taktyka diabłaKs piotr Pawlukiewicz Fragment ksiązki z młodzieżą o wolności.doc

(73 KB) Pobierz

Ks piotr Pawlukiewicz

Fragment ksiązki  z młodzieżą o wolności 

 

Oglądałem kiedyś film pod tytułem Jak to się robi w Chicago”. Był to sensacyjny obraz, jakich teraz produkuje się setki. Główny wątek należy do tych pomysłów, które na niezliczoną ilość razy powiela się w sensacyjnej komercji. Pewnemu człowiekowi zabito żonę. Napełnia go pragnienie zemsty, ale wie, że odnalezienie mordercy będzie niesamowicie trudne. Zabójca będzie bowiem bardzo ostrożny, spodziewając się, że mąż zamordowanej zechce wymierzyć mu sprawiedliwość. Aby osłabić czujność przestępcy, mąż owej kobiety sam pozoruje swoją śmierć. Teraz morderca uspakaja się, przestaje zachowywać wzmożoną czujność, jest bowiem przekonany, że ten, który poprzysiągł mu zemstę, sam zginął. Kiedy przestaje zważać na grożące mu niebezpieczeństwo, zostaje natychmiast zastrzelony przez żądnego zemsty wdowca.

Motyw stary jak świat. Aby uśpić czujność wroga, trzeba udawać, że nas nie ma. Ile to razy na różnych wojnach jedna armia pozorowała ucieczkę, ostentacyjnie ustępując z pola walki, aby zaraz skrycie powrócić i zadać śmiertelne uderzenie.

Wspominam o tym, ponieważ chcę teraz mówić o kimś, kogo wspomnienie może wywołać uśmiech lekce

Ważenia

 

Jeśli tak myślisz, to uważaj, bo... Zresztą posłuchaj. Biblia mówi wyraźnie: szatan istnieje. Jest upadłym aniołem, który zbuntował się przeciwko Bogu. Apokalipsa św. Jana tak mówi na ten temat: „I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. J wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło” jAp 12, 7 - 8/. Ponieważ bunt przeciwko Wszechmocnemu Bogu nie ma żadnego sensu, szatan przegrał, został osądzony i cierpi. Ktoś za- pyta: „Po co to robił? Przecież — jako anioł Boga — wiedział, że to się tak skończy”.

Kiedyś widziałem, jak na klatce schodowej pokłóciło się dwóch kolegów. Jeden z nich był wyraźnie słabszy fizycznie i nic nie mógł zrobić drugiemu chłopcu, więc zaczął kopać w drzwi jego mieszkania. Drzwiom nic się nie stało, za to jego musiała solidnie rozboleć noga. Kiedy już cała sprawa ucichła i koledzy dogadali się między sobą, ktoś zapytał:

— A właściwie to po co kopałeś w te drzwi?

Młodzieniec zawstydził się, kręcił coś i mamrotał pod nosem, aż w końcu wykrztusił:

— Sam nie wiem...

Nienawiść jest głupia. Niszczy przede wszystkim tego, z czyjego serca wychodzi. Nienawjśc nie myśli, co z niej wyniknie, nie zastanawja się, komu naprawdę czyni krzywdę. Nienawjśc tylko nienawidzi. Skoro szatan wie, że przegrał, że Boga nie pokona, to po co nas kusi? Czyjemu tow czymś pomoże? Wydaje mi się, że zachodzi tu pewna rzecz, którą często spotykamy w relacjach między ludźmi.

Wyobraź sobie, że nauczycielka od matematyki wchodzi do klasy i trzyma w ręku zeszyty z poprawionym sprawdzianem. Cisza się robi niesamowita, matematyczka bierze pierwszy zeszyt do ręki i wyczytuje twoje nazwisko. Zamykasz oczy i słyszysz nieubłagane:

— Jedynka!

Gorąco ci się robi, bo to już trzecia w tym semestrze. Nauczycielka tymczasem bierze do ręki drugi zeszyt I także oznajmia:

— Jedynka!

Przy trzecim i przy czwartym zeszycie to samo i wkrótce okazuje się, że cała klasa dostała jedynki. No, teraz jesteś już zupełnie uspokojony. Wszyscy dostali! Wracasz do domu i obwieszczasz ojcu:

— Tato! Dostałem jedynkę z matematyJdl

Ojciec już bierze oddech, by powiedzieć ci kazanie z przykładarn; typu: „To wyz matką harujemy od rana do wieczora. .„ ale ty szybko pośpieszasz z wyjaśnieniem

— Tato! Wszyscy dostali!

— A. jeśli tak, synku, to co innego. Jeśli wszyscy, to nie ma sprawy. Nawet dobrze, po co miałbyś się wyróżniać.

Przychodzisz rano do szkoły. Boli cię ząb. Siadasz cała zmaltretowana w szatni i nagle widzisz, że twoja

 

koleżanka też trzyma się za policzek i ma skrzywioną minę.

— Boli cię ząb? — pytasz.

Potakująco kiwa głową

— Mnie też! — krzyczysz uradowana.

Ijuż za chwilę jesteście wręcz dumne, że to was bolą zęby. Popatrz, wcale cię ten twój ząb od jej bólu nie przestaje boleć. A jednak jakoś tak raźniej, gdy inny też cierpi.

Szatan cierpi i będzie cierpiał. Nic już tego nie zmieni. Co mu pozostaje? Znaleźć sobie towarzyszy swojego cierpienia. Teraz więc szaleje na ziemi. Jak mówi Apokalipsa: J wstał strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim zostali strąceni jego aniołowie. J...! I rozgniewał się Smok na niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę zresztą jej potomstwa, z tymi, co stnegą pfl)”kazań Boga i mają świadectwo Jezusa” / Ap 12, 9. 17!. Tu, na tym świecie, szatan stara się odebrać Bogu Jego dzieci. Z czystej, bezinteresownej nienawiści. Zaprasza i ciebie. Nie miej złudzeń: do cierpienia.

Powiesz mi, że przecież niektórzy nawet czczą szatana. Czy rzeczywiście jest on zawsze źródłem cierpienia? Jeśli ktoś zechce ci mówić o przyjaźni z diabłem, to odeślij go do księgi Hioba ze Starego Testamentu. Jest tam historia pewnego człowieka, którego życiem zaczął rządzić szatan. Poczytaj, to bardzo pouczające.

Wspomniałem, że zły duch absolutnie nie dorównuje potędze Boga i nie może Go pokonać. Podobnie, jeśli człowiek jest napełniony Duchem Swiętym, żyje w przyjaźni z Chrystusem, wtedy szatan nie ma bezpośredniej

 

władzy nad jego sercem. Cóż więc robi, aby ściągnąć człowieka z drogi prowadzącej do pełnej wolności?

Jeszcze zanim wstąpiłem do seminarium, dziwiła mnie w Ewangelii jedna scena. Wszyscy chyba dobrze ją pamiętamy. Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. „W 4wiąyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas, sporządziwszy sobie bicz ze smutków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woly, porozizucal monety bankierów, a stoły ponywracał” /32, 13

-15/.

Zawsze zastanawiało mnie to, że ci kupcy i bankierzy tak pozwolili powywracać te stoły. Niech ktoś z was spróbuje iść na bazar w swoim mieście i niech powywraca stragany handlarzom. Albo nie! Lepiej nie chodź I nie próbuj! A Pan Jezus jednak to zrobił. Jak to się stało, że oni Mu na to pozwolili? Ktoś powie, że przecież Jezus był Bogiem i mógł uczynić wszystko, co zechciał. Tak, to prawda, ale teraz już przypuszczam, że wtedy w świątyni On nawet nie użył swojej boskiej mocy. Dużo zrozumiałem po tym, kiedy byłem świadkiem pewnego wydarzenia, które miało miejsce w warszawskim tramwaju. Na jednym z przystanków wsiadła grupa młodych ludzi, którzy, jak to mówią, zaczęli się prowokująco zachowywać. Nie zgasili papierosów, krzyczeli i śmiali się bardzo głośno, prześcigając się przy tym w jak najbardziej ordynarnym przeklinaniu. Nikomu z pasażerów to się, oczywiście, nie podobało, ale ze zrozumiałych względów nie było odważnego, by hałaśliwym wyrostkom zwrócić uwagę. Nagle w stronę drzwi, gdzie stali pseudobohaterowie, ruszyła starsza pani z wyraźnym zamiarem interweniowania.

 

„Boże, babciu! Co ty robisz?! — pomyślałem.

— Przecież oni cię zwymyślają od najgorszych!”

Babcia jednak podeszła do wyrostków i z lekkim uśmiechem powiedziała:

— Chłopcy kochani, harcerze miii! Nie przeklinajcie tak, bo będziecie mieli kiedyś brzydkie dzieci. A jak się tak głośno krzyczy, to potem gardziołko boli i trzeba szaliczek nosić.

Mówiła to tak spokojnie, z taką pewnością siebie, że nieustraszeni panowie zbaranieli. Jeden i drugi coś tam bąknęli pod nosem, ale, generalnie mocno speszeni, wysiedli na najbliższym przystanku. Wtedy zrozumiałem, jak w walce ze złem istotną rolę odgrywa wewnętrzna siła, pewność siebie. Wydaje mi się, że wtedy w świątyni, gdy Jezus rozbijał te stragany, to biła od Niego taka pewność siebie, pewność słuszności takiego postępowania, że nawet Etycznie silniejsi kupcy zostali pokonani. Szatan zna tę prawdę o pewności siebie i sile, jaką to poczucie daje. Zim i często bezlitośnie to wykorzystuje, Wspomniałem, że jego moc nie dorównuje boskiej potędze. Diabeł nie może pokonać Boga, który chroni człowieka żyjącego w stanie łaski uświęcającej. On nie ma takiej siły. Cóż więc wtedy robi? Udaje, że taką siłę posiada.

Czy wiesz, co to znaczy blef? Oto pokerzyści siedzą za stołem. Jeden z nich spogląda w karty i widzi, że niestety, nic się w nich dobrego nie ułożyło. Robi jednak minę pewnego siebie, odkłada karty na stół i mówi z leciutkim uśmiechem:

— Stawiam wszystko!

Jego przeciwnik w grze zaczyna się niepokoić: „Co on tam może mieć w tych kartach? Na pewno jest mocny, lepiej nie wchodzić z nim w starcie. I mówi:

— Pas, wycofuję się.

Wtedy tamten z głośnym śmiechem wykłada swoje byle jakie karty na stół i woła:

— Ale dałeś się nabrać! Miałem tylko jedną parę dziewiątek!

Blefuje także treser w cyrku. Przecież kiedy wchodzi do klatki lwów, to jest nieporównywalnie słabszy od zwierząt, które tam na niego czekają. Cóż więc robi treser? Zaczyna blefować. Udaje, że jest od zwierząt silniejszy. Krzyczy na nie, strzela z bata i lwy jeden po drugim zaczynają robić to, co ten niepozorny człowiek im każe. Ale co by się stało, gdyby treser choć na chwilę przestraszył się lwów? Była taka sytuacja w cyrku w Warszawie, kiedy czarne pantery rzuciły się na treserkę, ponieważ w pewnej chwili wyczuły jej lęk. Kobieta mocno poraniona trafia do szpitala.

Otóż blefują nie tylko karciarze i treserzy. Blefuje

też szatan.

Kilka lat temu jechałem w dzień nauczyciela podmiejskim pociągiem. Tego dnia uczniowie są wszędzie, tylko nie w szkole. Na jednej ze stacji wsiadła do wagonu grupa chłopców. Nie weszli dalej, tylko stanęli zaraz przy drzwiach. Mieli po czternaście, piętnaście lat Wszyscy ubrani byli porządnie, wyglądali kulturalnie i tylko jeden z nich, jak to mówią, miał wypisane na twarzy wszystkich siedem grzechów głównych. On to właśnie w pewnym momencie wyjął z kieszeni papierosy i powiedział stanowczym głosem:

— No, zapalimy chłopaki! Po całym — jak chłop po żniwach!

Chłopaki wyraźnie nie mieli ochoty zapalić, coś

 

tam bąkali pod nosem, że nie, że potem, ale pomysłodawca nie dawał za wygraną:

— Co to znaczy: nie?! Co to znaczy: później?! Pali- myt Co, mamy się boicie?!

Wtedy chłopcy jeden po drugim zaczęli sięgać po papierosy. Zwolennik palenia z tryumfalną miną przypalał każdemu i przyglądał się, jak jego koledzy nieudolnie próbują dać sobie radę z paleniem. A szło im to zgoła fatalnie! Wypuszczi dym uszami i oczami, krztusili się i kasłali, ale cóż mieli robić? Byli ściśle kontrolowani wzrokiem swojego kolegi, który co chwila pytał z uśmiechem:

— I co? Fajne fajeczki, nie?

Koncertowy blef, koncertowa tresura. ich było pięciu czy sześciu, a on jeden. Oni nie mieli ochoty palić, ale zrobili to, ponieważ on udał silnego. Nabrał ich na to, że ma rację, że słuszność jest po jego stronie. Biła od niego pewność siebie i oni jej ulegli.

Myślę, że każdy z was zna podobne sytuacje. Na imieninach ktoś odmawia picia alkoholu. Solenizant oburza się:

— Jak to! Za moje zdrowie nie wypijesz?! Toś ty taki przyjaciel?!

Co się wtedy często dzieje? Atakowany, jeśli da się nabrać na ewidentny blef, zaczyna się tłumaczyć:

— No wiesz, nie gniewaj się, stary — mówi. — Biorę proszki, jestem samochodem rano wstaję do pracy, naprawdę nie nogę.

Już się dał nabrać! tłumaczy się! A przecież tłumaczyć się trzeba tylko z czegoś złego. Ato, żeja nie chcę pić, wcale nie jest czyś złym. Wtedy powinienem tylko powiedzjeć: „Nie, dziękuję”. Kiedy jednak ktoś zaczyna

 

się tłumaczyć, to już jakby przegrał. „Agresor” nie da mu spokoju:

— Nie żartuj — będzie kontynuował —jeden kieliszek ci nie zaszkodzi. Nawet pomoże na zdrowie. Posiedzisz trochę, to alkohol wywietrzeje i będziesz mógł prowadzić samochód.

liszka.

— No, dobrze— ulega namawiany — ale tylko pół kie-

— Oczywiście, pół — mówi solenizant i nalewa prawie cały. Zwyciężył.

Z blefem, myślę, spotkał się chyba każdy z nas. Może chodziło o papierosy, a może o alkohol? Może ktoś ironicznie pyta): „Co ty tak latasz do tego kościoła? Różaniec odmawiasz? Nie wygłupiaj się! Co ty, na księdza chcesz iść?” Przypomnij sobie. Zmieszałeś się wtedy? Zacząłeś się tłumaczyć? Poczułeś, jaki ten człowiek jest silny, a ty slaby ze swoją moralnością i religijnością?

Jak się bronić przed blefem? Oczywiście, sposób jest jeden. Człowiek musi być mocny duchem. Ten, który głęboko wierzy, który żyje w prawdziwej przyjaźni z Bogiem, nigdy nie da się na coś takiego nabrać. Ale zapytasz: Co konkretnie robić, kiedy znajdę się w takiej sytuacji?” Przede wszystkim absolutnie nie dać po sobie poznać zmieszania, nie zachwiać się w poczuciu słuszności swojej morabej postawy. Nie zaczynać się tłumaczyć! Absolutnie! Jeśli chodzi o konkretne rady, to chciałbym zwrócić uwagę, że ogromną siłę w odpieraniu takiego podstępu ma samo czyste spojrzenie. Redy ktoś będzie zarzucał cię argumentami, ironizował, namawiał, to patrz mu w oczy. Spokojnie, bez słów. Można wtedy odwrócić rolę. Niech on zacznie się tłumaczyć. Zacznij go pytać: „A moje życzenia ci nie wystarczyły? Koniecznie muszę pić za twoje zdrowie? A ty jesteś zwolennikiem tolerancji? Dlaczego więc cię denerwuje, że nie palę?” Mamy być tolerancyjni tylko wobec homoseksualistów czy także wobec zachowujących Boże przykazania? Gdyby ktoś zaczął natarczywie namawiać innych do modlitwy i do spowiedzi, zaraz podniósłby się krzyk, że to nietolerancja i religijna agitacja? A wolno kogoś natarczywie namawiać do alkoholu, papierosów czy seksu? Czy to nie jest łamanie sumienia?

Bardzo skutecznym sposobem obrony przed blefem jest poczucie humoru połączone, oczywiście, ze wspomnianą pewnością siebie, Oto siedzisz ze swoim chłopakiem nad brzegiem jeziora. Jest ciepła I cudowna noc. On przysuwa się coraz bliżej i zaczyna coś dwuznacznie mówić:

— Chyba nie będziemy tak bezczynnie siedzieli całą noc? Jesteś taka śliczna, a twoje włosy pachną tak cudownie.

Kiedy to mówi, jego ręce zaczynają być coraz bardziej aktywne, I co wtedy robić? Zacząć prosić, tłumaczyć się?Jeśli tak, to już przegrałaś. A może wyjąć chusteczkę i powiedzieć, udając, że nie wiesz, o co chodzi:

— Usmarkałeś się, chłopak! 0, wytrzyj sobie nos. A skarpetki to ty na pewno codziennie pierzesz?

Kiedy ktoś będzie ironizował na temat twojej religijności, pytając złośliwie, czy się nie wybierasz „na księdza”, odpowiedz:

— Nie mów nikomu, aleja idę nie na księdza, ale na papieża. Mam już sprawę nagraną. Będę się nazywał Jan Paweł VII.

Kiedy światowa koleżanka zacznie mówić z niedowierzaniem:

— Chodzisz z nim już tyle czasu i nic? Co wy, krzyżówki rozwiązujecie, w szachy gracie?

Odpowiedz wtedy:

— Bo my nie musimy tego robić. Dogadaliśmy się z jednym bocianem. Ma nam przynieść śliczną dziewczynkę. Już nawet wziął od nas zaliczkę.

Jeśli ktoś będzie miał pretensję, że gadasz od rzeczy, że traktujesz go niepoważnie, odpowiedz:

— Jak ty zaczynasz, tak ja kontynuuję. Ty mówisz głupio, to i ja w tej tonacji odpowiadam.

Wróćmy jednak do innych metod, jakimi posługuje się zły duch. Kolejnym sposobem jego działania jest zachwalanie towaru przez pokazywanie jedynie jego atrakcyjnej części.

Kiedy pracowałem jako kapelan w szpitalu chorób płucnych, zdarzyła mi się taka historia. Przyszedłem jak zwykle w sobotę na obchód mojego oddziału. Zajrzałem do pokoju pielęgniarek i wtedy jedna z nich powiedziała do mnie:

— Jak ksiądz będzie u tego nowego pacjenta spod czwórki, to proszę uważać. On jest bardzo... chory.

Zdziwiła mnie ta uwaga. Przecież wszyscy, którzy leżą w szpitalu, są bardzo chorzy. Zszedłem na parter i z pewną ciekawością udałem się właśnie pod czwórkę, aby zobaczyć bardzo chorego pacjenta. Leżał pod oknem iwyglądał dokładnie tak jak wszyscy inni. Kiedy zapytałem, czy chce się wyspowiadać, odpowiedział twierdząco. Ponieważ w sali było jeszcze dwóch panów, którzy nie mogli wyjść na czas spowiedzi, przysunąłem krzesło do łóżka chorego i pochyliłem się nad nim, by mógł mówić bardzo cicho do mojego ucha. Kiedy tylko zaczął mówić, to natychmiast przypomniałem sobie, co mówiła pielęgniarka. Z jego ust wydzielał się, mówiąc najdelikatniej, bardzo nieprzyjemny zapach. Odruchowo odwróciłem nieco głowę, ręką dyskretnie zasłoniłem nos. Wtedy spojrzałem niechcący na szatkę chorego. Pod blatem stała miseczka, do której chory pluł od czasu do czasu. Myślę, że nie ma sensu opisywać, co było w tej miseczce. Kiedy zakończyłem spowiedź, opuściłem salę i wróciłem do pokoju pielęgniarek. Zapytałem siostrę, na co ten człowiek jest chory. Wymieniła jakąś nazwę, która niewiele mi mówiła.

— Ale co to jest? — dopytywałem

— Jak by to księdzu powiedzieć — zastanawiała się pielęgniarka. — Po prostu gniją mu płuca.

— Ale od czego mu się to zrobiło? — zapytałem. Siostra uśmiechnęła się, rozłożyła ręce i powiedziała krótko:

Papieroski...

 

Jest jeszcze jeden sposób szatana, jakim nami manipuluje. Sposób wręcz niewiarygodny, ale — co jeszcze bardziej niewiarygodne — on skutkuje! Kiedy przed laty spędzałem wakacje w wiosce koło Mrągowa, córka gospodarzy, u których mieszkałem, pokazała mi niesamowitą rzecz. Złapała kurę, położyła ją na boku na ziemi i zaczęła udawać, że wiąże jej nogi. Majstrowała coś palcami przy nogach przerażonego ptaka, ale nie miała w ręku żadnego sznurka. Potem namalowała patykiem na ziemi przed oczami kury krzywą linię. Tak, jakby to leżał sznurek. Puściła kurę i ona.. leżała dalej! Nie była związana, ale myślała, że jest i pokornie leżała na boku! Zebym nie widział na własne oczy, to bym nie uwierzył. Dopiero po kilku minutach, kiedy podbiegł do niej pies, z wielkim gdakaniem i machaniem skrzydeł poderwała się na nogi.

Otóż szatan próbuje z nami zrobić to samo. Udaje, że nas związał i wtedy leżymy pokornie w grzechu, jak on sobie tego życzy. A gdy tylko próbujemy ruszyć się i wstać, zaraz nam mówi: „Nie próbuj. Nic z tego nie wyjdzie. Taki już będziesz. Ile razy robiłeś postanowienia i co? Wyszło coś z tego? Zobacz, inni nie są lepsi. A ilu gorszych od ciebie! Więc leż, leż cichutko. Wybij sobie z głowy myśli o pracy nad sobą, nad swoim charakterem. Jesteś w bagienku i będziesz w bagienku. 0- wszem, może i mógłbyś być lepszy, ale zobacz, jakie marne kazania mówią księża w twojej param. A katecheza jaka nudna! Więc odpuść sobie Kościół. To przecież i tak nic ci nie daje. Więc leż spokojnie, spokojniutko, nie rzucaj się.” Jakież kołysanki potrań śpiewać diabeł! I co wtedy trzeba zrobić? Powiem krótko: maksymalnie się wkurzyć. Na diabła i może na siebie!

Prowadziłem kiedyś rekolekcje w pewnej parafii. Po skończonej ostatniej nauce dla młodzieży były kwiaty i podziękowania, a kiedy byłem już w zakrystii, podeszła do mnie grupa młodzieży, pytając, czy jeszcze może porozmawiać.

 

 

— Nie gniewajcie się, ale nie da rady. Jest już po dziewiątej, siostra zamyka kościół, proboszcz na mnie czeku z kolacją, więc nie da rady. Może kiedy indziej.

Ze zrozumieniem, ale i pewnym zawodem, opuścili zakrystię. I kiedy miałem już wyjść z kościoła, wszedł jeszcze jakiś chłopak.

— Proszę księdza, czy można jeszcze na parę słów?

— Nie, naprawdę nie dam rady — odpowiedziałem i powtórzyłem swoje argumentY.

— Ale proszę, choć parę minut. Mam naprawdę ważną sprawę -t nalegał.

— Nie, dzisiaj naprawdę nic z tego. Może kiedyś się jeszcze spotkamy — powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi zakrystii. I wtedy stała się rzecz zaskakująca. Chłopak złapał mnie za rękę i prawie krzyknął:

— Musimy pogadać! Rozumie ksiądz?! Po prostu musimy!

—0, bracie! Jeśli tak, to rozmawiamy. Nie ma sprawy.

Problem był rzeczywiście ważny i rozmowa była długa. Kolacja wystygła. Proboszcz kręcił nosem. Ale cóż...

Wspominam tego chłopaka niemaiże z podziwem. Zwłaszcza wtedy, gdy młodzież mi mówi:

—w naszej parani są kiepskie kazania. przestaliśmy chodzić do kościoła.

Pytam wtedy:

— Ajak w waszej przychodni rejonowej będzie kiepski dentysta, to co? Przestaniecie leczyć zęby?

— No nie! Poszukamy innego — pada oczywista odpowiedź.

I to jest ta dziwna filozofia. Ludzie jeżdżą na drugi

koniec miasta do dentysty, jeżdżą na drugi koniec Polski, aby nastawić sobie kręgosłup, szukają w sąsiednim miasteczku dobrego mechanika samochodowego, a gdy przychodzi do spraw Bożych, to wielu stać tylko na słowa: „nie podoba mi się... nudne... przestałem chodzić...”

„Spij, nie próbuj, nie szukaj, leż spokojnie. Nic nie

znajdziesz, już taki będziesz...”

A pamiętacie ten stary dowcip? Diabeł oprowadza kogoś po piekle. Pokazuje mu kotły, gdzie ludzie gotują się w smole. Przy każdym kotle stoi dyżurny diabeł i każdego, kto próbuje się wydostać, z powrotem wpycha do smoły. Tylko kotła, w którym w smole gotują się Polacy, nie pilnuje żaden diabeł.

—Aco to?—pyta zwiedzający. — Dlaczego nikt ich nie pilnuje?

— A boz Polakami tak jest, że jak się który wychyli, to sami rodacy ściągną go w dół —wyjaśnia grzecznie diabeł.

Coś w tym jest. Zaprosił mnie kiedyś do siebie mój dawny kolega ze szkoły. Chciał, bym poźnał jego żonę, zobaczył ich malutkie dziecko. Na to spotkanie zaprosił także dwa małżeństwa z naszej dawnej klasy. Wieczór zapowiadał się bardzo miło. Zaczęło się oczywiście od wspomnień, ale potem mój duchowny stan sprowokował dyskusję o Kościele, o aborcji, o podatkach księży. Wszyscy moi przyjaciele i ich żony mieli zdanie odmienne od mojego. Próbowałem tłumaczyć, ale nic z tego. Było sześcioro na jednego, a poza tym z godziny na godzinę coraz trudniej było dyskutować, bo całe towarzystwo, oprócz mnie, popij alo kolację nie tylko herbatą. Temperatura dyskusji rosła coraz bardziej, oczy rozmówców

— zwłaszcza panów — szkliły się już dość mocno i argumentem ty padały coraz mocniejsze. W końcu nie tyle obrażony, co nieco zaskoczony — przecież to byli katolicy — podziękowałem gospodarzom, pożegnałem się z wszystkimi i wróciłem do domu.

Następnego dnia pierwsza zadzwoniła Monika:

— Nie gniewaj się, Piter. Jakoś tak wyszło. Powiem ci zresztą, że my z Jackiem wcale tak nie myślimy, tylko Krzysiek jest taki antyklerykał. Trochę daliśmy się w to wszystko wciągnąć.

Mniej więcej za godzinę zadzwonił Krzysiek:

_Pitrzak?_zwłaścinm sobiewdziękiem krzyczał do słuchawki. —Ty, chyba się nie obraziłeś? Wiesz, ta moja baba czyta to „Nie” Urbana i tak jej to w głowie namieszało. Wiesz, że ja zawsze byłem z Kościołem.

A wieczorem tego dnia przyszli Bogdan z Elą.

— Piotrze, tak sobie pomyśleliśmy, że byłoby wspaniale, gdybyś to ty właśnie ochrzcił nasze dziecko.. Widzisz, my mamy takie swoje różne wątpliwości i pytania co do Spraw wiary I Kościoła, ale to nie jest tak, jak wczoraj wyszło. Wiesz, tak teraz wszyscy gadają, to i człowiek piecie takie głupstwa...

Kochani ludzie, porządni ludzie, ale jak się nawzajem pilnowali tamtego wieczoru.

Wszystkie te chwyty diabła kończą się często powodzeniem. A to dlatego, że udaje mu się wykreować siebie samego na serdecznego przyjaciela każdego z nas.

„1

58

Zgłoś jeśli naruszono regulamin