Praktyczne kształcenie myślenia- Steiner Rudolf.txt

(35 KB) Pobierz
 TYTUL: PRAKTYCZNE KSZTA�CENIE MY�LENIA
 AUTOR: Rudolf Steiner
 
 OPRACOWAL : Karol Kusmirek (kusmir@kki.net.pl)
 ----------------------------------------------------------------
---------


Wyk�ad w Kole Towarzystwa Antropozoficznego
 w Karlsruhe 18.I.1909r. 

Tytu� orygina�u: "Praktische Ausbildung des Denkens" ze zbioru 
wyk�ad�w Rudolfa Steinera w bibliografii pod numerem 108 
Autoryzowany przek�ad A.K. Wo�owskiego z drugiego wydania
orgina�u  1922r.





PRAKTYCZNE KSZTA�CENIE MY�LENIA 


Mo�e si� komu� wydawa� dziwnym, �e w�a�nie Antropo zofia uwa�a 
si� za powo�an� do poruszania sprawy prakty cznego kszta�cenia 
my�lenia. Albowiem bardzo cz�sto s�yszy si� tu i �wdzie zdanie, 
jakoby Antropozofia by�a wiedz� w najwy�szym stopniu 
niepraktyczn�, nie maj�c� nic wsp�lnego z �yciem. Podobny pogl�d 
mo�e utrzymywa� si� tylko skutkiem powierzchownej znajomo�ci 
rzeczy. To bowiem, o co naprawd� chodzi Antropozofi, ma by� nici� 
przewodni� w najbardziej codziennym �yciu, powinno w ka�dym 
momencie przemienia� si� we wra�enia i uczucia, daj�ce nam
mo�no��  mocno sta� na ziemi i stawia� czo�o �yciu. 
Ludzie, kt�rzy maj� si� za praktycznych, wyobra�aj� sobie, �e 
post�puj� wed�ug najbardziej �yciowych zasad. Je�li jednak 
przyjrzymy si� temu bli�ej, przekonamy si�, �e to ich tak zwane 
"Rzeczowe my�lenie" w og�le nie jest wcale my�le niem, tylko 
szablonem, rutyn� w przyswajaniu s�d�w o rzeczach i 
przyzwyczajeniem si� do pewnych poj��. Przypa trzmy si� zupe�nie 
obiektywnie my�leniu ludzi tzw. prakty cznych, temu co zwykle 
nazywamy rzeczowym my�leniem, a spostrze�emy, �e tam cz�sto
bardzo  ma�o mamy rzeczywistej praktyczno�ci. To, co ludzie tak
nazywaj�,  polega na powta rzaniu rzeczy, wyuczonych, tego co
my�la�  nauczyciel, albo kto�, co wyprodukowa� to lub owo, i tak
nale�y  si� wed�ug tego kierowa�. A kto inaczej my�li, tego uwa�a
si� za  niepra ktycznego, bo jego my�lenie nie zgadza si� z tym,
do czego  nas przyuczono. 
A tym czasem, je�li kiedykolwiek wynaleziono rzeczywi�cie co� 
praktycznego, w �adnym wypadku nie dokona� tego tzw. "praktyk". 
We�my np. nasz dzisiejszy znaczek pocztowy. Zdawa�o by si� 
najbardziej prawdopodobne, �e znaczek ten wynalaz� jaki� znawca 
rzeczy - pocztowiec. Nic podobnego. Na pocz�tku ubieg�ego
stulecia  wysy�ka listu by�a jeszcze rzecz� k�opotliw�. Osoba,
wyprawiaj�ca  list, musia�a uda� si� do odpowiedniego urz�du, tam
zapisywano  list do r�nych ksi�g i odbywa�y si� przy tym
rozmaite korowody.  Ta wygoda korzystania z jednolitej op�aty
pocztowej istnieje  dopiero od jakich� sze��dziesi�ciu lat. A
dzisiejszego znaczka  poczto wego, kt�ry to umo�liwia, nie
wynalaz� �aden znaj�cy si� na  rzeczy urz�dnik pocztowy, tylko
kto�, co by� daleko od tego a  mianowicie anglik Hill. Kiedy za�
znaczki zaprojektowano, �wczesny  angielski minister poczty
o�wiadczy� w parlamencie, �e po  pierwsze, nie nale�y
przypuszcza�, �e rzeczywi�cie, skutkiem  takiego u�atwienia,
ilo�� list�w wzro�nie tak ogrom nie, jak to  sobie wyobra�a ten
niepraktyczny Hill. Po drugie za�, gdyby to  jednak nast�pi�o,
gmach poczty w Londynie nie wystarczy� by na tak  zwi�kszone
potrzeby. 
Temu wielkiemu praktykowi nie przysz�o wcale do g�owy, �e to 
gmach pocztowy winien by� przystosowany do obrotu korespondencji, 
a nie na odwr�t. Tym czasem w stosunkowo bardzo kr�tkim czasie 
przyj�o si� powszechnie to, co w�wczas nie praktyczny teoretyk 
wywalczy� od do�wiadczo nego praktyka uwa�amy dzi�, jako co� 
najnaturalniejszego w �wiecie, �e do listu przylepia si� znaczek 
pocztowy. 
Co� podobnego wydarzy�o si� z kolej� �elazn�. Kiedy w roku 1837 
miano wybudowa� w Niemczech pierwsz� lini� z Norymbergi do Furth, 
bawarskie Kolegium Medyczne wyda�o opini� rzeczoznawc�w, �e
budowa  dr�g �elaznych nie jest wskazana. Gdyby jednak, pomimo
to, zamiar  ten zwyci�y�, nale�a�oby, zdaniem owego Kolegium,
co najmniej  ogrodzi� linie kolei z obu stron wysokim p�otem z
desek, a�eby  uchroni� przechodni�w od mo�liwych wstrz�s�w,
nerw�w i m�zgu.  Kiedy za� projektowano drog� �elazn� z Berlina
do Pocz damu,  generalny poczmistrz Strengler powiedzia�: "Wypra
wiam codziennie  do Poczdamu dwa dyli�anse i to nie s� zaj�te.
Je�li ludzi chc�  koniecznie wyrzuca� swoje pieni�dze za okno,
mog� przecie� robi�  to i bez kolei �elaznej". 
Tak to realne fakty �yciowe przechodz� w�a�nie ponad g�owami 
"praktyk�w", ponad tymi, kt�rym wydaje si�, �e s� praktyczni. 
Nale�y wi�c rozr�nia� prawdziwe my�lenie od niby tak zwanego 
trze�wego my�lenia, kt�re wydaje s�dy, trzymaj�c si� jedynie 
wpojonych form zwyczajowych. 
Opowiem co mi si� raz zdarzy�o i co b�dzie najlepsz� ilustracj� 
dla naszych dzisiejszych rozwa�a�. 
Za moich czas�w studenckich przyszed� raz do mnie m�ody kolega. 
By� ogromnie rad, bo przysz�a mu genialna my�l do g�owy. Musz�, 
powiedzia�, zaraz p�j�� do profesora /tego kt�ry wyk�ada� w�wczas 
w wy�szej szkole budow� maszyn/ i przedstawi� mu wielki
wynalazek.  Mam pomys� maszyny, kt�ra przy jednorazowym
zastosowaniu  niewielkiej si�y pary, mo�e dzi�ki pewnemu
urz�dzeniu, wykona�  ogromn� ilo�� pracy. Wi�cej nie m�g� mi
powiedzie�, bo si�  spieszy� do profesora. Ale poniewa� owego
profesora nie zasta�,  powr�ci� do mnie i wy�o�y� ca�� rzecz
szczeg�owo. Wszystko to,  pomy�la�em sobie, pachnie mi perpetuum
mobile - ale czemu nie  prawda? - mia�o co� podobnego nie okaza�
si� kiedy� mo�liwe? Kiedy  mi wszystko dok�adnie wyja�ni�,
musia�em mu powiedzie�, �e  wprawdzie rzecz by�a bardzo dowcipnie
pomy�lana, ale bez  mo�liwo�ci zastosowania. W praktyce bowiem
da�oby si� to por�wna�  z takim na przyk�ad  z�udze niem - kto�
wsiada do wagonu kolei  �elaznej i popycha wagon z ca�ej si�y,
my�l�c �e poci�g w ruch  wprowadzi. Podobn� rol� odgrywa�a
zasada, pomy�lana w jego  wynalazku. Zrozumia� on to p�niej, sam
ju� nie poszed� do  profesora. 
Tak to mo�na zamkn�� si� w sobie ze swoim my�leniem. Rzadko 
takie, powiedzmy, zakorkowanie si� wyst�puje wyra�nie, ale w
�yciu  wiele z nas zamyka si� podobnie w swoich poj�ciach tylko,
nie  widzimy tego tak jasno, jak w tym przyk�adzie. Kto umie
uwa�nie  obserwowa� te rzeczy, wie, ile proces�w my�lowych odbywa
si� w ten  spos�b. Widzimy cz�sto, jak ludzie stoj� w wagonie -
�e u�yj� tego  por�wnania - i od wewn�trz popychaj�c go mniemaj�
i� oni to  w�a�nie powoduj� ruch. 
Wiele z tego, co widzimy w �yciu, dzia�oby si� zupe�nie inaczej, 
gdyby ludzie nie byli owymi popychaczami, wysila j�cymi si� 
wewn�trz wagonu. 
Prawdziwe u�ywanie my�lenia wymaga przede wszystkim zdobycia 
prawid�owego nastawienia oraz takiego� uczucia w stosunku do 
my�lenia. Jak si� to zdobywa? Nie podobna odczu� czym jest 
istotnie my�lenie, je�li sobie wyobra�amy, �e odbywa si� ono 
jedynie wewn�trz cz�owieka, w jego g�owie, albo w duszy. Kto tak 
my�li, tego fa�szywe odczucie ci�gle oddala od nale�ytej pracy 
my�lenia, od stawiania swojemu my�leniu koniecznych wymaga�. Do 
osi�gni�cia tego w�a�ci wego odczucia trzeba sobie powiedzie�: 
"je�li mog� wytwarza� w sobie my�li o rzeczach, je�li umiem za 
pomoc� my�li zg��bia� rzeczy - to tylko dzi�ki temu, �e my�li te 
ju� przed tem w tych rzeczach by�y zawarte". Rzeczy musz� by� zbu 
dowane wed�ug my�li i dopiero dzi�ki temu mog� te my�li z rzeczy 
wy�uska�.
Musimy wi�c wyobra�a� sobie, �e otaczaj�cy nas �wiat podobny jest 
do zegarka. Cz�sto u�ywamy por�wnania ludzkiego organizmu z 
zegarkiem, ale zapominamy przy tym najcz�ciej o rzeczy 
najwa�niejszej - o istnieniu zegarmistrza. Nale�y jasno zda�
sobie  spraw�, �e k�ka nie same zbieg�y si� i zaz�bi�y w
zegarku,  wytwarzaj�c w nich ruch; ale �e przedtem musia� by�
zegarmistrz,  kt�ry z�o�y� ten mechanizm. Nie zapominajmy o
zegarmistrzu.  Zegarek powsta� dzi�ki my�lom; my�li te wsi�k�y
jak gdyby w  zegarek, rzecz fizy czn�. W ten sam spos�b nale�y
wyobra�a� sobie  wszystko, co widzimy jako dzie�a przyrody,
zjawiska przyrody.  �atwiej t� rzecz poj��, gdy chodzi o dzie�a
ludzkie, trudniej za�  widzie� to w �wiecie przyrody, a jednak
i za ni� kryj� si�  dzia�aj�ce przyczyny duchowe; czynne s�
duchowe jestestwa. I kiedy cz�owiek my�li o rzeczach, to my�li
tylko o tym, co  przedtem w rzeczy te zosta�o w�o�one. Wiara w
to, �e �wiat powsta�  z my�lenia i nieustannie dzi�ki my�leniu
w dalszym ci�gu powstaje;  ona to dopiero czyni owocn� w�a�ciw�,
wewn�trzn� prac� my�lenia. Niewiara w duchow� tre�� �wiata
powoduje zawsze, nawet na gruncie  nauki, najgorsz� nieudolno��
my�lenia. Np. je�li nam m�wi� o  powstaniu naszego systemu
planetarnego, �e na pocz�tku by�a  pramg�awica, kt�ra pocz�a
wirowa�, skonden sowa�a si� w cia�o  centralne, a od niego
oddzieli�y si� pier �cienie i kule i w ten  spos�b mechanicznie
powsta� ca�y uk�ad s�oneczny - to kryje si� w  tym wielki b��d
my�lowy. �adnie nawet umiej� to dzi� 
zademonstrowa� w ka�dej szkole eksperymentalnie. Do naczynia z 
wod� wpuszcza si� kropl� t�uszczu, kt�r� przek�uwa si� szpilk�
i  wszystkiemu nadaje si� ruch obrotowy. Wtenczas od du�ej kropli 
odrywaj� si� ma�e kropelki i mamy w miniaturze system planetarny. 
Nauczyciel mniema, �e wykaza� uczniowi pogl�dowo, jak wszystko
to  czy tamto mechanicznie mo�e si� wytworzy�. Ot� tylko nie
rzeczowe  my�lenie mo�e z tego �adnego do�wiadczenia wyci�gn��
podobne  konsekwencje. Albowiem eksperymen tuj�cy, przenosz�c
wynik  zjawiska na wielki system �wiata, zapomina najcz�ciej o
czym mo�e  nieraz wygodnie jest zapomnie� - zapomina o sobie.
Zapomina �e to  on sam przecie� wprowadzi� w kr��enie ow� kropl�
t�uszczu. Gdyby  nie on nigdy nie wytworzy�y by si� owe male�kie
kropelki. Gdy  cz�owiek zaobserwuje i to tak�e i wszystko razem
por�wna z  systemem planetarnym, dopiero wtedy stosuje dok�adne
my�lenie.  Podobne przeoczenia my�lowe graj� dzi� ogromnie wa�n�
role,  zw�aszcza w tym, co nazywamy nauk�.
S� to rzeczy daleko wa�niejsze, ni� si� powszechnie wydaje. Gdy
chcemy m�wi� o prawdziwej pracy my�lenia, musimy widzie�, �e 
my�li zaczerpn�� mo�na jedynie ze �wiata, w kt�rym one 
rzeczywi�cie ju� si� znajduj�. Podobnie jak wod� czerpa� mo�na 
czerpa� tylk...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin