała - byłby pan ze mnie dumny.

 

Była znowu zima. Spotkała się z doktorem Arcolio u Hamersleya. Doktor przybrał nieco na wadze, Helen zeszczuplała; zmalały jej piersi i wyglądała na wycieńczoną. Bawiła się talerzem ze smażoną rają. Pod oczami miała cienie koloru masła kakaowego.

- Czy dzieje się coś złego? - zapytał. Zamówił wędzoną kuropatwę z marynatą brzoskwiniową i jadł szybko. – Nie ma pani problemów, wszystko jest w porządku?

Odłożyła widelec.

- Problem tkwi w odrzucaniu - powiedziała.

Usłyszał w jej głosie tę samą nutę rozpaczy, którą wyczuł podczas ich pierwszego spotkania.

- W odrzucaniu? O czym pani mówi? Ostatnie badanie wykazało, że nie można rozpoznać miejsca, w którym kończy się pani tkanka i zaczyna tkanka dawczyni. Helen, ta pochwa stała się częścią pani.

- Nie mam na myśli takiego rodzaju odrzucania, Eugene.

Ona odrzuca Bradleya.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin