Poszukiwania w wierze.pdf
(
929 KB
)
Pobierz
734850757 UNPDF
SŁOWO WSTĘPNE
Nie jest tak, żeby katolik umiał odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania religijne, które mu się
nasuwają, i na wszystkie zarzuty przeciwko wierze, które do niego dochodzą. Nie da się jednak być
wierzącym na serio, jeśli komuś nie zależy na ciągłym pogłębianiu swej wiedzy religijnej i jeśli
ktoś w ogóle nie szuka odpowiedzi na przynajmniej najbardziej gorące pytania i zarzuty, które
przed nim stają.
Już ćwierć wieku -- dokładnie od roku 1973 -- odpowiadam w miesięczniku W drodze na
nadchodzące od czytelników pytania, dotyczące wiary, Kościoła, Pisma Świętego, sensu życia,
poszczególnych zagadnień etycznych itp. Opublikowane tam listy wydałem następnie w czterech
książkach (oprócz książki niniejszej są to: Szukającym drogi, Pytania nieobojętne oraz Nadzieja
poddawana próbom). Ponieważ odnośna rubryka
w miesięczniku W drodze wciąż żyje i podejmuję tam coraz to nowe pytania, z którymi różni
ludzie się do mnie zwracają, zapewne za jakiś czas ukaże się jeszcze piąty tomik w tej serii.
Sądzę, że nie da się obiektywnie ustalić stopnia ważności poszczególnych pytań. Pytanie, które
komuś wyda się nieważne lub czysto akademickie, dla kogoś innego może mieć znaczenie
kluczowe w odkrywaniu logiki wiary, a nierozwiązanie może stać się przeszkodą nie do pokonania
w drodze do Boga. Odpowiadając od wielu lat na pytania, dotyczące wiary i moralności, nauczyłem
się podejmować z całą powagą również te pytania, które na pierwszy rzut oka mogą wydać się
błahe lub tylko luźno związane z wiarą.
Być może ta lub inna moja odpowiedź wyda się zupełnie niezadowalająca, a na pewno żaden z tych
listów nie zawiera odpowiedzi wyczerpującej. Z drugiej jednak strony ufam, że w książce tej (jak i
w trzech pozostałych) można znaleźć nie tylko próbę odpowiedzi na niektóre pytania, jakie każdy z
nas rzeczywiście sobie stawia. Mam nadzieję, że przedstawia ona pewien styl myślenia religijnego,
który pogłębia umiejętność radzenia sobie z rozmaitymi problemami religijnymi i moralnymi, jakie
mogą się w naszym horyzoncie pojawić. Było bowiem moim zamiarem podejmować poszczególne
pytania w sposób twórczy i samodzielny, a zarazem w jak największej łączności z naszymi ojcami
w wierze. Jest to styl myślenia religijnego i moralnego typowo katolicki. Do czytelnika należy osąd,
w jakim stopniu zamysł ten udało mi się zrealizować.
Przede wszystkim jednak nie zapomnijmy o tym, że pogłębianie swojej wiedzy religijnej jest
wprawdzie czymś bardzo ważnym, ale to tylko środek do celu. Celem wiary jest Jezus Chrystus.
Być chrześcijaninem znaczy szukać bliskości z Chrystusem, który żyje, otwierać się na Jego światło
i moc. Być chrześcijaninem-katolikiem znaczy szukać Chrystusa w Kościele, który, jak zakochana
małżonka, wprowadza nas w głębię nauki swojego Oblubieńca i Mistrza, umożliwia nam dotarcie
do Jego potężnej miłości, a nawet bezpośrednie uczestnictwo w Jego Najświętszej ofierze i
karmienie się Jego Ciałem. Żyjący Chrystus jako towarzysz i Pan mojego codziennego życia jest
ostateczną odpowiedzią na różne pytania religijne, jakie przed nami stają.
Dlatego nie bójmy się pytań, dotyczących naszej wiary. Różne religijne trudności, a nawet
wątpliwości, zawierają bowiem w sobie obietnicę większego zbliżenia do Chrystusa.
Jacek Salij OP
WIERZĘ W BOGA
Wyjdźmy od stwierdzenia św. Tomasza z Akwinu, że czym innym jest uznawać prawdziwość
zdania: "Bóg istnieje", czymś zaś zupełnie innym jest wierzyć w Boga.
Spójrzmy na to rozróżnienie w perspektywie relacji między mną a tobą. Jeśli jesteś moim
współmałżonkiem, ojcem lub matką, dzieckiem lub przyjacielem, uczniem lub przełożonym, twoje
istnienie jest przecież dla mnie czymś oczywistym. Ale zarazem ja w ciebie mogę wierzyć lub nie
wierzyć, tak samo jak ty we mnie, zaś moja wiara w ciebie może oznaczać dwie różne rzeczy. Jeśli
się stało z tobą coś złego, na przykład popadłeś w alkoholizm albo rozregulowałeś się moralnie,
moja wiara w ciebie oznacza, że nie uważam cię za człowieka zupełnie straconego; nawet wbrew
ludzkiej nadziei, będę się mobilizował i poświęcał, aby ci pomóc wyjść na prostą drogę.
Moja wiara w ciebie może też przybrać inną postać. Uważam cię za człowieka szczególnie
mądrego, dobrego, silnego, doświadczonego itp., i to daje mi iskierkę nadziei w sytuacji, która mnie
przerasta. Załóżmy, że to ja jestem alkoholikiem i liczne moje próby wyrwania się z tego nałogu
spełzły na niczym. Ale oto widzę (początkowo z niedowierzaniem), że ty uwierzyłeś w moje
uzdrowienie, nie żałujesz sił, aby mi dopomóc, i czynisz to bardzo mądrze. Powoli zaczynam w
ciebie wierzyć, chwytam się podanej mi przez ciebie ręki, i to, co jeszcze niedawno było
niemożliwe, coraz bardziej staje się rzeczywistością: niewolę alkoholową mam już za sobą. Rzecz
jasna, na twoją wiarę we mnie mogę również zareagować inaczej. Mogę mieć gdzieś twoje wysiłki,
nawet jeśli są mądre i przepełnione prawdziwą życzliwością, i wcale w ciebie nie uwierzyć.
Wówczas moja sytuacja jest nadal beznadziejna, tak jak była.
Uzbrojeni w powyższe intuicje, przyznamy zapewne rację św. Tomaszowi, który twierdził, że
można bez żadnych zastrzeżeń uznawać istnienie Boga, a zarazem być człowiekiem niewierzącym.
Można przecież uznawać istnienie Boga tylko dlatego, że rozum tego się domaga, albo w
przerażeniu przed perspektywą ostatecznego bezsensu. Wiara w Boga zaczyna się dopiero
wówczas, kiedy w Bogu Żywym znajduję źródło światła i mocy, kiedy spotykam Go w różnych
okolicznościach mojego życia jako Kogoś Kochającego. Wierzę naprawdę w Boga, jeśli całą, na
jaką mnie stać, głębią mojego jestestwa wiem, że On zasługuje na to, abym ja oraz każdy z moich
bliźnich zawierzył Mu całego siebie.
Tylko dlatego mogę wierzyć w Boga, że najpierw Bóg uwierzył we mnie. W Piśmie Świętym oraz
w nauczaniu Kościoła ta wiara Boga w człowieka nazywana jest łaską bądź miłosierdziem. Ale
uwaga: nasze wyobrażenia na temat łaski Bożej niekiedy są bardzo dalekie od prawdy. Bierze się to
stąd, że zbyt rzadko nasze wyobrażenia o Bogu porównujemy z tym, co On sam nam objawił w
Jezusie Chrystusie. Łaska Boża powinna nam kojarzyć się przede wszystkim z dobrym pasterzem,
który szuka zagubionej owcy; z kochającym ojcem, który cierpi z powodu swego marnotrawnego
syna i nie może się doczekać jego powrotu; z lekarzem i samarytaninem, który z miłością pochyla
się nad człowiekiem trędowatym lub poranionym, i doprowadza go do zdrowia.
Moja wiara w Boga jest możliwa dlatego, że Bóg pierwszy uwierzył we mnie, mimo że jestem
wobec Niego większym niewdzięcznikiem, niż to sobie uświadamiam. To właśnie wyraża
tradycyjna formuła, że wiara w Boga jest łaską. Mianowicie łaską jest to, że mogę w Bogu szukać
ratunku i że odnajduję w Nim kochającego Ojca; że mogę Mu zawierzyć siebie samego i ocalić
swoją duszę, choćbym nawet się znalazł w sytuacji przekraczającej moją ludzką wytrzymałość.
Tym bardziej łaską jest to, że właśnie w Bogu mogę szukać ochrony przed sobą samym, On
bowiem ma moc wyzwolić mnie nawet z mojej grzeszności.
Z powyższego wynika, że miarą mojej wiary w Boga nie jest stan mojej świadomości, ale to, co
zwykło się nazywać stanem mojej duszy. Choćby mówienie: "Panie, Panie!" napełniało mnie
niewysłowioną słodyczą, choćbym mocą mojej wiary wyrzucał złe duchy, przenosił góry i czynił
inne cuda, marna jest ona, jeśli nie przemienia mnie samego. Ale z drugiej strony: Choćby ogarnęły
mnie takie ciemności, że nie odczuwam już nawet tego, że Bóg istnieje, nic mi to nie zaszkodzi, a
może wręcz przyśpieszy moje duchowe dojrzewanie, jeśli tylko oburącz trzymam się prawa
miłości, również wówczas, kiedy jest to niezgodne ze zdrowym rozsądkiem lub ponad moje siły.
Nie wytrwałbym bowiem w takich sytuacjach w postawie prawdziwej miłości, gdybym
obiektywnie nie był blisko Boga i gdyby On mnie nie umacniał.
Tutaj wtrąćmy radę dla człowieka niewierzącego, który nie wie jeszcze nawet tego, czy Bóg
istnieje, chciałby jednak w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o Boga uniknąć zarówno
nieuzasadnionej pewności, jak nieuzasadnionego agnostycyzmu. Otóż podstawową sprawą, kiedy
pytamy o istnienie lub nieistnienie jakiegoś bytu, jest wybór odpowiedniej metody poszukiwania
odpowiedzi. Kiedy zaczęto liczyć się z istnieniem bakterii, uświadomiono sobie, że problemu tego
nie da się rozstrzygnąć bez skonstruowania odpowiednio doskonałego mikroskopu. Kiedy nie
wiedziano, czy w układzie słonecznym istnieje Neptun, a po jego odkryciu, czy istnieje jeszcze
Pluton, było rzeczą jasną, że potrzebne są coraz większe teleskopy.
Jaką metodę należy zastosować, kiedy ktoś nie wie jeszcze, czy istnieje Bóg? Otóż nie wystarczy
zauważyć -- o czym wie każde dziecko -- że jest On niewidzialny. My nie tylko nie możemy Go
zobaczyć, ale w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zająć wobec Niego pozycji z zewnątrz. "W
Nim bowiem żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,28). On -- jak zauważa św. Augustyn -- jest
bliższy mi niż ja sam sobie. Jeśli zatem Bóg istnieje (mówię teraz do człowieka niewierzącego), to
wszelkie moje poszukiwanie Go dokonuje się bezpośrednio w Jego obecności.
Co z tego wynika? To przede wszystkim, że jałowe będzie moje szukanie Boga, jeśli interesuje
mnie głównie pytanie o pierwszą przyczynę wszechrzeczy. Choćbym bowiem uzyskał absolutną
pewność, że Bóg istnieje -- przypomnijmy spostrzeżenie św. Tomasza -- wciąż jeszcze byłbym
człowiekiem niewierzącym. Jak do poszukiwań astronomicznych niezbędne są teleskopy, tak -- jeśli
ja naprawdę chcę szukać Boga Prawdziwego -- muszę to czynić nie tylko intelektem, ale całą moją
życiową postawą, poniekąd całym sobą, przede wszystkim poprzez oczyszczanie się ze zła oraz
kształtowanie w sobie postawy miłości.
Jeśli zaś właśnie w ten sposób Go szukam, to niewątpliwie czynię to już w przestrzeni Jego łaski,
nawet jeśli nie jestem jeszcze pewien Jego istnienia. Pan Jezus mówił o tym bardzo prosto:
"Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5,8). Z prawdy tej wynika,
że nawet kiedy już Boga znalazłem i pokochałem Go całym sercem, nie wolno mi przestać Go
szukać. Ostatecznie bowiem znajdę Go dopiero wówczas, kiedy zobaczę Go twarzą w twarz na
życie wieczne.
Na koniec wspomnę o czymś, co dla nas w Bogu jest szczególnie fascynujące. Mianowicie Bóg dla
każdego z nas jest Kimś Absolutnie Najbliższym. On kocha mnie bardziej niż ktokolwiek z moich
najbliższych, na moim dobru zależy Mu daleko więcej niż mnie samemu. "Choćby mnie opuścili
ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie" (Ps 27,10; por. Iz 49,15; Syr 4,10). To chyba
oczywiste: przecież to Bóg uzdalnia nas do wzajemnej miłości, przecież z Niego to płynie, że dla
różnych ludzi jestem kimś drogim, a również ja czuję się głęboko związany z moimi najbliższymi.
To On również uzdalnia mnie do tego, że zależy mi na moim dobru. Z kolei to mój grzech jest
przyczyną tego, że potrafię skrzywdzić nawet ludzi sobie najbliższych, a własnego dobra szukam w
sposób absurdalny, mianowicie niszcząc siebie i innych.
Im więcej to wszystko sobie uświadamiam, tym więcej będzie mnie radowało przykazanie, że Boga
muszę kochać z całej duszy, z całego serca, ze wszystkich sił i ze wszystkich myśli. Odkrywa ono
najistotniejszą prawdę zarówno o Bogu, jak o nas samych oraz o rzeczywistości, w której Bóg nas
umieścił. Logikę tego przykazania najwyraźniej można zobaczyć w świetle tego wydarzenia, które
miało miejsce dwa tysiące lat temu: że Jednorodzony Syn Boży, będący jedno ze swym
Przedwiecznym Ojcem, dla nas stał się jednym z nas i dał się ukrzyżować. Czy trzeba bardziej
przekonującego dowodu, że Ten, który chce, abyśmy Go kochali z całej duszy i ze wszystkich sił,
szuka bezinteresownie naszego dobra?
W JAKIM SENSIE BÓG JEST KIMŚ OSOBOWYM?
"Mam zbyt wzniosłe pojęcie o Bogu, żeby uznać, że jest On osobą. Wyobrażać Go sobie jako osobę
to czynić Go kimś na obraz i podobieństwo człowieka. A przecież nie powinno się przypisywać
Bogu naszych ludzkich ograniczeń. Można dopuścić osobowe wyobrażenia Boga u ludzi prostych
oraz u początkujących na drodze wiary. Ale ludzie religijnie zaawansowani winni z takimi
wyobrażeniami zerwać".
Kiedy człowiekowi, który głosi te poglądy, zwróciłam uwagę na to, że takiego Boga nie sposób
kochać ani się do Niego modlić, odpowiedział, że naiwnością jest sądzić, iż Bóg słyszy i rozróżnia
każdą z milionów i miliardów modlitw, jakie ludzie codziennie do Niego zanoszą.
Przypominają mi się wspaniałe teksty biblijne, w których syn Syracha wydobywa naiwność
wyobrażeń, jakoby -- skoro jest nas na świecie tak wielu -- Bóg nie był w stanie zajmować się
każdym z nas poszczególnie:
Nie mów: Ukryję się przed Panem
i któż z wysoka o mnie pamiętać będzie?
W wielkim tłumie nie będę rozpoznany
i czymże jest moja dusza w bezmiarze stworzenia? (Syr 16,17)
Kilka rozdziałów dalej syn Syracha ostrzega przed naiwnym przypuszczeniem, jakoby Bogu mogło
nie starczyć uwagi na zauważenie wszystkich czynów każdego z nas:
Człowiek popełniając cudzołóstwo
mówi do swej duszy: Któż na mnie patrzy?
Wokół mnie ciemności, a mury mnie zakrywają,
nikt mnie nie widzi: czego mam się lękać?
Najwyższy nie będzie pamiętał moich grzechów!
-- Tylko oczy ludzkie są postrachem dla niego,
a zapomina, że oczy Pana,
nad słońce dziesięć tysięcy razy jaśniejsze,
patrzą na wszystkie drogi człowieka
i widzą zakątki najbardziej ukryte. (Syr 23,18n)
Owszem, autorzy natchnieni bardzo lękają się tego, że nasze modlitwy mogą do Boga nie dotrzeć,
toteż w Biblii często słychać błaganie: "niech dojdzie do Ciebie moje wołanie!" Ale jeśli niekiedy
tak się zdarza, że nasze modlitwy do Boga nie dochodzą, dzieje się tak nie dlatego, jakoby
słuch Jego był tak przytępiony,
by nie mógł usłyszeć.
Lecz wasze winy wykopały przepaść
między wami a waszym Bogiem;
wasze grzechy zasłoniły Mu oblicze
przed wami tak, iż was nie słucha. (Iz 59,1n)
Z listu Pani trudno wywnioskować, co rządzi myśleniem owego człowieka o Bogu: intuicja, że nie
powinno się przypisywać Bogu naszych ludzkich ograniczeń, czy też decyzja, aby z naszych pojęć
Plik z chomika:
Alhambra_5p
Inne pliki z tego folderu:
Szukającym drogi cz.1.pdf
(76265 KB)
Szukającym drogi cz.2.pdf
(36445 KB)
Pytania nieobojętne.pdf
(9855 KB)
Matka Boża - Aniołowie - Święci.pdf
(687 KB)
Poszukiwania w wierze.pdf
(929 KB)
Inne foldery tego chomika:
101 Pytań
ADORACJE - GODZINA ŚWIĘTA
Aniołowie
Apokryfy
Apostołowie
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin