25 Godzina, David Benioff.txt

(342 KB) Pobierz
DAVID BENIOFF

25. godzina

Prze�o�y�a Marta Lewandowska
Warszawa 2003 
PROLOG
CZARNEGO PSA ZNALE�LI drzemi�cego na poboczu autostrady West Side, �ni�cego 
psie sny. By� porzuconym kalek� z lewym uchem pok�sanym na miazg�, mistrzem w 
zbieraniu papie-
rosowych oparze� � psem do walk, porzucony na �ask� rzecznych szczur�w. Wok� 
rozlega� si� huk 
ruchu ulicznego: ci�ar�wki z tylnymi drzwiami zamykanymi na k��dki, bia�e 
limuzyny z przyciem-
nionymi szybami, ��te taks�wki, granatowe policyjne furgonetki.
Monty zatrzyma� swoj� corvett� na poboczu i wy��czy� silnik. Wyszed� z samochodu 
i pod-
szed� do psa. Za nim pod��y� Kostia Novotny, kt�ry niecierpliwie potrz�sa� 
g�ow�. Kostia by� pot�-
nym m�czyzn�. Ukrai�cem, kt�ry nigdy nie nauczy� si� poprawnie m�wi� po 
angielsku. Jego grube, 
bia�e r�ce zwisa�y z r�kaw�w p�aszcza. T�uszcz zacz�� ju� zaciera� rysy jego 
twarzy, a szerokie po-
liczki zaczerwieni�y si� od mrozu. Mia� trzydzie�ci pi�� lat, ale wygl�da� 
starzej; Monty � dwadzie-
�cia trzy, ale wygl�da� na mniej.
� Widzia�e�? � powiedzia� Monty � On �yje.
� Ten pies, co to za rasa?
� Pitbull. Musia� kogo� sporo kosztowa�.
� Ah, pitbull. Na Ukrainie m�j ojczym mia� takiego psa. Bardzo z�y pies, bardzo 
z�y. Wi-
dzia�e� walki ps�w u Wujka Blue?
� Nie.
Psie futro, przesi�kni�te krwi� i smrodem g�wna, roi�o si� od pche�.
� Co zrobimy, Monty? B�dziemy patrze�, jak gnije?
� My�la�em, �e go zastrzelimy.
Przebudzony teraz pies wpatrywa� si� niewzruszenie w dal, a jego pysk o�wietla�y 
przeje�d�a-
j�ce auta. Pobocze ko�o �ap by�o za�miecone pot�uczonym szk�em, skrawkami 
poskr�canej blachy, 
czarn� gum� z porozrywanych opon. Na betonowej barykadzie za psem, oddzielaj�cej 
p�nocny i po-
�udniowy kierunek ruchu, widnia�, wykonany sprayem wysoki na 3 stopy napis SAN� 
SMITH.
� Zastrzeli� go? Czy ty jeste� normalny?
� Porzucili go tutaj, �eby zdech� � powiedzia� Monty. Wyrzucili go przez okno i 
pojechali 
dalej.
� Chod�, przyjacielu, zimno jest. � Z Hudson dobieg� ryk syreny okr�towej. � 
Chod�, lu-
dzie na nas czekaj�.
� S� przyzwyczajeni � powiedzia� Monty. Przykucn�� obok psa. Ogl�daj�c jego 
zmaltreto-
wane cia�o, pr�bowa� ustali�, czy lewe biodro jest z�amane. Monty wygl�da� blado 
w migaj�cym �wie-
tle. Jego czarne w�osy by�y zaczesane znad czo�a prosto do ty�u. Ma�y, srebrny 
krzy�yk wisia� na 
srebrnym �a�cuszku okalaj�cym jego szyj�, a srebrne obr�czki ozdabia�y palce 
prawej r�ki. Gdy przy-
sun�� si� bli�ej, pies podni�s� si� nieco i rzuci� w kierunku twarzy m�czyzny; 
wystarczaj�co blisko, 
by Monty, szarpn�wszy si� dziko do ty�u, m�g� poczu� cuchn�cy psi oddech. 
Wysi�ek doprowadzi� 
pitbulla do zadyszki, jego zbity muskularny tu��w dr�a� przy ka�dym rz꿹cym 
oddechu, ale pozosta� 
zwini�ty. Pies, obserwuj�c obu m�czyzn, kuli� uszy, poszarpane i zdrowe, wzd�u� 
�ba.
� Jezu, � powiedzia� Monty, siadaj�c na poboczu � prawie mnie dziabn��.
� Chod�, my�l�, �e on nie chce si� z tob� bawi�. Chcesz tu �ci�gn�� policj�? 
Chcesz, �eby 
nam ogl�dali samoch�d?
� Patrz, Kostia, co oni z nim zrobili. U�ywali go jak pieprzonej popielniczki.
P�dz�cy obok cadillac zatr�bi� dwukrotnie i obaj m�czy�ni wpatrywali si� w 
niego, dop�ki 
tylne �wiat�a nie znikn�y za zakr�tem.
Monty wsta� i wytar� d�onie o ty� spodni. � We�my go do baga�nika.
� Co?
� Na East Side jest pogotowie weterynaryjne. Lubi� drania. � Lubisz go? On ci 
pr�bowa� 
zedrze� twarz. Sp�jrz na niego, to mi�so. Je�li chcesz psa, to jutro kupi� ci 
fajnego szczeniaka.
Monty nie s�ucha�. Poszed� w stron� samochodu, otworzy� baga�nik i wyci�gn�� 
poplamiony, zielony, 
wojskowy koc. Kostia patrzy� na niego, podnosz�c r�ce do g�ry.
� Poczekaj chwil�, prosz�. Zatrzymaj si� na minut�! Ja nie podejd� do pitbulla. 
Monty! Ja 
nie podejd� do pitbulla. � Monty wzruszy� ramionami.
� To dobry pies. Widz� to po jego oczach. To ma�y gangster i bestia.
� Tak, to gangster. Wyr�s� w z�ej dzielnicy. Dlatego w�a�nie b�d� si� trzyma� od 
niego z da-
leka.
�wiat�o padaj�ce z g�ry wywo�a�o g��bokie cienie pod ko��mi policzkowymi 
Montiego.
� Dobra, zrobi� to sam � powiedzia�.
W tej chwili pies osun�� si� z powrotem na ziemi�, wci�� usi�uj�c trzyma� �eb w 
g�rze i sku-
pi� swoje szkl�ce si� oczy na m�czyznach.
� Popatrz na niego � powiedzia� Monty. � Je�li jeszcze troch� poczekamy, to 
zdechnie.
� Minut� temu chcia�e� go zastrzeli�.
� To by� odruch lito�ci, ale on nie jest jeszcze gotowy na �mier�.
� Tak? Kto ci to powiedzia�? Ty wiesz, kiedy b�dzie gotowy na �mier�?
Monty ostro�nie obszed� psa, trzymaj�c koc jak matador trzyma p�aszcz.
� Jest jak dziecko, one te� nienawidz�, jak lekarz robi im zastrzyk. Wrzeszcz� i 
p�acz�, gdy 
tylko zobacz� ig��, ale na d�u�sz� met� to dla nich dobre. Hej, zajmij czym� 
jego uwag�.
Kostia potrz�sn�� g�ow� jak kto�, kto ju� od dawna znosi szale�stwa przyjaciela 
i kopn�� 
puszk� po coli. Wzrok psa skupi� si� na ruchu. Monty zarzuci� koc na zwierz�, 
skoczy� do przodu i ob-
j�� psa wp�. Pies, owini�ty i skr�powany p�acht�, wbi� z�by w materia� i 
szarpa� agresywnie, pr�buj�c 
skr�ci� kocowi kark. Montiemu uda�o si� wsta�, stara� si� utrzyma� silny chwyt, 
ale pies, �liski od 
krwi, wymyka� si� z jego u�cisku. Monty rzuci� si� w stron� corvetty, bo 
pitbull, uwolniwszy si� z ko-
ca, odwr�ci� �eb i w�ciekle k�apn�� mu z�bami ledwie kilka cali od jego gard�a. 
Zwierz� wpija�o mu 
si� pazurami w rami�, dop�ki Monty nie wrzuci� go do baga�nika. Pies ci�gle 
k�sa� i, wpad�szy do 
wn�ki na zapasowe ko�o, rozpaczliwie pr�bowa� odzyska� oparcie dla �ap. Wtedy 
klapa zatrzasn�a 
si�.
Monty zgarn�� wojskowy pled i rzuci� go na siedzenie kierowcy. Kostia spogl�da� 
jeszcze 
przez chwil� w niebo i do��czy� do przyjaciela w corvetcie. Ca�e przedstawienie 
trwa�o pi�� minut.
� Co si� kot�uje w twojej ma�ej g�owie? � zapyta� Kostia, kiedy Monty zwin�� 
koc, wcisn�� 
za sw�j fotel i odpali� silnik. � Zrobi�e� g�upi� rzecz. Najg�upsz� ze 
wszystkich g�upich rzeczy, jakie 
kiedykolwiek zrobi�e�. Nie. Cofam to. Lidia Eumanian by�a najg�upsz� spraw�.
� Ale mam go? � powiedzia� Monty, u�miechaj�c si� szeroko. � Troch� sprytu, 
troch� re-
fleksu i bum! Capni�ty. � Sprawdzi� lusterka i wyjecha� na autostrad� wiod�c� z 
powrotem do miasta.
� Tak, refleksu. Na razie krwawisz. Ugryz� ci�.
� Nie, to krew psa. � Kostia podni�s� brwi.
� Tak? A na szyi masz ran� i p�ynie z niej krew. � Monty dotkn�� r�k� szyi i 
poczu� kropl� 
krwi.
� To tylko zadrapanie.
� A, zadrapanie? No tak. Tymczasem wykrwawisz si� na �mier�. Potrzebujesz 
zastrzyku 
przeciw w�ciekli�nie.
� Zaszyj� to u weterynarza. � Za nimi, w baga�niku miota� si� pies. Jego 
ujadanie t�umi� 
ha�as ulicy.
� Co? U weterynarza? Zakrwawi�e� ca�y samoch�d, umierasz, a tw�j ojciec b�dzie 
krzycza� 
na mnie. O, fiu-fiu, fiu-fiu, pozwoli� Montiemu umrze�. Nie, prosz�. Pojed�my na 
Seventh Avenue, 
tam jest szpital �wi�tego Jakiego�tam, prawdziwy szpital.
� Jedziemy do weterynarza. � Krew ciek�a Montiemu po ramieniu, wsi�kaj�c w r�kaw 
ko-
szuli i plami�c �okie�.
� Zasada numer jeden � powiedzia� Kostia � nie zbieraj p�-martwych pitbulli. 
Czekaj� na 
nas ludzie. Ludzie z pieni�dzmi, a ty si� bawisz w kowboja � nie, w piesboja � 
na �rodku autostra-
dy. Masz pecha. I mnie tym zara�asz. Wszystko, co mo�e p�j�� �le, idzie �le. 
Prawo Doyle'a. Wycho-
dz�c, nie wychodzimy we dw�jk� � ty i ja � nie! Wychodzimy � Monty, Kostia i pan 
Doyle od 
Prawa Doyle'a.
� Doyle? Chyba Murphy.
� Kto to jest Murphy?
� A kim jest Doyle? Prawo: �Wszystko, co mo�e p�j�� �le, p�jdzie �le" jest 
Murphiego � 
powiedzia� Monty.
� No, w�a�nie.
I od wtedy pies zosta� nazwany Doyle.
ROZDZIA� PIERWSZY
MONTY SIADYWA� NA tej �awce setki razy, ale dzi� uwa�nie si� rozgl�da�. To by� 
jego 
ulubiony punkt miasta. To w�a�nie chcia�by widzie� zamykaj�c oczy, b�d�c 
gdziekolwiek: zielon� 
rzek�, stalowe mosty, czerwone holowniki, kamienn� latarni� morsk�, k��by dymu i 
magazyny dziel-
nicy Queens. To w�a�nie chcia�by widzie�, gdy zamknie oczy jutro i ka�dego 
nast�pnego wieczoru w 
ci�gu najbli�szych siedmiu lat; kiedy zatrzasn� si� elektronicznie kontrolowane 
bramy, gdy zgasn� ja-
rzeniowe �wiat�a, a zapal� si� ciemne, czerwone lampki ewakuacyjne. Chcia�by to 
widzie� podczas 
nocnego ch�ru szeptanych dowcip�w i gr�b, odg�os�w masturbacji, pomruku bas�w z 
radia � w��-
czonego, wbrew regulaminowi, po godzinach. Chcia�by zachowa� ten widok przez dwa 
i p� tysi�ca 
nocy w Otisville, le��c na przesi�kni�tym potem materacu, pomi�dzy tysi�cem 
skaza�c�w, w odleg�o-
�ci dziewi��dziesi�ciu mil od najbli�szego przyjaciela. Zielona rzeka, stalowe 
mosty, czerwone ho-
lowniki, kamienna latarnia morska.
Monty siedzi na �awce, na promenadzie wznosz�cej si� nad East River, palce jego 
prawej r�ki 
b�bni� po wyszczypanej desce, smycz ma mocno naci�gni�t� na nadgarstku. Patrzy 
na Queens po-
przez gi�te pr�ty metalowej balustrady. Na p�nocy most Triborough, na po�udniu 
most 59-tej Alei. 
Naprzeciwko, po�rodku, wida� p�nocny skrawek Wyspy Roosvelta, strze�ony przez 
star�, kamienn� 
latarni�.
Pies chce biega�. Walczy ze smycz� i rwie si� do przodu, staj�c na tylnich 
�apach. Napr�one 
mi�nie drgaj�, czarne wargi ods�aniaj� jasne k�y. Po czterech latach 
przyprowadzania Doyle'a nad 
rzek�, Monty wie, �e puszczenie go luzem wywo�a�oby wojn� na promenadzie. Mo�e 
pitbull dosiad�-
by suki dalmaty�czyka obok zepsutej fontanny, mo�e wszcz��by awantur� z 
rotwailerem. Nie wa�ne 
� splami� chodnik psim nasieniem czy psi� krwi�, w�r�d odg�os�w areny, ujadania 
czy skowytu � 
Doyle jest got�w na wszystko.
Rzeka p�ynie czterdzie�ci st�p ni�ej, b�otnist� ziele� zak��caj� tu i tam b�yski 
pustych puszek. 
�wie�o pomalowany, czerwony holownik, z bokami obitymi oponami ci�ar�wek, 
ci�gnie bark� ze 
�mieciami w d� rzeki. Mewy kr��� nad bark�, przekrzykuj�c si� nawzajem, i...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin