Rozdział 20.doc

(67 KB) Pobierz
Rozdział 20

 

 

Rozdział 20

 

 

 

 

Autorstwo:

 

julcia19998

aleksandra19950

 

 

 

 

 

Miłego czytania :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

- Mam dla państwa pewną wiadomość – W końcu powiedział lekarz po moich trzech dniach spędzonych przy Belli w szpitalu. Nadal niestety się nie obudziła, a minęły trzy dni. Cholerne trzy dni czekania. Wszyscy spojrzeli na lekarza wyczekująco.

Przykro mi, ale w przypadku, gdy Isabella nie obudzi się w przeciągu następnych dwóch dni, to istnieje niestety prawdopodobieństwo, że może się już nie wybudzić.Podczas, gdy lekarz do nas mówił wierciłem się nerwowo, lecz z chwilą, kiedy doszły do mnie jego słowa zatrzymałem się. Nie mogłem uwierzyć, a przede wszystkim nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że mogę znów ją stracić. Miałem wrażenie, że każde jego słowo, które przed chwilą powiedział odbijało się teraz echem w mojej głowie.

- Jak to? To niemożliwe! - Zerwałem się z cholernie niewygodnego szpitalnego krzesła – Moja Bells jest silną dziewczyną! W stu procentach w ciągu dwóch dni się obudzi! Musi się obudzić... - Opadłem z powrotem na krzesło i schowałem twarz w dłonie. Miałem łzy w oczach, a podobno faceci nie płaczą... Jasne… - Przemknęło mi przez myśl. Z drugiej jednak strony jak miałem nie płakać? Moja dziewczyna leży na szpitalnym łóżku i walczy o życie! Każdy normalny zakochany człowiek przechodziłby teraz piekło.

Kurwa, Edward ale z Ciebie ciota! - Podpowiedział mi drugi głosik w głowie. Zamiast siedzieć i się mazgaić, powinieneś siedzieć przy Niej i ją trzymać za rękę, przecież w każdej chwili może się obudzić!

Kurczaki!* Zerwałem się z krzesła i nie patrząc na nikogo pognałem do Sali, w której leżała. Wpadłem jak burza, a następnie usiadłem na stołku znajdującym się obok jej szpitalnego łóżka. Delikatnie wziąłem ja za rękę.

- Bells, malutka nie rób mi tego. Proszę Cię, nie zostawiaj mnie... Nie zostawiaj mnie drugi raz… Jesteś już bezpieczna, obiecuję Ci, tylko wróć, wróć do mnie, do nas. - Powiedziałem, a pod koniec mojej wypowiedzi mój głos zadrżał. Usilnie starałem się walczyć ze łzami, zwłaszcza teraz, kiedy obok mnie pojawiła się Alice.

- Edwardzie... Poczułem jej dłoń na moim ramieniu. Wiedziałem, że przez ten mały gest chce pokazać mi, ze nie jestem z tym sam. Powolnym ruchem podniosłem się z krzesła, a następnie przytuliłem się do dziewczyny jak dziecko do matki. Po prostu brakowało mi już sił. Objęła mnie mocniej i wyszeptała.

- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz niedługo się obudzi – Jednak mimo wszystko poczułem jak jedna, pojedyncza łza spływa jej po policzku i ląduje na mojej koszulce.

- Ej, chochliku – Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami teraz już wypełnionymi łzami. – Tylko mi się tu nie rozklejaj – Uśmiechnęła się słabo i zajęła moje miejsce przy Belli.

- Cześć Bell. Stęskniłam się za Tobą. Jakoś się wszyscy trzymamy... I nie martw się o tego bydlaka. Nawet Cię już nigdy nie dotknie. Edward i ja o to zadbamy, co ja gadam cały nasz zespół nie pozwoli mu się do Ciebie zbliżyć nawet na krok. Twoim zadaniem teraz jest tylko to, abyś szybko do nas wróciła. Jak już wydobrzejesz obiecuję Ci, że razem z Rose Esme zrobimy sobie babski wieczór. Będziemy oglądały romansidła, objadały się lodami i przegadamy całą noc. Wiesz co? Strasznie schudłaś odkąd Cię ostatnim razem widziałam w L.A. Jesteś strasznie blada, ale już całe szczęście nie tak blada jaką cię znaleźliśmy... - Do sali wszedł Jasper, Rose i Emmet. All spojrzała na nich, uśmiechnęła się lekko, następnie kontynuowała swoją wypowiedź.– Właśnie Jazz, Rose i Emm tu przyszli. Wszyscy mamy nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz... Kochamy Cię – Teraz już Alice całkowicie się rozkleiła. Musiałem jej to przyznać, ze do tej pory całkiem nieźle się trzymała, ale jak widać te wszystkie tłumione uczucia wyszły już na światło dzienne. Jasper widząc jej załamanie podszedł do błękitnookiej szybkim krokiem i od razu ją przytulił.

 

Bella

 

Znajdowałam się w długim korytarzu. Wszędzie było ciemno. Jedynie na końcu tego korytarza widziałam światło. Bałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Zaczęłam szybko biec z jedną myślą – byle do światła. W końcu dobiegłam. Zdyszana stanęłam i patrzyłam na dwie pary białych drzwi. Nagle obie pary drzwi się otworzyły, a pomiędzy nimi pojawiła się Ona. Kobieta, którą kocham i zawsze kochałam. Kobieta, która na zawsze będzie w moim sercu.

- Witaj Bells. Kochanie, musisz wybrać. Wybrać między życiem z przyjaciółmi i rodziną, a życiem ze mną – Wzięła mnie za rękę i przeszłyśmy przez pierwsze drzwi.

- Ale ja chcę i przy Tobie babciu być i przy nich. Kocham Was, wszystkich – Rzekłam i wtedy to zobaczyłam. Ujrzałam Edwarda siedzącego na krześle na szpitalnym korytarzu. Twarz miał schowaną w dłoniach. Nieopodal stała Alice wtulona w Jaspera. Szlochała. Słychać było jej płacz. Emmet i Rose siedzieli na krzesłach. Misiek głowę miał odchyloną do tyłu, tak że opierała się o ścianę, a Rose swoją głową była oparta o ramię swojego chłopaka. Oboje z Rose trzymali się za ręce. Obie moje przyjaciółki miały łzy w oczach. Carlisle rozmawiał z lekarzem, machając zawzięcie rękami. Renne... Moja kochana mama siedziała i trzymała coś w rękach. Obok niej siedziała Esme. Mówiła coś do niej, chciała ją chyba jakoś uspokoić, pocieszyć.

- Oni wszyscy Cię kochają – Usłyszałam te cztery słowa. Następnie obraz zamazał się i ujrzałam salę szpitalną. Na łóżku ktoś leżał. Ja tam leżałam! Byłam podłączona do różnych sprzętów i rurek. Edward siedział obok mnie i trzymał mnie za rękę. Samotna łza spłynęła mu po policzku.

- Edwardzie... - Powiedziałam i chciałam go dotknąć, ale nie mogłam. Moja ręka przenikała przez Niego, jakbym była duchem.

- Nikt Nas teraz nie widzi – Powiedziała brązowowłosa z niektórymi kosmykami w kolorze siwym. Obraz znów się zamazał i znalazłyśmy się w niebie.

- Było by tu, jak za dawnych czasów.Następnie znalazłyśmy się znów na korytarzu. Babcia rzekła:

- Kiedy się zdecydujesz, wejdź w te drzwi które wybierasz – I już jej nie było.

- Nie! Proszę... Nie zostawiaj mnie... Zostań!- Łzy popłynęły mi po policzkach.

Bella, zbierz się do kupy! - Podpowiedział mi głosik w głowie.

Popłakać sobie nie można? Czasem jest to potrzebne! - Usłyszałam drugi głosik. Czułam się tak, jakby na obu ramionach siedziały małe duszki. Z jednej strony mała czarno- czerwona Bella z rogami, z drugiej mała Bella w bieli ze skrzydełkami. Jedna mówiła: wybierz Babcię, natomiast druga: wybierz przyjaciół i rodzinę.

Przecież i tak kiedyś będziesz z babcią! - Podpowiedział aniołek.

Po co czekać? Możesz z nią być teraz! - Mówił diabełek.

Nie możesz ich zostawić! Oni wszyscy Cię kochają! - Znów usłyszałam Aniołka. Ugh! Mam tego dość! Czy ja zwariowałam, czy co? Może to jest dowód na to, że jednak mam coś z głową? Na dodatek rozmawiam sama ze sobą! Chyba rzeczywiście muszę mieć coś poważnego ze swoją psychiką.

Przed oczami przeleciały mi wszystkie chwile spędzone z Edwardem, przyjaciółmi, rodzicami... Moje rozmyślania przerwał głos Alice.

- Cześć Bell. Stęskniłam się za Tobą. Jakoś się wszyscy trzymamy... I nie martw się o tego bydlaka. Nawet Cię już nigdy nie dotknie. Edward i ja o to zadbamy, co ja gadam cały nasz zespół nie pozwoli mu się do Ciebie zbliżyć, nawet na krok. Twoim zadaniem teraz jest tylko to, abyś szybko do nas wróciła. Jak już wydobrzejesz obiecuję Ci, że razem z Rose i Esme zrobimy sobie babski wieczór. Będziemy oglądały romansidła, objadały się lodami i przegadamy całą noc. Wiesz co? Strasznie schudłaś odkąd Cię ostatnim razem widziałam w L.A. Jesteś strasznie blada, ale już całe szczęście nie tak blada jaką cię znaleźliśmy... - Do sali wszedł Jasper, Rose i Emmet. All spojrzała na nich, uśmiechnęła się lekko, następnie kontynuowała swoją wypowiedź.– Właśnie Jazz, Rose i Emm tu przyszli. Wszyscy mamy nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz... Kochamy Cię.– Pod koniec jej głos się załamał. Sama miałam łzy w oczach. Ale z drugiej strony pokusa również była silna. Babcia... Tak bardzo ją kocham. Zawsze przy mnie była. Była jak druga matka, gdy mama pracowała lub była zajęta to ona zajmowała się mną... Ona uczyła mnie od najmłodszych lat śpiewu. Zapisała mnie na moje pierwsze lekcje, a z wiekiem pilnowała, abym rozwijała tą pasję. Zawsze trzymała za mnie kciuki, aby udało mi się zrobić międzynarodową karierę. Chciała dla mnie wszystkiego co najlepsze z obu światów. Ze świata zwykłej dziewczyny jak i zarówno świata międzynarodowej gwiazdy... Chciała, żebym spełniła swoje marzenia. Kocham ich wszystkich... Moją mamę, która zawsze mnie rozumiała i kochała, zawsze spełniała wszystkie moje zachcianki i też, tak jak Babcia chce, aby spełniły się moje marzenia. Mojego kochanego tatę, który prawie zawsze jest w pracy. Oczywiście poza niedzielami i świętami. No i może, gdy jest jakaś ważna okazja np. moje urodziny, albo rocznica ślubu jego i mamy (Mama zawsze każe mu brać w takie dni wolne).

Edwarda, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i nie potrafię bez niego żyć. Alice, która zawsze jest zakręcona i ma tysiąc pomysłów na minutę i lubi robić ze mnie swoją lalkę Barbie. Jaspera, na którego zawszę mogę liczyć i wiem że zawsze jest gotowy mnie wysłuchać, poradzić... Po prostu być przy mnie. Rose, która jest najwspanialszą i najpiękniejszą dziewczyną na ziemi i niestety tak jak Alice kocha ciągać mnie po sklepach i wybierać mi ubrania. Emmeta, który jest moim starszym bratem, moim miśkiem, który zawsze mnie rozumie (no przynajmniej stara się) i zawsze potrafi pocieszyć i rozweselić. Esme, która jest moją jakby zastępczą matką. Zawsze potrafi wysłuchać, powiedzieć co myśli, czy nawet okazać trochę ciepła i troski. Carlisla, który potrafi być surowy, ale potrafi również być ciepły i dawać przykład. Są to osoby które kocham najbardziej na świecie i zrobiłabym dla Nich wszystko. I nie chcę skazywać ich na cierpienie, bo nie byłam wystarczająco silna i wybrałam śmierć. Dlatego, podniosłam się z ziemi i weszłam do pierwszych drzwi.

 

Edward.

 

Siedziałem na krześle, obok łóżka, na którym leżała Bella. Delikatnie trzymałem jej dłoń. Razem ze mną w sali była Renne, Alice, Rosalie, Jasper i Emmet. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie poczułem delikatny ruch ręki. Bella delikatnie ścisnęła moją dłoń. Ledwo ten uścisk poczułem, gdyż był bardzo słaby.

- Bella? Słyszysz mnie? Kochanie, spróbuj otworzyć oczy... - Poprosiłem. Wszyscy podeszli bliżej Belli i patrzyli na nią. Delikatnie drgnęły obie powieki Bells a następnie od razu je opuściła. Słońce przedostało się przez do połowy zasunięte żaluzje.

- Razi mnie... - Bardzo cicho wyszeptała. Renne pierwsza doskoczyła do żaluzji i zaciągnęła je na dół. Isabella otworzyła powoli oczy. All rzuciła się do Niej i ją delikatnie przytuliła.

- Bells... Tak się bałam. Spróbuj jeszcze raz nam coś takiego wywinąć! - Ostrzegła i zaczęła się śmiać przez płynące z jej oczu łzy szczęścia. Renne podała jej kubek ze słomką z wodą. Napiła się i powiedziała.

- Ja też się cieszę All, że Cię widzę – Było to raczej skrzeczenie, niż zwykłe mówienie. Odchrząknęła.

- Och, córeczko... - Przytuliła ją Renne.

 

Bella

 

- Mama... - Wyszeptałam z lekkim uśmiechem. Miałam ochotę wyskoczyć z łóżka i zapewnić ją że nic mi nie jest.

- Córeczko... - Przytuliła mnie delikatnie. Wtuliłam się w nią i zaciągnęłam jej zapachem. Zawsze lubiłam zapach mojej mamy. Pachnie świeżą kawą i mydełkiem dove. Po chwili puściła mnie i usiadła na skraju łóżka, na którym leżałam. Dopiero teraz zauważyłam, że wyglądała na zmęczoną i zdenerwowaną.

- Dzięki Bogu, że się wreszcie obudziłaś – Zdałam sobie właśnie sprawę, że nawet nie wiem ile byłam nieprzytomna.

- Ile tak właściwie byłam nieprzytomna?

- Już sobota córeczko. Trochę to trwało – Ale moment... A kiedy się moje spotkanie z Nim zdarzyło? Doszłam jednak do wniosku, że nie chcę o tym myśleć.

- A kiedy..? - Jednak wyrwało mi się. Renne zrozumiała o co mi chodzi i już miała otwierać usta i odpowiedzieć, gdy ktoś ją wyprzedził.

- W środę – Usłyszałam miękki baryton. Spojrzałam na miedzianowłosego. Odwrócił wzrok i patrzył na swoje dłonie. Też odwróciłam głowę i patrzyłam na Miśka z Rose. Rosalie uśmiechnęła się do mnie, a ja lekko odwzajemniłam uśmiech.

- Kochanie, może mam zawołać pielęgniarkę, aby podała ci jakieś leki przeciwbólowe? Masz sporo obrażeń – Wiem to, aż za dobrze!

- Nie trzeba. Na razie jeszcze nie czuje, aby coś mnie bolało – skłamałam. Nie chciałam teraz zasypiać, bo przecież dopiero się obudziłam.

- Miałaś szczęście że doktor Cullen był wtedy z chłopcami. To naprawdę świetny lekarz.

- Poznałaś Carlisle'a?

- Owszem. I Esme również – Przyznała. Zauważyłam, że reszta opuściła salę dając nam trochę prywatności.

- Nic mi nie wspomniałaś o tym, że masz w L.A. tyle dobrych przyjaciół... - Powiedziała, patrząc na plecy Edwarda, który jako ostatni opuszczał salę. Głośno jęknęłam.

- Co boli? - Zaniepokoiła się.

- Nic, nic... Zapomniała że nie mogę się aż tak bardzo ruszać – Posłałam jej słaby uśmiech – A gdzie tata? - Jak najszybciej starałam się zmienić temat.

- Tata? Tata, jak to tata. Siedzi w pracy i jest zawalony papierkową robotą. Ale prawie całą noc spędził przy Tobie, kochanie. Wieczorem ma wpaść – Posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam.

- I remontujemy dom. Chcemy nieco przerobić salon na większy, połączyć go z jadalnią i barkiem. W jadalni chcemy położyć nowe panele i przemalować ściany. Jakby taki generalny remont. No i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin